niedziela, 22 marca 2009

Młodym być

Szkoła w Królestwie jest dziwna. Od jakiegoś czasu próbuje zdecydować czy mi się podoba tutejszy system czy nie - i jestem jako ta dziewica. Co to i chciała by i nie. Z jednej strony jest bardziej user friendly. Choć to akurat jest dobra cecha otwieracza do konserw. Nauczyciele są chyba najbardziej widoczna różnicą. Nie ma tu polskich frustratów - a przynajmniej dużo lepiej się maskują. Z drugiej strony specjalizacja wykształcenia która zaczyna się na poziomie odpowiadającej 2 klasie polskiego liceum, wielopoziomowość nauczania dzieci w tej samej klasie i niejako ograniczanie ich a'priori potrafi niejednemu obcokrajowcowi zrobić z mózgu sieczkę.

Druga ciekawostka to poważne podejście do młodych ludzi którzy wykonują swoje projekty. Nikt tu odczuć juniorowi nie da że jego praca to zabawa co się zda psu na budę. Wręcz przeciwnie - najdziwniejszy pomysł będzie wspierany, kreatywność górą. Wyobraźmy sobie hipotetyczna sytuacje: licealista zamarzył sobie zrobić prace o Arrasach Wawelskich więc wyposażony w aparat, pismo od nauczycielki i dobre chęci idzie na Wawel. Gdzie doprowadza odpowiedzialną osobę do śmierci nagłej i niespodziewanej. Która zmarła gdyż w trakcie śmiechu zadusiła się kanapką z salcesonem. Albo pękła jej wiadoma żyłka - bo tak by się skończyła prośba młodego artysty o możliwość sfotografowania polskiego dywaniarskiego dziedzictwa kulturalnego.
A tutaj? Odpowiedzialni za utrzymanie porządku w Katedrze St.Culbert'a przeczytali list, zapytali o cel pracy, po czym wystosowali jednego ze swoich przedstawicieli by młodemu pomógł zrobić najlepsze ujęcia ich przybytku.

Zaczynam siwieć. I nadal nie przestaje mnie ten świat zadziwiać.

A'propos siwienia- może sie walnąć na łysą pałę?
Taak.
To jest właśnie zgubny wpływ zaprzyjaźnionych blogów ;)

15 komentarzy:

kiciaf pisze...

Mnie się to chyba podoba. Moje zawodowe kontakty były co prawda na poziomie wyższym naukowo - ale zarówno zaplecze jak i system przyjęłam z entuzjazmem.
No, ale co to za ptak co własne gniazdo kala (mam w końcu też jakiś papierek brytyjski) :).

Catta pisze...

Ja mam wrażenie, że w Polsce (tu będę kalać własne gniazdo): nauczycielom przeszkadzają uczniowie, pracownikom służby zdrowia pacjenci, urzędnikom petenci, kierowcom miejskiej komunikacji pasażerowie, pracownikom marketów klienci, politykom wyborcy itd. itp. Gdyby nie te natrętne muchy, głupie, z roszczeniami to życie powyższych "służb" byłoby boskie.
Ja też siwieję nieco. Abi może być interesującym, przystojnym szpakowatym doktorem, a ja co? Nie ogolę się na glacę (odstające uszy), na farbę jestem za leniwa.

Anonimowy pisze...

a ja mam mamę, która codziennie mi opowiada "kwiatki" polskiej szkoły i nikomu nie jest różowo... ani dzieciom, które mają problemy w domu i przenoszą to na szkołę, ani nauczycielom z rodzicami, którzy się do tego nie nadają ani też z dyrektorem, który zarządzanie ma na papierku, ale w głowie już nie bardzo... a wszystko zapewne, paradoksalnie, rozwiązałaby kasa...
metaksa

Zadora pisze...

nie ma co pały golić, samo przyjdzie jeśli taka karma ;P a siwizna zsunie się niżej, na brodę, klatę, ...
Jedyną sensowną przesłanką do golenia pały jest wygoda!

Anonimowy pisze...

@Catta. Tak na marginesie, wg klasyfikacji zawodów i specjalności już dawno nie ma służby zdrowia. Są pracownicy ochrony zdrowia.

mmru pisze...

Mój syn chodził do takiej "wyspiarskiej" szkoły. Co prawda w Irlandii, ale system podobny. Mały jako pięciolatek nie miał bardzo poważnych zajęć. Przynajmniej w rozumieniu obserwatora z zewnątrz przyzwyczajonego do tego że szkoła to głównie stres i katorga.
No cóż właśnie wróciliśmy do Polski i muszę przyznać że w porównaniu do swoich rówieśników jest mocno do przodu. Sama jestem pedagogiem więc pewnie dlatego łatwiej mi docenić pracę jaką z nim wykonano. Mój mały człowiek niesamowicie usprawnił sie manualnie w ciągu niespełna roku. Dodaje i odejmuje w skromnym, ale jednak zakresie. Poznał alfabet i początki czytania. Pisze też :)
Kontakt szkoły ze mną jako rodzicem był niesamowicie komfortowy. Długo mogłabym się rozpływać w pochwałach.
Bardzo żałuję tego, że u nas jeszcze długo nie będzie własnie tak.
Często porównuje się nasz system edukacyjny z tym wyspiarskim. Większość mówi o tym że nasze dzieci mają większą wiedzę z różnorakich dziedzin. niestety jest to wiedza czysto encyklopedyczna, bez kształcenia kreatywności i często przepadająca w zapomnieniu. A sama szkoła to miejsce w którym dzieciaki nie czują się komfortowo. Nasze szkoły zamiast ciągnąć w górę tworzą rozdział na dzieci mniej zdolne lub zaniedbane i te "dopilnowane" przez rodziców.
Ech..... właśnie ze względu na młodego chcielibyśmy po raz kolejny zwiać tam gdzie dostałby on bardziej przyjazną edukację.

Anonimowy pisze...

No cóż, mnie się specjalizacja wykształcenia zaczęła zaraz po podstawówce i tak już zostało. Uważam, że lepiej mieć większy wybór, ale cóż.
Z tego co piszesz wasz system sprzyja zdolnym i pracowitym, a poza tym nikt nikogo "siłą" do nauki zmuszać nie będzie. Może to i dobrze. (u nas teraz prawie do wszystkiego studia trzeba mieć skończone, z tego co wiem Anglikom się to w głowie nie mieści)

abnegat.ltd pisze...

Tutaj studia są elitarne - przynajmniej te na znanych uczelniach. Najbardziej oblegany Cambridge podniósł poprzeczke na A*AA - czyli nie wystarczy mieć trzech A - jedno dodatkowo musi byc z gwiazdka (bodajże powyżej 95 percentyla).
Odnosnie szkoly - jest dziwnie. Dzieci w Połnocnej Irlandii zaczynają nauke w wieku 3,5 roku. Nie rocznikowo - nabory sa co kwartał. Na podstawie ich rozwoju przydziela sie ich do dopowiedniego poziomu - milo i bezstresowo. Ale jak sie dziecko zalapie na nizszy poziom, wysokich not nie osiągnie. To byl nasz problem na poczatku - 98% i C - bo set byl niewłaściwy. Dopiero po naszej interwencji i przeniesieniu do wyższego setu stalo sie możliwe osiągnięcie A. To tak jak by w polsce małemu Jasiowi wydzielać informacje dające mu szanse na otrzymanie oceny dostatecznej - bo nauczyciel doszedl do wniosku ze na iwecej go nie stac. Dla nas jest to dziwne - i nienaturalne. Gdy opowiedzielismy jak wyglada szkolnictwo w polsce, mam wrazenie ze nie uwierzyli. Bo pocholere uczyc sie 10 przedmiotow? I kto da rade?

Anonimowy pisze...

Ale przynajmniej każdy ma szanse. Nie ma selekcji. Nie wszyscy rozwijają się tak samo. Nie wiem czy ktoś by w to uwierzył (np. z moich późniejszych nauczycieli), ale w klasach 1-3 byłam najgorszym "matołem". Powoli wychodziło, że może jednak nie do końca, a może wcale nie. ;P

abnegat.ltd pisze...

Docik, w UK zakwalifikowala bys sie na najnizszy set i z klasy do klasy jechala bys w ogonie. Az w koncu po dojsciu do GCSE - czyli matury w wieku lat 16 - skonczyla bys edukacje. I tyle. Mi sie ten system nie do konca podoba.

Anonimowy pisze...

Jeśli system jest dobry, to dlaczego trzeba importować lekarzy z tego gorszego systemu ?
A co do możliwości polskiego ucznia sfotografowania Arrasów, to obawiam się że raczej problem jest w rodzicach, którzy mu z miejsca wyjaśnią żeby nie podskakiwał bo i tak wyżej nerek nie podskoczy. Ja akurat przypuszczam, że jakby zdeterminowany licealista przyszedł do dyrektora muzeum (aczkolwiek nie wiem jak Wawel, mówię o doświadczeniach z głębszej prowincji), to nie dość że by dostał zgodę, ale jeszcze by go obcałowali na drogę.

zmęczon

Anonimowy pisze...

Akurat w przypadku Kembricz,a moze i Oksfoord nie konczy sie na ocenach, a moze sie nawet nie zaczyna. W czasie procesu rekrutacyjnego oczywiscie trzeba zaswiecic ocenami, ale to dopiero pierwszy krok. Jak latwo zgadnac chetnych z super ocenami jest tam na peczki, wiec po wstepnym odsiewie zapraszaja na wywiad, aby stwierdzic czy oprocz dobrej pamieci i inteligencji delikwent posiada pasje albo inne pozadane walory. W miedzyczasie nalezy udowodnic, ze ma sie wystarczajaca ilosc aktywow do studiowania, choc w tej kwestii nie sa zbyt zasadniczy. Rzeczywiscie swiadczy to o elitarnosci kilku uczelni, ale reszta uniwersytetow jest juz "dla ludzi". Szczegolnie te w socjalistycznej Szkocji, gdzie czesne za undergraduate pokrywa agencja rzadowa, co skutkuje w pelnym przekroju spolecznym i narodowym.

lavinka pisze...

Daj spokój, siwienie jest sexi, a arrasy można sfocić komórką tylko trzeba czym zająć panią z krzesełka co pilnuje ;)

p.s. Swoje 6 siwych włosów po prostu wyrywam ;)

Nomad_FH pisze...

A ja uważam, że u nas był dobry (w miarę) system kształcenia. Niestety później go zepsuli i psują coraz bardziej. Zresztą z jakiegoś powodu (kiedyś) nasi filmowcy, inżynierowie etc byli swego czasu rozchwytywani za oceanem. Dlatego, że jak tam ktoś był np operatorem kamer to nawet w minimalnym stopniu nie potrafił się wczuć i zrozumieć roli innego (i tego jak mu pomóc w jego pracy, czy jak zadziałać, aby obojgu ułatwić życie).
Swoją drogą - Abnegacie - czy widziałeś film Seven Pounds (Siedem dusz)? Właśnie go obejrzałem i mam trochę mieszane uczucia. Tzn mnie się podobał, ale zastanawiam jak bardzo ;)

Siwienie siwieniem. ja zaczynam lekko łysieć - trzeba pomyśleć co z długimi kłakami zrobić :P

abnegat.ltd pisze...

... ja jednak sobie zrobie łysa pałe :D