Hej, nima rady na to...
Ciepły, leniwy dzień. Co się dało - to się zjadło. Poczytało. Oglądnęło. Nuda...
- Przydał by się jaki wyjeździk mały, bo mi tu od leżenia zrobią się odgnioty - zagaiłem rozmowę.
- Ty se, dochtor, jaj nie rób. Poza tym teraz cokolwiek się trafi - będzie na ciebie.
- Ale tak przewietrzyć się trochę...
W końcu zająłem się podstawowym obowiązkiem pogotowiarza czyli spaniem. Wiadomo że nie wiadomo kiedy będziesz potrzebny. Więc spać trzeba na zapas żeby w nocy głupot nie robić.
Płynąc spokojnie z Morfeuszem - tym greckim - nagle poczułem że łódką coś jakby za bardzo buja. Otwarłem jedno oko.
- ...?
- Bierz sie dochtór. Wykrakałeś.
- A co się dzieje?
- Duszności, kaszle, słabości. Do koloru, do wyboru.
Sam chciałem. No, to bierzmy się.
Włączyliśmy sygnały i potoczyli się przez wieczorną wiochę.
- Daleko? - zapytałem kierowcę.
- Nawet nie. Ale dojazd paskudny. Dobrze że śniegu nie ma, powinniśmy dojechać.
- Nie mów nic - odparł ponuro Kaźmirz. -Żebyś się nie zdziwił przypadkiem...
Zjechaliśmy z drogi asfaltowej w asfaltową dróżkę a chwile potem w szutrową. Którą porzuciliśmy na rzecz polnej. A tą z kolei zamieniliśmy na ślady ciągnika biegnące przez pole. Im wyżej tym śniegu więcej, na polu zabuksowaliśmy trochę ale kierowca rasowo odpuścił gaz i pyr pyr pyr wyjechaliśmy na koniec świata. Gdzie stał sobie dom.
Za siedmioma lasami, za siedmioma górami, mieszkał sobie krasnoludek.
I wszędzie miał w cholere daleko.
W domu siedzi sobie kobiecina i rzęzi. Nie tyle dramatycznie ile sukcesywnie. Hm. Obadałem, po prawej rzężenia, furczenia, a na głębokim wdechu trzeszczy. Piękne odoskrzelowe zapalenie płuc.
- Trza będzie jechać do szpitala.
- A w domu się nie da?
- Da. Ale jak się pogorszy to może być nieciekawie - a mieszkacie na konkretnym końcu świata...
- Ja bym wolała w domu.
- Jak się pogorszy, doktorze, to ją zwiozę na dół - wtrącił chłop.
- Jak chcecie. Ale napisze tu że do szpitala nie zgodziliście się jechać. Podpiszcie tutaj.
- A to nie przyjedziecie drugi raz?
- A czemu nie? - zdziwiłem się szczerze -To jest jedynie dokumentacja żem was nie porzucił na pastwę w środku lasu.
Zabrałem się za buchalterię. Antybiotyk, mukolityk, coś na gorączkę, probiotyk... Będzie.
- To trza wykupić jeszcze dziś.
- Wzięlibyście mnie na dół? - zapyta chłopina. Kątem oka zauważyłem że Kaźmirz bierze wdech więc uprzedzając odmowę odparłem że nie ma problema.
- A jak wrócicie?
- Rodzina mnie podwiezie.
- No to chodźmy.
- Romek!!! - wydarł się ojciec. Do pokoju wpadł może 12 letni chłopak. -Przynieś mi tu dwie flaszeczki, wiesz skąd?
Romek kiwnął głową i znikł. Po chwili pojawił się z dwoma buteleczkami łąckiej.
- Coś to, k. pacanie przyniósł? To jest na sprzedaż. Chcesz doktora otruć? Za beczką jest odłożone, stamtąd weź.
Romuś zabrał ślicznie oblepione naklejkami, złotym sznurkiem i lakiem flaszki po czym pojawił się niosąc nieco zakurzone, z korkiem uszczelnionym gazetą. Postawił z pietyzmem na stole.
- Bardzo proszę, panie doktorze. Trzykrotnie destylowane, węgierki z dodatkiem renklody.
Ha, znawcy mi mówili że można to cudo dostać w rejonie, ale jakoś zawsze trafiałem na jednorazowo przepędzoną żytnią z dodatkiem powideł. Smak jeszcze ujdzie, ale kac potrafi być trzydniowy. I zabić w międzyczasie.
...badały tatkę wszędy
instytuty i urzędy
wyszła taka konkluzja -
- w wyniku tych analiz
doszli że to realizm
dla innych zaś aluzja...
...więc się dziwimy szczerze
myśląc o charakterze
prostym, naszego tatki
tym bardziej że za nami
też chodzą wieczorami
dwie śliczne małe ćwiartki...
Zawszeć to warto być dla ludzi miłym. Zamiast politury dostałem czyściutką, 75% śliwowiczkę. Klękajcie narody.
25 komentarzy:
Bardzo dziękuje Abi za posta. Domagałam się o łapówkach to mam. Zastanawiam się tylko, dlaczego ludziska na łapówki wybierają słodycze( czekolada!!!!) lub wódkę? Chociaż ja w swojej kolekcji mam też: serwetki koronkowe, obrazek, figurkę i różaniec.
wow, to się nazywa wyróżnienie :)
inessta - daje się to, co w narodzie najcenniejsze, więc alkohol to zrozumiałe, a czekoladki - to taki symbol Zachodu ;)
metaksa
metaksa, dla mnie najcenniejsze są brylanty, nie czekoladki.
Tak się zastanawiam - raz mi dali flaszkę po zabiegu babci. Jako ze babcia w domu była, czułem się w pełni praw flaszkę wziąć. Pułapka kryla się w pudelku. W postaci koperty.
Jeszcze taka kobietę pamiętam na korytarzu co mnie dopadła, wcisnęła rękę do kieszeni i dala dyla. Dostałem wtedy dwie dychy - ale nie wiem za kogo ani za co. Czekoladek mi nikt nie nosił - jednak wyglądam bardziej na wypijacza niż pożeracza.
I chyba za 15 lat roboty to będzie tyle. Mam nadzieje ze mnie teraz CeBoŚ nie namierzy - bo w kajdankach nigdzie nie chce jechać.
"Ten Pan już nigdy żadnej flaszki nie wypije".
OOO taka sliwowiczke to ja z checią bym zdegustował :P
Na zdrowie Abnegacie. Wolę nikomu nic nie dawać niż mieć kłopoty lub żeby co gorsza ktoś miał kłopoty. Pieniądze to mogę dać jak idę prywatnie, a poza tym to nie wiem co można czego nie i jak nie zrobić siary.
inessta - tylko że diamenty to u nas towar deficytowy i luksusowy... ;)
metaksa
Dotuś i zgadzam się z Tobą :) Szkoda że zrozumiałam to dopiero po czasie :( ale o tym już kiedyś tu było ;)
Świetna opowieść. eee... chyba już się "chyba zbrodnia przedawniła" Poza tym pewnie dowód rzeczowy został wypity. Nie ma "ciała" nie ma zbrodni. Dawno nie komentowałem, ale czytam z zapałem młodego ZMPowca. Przy okazji posyłam Ci serdeczne wiosenne pozdrowienia oraz pokłony dla komentatorów!
Neusimon, jak to powiedział kiedyś instruktor pierwszej pomocy: "Każdy chciałby mieć rytm zatokowy, ale nie każdy może". Koniec cytatu:D
A śliwowiczka nie problem - jedyne pytanie brzmi: jak daleko masz do Łącka...
Docik, to było samo zdrowie...
A odnośnie kopertówek - myśmy mieli na oddziale instytucję Towarzystwa Wspierania Tutejszej Intensywnej Terapii - jak kto przychodził z kasą to sie go oficjalnie kwitkowało, kasa szła do Oddziałowej - a potem na konto. Uzbierał sie pulsoksymetr. Ot, i tyle. Tak naprawde to anestezjolodzy byli jedyną grupą strajkującą o pieniądze. I w tej chwili chirurgów zżera uczucie straszliwe, jako że przeciętnie w szpitalu jako grupa zawodowa zarabiamy więcej niż oni ;)
Metaksa & Innesta - miłe Panie, czy wy aby nie przesadzacie? Toż pacjent z torbami pójdzie... Diamencik dla dochtora, drugi dla pielegniarek, w labie zostawić naszyjniczek... Dzizzzz....
EL, człowiek się uczy - na drugi raz trzeba wywiad zrobic :DDD
Usmiechnij sie.
F-blox, toż zęby by musiała miec żeby do dzisiaj dożyła ;D Miłej wiosny również. U nas słoneczko i nawet ciepło... Mniam.
Abi nie planuje następnego razu ;) A kasa to tylko z pokwitowaniem.
no do Łącka mam jakieś 1200km :P wiec sobie raczej odpuszczę :)
moze kiedys... :D
"Każdy chciałby mieć rytm zatokowy, ale nie każdy może"...za to ja moge miec prawidlowy rytm wypróżniania ;)
EL, bardzo słusznie. Jeżeli komukolwiek należy cokolwiek dawać to tylko anestezjologowi bo jak wiadomo jest to kreatura poczciwa, miła i wypić wszystko zdolna. Znaczy - znam takiego jednego co nie pije ale on straszliwie zmierzly jest wewnętrznie.
1200 do Łącka?
Spójrzmy na to tak:
- jak na wschód to Stroch 80% może zastąpić Łącką w celach leczniczych (bo smak ma taki raczej jakby niekoniecznie).
- jak na zachód to nasi bracia słowianie potrafią robic cuda - przy czym 1200 to by było juz zakaukazie... hm... mieli kiedyś taki koniaczek gruziński... cholera jasna, wszystko mi ten Niemiec chowa...
- jak na północ to palinka albo monastyrka; ewentualnie lozawica ale straszliwy jest to kacogen.
- jak na południe to przez Bałtyk. Tu niestety radą służyć nie potrafię niestety... Ale na 100% coś tam miejscowi robią co zabija łupież, pasożyty i depresję.
(Łupieżówka - wódka po której tak człowieka trzęsie że się mu łupież sypie z głowy).
- Panie doktorze, mam problem. Codziennie wypróżniam się o 7 rano.
- Tak regularność? To doskonale, w pańskim wieku...
- Tak, ale ja się budzę o ósmej.
Abi, ale jakby było pięknie, gdyby tak wdzięczni pacjenci klejnotami mnie obrzucali. Ech, marzenia....
Innesta, może lepiej że pacjenci nie wyrażają swoich uczuć obrzucaniem?
A jak by tak byli niezadowoleni??
Aż strach pomyśleć ;D
no niestety na zachód :)
i co najlepsze to tutaj prowadze abstynencki tryb zycia :P pije podczas pobytów w pl :D co stety zdaza mi sie dosyc czesto :D
no i polecam krupnik :P
ale kurde trafilem z tym wyproznianiem, 1:0 dla Ciebie :D
Wiem, wiem Abnegacie. ;)
Co do zmierzłości wewnętrznej to z wczoraj na dziś dowiedziałam się, ze ponoć alkohol nie wpływa na mój poziom wyluzowania.
(-Nie pijesz? Ty chyba nigdy nie piłaś bo jakoś nie widzę różnicy...
-Ja zwykle to piłam mniej więcej tyle ile ty. ;P
-A to może przez ten alkohol tak mi się tylko wydaje...)
Anestezjolog jako kreatura poczciwa. :D No fakt jak do tej pory z jednym wyjątkiem dało się tak powiedzieć. :)
A ja przesyłam pozdrowienia z Istebnej z pleneru foto-pijackiego - tak mi się przypomniało czytając ta notkę - to w ten weekend i podobny motyw z wyjazdem pod górkę był ("ktoś" inteligentnie na czymś co kiedyś było drogą szutrową, przy śniegu, mrozie etc) pod górę próbował wjechać na letnich oponach... więc pchania było. I krupnik był. Śliwka też się pojawiła... kelta też się wypiło i bratniego narodu...
bracie Nomadzie - Ty tutaj to powinieneś przytakiwać, że anestezjolodzy to lubią się napić - patrz: Twój chrzestny, którego niestety tylko z opowieści znamy :(
Otóż drogi Abnegacie brat mój miał chrzestnego - anestezjologa, później lekarza na statkach, co mu niestety szczęścia i zdrowia nie przyniosło :(. I jak wiemy z opowieści rodzicielki, zdarzało się, że temuż chrzestnemu baba z obrazu schodziła heheh
Neusimon, czyli do Łącka na wschód ;)
W takim razie Stroch. Troche ciężkie toto - i broń Panie zapijać bo zabije natychmiast. A krupniczek też może być- chociaz dla mnie za słodki. Pozdrawiam znad 12 y.o. Glenlivet :D
Docik, może nie miałaś dobrego towarzystawa do luzowania?
Bo alkohol to nie wszystko :D
Nomad, Beskid Żywiecki :D Straszliwie dawno temu miałem przyjemnośc spożywania Żywca w Węgierskij Górce... A tak na marginesie - jak tam Łącka zabłądziła? Prędzej bym się Beherowki spodziewał ;)
Madziaro, wielu takich było...
tak, było...
a ten akurat zmarł tylko dlatego, że ktoś na statku na początku lat 80-tych źle kombinował i pomyślał, że lekarz jest narkomanem, a nie, że próbował sam zrobić sobie zastrzyk kiedy serce zaczęło mu szwankować :/
No a jak to? narkoman? na polskim statku? :/
Taki los... Żył jak chciał - a umrzeć i tak każdy musi. Jakoś im starszy jestem tym więcej mam zrozumienia dla ludzkich wyborów. Znaczy - nie tyle akceptacji ile właśnie tolerancji.
jasne, że tak, żył jak chciał i dużo marzeń na pewno spełnił. Poszedł pracować na statki, bo stwierdził, że inaczej się zapije i jak wiem z opowieści - to był jego wymarzony i OSTATNI rejs... i rzeczywiście był ostatni
Swoją drogą - również, kiedy pracował w Polsce, to był rurownikiem. Tak jak madziaro mówiła, zorientował się co mu się dzieje, zaaplikował sobie to co uznał za konieczne (byli już na redzie portu), ale nie zdołał już powiadomić kogokolwiek. Załoga go zobaczyła z igłą - nieprzytomnego, więc - "narkoman". Dopiero kiedy 2-3 dni coś dalej było nie tak, to zdecydowali się wezwać motorówkę z kapitanatu z lekarzem.... Zmarł w drodze ze statku do portu...
Akurat splot okoliczności niekorzystnych - to był jego pierwszy rejs na tym akurat statku, nikt z załogi go nie znał. Więc zadziałał stereotyp - nieprzytomny, obok strzykawka.... "a na polskich statkach narkomanów nie ma".
Tak los zakpił - on zawsze marzył o dotarciu do tego właśnie portu i mówił, że jeśli tam się znajdzie, to zrezygnuje z pływania.
A co do łąckiej - cóż to był plener fotograficzny z ludźmi z całej Polski, więc różne wynalazki były do picia ;)
łupieżówka - to było dobre. chętnie bym się napił. może w końcu by mi łupież zniknął z głowy. nic na mnie nie działa
Prześlij komentarz