sobota, 18 maja 2013

Kwadratura koła

CZYLI JAK PRZYCIĄĆ KOŃCZYNY DZIECKA, ŻEBY SIĘ POD PRZYKRÓTKIM KOCYKIEM ZMIEŚCIŁO

W dawnych czasach służba zdrowia działała sobie na trzech poziomach. Pierwszy, nasz lekarz ośrodkowy, znał nasze bolączki, prowadził kartotekę i w razie problemów działał. A gdy nie mógł - wysyłał nas do specjalisty. Który był łącznikiem pomiędzy opieka podstawową w ośrodku a specjalistyczną w szpitalu. System jakoś tam działał, aż nagle ktoś doszedł do wniosku, że czas na zmianę. Warstwę specjalistów zredukowano, zrzucając większość zadań na głowy lekarzy pierwszego kontaktu. Co mamy teraz, widać. System jest totalnie niewydolny, jak mamy szczęście to nasz pierwszokontaktowy jest dobry i zaradzi wszelkiemu złu, a jak nie to bryndza. Do tego finansowanie służby zdrowia poszło dokładnie w przeciwnym kierunku niż miało, bo niby pacjent miał być języczkiem u wagi a stał się upierdliwym i wręcz szkodliwym dodatkiem do systemu.

Arogancja NFZ rządzącego społecznymi pieniędzmi po prostu odbiera dech w piersiach.

Model, który mamy, jest do złudzenia podobny modelowi angielskiemu. Tutejsze Dżeneral Praktiszynery, zwane pieszczotliwie DżiPi, zajmują się wszystkim po własnemu uważaniu, starając się ograniczyć skierowania, za które muszą płacić. Do tego, od tego roku, GP dostał władzę nad kasą - to oni mają decydować kto i ile za wykonanie świadczeń dostanie. Szpitale rozrosły się w molochy zżerające nieprawdopodobne ilości pieniędzy. Do tego swoje dwa grosze dołożył kryzys i nastąpił tak zwany dzonk. Okazuje się, że zaadaptowany przez Polskę system jest niewydolny nawet przy takich nakładach finansowych, na jakie stać Brytyjczyków. Przedstawiciel związku lekarzy A&E (Accident & Emergency) stwierdził, że nie przetrwa on zimy. Tak - o.

Co się stało? Pieniędzy jest mniej, najprościej "zaoszczędzić" na pracy ludzkiej i nagle zaczyna brakować rąk do pracy. Jako jeden z głównych czynników podano lawinowy wzrost pacjentów obsługiwanych przez oddziały A&E, jako że do GP dostać się jest coraz trudniej, w zasadzie rzadko się zdarza, żeby dostać wizytę w pierwszym tygodniu od zgłoszenia. A choróbsko nie czeka - co wymusza pójście po pomoc do szpitala. Który robi bokami.

Pierwsza pomoc, niezależnie od tego czy chory ma sraczkę, czy ostrą trzustkę, musi być udzielana w jednym miejscu. Chyba, że chcemy wprowadzić do szkół nowy przedmiot pt. medycyna. A&E czy nasze polskie odpowiedniki SOR muszą mieć na to pieniądze i specjalistów. Tych ostatnich mamy, zostali wyszkoleni w ciągu ostatnich 20 lat. Sedno problemu w rozdzieleniu pierwszej pomocy. Bo skąd pacjent ma wiedzieć, co go napierdziela w nadbrzuszu? Lezie tam, gdzie go przyjmą. Upierdliwy nawet niestrawność wyleczy na SORze, a spolegliwy zemrze spokojnie w domu na zawał.

Trzeba odejść od obecnego schematu - chyba że faktycznie zafundujemy każdemu obywatelowi przymusowy, trzynastoletni kurs medycyny (studia, staż i specjalizacja) - i podzielić to co mamy na pomoc doraźną (w tym pogotowie ratunkowe), która zajmie się absolutnie wszystkimi przypadkami oraz szpitale, które zajmą się tym co im z pomocy doraźnej spłynie. Ostre na ostro, elektywne na spokojnie.

Ale do tego potrzebny jest ktoś, kto będzie miał prawdziwe jaja.

PS. Tak jeszcze na marginesie: nie ma znaczenia, czy to SORy wchłoną lekarzy pierwszego kontaktu, czy tez ci ostatni przejmą SORy. Ważne, żeby pacjent, niezależnie od tego co mu dolega, mógł znaleźć pomoc w jednym miejscu.

14 komentarzy:

kiciaf pisze...

System kraju popoludniowego znad czerwonego morza rozwiązał problem dużą ilością aptek i dostępem do wszystkich leków (no niezupełnie wszystkich, niektóre są spod lady). Coś cię boli to do apteki, pan aptekarz doradzi. A dopiero jak gorzej to szukamy lekarza.

Anonimowy pisze...

Świetnie piszesz- niedawno znalazłam Twojego bloga ,będę zaglądała regularnie :)Marta








Anonimowy pisze...

Hesus Marija, trza będzie półdupki ścisnąć i nie chorować ;-)
nika

M. pisze...

@kiciaf w sumie jest to jakieś rozwiązanie - jednym może się poprawi, a drugim na tyle pogorszy, że też już nie będą wymagali wizyty u lekarza ; )

Animowany Zwolennik pisze...

Rozwiązania genialne są często proste,rewolucja,którą proponujesz w systemie ochrony zdrowia jest właśnie z tego gatunku-genialnie prosta.Misiek!wracaj, Kraj Ojców w potrzebie,we wakacje ma być rekonstrukt w najlepszym ze rządów,jest duże prawdopodobieństwo,że będzie, przepraszam za wyrażenie ,,wolny stolec ministerialny,, na Miodowej,Misiek, jak masz jaja wracaj!pozdrowienia podyżurowe z Polelandu Zwolennik.

Szaman Galicyjski pisze...

Abi, Drogi Przyjacielu, to nie jest kwadratura koła. To już sięgnęło kulistości sześcianu.
W Twojej propozycji połączenia POZ "po godzinach" (ale czy tylko "po godzinach" czy wszystkie?) ze SORami są dwa wyjścia: albo zmniejszyć ilość POZ do ilości SOR, albo rozmnożyć SORy do ilości POZów. Skąd na to wziąć ludzi i pieniądze? Wyobrażasz sobie jeden POZ na powiat albo SOR w każdej gminie?
Rozwiązanie ukejskie też nie jest optymalne. Proponuję wizytę na A&E w piątkowy późny wieczór - wygląda jakby ktoś podłożył bombę w Lidlu. Matka z rozgorączkowanym niemowlakiem też będzie czekać godzinami, zanim zaopatrzy się czterech pijanych młodzieńców, którzy wymieniali na migi poglądy na tematy różne a drażliwe oraz dwie zaprute panienkiafter binge drinking, które nawiązały bliski kontakt z trotuarem, bo byli pierwsi albo przywiozła ich policja.
Rozwiązanie częściowo skuteczne stosowane tutaj jest złożone, ale i proste.
A. Małe szpitale (minor injury hospitals) obsadzone pielęgniarkami i/lub ratownikami znajdujące się "w terenie". W Kornwalii jest jeden szpital duży RCTH i ze siedem małych "non 24 hours". Zaopatrzą małe rany, przemyją zapruszone oko, dadzą coś na biegunkę, gorączkę i tp. Z tym, że dadzą Ci po trzy tabletki (lub tyle, ile wystarczy na czas oczekiwania na wizytę u GP). I koniec! Żadnych recept, skierowań, zaświadczeń. Jeśli nie wiedzą co zrobić - wysyłają na "duże" A&E.
B. Duże A&E ma poszerzoną bazę diagnostyczną i dostęp do specjalistów, ale dalej nie wypisuje recept, zaświadczeń, skierowań (poza potrzebnymi IM, a nie pacjentowi).
C. Coś, na co polscy doktorzy nie chcą się zgodzić - poza GP NIKT nie wypisuje recept, zaświadczeń, skierowań! Ale dzięki temu połowa bomisiów i jatylków nie ma po co przyłazić i zawracać głowę na SORze. Piszę o państwowej OZ, nie o prywatnej, to inna bajka.
Wydłuża to oczywiście czas oczekiwania na wizytę u GP, ale powiedzmy sobie szczerze - 90% tych wizyt może czekać parę dni.

M. pisze...

Szamanie, mógłbyś rozwinąć pkt. C - czemu w Polsce takie rozwiązanie napotyka na niechęć lekarzy?

abnegat.ltd pisze...

Kiciaf, tu jest jeszcze dziwniej. Nie mogę się sam leczyć, nie wolno mi leczyć rodziny... Pieprznięci.

Marta, witaj :)
Ostatnio jakby się obijam. Ale w planach - się wezmę...

Nika, zawsze lepiej było byc pięknym, młodym i bogatym.
I zdrowym ;)

Zwolennik, to wcale nie jest taki głupi pomysł. Nie mówię o wyburzeniu ośrodków na rzecz Wielkiego SORa czy zakładaniu owych we wszystkich ośrodkach - ale o scentralizowaniu zarządzania opieka pierwszego kontaktu - od sraczki po reanimację.
A do tego trzeba tylko sensownie połączyć organizacyjnie trzy jednostki: ośrodki, SORy i pogotowie.

Szaman, ten system jest zły. I tyle. ZUO bierze się z rozmydlenia odpowiedzialność za pacjenta pomiędzy pogotowiem, ośrodkiem i izbą. To musi być jeden twór, jakkolwiek by go nie nazwać.
A kasa, która teraz idzie na służbę zdrowia jest jaka jest. Trzeba tylko sobie jasno powiedzieć: służba zdrowia nigdy i nigdzie nie działała dobrze jako twór gospodarki wolnorynkowej.
Chcemy mieć dobrą służbę zdrowia: trzeba ją solidarnie finansować i niestetyż dla bogatych - solidarnie muszą dać więcej. Żul Królewski co najwyżej może dołożyć do tego pawia.
A co do 90% procent, tych którzy mogą czekać: w tym właśnie jest największy problem. Bo kto ma ci powiedzieć - no, Tobie to po znajomości mogę powiedzieć ja, liczę na wzajemność - ale kto ma pacjentowi powiedzieć czy on sobie może czekać czy raczej nie, bo umrze? Toż sam zakładasz, że pozostałe 10% czekać nie może - a czeka.
To musi zostać wyeliminowane, jeżeli chcemy mieć działającą opiekę zdrowotną.

I jeszcze tak ogólnie: mamy tyle ile za to zapłacimy. Nikt nie oczekuje, że dwudziestoletni fiat 126p za pięć stówek da nam komfort i klasę merola za 500 tysięcy. Lekarz musi być wypoczęty i uśmiechnięty, żeby mieć do pacjenta cierpliwość. Widziałem, a nie wierzę: młodzian stał, wrzeszczał, pluł - a konsultant spokojnie, jak krowie na miedzy, tłumaczył mu po raz dziesiąty to samo - Z UŚMIECHEM NA USTACH... Jakbym miał sztuczną szczękę - to by mi wypadła. Ale on pracuje 7 sesji po 4 godziny tygodniowo, cztery na bloku trzy na IT a pozostałe 3 ma na papiery i naukę. Za pięć razy większe pieniądze niż u nas. No to go stać na luz.

U nas się zrobiło za dużo patologii z każdej strony. Pacjenta, doktora i NFZetu. I to będzie największy problem do zmiany.

Szaman Galicyjski pisze...

Masz rację, mamy tyle, na ile uzbieramy pieniędzy. Ale bogatsi nie chcą płacić więcej, bo wiedzą, że pójdzie to na leczenia Żula Królewskiego. A niby czemu oni mają za to płacić? I m.in. dlatego w 37 milionowym państwie ZUS opłaca coś poniżej 8 milionów. Nie da rady.
Nie da się też koło każdego postawić lekarza/pielęgniarki/ratownika, żeby mu się nic nie stało. Kiedy mieszkaliśmy w jaskiniach żarły coponiektórych tygrysy szablozębe. Teraz mamy autostrady i zabijają nas samochody. Człowieki są śmiertelne.

abnegat.ltd pisze...

Szaman, sluzba zdrowia musi byc utrzymywana przez panstwo - ergo wszystkich podatnikow - bo inaczej zdechnie. Wiesz dobrze, ile kosztuje najprostszy zabieg. Dostarczamy go potrzebujacemu kosztem niepotrzebujacych.

Pewnie, ze mozna "kazdemu wedle zaslug" (jakby znajome, nie?) - ale tak z reka na sercu: jaki odsetek ludzi stac w chwili obecnej na sfinansowanie zabiegu wyrostka? A to bedzie chyba jeden z najtanszych zabiegow. Koszt leczenia operacyjnego nowotworu jajnika plus radio i chemioterapia - toz to idzie w miliony.

Sluzba zdrowia - a wiec takze i my, Szamanie (!) - zadnej łaski nie robi. Dostaje pieniadze podatnika i za te pieniadze go leczy.

abnegat.ltd pisze...

Cholera, cos zezarlo...

Mysl nastepujaca byla: leczymy podatnika za pieniadze podatnikow. Zadna laska... tfu, łaska... A gdy przyjdzie do finasowania prywatnego - no o czym ty gadac? Mala liczba pacjentow, mala liczba procedur a to sie przeklada na duzo wyzszy koszt pojedynczej uslugi, co ograniczy liczbe pacjentow jeszcze bardziej i waz zezarl ogon.
Naszej firmie bardziej sie oplaca wstawiac prywatnie cycki niz grzebac w dupie za pieniadze NFZ, ale cycki robimy raz na dwa miesiace, a grzebiemy w dupach 20 eazy dziennie...

Alex pisze...

Jako komentarz przychodzi mi do głowy tylko dowcip: "przychodzi baba do lekarza - panie doktorze jestem uzależniona od Facebooka - na co lekarz LUBIĘ TO!"

Do reszty opadają ręce....
Pozdrawiam!

Szaman Galicyjski pisze...

Toż się zgadzam z Tobą, Abi, ale... jeśli ściągalność kasy na ubezpieczenie będzie taka jak jest, to zdechniemy zanim przejdziemy na prywat. Solidarnośc to także równowaga pomiędzy obowiązkami i prawami jednostki wobec społeczeństwa. Jak długo składka ZUSowa będzie bardziej karą "za to, że, chamie, śmiesz zarabiać dużo", a nie wkładem solidarnym do wspólnoty i jak długo składka emerytalna będzie zwykłym rabunkiem (pozbawienie własności pod groźbą kary) tak długo o solidarności społecznej możesz zapomnieć.
Dla naprzykładu: jakiś pan Edward opłacał składkę emerytalną przez 16 lat (bo musiał!), ale emerytury nie dostanie, bo teraz trzeba mieć i wiek i 25 przepracowanych lat-okresów składkowych. I ja na ten przykład nie mam 25 lat składkowych. Czyli moja polska emerytura poszła się... no, wiesz co. A ten myk z okresami składkowymi wymyślili nasi posłowie teraz. Czyli po raz kolejny zrobili ludzi w bambuko.
Zatem możesz oczekiwać, że ilość płaconych składek znowu spadnie. Poza tym wielkie przedsiębiorstwa państwowe, np. kopalnie, stocznie i co tam jeszcze jest - w ogóle od dawna nie płaci! Znowu więc będą skubać biednych, a ubodzy pomrą bez opieki.

Anonimowy pisze...

Abi, ale przecież bogaci (a w zasadzie dobrze zarabiajacy) płacą wiecej - w końcu składka jest proporcjonalna do zarobków. Wiec taki dajmy na to prezes banku składa się na kilku żuli, a jak bedzie chciał skorzystać z publicznej służby zdrowia to i tak swoje w kolejce odstoi, mimo że za usługę zapłacił znacznie więcej niż banda emerytek-hipochondyczek, czy też wzmiankowany żul.
Pozdrawiam,
Marcin