piątek, 29 października 2010

Yo ho ho

Wszystko na świecie ma swoje miejsce. Jak myslimy o Pałacu Kultury, widzimy Warszawę. Statua wolności? - wiadomo, Nowy York. Słoń - Indie. Żyrafa - Afryka. Pingwin - zoo. Politycy - Madagaskar. Z alkoholem jest tak samo. Każdy jeden ma swoje szkło przypisane i uswięcony sposób degustacji.

Nasza polska wódka, absolutnie najlepszy z wynalazków, wymaga solidnej zamrażarki i akuratnych kieliszeczków. W oprawie obowiązkowo kiszony ogóreczek, rydzyk może straszyć swą rudą główką z salaterki, boczek wędzony też się nada.

Gdy jednak spróbujemy przenieść nasze zwyczaje do Angli, okaże się szybko, że sposób, z dziada pradziada udoskonalany, nijak się ma do tutejszej trucizny na wodzie z torfowisk pędzonej. Pomijam fakt problematycznego dostepu do kiszonych ogóreczków, który to potrafi dać się we znaki, ale whisky pita pod sledzika? Brrr... Whisky wymaga szkła grubego, dużego, temperatury pokojowej, kropelki wody dodanej bezposrednio przed spożyciem, coby otworzyć smak i zapachów bukiet (tak, tak - Angole nie dlatego wody do whisky dolewają, żeby alkohol rozcieńczyć, jak to sie przyjeło uważać w kraju nadwiślańskim, ale by uwolnić walory smakowo-węchowe). Zamiast ogóreczka bardziej pasuje tu duże cygaro, zamiast kuchennego stołu - skórzany, głęboki fotel.

A co z innymi? Koniak, kałuża brązowa w wielkiej bańce rozlana, podgrzewana dłonią, wabiąca nas zapachem winogron. Metaksa, jako jedyna w tym towarzystwie, winna być zmrożona, jak wódka. Na ciepło jej smak jest zbyt agresywny, człowiekowi się wątroba telepie. Sake - wiadomo, z miseczki. Na ciepło w dodatku. Piwo - z kufla zimnego, z piana cieknącą po ściance.

Skąd mi się taki temat wynalazł? Ano, siedząc ostatnio z Larssonem w dłoni, popijałem sobie rum ze szklaneczki. Prawdziwy, kubański, z trzciny cukrowej robiony (albo ze starych opon - lepiej nie wnikać, należy uwierzyć reklamie). I tu, niestety, okazało sie, że nie tylko anestezjolog potrzebuje trzech rąk. W jednej trzymamy książkę, w drugiej szklaneczkę - a nalać jak? W końcu znudzony ciągłym odstaw-nalej-wypij-czytaj wyeliminowałem szklaneczkę. I doznałem oświecenia.

Tak jak każdy inny alkohol, rum ma swój rytuał. Został on zresztą bardzo dokładnie opisany w książkach, pokazany w filmach. Nawet w piosenkach. Rum pije się z bezpośrednio z butelki. To nie jest żadna kreacja filmowa. Gdyby rum lepiej smakował z kryształów, Johnny Depp pewnie miał by na swoim pirackim statku cały zestaw z Krosna. A jednak - mimo wielkiej ilości pieniędzy i dobrze prosperującego przedsiębiorstwa, nawet w towarzystwie dam raczył się tym delikatnym trunkiem prosto z gwinta! I zupełnie rozumiem dlaczego. Smak jest pełniejszy, bezpłciowy napar ze szklanki staje się słonecznym nektarem, w którym wiatr i morska bryza pieści podniebienie.

Gdyby jeszcze mogli dawać mniej kacogenu...

27 komentarzy:

inessta pisze...

A dużo tego rumu trza wypić, żeby posmakować aromatu?

basia pisze...

Opisuje Pan Szanowny truneczki niczym Mickiewicz jaki!...

Ale jam odporna - te wszystkie puste kalorie ;roll;

Szaman Galicyjski pisze...

innesta, quknij tutaj http://www.youtube.com/watch?v=fe8DLOsu6fM
To co prawda o ginie, ale klasyka.
Miłego dnia.

abnegat.ltd pisze...

Innesta, flaszeczke, nie wiecej :]

Basiu - gdybyz to sie tak dalo - trzynastozgloskowcem 8)))

Szaman, przerobilem na linek klikany .
Piatek - i to po 28 - nalezy wspolczuc tym, co na SORach ;)

nieirytujmnie pisze...

Jakos nie moglam sie nigdy do rumu przekonac - ale moze racja - nieodpowiedni sposob picia :)
Wody z torfowisk (zwanej wOda na myszach) jakos nie lubie - moze poza serwowanym w tutejszych pubach rozgrzewajacym trunkim pod nazwa hot whisky. Znaczy sie trunek wlasciwy, goraca woda, cytryna i gozdziki. I calkiem calkiem pijalne to jest.
Z ginow polecam z calego serca Hendricksa. Milosc od pierwszego lyku :)

P.S. Weryfikacja "choolesh" - jakas krzyzowka cholery z hulaniem? Podoba mnie sie :)

thalie pisze...

uwielbiam zapach rumu i namiętnie wlewam go do wszystkich ciast. pod postacią właściwą oczywiście, a nie jakiegoś badziewnego aromatu cukierniczego.

Greg mnie rozmarzył, Tyś mnie rozmarzył - co to jest? sezon polowań na wiedźmy??

kiciaf pisze...

Lubię wyroby z trzciny. Wszelkie mohito i inne caipirinie. A picie z butelki jest zgubne w swoich skutkach na ogół. ;)

doro pisze...

A mniód najlepij z glinianego kubeczka z wielkim uchem.

abnegat.ltd pisze...

NIM, jakos sie przekonalem :] I od czasu do czasu Glenmorange w wersji Lasanta - czemu nie.
Drugi napitek, za ktory sa odpowiedzialni to G'n'T - ale to lrpsze na upalne (czyt. 25 stC lato).

Thalie - nie polowanie tylko kuszenie ;)

Kiciaf, tak jest. Ale o ile picie wody gwintowanej jest fuj - o tyle nasi wspolbracia z Karaibow wyprodukowali cudo, co z kieliszka nie smakuje dobrze...
Mohito gut. Szczegolnie ze teraz jest promocja dwa litry Bacardi za 15 funtow :D

Doro, grzaniec gut. Ale to z kolei w schronisku, po kilku gidzinach na mrozie. W tej samej grupie startuje bombardino ;)

kiciaf pisze...

O tak... bombardino. Siem rozmarzyłam. Jeszcze sześć tygodni...

Anonimowy pisze...

Ło a ja mam Glenmorange i zaraz sobie do kawusi kropnę ;-P
A z cukierków lubię Bailey'sa :-)
Winosącze precz z drogi ;-)
nika

abnegat.ltd pisze...

Kiciaf - ja jak zwykle. Jak tylko snieg spadnie, wleje sobie rum do kakałka ;)

Nika - Glenmorange lepsze samo, z kropelka wody. Ale - kazdy sposob jest dobry. Znam takuch co to z coxa-cola pija ;)))

sarahd pisze...

Wrrr... a ja nie mogę nawet durnego cydra, bo mam ssaka, a małoletnich rozpijać to tak trochę nie teges...
Z napojów alkoholopodobnych co najwyżej malt albo inne pseudopiwo.

Za to ta cola w wytrawnym alkoholu to jakaś zaraza - ten ulepek zabija cały aromat, ale też i łagodzi 'drapanie po języku' jakichkolwiek szlachetnych parudziesiędziu procentów. Zastanawiam się, dlaczego amatorzy takich mikstur po prostu nie zmiksują sobie byle jakiej wódki (znaczy, takiej z dolnej półki) z tym paskudztwem.
Miałam znajomego, który dorabiał sobie w wyspecjalizowanym berlińskim barze z whisky i burbonami. Opowiadał o gościu, który wybrał sobie z miną znawcy jakąś szlachetną szkotkę (ów znajomy akurat przywiózł degustacyjną flaszeczkę trunku, pachnącego palonym drewnem dębowym i suszonymi śliwkami; że też nie pamiętam, co to, bo dobre było), powąchał, fuknął, i zamówił colę. Barman zaproponował dwa wyjścia - mocne rozlanie wodą, albo 'Jaśka Wędrowniczka' na koszt firmy do tej coli. Gdy klient upierał się przy ulepku, barman grzecznie poprosił o opuszczenie lokalu.

A co do rytuałów niewspomnianych... ABSYNT (albo jego obecnie używany zastępnik). Mam na sumieniu grupkę przyszłych pilotów wycieczek, którym wypaliło gardło. Ja konsumowałam z całym 'teatrzykiem' cukrowo-łyżeczkowo-ogniowym w knajpie, a ci nabyli sobie flachę na wieczór, i walili jak tanią wódę (niektórzy zapijali Złotymi Bażantami), a potem klęli, że pfee... i nigdy więcej. Cóż, ich wina.

Groetjes!

Anonimowy pisze...

Rum zimową porą do ocukrzonej gorącej herbaty najlepszy jest. Czekam na mrozy;)
ruda_

Zadora pisze...

To ja chyba tylko z Doro się mogę zgodzić - taki miód pitny lub grzane wino jest cacy. Reszta z listy to ogniste berbeluchy nie na moje gardło, chybam nie polak:-)
A jeszcze coś takiego jak gruszki w czerwonym winie leciutko wzmacniane to już nie napitek a słodko się robi.
Po Twoim wpisie zaczynam wątpić czy gwintówka rzeczywiście była formą proni palnej. W twoim wydaniu to też dawanie ognia ale trupy tak jak twoje trucie profesjonalne...odwracalne.

abnegat.ltd pisze...

Sarah - barman esteta :)))
Ale to jest kolejny przyklad, ze zawsze musimy nawracac innych... Toz jak chce - niech se miesza. To jest wlasnie wykladnik wolnej woli.

Ruda, herbatka z rumem gut - choc lepszy rum bez herbatki ;)


Greg, w tym swietle wrzaski Czesnika odnosnie gwintowki nabieraja zupelnie mowego sensu ;)

thalie pisze...

Abi jak popiję rumu z gwinta to efekt będzie post-polowaniowy, a nie post-kuszeniowy ;)

Szaman Galicyjski pisze...

Abi: a ja myślałem, że Ty to Glenlivet przedkładasz nad inne single malty. A tego od coli to ja też chyba znam. Jeszcze coś dziedziczy czy już nie? ;-)

nieirytujmnie: Ty wiesz, że na dużej wyspie (w każdym razie w Kornwalii) nie wiedzą co to jest? Bożonarodzeniową porą pojechaliśmy z Najmilszą obaczyć porty tutejsze malutkie ozdobione lampeczkami i zmarznięci zaszliśmy do pubu. Na pytanie o hot whiskey oczy się im zrobiły ogromne i po krótkiej konferencji stwierdzili, że pierwsze słyszą.
A Najmilsza podczas pobytu na Szmaragdowej Wyspie się zakochała w tym napoju.

Szaman Galicyjski pisze...

Acha, i jeszcze trochę cukru tam dodają.

akemi pisze...

Rum i Larsson zusamen? Jaki jest produkt uboczny tego związku? ;)

abnegat.ltd pisze...

Thalie - nno tak. Moze byc nawet post-close-tank-encounter-like syndrom ;)

Szaman - dziedziczy. Bo teraz bez coli. Ale myslale o naszym wspolnym znajomym co to nie "single malt" a "single casket" - ca £500 - spozyl z osladzaczem :[)]

Akemi, 5 rano, wnerwiony ASP i kac jak stodoła.
Brrr...

Unknown pisze...

wasze zdrówko! bulmersikiem. (ostatni z partii przywiezionej pół roku temu.)

abnegat.ltd pisze...

Edyta - dzonk Havana Club Añejo Especial Rum ;)

Unknown pisze...

jakieś straszne rzeczy pijesz Abi:) mi bulmers sztuk 1 (słownie: jeden) wystarczy:) nie trenuję, nie tankuję to ekonomiczna jestem :)
SETH: jecticar (i jaką ładną pisanką)
nie mam bladego pojęcia co to znaczy, ale i tak mam durny uśmiech na mordce :)

abnegat.ltd pisze...

Bumersik jabluszkowy czy gruszkowy? (wole ten drugi - choc preferuje Kopaberga z gruszki :))

Ja niestety juz w tygodniu zero - weekwnd jedynie, a i to tylko wtedy gdy nie trenuje ;P
Czyli - prawie-abstynent :]]]

Tak mi wpadlo do lba - jak sa niepijacy alkoholikiem to ja jestem pijacym abstynentem...

Nomad_FH pisze...

Rum do herbatki - jak najbardziej tak.
Co do dobrej whisky - chętnie. Mniej dobra - niestety trzeba rozcienczac - albo ice, albo wlasnie cola (ale mowie tu o whisky za 40 zl :P).
I jednak ja czuje roznice miedzy taka whisky z cola, a wodka z cola :P
Ogolnie ja dziwny jestem bo czystej wodki pijam malo - zreszta podobnie jak co najmniej jeden jeszcze tutaj :P

Za to - gin & tonic, plaza w bulgarii, szum morza.... mrrrr :D

Rum z butelki - musze sprobowac. Jak na razie rum najbardziej lubie w herbatce (co ostatnio w gorkach uskutecznialem).
A jesli chodzi o grzane piwo. Schodzimy sobie z Czerwonych Wierchow, przemoczeni jak.... do tego umeczeni - bo mojemu dziewczeciu owczesnemu przy zejsciu wysiadlo kolano (wiec - masc rozgrzewajaca, opaska elastyczna i jak najmniejsze obciazanie nogi). Totalnie wykonczeni (glownie ze wzgledu na zejscie na 3 nogi) docieramy do busa, dojezdzamy do centrum zakopca - i mysl, ktora nam sie kolacze od polowy zejscia - grzane piwo....
I to nic, ze w rejonie Krupowek o deszczu nie slyszeli i jest 30 stopni. Goraco. Polowa sierpnia.
My zamowilismy grzane piwo. I nic nie robilismy sobie ze spojrzen kelnerki i polowy lokalu :D A jak!

abnegat.ltd pisze...

No, pilem mrozona wodke na mrozie - ale grzaniec w saunie budzi respekt ;)