czwartek, 14 stycznia 2010

Szwoleżer

Więc pijmy zdrowie
Szwoleżerowie
Niech smutek pryśnie w rozbitym szkle...


- Abnegat, transport mamy!
- A co się wykluło?
- Ośrodkowy zgłosił ostry brzuch.
Zwlokłem się z wyrka. Dzięki Panu że się ten wyjazd trafił bo już mi się zaczęły odleżyny robić. Z tym jest sprawa dziwna. Na początku człowiek siedzi w dyżurce zdenerwowany i czeka na wyjazd jak na wyrok. Następnie stres mu spada wraz z doświadczeniem i zaczyna czas wolny zagospodarowywać wedle uznania - zje co, telewizje poogląda, gazetę przeczyta albo się i pouczy czego z książki grubej. Wreszcie nadchodzi faza trzecia. Po wejściu do dyżurki wypakowuje się śpiworek i idzie spać, wstając tylko do wyjazdów. Organizm w ten sposób broni się przed przemęczeniem. Potem nieważne czy czwarta po południu czy czwarta rano - wstaje się i się jedzie.

Odebrałem papiery, Pan Starszy podkłuty ładnie, płyn jakowyś kapie, sprawdziliśmy ciśnienie, podpięli pikaczu i mrugając od niechcenia pognaliśmy do macierzystego szpitala. Jakieś - trzydzieści kilometrów całego wyjazdu. Jako że Pan Straszy stabilny był, usiadłem z przodu i zapaliliśmy po całym.
- Abi?
- Hm?
- Bo tak akuratnie na zmianę trafiamy, może zrobimy to na stacji? Nie będą chłopaki musiały się tłuc na podstację a my na nich czekać.
- Mi bez różnicy... - w sumie dla nich to pół godziny do przodu. A ja sobie mogę z dyspozytorem herbatkę rozgrzewająco wypić zanim sobie sprzęt przekażą.

- Albercik, wyjeżdżamy?
- Czekaj doktor, kierowca zaraz przyjdzie tylko życzenia złoży.
- A kto obchodzi?
- Sprawny.
- To czego nie gadasz - polazłem w kierunku pokoju kierowców. W środku impreza jak się patrzy, szczęśliwcy co po dyżurze właśnie wychylają symbolicznie „na prawą nóżkę”. Złożyłem ładnie życzenia.
- Jednego?
- Zwariowałeś. Toż ja do rana tu siedzę - popatrzyłem z wyrzutem. Najbliższa flaszeczka przewidziana na sobotę. Bo w końcu z pracy jednak wyjdę...

- Podstacja zgłoś się! - dyspozytor złapał nas zaraz po wyjeździe spod stacji.
- Co mamy?
- Nadciśnienie, źle się czuje. Włączcie sygnały i jedźcie.
Masz ci los. Niedługo do biegunki będę na światłach śmigał. Kierowca - z którym siedziałem w karetce po raz pierwszy - włączył sygnały i zaczął przyspieszać.
- Proszę zwolnić - poprosiłem grzecznie w momencie gdy trzymanie się jedną ręką cykor-łapki nie wystarczało do utrzymania się na siedzeniu. -Toż tam nic się wielkiego nie dzieje, a jak wylądujemy w rowie...
- Spokooojnie doktoorze! - nie dal mi dokończyć kierowca. -Wszystko pod kontroolą - rzekł z pewnością wielką po czym na ślepym zakręcie w trakcie wyprzedzania zsunął się z asfaltu na pobocze. Lewe. Zzieleniałem nieco. Zamiast popaść w klasyczną sztywność odmóżdżeniowo-transportową zacząłem się przyglądać jego manewrom. Wytrzymałem jeszcze jedno wyprzedzanie na ślepo i zawadzenie - tym razem o prawy - krawężnik - po czym zadysponowałem postój.
- Pilne mamy!
- Lać mi się chce. Wyłącz koguty i stań mi na przystanku. Teraz.
Mój atonalny, na lekkim przydech wygłoszony rozkaz został bezwiednie wykonany przez nogi kierowcy. Wysiadłem, zaglądnałem czy mnie nie ma za przystankiem, po czym wracając oblazłem karetkę dookoła, otwarłem drzwi z lewej strony, wsunąłem rękę pod kierownicę i wyjąłem kluczyki ze stacyjki.
- Wypierdalaj.
- A niby czemu?
- Boś pijany. Bierz dupe w troki i idź na pakę.
- Ja tu za wóz odpowiadam - uniósł się honornie co mi jednoznacznie potwierdziło poziom powyżej 2 promili.
- Niezależnie co chcesz zrobić, kluczyków nie dostaniesz. Możesz wypierdalać na pakę - albo czekać za kółkiem na Policję.
- Ta! - prychnał mój kierowca - I co, też będziesz dmuchał?
- Na twoje nieszczęście ja w robocie nie pije. Wysiadasz? - wyciągnąłem komórkę z kieszeni.

Wysiadł. Coś tam się odgrażał jeszcze, alem powiedział sanitariuszowi że ma go położyć na noszach a sam niech się pakuje do przodu.
- Doktor, i co teraz?
- Jak to co - jedziemy do pacjentki a ja dzwonie po innego, niech mi stacja przyśle.
- Doktor, on całą rodzię ma na utrzymaniu. Żona w ciąży. Trójka dzieci.
- Ty mi tu na litości ludzkiej w huja nie graj - wkurwiłem się na dobre. -Toż kutas nas mało nie zabił po drodze.
- Doktor, wrzucimy go do dyżurki, odeśpi, a jak się nic nie trafi...
- A jak się trafi?
- To pojedziemy sami.

...ojacieżkurwaszmać...

Odpaliłem karetkę. W zasadzie prócz tego że kierownica bardziej płasko leży i początkowo łapałem powietrze w miejscu gdzie moje autko zazwyczaj ja miało to jeździ się tym jak osobówka. Na szczęście po drodze mijaliśmy podstację - kiper prosto do łóżka i spokój.

- Doktor?
- mm?
- Bo on zupełnie odleciał...
Wsadziłem łeb na pakę. Oż, skurwysyn jeden... Ile on wypił że go zmiotło w pół godziny? Wzięliśmy gościa pod ręce i zawlekli do dyżurki, a następnie pognali do pacjentki. Zalekowaliśmy babcię na miejscu, na szczęście nic wielkiego się nie działo i wrócili do siebie. Przywitał nas piękny dźwięk zarzynanego bawołu. Dziatki dziatkami - ale kurwadziad zabije kogoś następnym razem... Z drugiej strony toż nic się tu nie dzieje. Teren spokojny, żadnych dużych dróg, wypadek średnio jeden na pół roku - najczęściej jakiś pijak ląduje na drzewie, więc na miejscu wypadku nie ma co robić. Sprawca albo zbiega - albo jest nieżywy. Ludzie też karetki nie wzywają do byle czego bo do tej pory dojazd zabierał godzinę...

Będzie spokój. A jak nie, to obsłużymy we dwóch i tyż bedzie.

Pierwszy wyjazd był do gorączki. Drugi do sraczki. Coraz bardziej podobała mi się jazda karetką - duże toto, widać wszystko, a jeszcze można sygnałami zrobić uuu. Gdzieś koło północy w końcu zesrała się bida - wyjazd do zawału. Co robić. Włączyliśmy światła i pojechali w ostępy dzikie. Gdzie się okazało że muszę przejść szybki kurs cofania dużym autem na lusterka... kto da rade jak nie my...

Babcia z bólami, bez wstrząsu - dzięki Ci Panie - zawinęliśmy się gracko, załatwili bez szemrania co trza było i wtargaliśmy nosze do karetki.
- Masz - podałem kluczyki Albercikowi. -Ja se z nią posiedze.
- Doktor, pogięło cie? - wytrzeszczył się mój współspiskowiec - toż ja prawa jazdy nie mam...

Zajechaliśmy na izbę, maskując brak kierowcy ustawieniem samochodu, wpadliśmy do środka, przekazałem pacjentkę bez zgrzytów dalszych, otarłem pot z czoła i zadzwoniłem po znajomego woźnicę pogotowianego.
- Trzeźwyś?
- A co?
- Potrzebuje kierowcy.
Wyjaśniłem w czym rzecz. Na szczęście mógł pomóc - i pomógł.

Na drugi dzień Albercik zapukał z rana, wstawił łeb w dyżurkę i wyszczerzył się z lekka.
- Dochtor, bo on chciałby podziękować tylko się wstydzi...
- Albercik, niech spier.ala. Zapowiedz mu - i każdemu na pogotowiu - że Abnegat to jest kutas pierwszej wody i że jak wyczuję alkohol to dzwonię po Policję. Bez uprzedzenia. Zrozumiano? A jemu powiedz że ma mi się na oczy nie pokazywać. Jak zobaczy że mamy razem dyżur ma dostać sraczki i iść na L4 - jasne?

Te czasy już odeszły. Jeszcze czasem gdzieś się jakiś pajac trafi, ale jest skutecznie eliminowany przez otoczenie. Bo tolerancja dla alkoholików skurczyła się praktycznie do zera. Ale stare - stareńkie doktory opowiadają jeszcze mrożące krew w żyłach opowieści o dyżurach świątecznych w trakcie których ciężko było trzeźwy skład do wyjazdu zmontować...

42 komentarze:

Anonimowy pisze...

Łomatko, Abi, włosy na kolanach mi się zjeżyły o_O ze zgrozy o_O.
Bardzo dobrześ zrobił, nie będzie Ci byle alkoholik w bucikach po głowie skakał - sameś dał radę na lusterkach cofać :-)))
No i ta greka - atonalny :-))) nika

inessta pisze...

U mnie w pracy tolerancja była i to duża. Aż do czasu jak doktor wypadłwszy wcześniej z własnego auta chciał pacjentki badać w stanie totalnego zamroczenia alkoholowego. Dodam, że to gin. Wyleciał w tym samym dniu. Drugi doktor nawet nie zdążył wyjąć flaszki zza pazuchy. Ja rozumię że nałóg, ale skoro nie tolerujemy narkomanów to i pijaków gońmy w pis..du!!!!
p.s. cofanie na lusterkach piękna sprawa. Brawa za zdobyte umiejętności!!!!

saper pisze...

Hmm znam taki jeden zawód gdzie tolerancja do alkoholu jest standardem :] Młody student nie jednego może się nauczyć w budowlance szczególnie jak daleko jest do najbliższego monopolowego.
Najgorsze jednak jest to wszechobecne przyzwolenie, przecież nic się nie stało to się nic w przyszłości też nie stanie eh

Anonimowy pisze...

Prawdę mówiąc pijanych kierowców, to najchętniej wieszałabym za klejnoty rodzinne na najbliższym drzewie.
Bo tu przecież nie chodzi o to, że on idiota i sobie krzywdę zrobi, tylko że stanowi zagrożenie dla otoczenia.

Hmm znam taki jeden zawód gdzie tolerancja do alkoholu jest standardem Tutaj też się już to bardzo zmienia. Ba! Bywałam na takich budowach, gdzie nawet pecików wdeptanych w błoto nie uświadczysz, a pierwsze piwko to dopiero przy okazji wiechy, bo inaczej pracownik na zbitą twarz wylatuje.

Taka to, panie dzieju, kulturka na polskich budowach zaczyna się pojawiać. Bogu dzięki :)
Ka.

Zadora pisze...

Bezmózgowie kompletne!

abnegat.ltd pisze...

Kolejny burak
Mi sie to w pale nie miesci - to o kwalifikacji czynu w tym przypadku ma decydowac szczescie, ze akurat dyzur byl spokojny?
A gdzie reszta - zespol, dyspozytor. Przeciez 2 promile to juz jest konkretna sruba...
Przeczytajcie- wlosy wypadaja.

Zadora pisze...

Ka
a za co powiesisz pijane panie kierujące? Tylko mi nie mów, że takich nie ma i że tylko faceci.

Anonimowy pisze...

od razu przypomina mi się jak to tata w okolicach sylwetsra 1990, a może i ciut wcześniej, paskudnie rozciął sobie ramię (drzwi wygrały z ręką niosącą tacę 1:0). kolega mogący ewentualnie prowadzić, na widok krwi zemdlał. ogólnie tata był jedynym trzeźwym kierowcą więc zapakowali się jakąś gigantyczną liczbą do malucha, tata z rozcharataną ręką za kółkiem i jadą do szpitala. 25 km dalej usłyszeli tylko - bo my, psze pana, już po toaście noforoczchnym. drugi szpital - jakieś 30 km dalej. tam się już chyba udało ;)

a pijanych kierowców, jak ujęła przedmówczyni, za jaja na drzewo i jeszcze wybatorzyć. zero tolerancji.

Gerwazy

Unknown pisze...

ja nie mam nic do powiedzenia poza tym, że chronicznie nienawidzę pijanych (nie ważne czy kierowca) i jak widzę takiego to mam ochotę zabić

SETH/ ossogger.
ale fajne słowo mi się wylosowało :)

teee, ale dlaczego obok okienka do wpisywania jest znaczek niepełnosprawnego? kurna! to Twój nr. telefonu Abi...? ;)Czy Kaszpirowski?;)

Anonimowy pisze...

Abi czytam z mieszanymi uczuciami,rozumiem że u was na Podhalu podejście do jazdy po pijaku jest trochę inne i być może przyszyto by ci metkę donosiciela, ale dla mnie zupełnym minimum byłoby spowodowanie wyrzucenia go z pracy.
Kierowca którego usunąłeś z zza kierownicy tym się różni od tego kto zabił czyjeś dzieci na poboczu, zabił całą rodzinę w czołowym tym że miał szczęście że trafił na ciebie i nie pozwoliłeś mu prowadzić. Sam opisywałeś niewinne wezwania, które kończyły się ostrą walką o życie - i jak wtedy poradzilibyście sobie w okrojonym składzie. Niestety tolerancja dla pijaków jest nadal zbyt duża. Podam jeden przykład. Pracownik (dyspozytor ruchu) mojego klienta (przewoźnika kolejowego) odpowiedzialny między innymi za to aby pociąg towarowy nie wyjechał pod pasażerski przyszedł pijany do pracy. Został zwolniony na podstawie art 52 k.p. (dyscyplinarnie). Sąd I instancji przywrócił go do pracy bo "W POLSCE PRZYJĘTYM SPOSOBEM RADZENIA SOBIE ZE STRESEM JEST PICIE ALKOHOLU A POWÓD WYKAZAŁ, ŻE MA PROBLEMY RODZINNE" na szczęście sąd II instancji wykazał się zdrowym rozsądkiem i wyrok zmienił.

kiciaf pisze...

Dla pijaków za kierownicą nie mam ni zrozumienia ni litości.
Ostatnio w święta jechałam za kimś kto jechał tak jakoś nieprzewidywalnie. W pierwszej chwili myślałam, że prowadzi baba co to zrobiła prawo 10 lat temu i jeździ raz w roku jak ma zwłoki z małżonka dowieźć do domu. Ale to był facet. Bez kapelusza i beretu, młody. Uuuu... to raczej trzeźwy inaczej. Czyli trzeba znacznie zwiększyć odległość od takiego, broń boże nie wyprzedzać, bo nie wiadomo kiedy mu przyjdzie do łba odbić kierownicą w lewo. Na szczęście tacy to daleko nie jeżdżą , więc czekać trzeba jak zmiłowania kiedy toto skręci z głównej drogi i będzie można odetchnąć.

A największym pojazdem jaki prowadziłam (przez chwilę) był przegubowy ikarus na ulicach Warszawy.

Anonimowy pisze...

Abi, patrz, kwiatek brytyjskiej ochrony zdrowia: http://anglia.interia.pl/wiadomosci/news/tragiczne-skutki-zazycia-paracetamolu,1424375

Kiciaf, ikarus przegubowy? Łaaał :-))) nika

Zadora pisze...

KiciaF - a pół roku tirem w Szwecji z prawkiem B? Da się?

kiciaf pisze...

No dobra. Przyznam się. Przedawnione już. Ja w ogóle bez prawka. :)

Anonimowy pisze...

Nie mam litości dla debili i tyle.
Nie mam bo się kiedyś przejechałam z przygłupem.

Dohtor wie w której wsi ( w tej co studiował) złapali rat-meda i medyka zalanych w Nowy Rok.

Lekarz uciekł.

Nie wiem dlaczego...ta story mnie nie dziwi.

Picie w pracy to bardziej kwestia mentalności, a nie nałogu.
A bo to jedna osoba rozpiła się w pracy?

Dobrze, że czasy się zmieniają.

ps. Nie wiesz Abi co bloggerkowi strzeliło w łepek, właśnie się dowiedziałam, że od 4 dni nie piszę bloga o lol...coś im się w licznikach pokiełbasiło.

Pozdrawiam
- e.

Zadora pisze...

Dobra prowokacja nie jest zła i KiciaF do wielu rzeczy się może przyznać :)

Anonimowy pisze...

...a to, że dohtor nie zadzwonił po policję, ale z oporem zrobił jak zrobił-nie dziwi mnie wcale.

Małe dzieci w domu, to jest argument z którym się nie dyskutuje. Nawet jeżeli się nie ma własnych.

Generalnie facet dostał szansę, ale co z nią zrobił, to inna rzecz.

thalie pisze...

Noooo... nie wiem czy byłabym tak litościwa jak Ty, Abnegacie. Chyba jedynie ze względu na te dzieci - jak napisała Emili. Bo ojciec debil, ale czemu maluchy miałyby na tym stracić (nie wiem czy i tak nie straciły, ale to inna rzecz).

Generalnie ze mnie istot z niską tolerancją dla pijanych. Dla pijanych notorycznie w ogóle tolerancji nie mam. I może to źle, bo to choroba, ale powiedzmy sobie otwarcie - jak jestem chora to się leczę. I tyle.

Katarzyna pisze...

kilka dni czytałam Twojego bloga jak zaczadzona! piszesz tak, że łojezu! klękajcie narody! choć jestem z zupełnie innej branży, robię we wnętrzach, nie wnętrznościach, to czytam wszystko na wdechu. Opowieści z czasów pracy w pogotowiu smaczne niezmiernie, ale i życie obecne na obczyźnie fascynuje. Pozdrawiam, zostanę tu na dłużej.
Katarzyna

abnegat.ltd pisze...

Nika- patrz jaki jestem zdolniacha - nawet nie wiem ze ja greka mowie :D Bo ze jestem prima sort lacinnikiem, to wiedzialem od dawna, wszystkie te krzywe odmieniane przez przypadki i osoby ;)))

Innesta, w swoim burzliwym - zawodowo ;) - zyciu zdazylo mi sie pracowac na oddziale gdzie poranna odprawe zaczynalo sie od polszklanki herbatkopodobnego destylatu siedmiogwiazdkowego. Na szczescie to nie jest zbrodnia przeciwko ludzkosci i sie juz przedawnilo... :[]

Saper, to sie tez skonczy. Pokolenie birbantow wymiera, ludzie sa coraz bardziej dozarci- i dobrze.
I, rzecz jasna - powitac :)

Ka, no wlasnie. I okazuje sie ze da sie dom pstawic na trzezwo.

Greg, jaja sa figuratywne nie literalne jak rozumiem ;)

Gerwazy, rece opadaja.
Powitac :)

Edyta, nie mam bladdeggo pojecia ;]

Anonimie, czlowiek do asertywnosci dorasta. Wtedy jeszcze tak nie umialem - to jest opowiesc gdzies sprzed 8-9 lat

Nomad_FH pisze...

Opowieść faktycznie - zapowiadana wczoraj jako horror - dość makabryczna, choć opis jak to fajnie jeździć karetką, która robi uuuu - bezcenna :D

Niestety abi, dalej mają miejsce takie sytuacje:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7399616,Pijany_duet_w_Lublinie__lekarz_i_ratownik_medyczny.html

Nietrzeźwy lekarz i ratownik medyczny dyżurowali w pierwszy dzień Świąt w Lublinie jako załoga karetki transportowej. Ratownik miał 0,8 promila alkoholu; lekarz uciekł przed przyjazdem policji - poinformowała w niedzielę Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.



Swoją drogą - ja miałem sytuacje z kolegą... przyszedł do mnie z piwkami - luzik (już mocno znierzeźwiony). Wypilim, jeszcze jakaś flaszeczka pękła. Ja mu proponowałem, żeby się u mnie przespał - ale nie, on musi do domu, pójdzie na nogach, a jak jednak będzie miał ciężko - to wezwie taxi. Poszedł.
Wychodzę z domu z psiakiem na spacer po jakiejś pół godzinie - radiowóz stojący przy wyjeździe z parkingu - siakiś taki znajomy samochód wiszący przednimi kołami na niewielkiej skarpie. Okazało się, że ten kretyn samochodem przyjechał :/
Od tej pory - już jak odzyskał prawko - pierwsze co robiłem jak przychodził na piwo (nieważne, czy do pubu, czy do mnie) - to zabieram mu kluczyki...

Nomad_FH pisze...

Heh green: widzę, że ta sama sytuacja, tylko ja akurat to pisałem, jak pojawił się Twój komentarz :D

Anonimowy pisze...

Normalnie telepatia ;p

saper pisze...

Ano powoli wymiera chociaż jak dla mnie, to za wolno to się zmienia.
Jeżdżę na stopa po Polsce i różni ludzie mnie podwożą zwykle w dzień dziękuje serdecznie każdemu u kogo wyczuje alkohol, a to po jednym razie co ekipa jadąca z imprezy mnie podwoziła.
A co do karetki dzięki bogu jechałem takim wozem ino roz i to też na stopa w Bieszczadach troszkę mnie wtedy doktor wystraszył, mógł o tych wilkach nie wspominać :/

Anonimowy pisze...

odkad pijany w cztery d... kierowca uderzyl w samochod w ktorym jechalam i uszkodzil mi kregoslup glosuje za skazywaniem na dozywotnie ciezkie roboty. przedtem tez bylam przeciw bo mam wyobraznie, a taki debil zabija nie siebie tylko innych, ale odkad kuleje i mnie boli to stosunek do sprawy zrobil sie nieco radykalny... kazdy kto poblaza powinien przymusowo spotkac sie z ofiarami i powtorzyc im w oczy ze 'no przeciez to nic takiego'
pozdrawiam,
Aya

abnegat.ltd pisze...

Kkurcze - nie nadazam z odpowiedziami :D Temat nosny jest jak widac.

Kiciaf, no wlasnie. Jedzie czlowiek i marzy zeby toto poszlo gdzie indziej. A jak ten debil zabije za chwile kogos?
Nie wiem czy to sie jednak nie powinno dzwonic do policjantow...
Tym przegubowcem ustawilas poprzeczke co jej nawet tirowiec nie przeskoczy 80
;)

Nika, oni tu z paracetamolem maja na pienku. Zra go w ilosciach hurtowych. A ta biedaczka dostala lyella czy inszego stevens-johnson'a. Pech.

Greg, ale przedawnilo sie...?...
;)

Emilka, u nas na drogach ginie 100 osob tygodniowo. Pijak za kierownica to jest po prostu morderca. Wlasnie zmarl przyjaciel mojego syna. Potracony na ulicy. Nie znam okolicznosci. Zgroza po prostu.

Thali&Emilka - jak by dzieci nie mial to bym zrobil tak samo. A teraz niezaleznie od dzieci wyslal bym go na leczenie. Czlowiek jak sie starzeje to mu asertywnosc rosnie.
"Z kadym dniem zycia nieuchronnie rosnie liczba tych ktorzy moga czlowieka pocalowac w dupe."

Katarzyna, witaj :)
Dzieki za dobre slowo, zawsze podziwiam ludzi ktorzy moje grafomanstwo potrafia jednym ciagiem przezyc ;)

Nomad, ale jak sad potrafi orzec tak jak w poscie Anonima powyzej... Ze jak powod ma problemy to moze walic gaz gdzie i ile chce. Opad wszystkiego.

Saper, i slusznie. Mi sie za mlodu taki trafil - udalem ze mi jEst niedobrze i wysiadlem kilometr dalej...

Aya, dokladnie. Nic dodac.

Zadora pisze...

Literalne :)
Lata temu mój tata brał udział w wypadku. Stanął na światłach, za nim samochód os. (jak się później okazało właścisiela cukierni) do pełna wyładowany jajkami i w niego wyrżnął inspektor ruchu drogowego wracający z pracy. Tak przywalił, że skasował kompletnie na złom "jajcarza" (jaja płynęły szeroką strugą ulicą) i jeszcze mój tata się załapał. Inspektor w sztok pijany. W sądzie, gdy go pytali czemu nie hamował odpowiedział, że nie wiedzieł, że trzeba bo akurat wymiotował między nogi i miał głowę pochyloną.
Zabić na miejscu to mało.
O wypadku tragicznym policyjnej budy z pijaną całą ekipą, który zdarzył się laaata temu w gdańsku już nie będę pisał. Każdy może takie historie przytoczyć.

abnegat.ltd pisze...

Na jednym z pogotwi(ow) na ktorych pracowalem opowiedziano mi nastepujaca historie.
Ekipa pijanych kacykow z miejscowego kiasteczka wyrznela w karetke, zabijajac kierowce. To ze wszyscy pijani byli, z kierowca wlacznie, nie trzeba pisac. Zanim przyjechala milicja - choc niektorzy twierdza ze to przy ich udziale sie stalo - poprzestawiano samochody tak by winny byl pogotowiarz. Zona bez grosza zostala bo go uznali winnym.
Z tego co wiem ta historia nigdy nie zostala odkrecona.

saper pisze...

Choć ja święty nie jestem ale w stanei wskazującym na spożycie to ja tylko sobie łaże po mieście i mruczę sobie taką piosenkę :D

http://w362.wrzuta.pl/audio/8NTiTaMwHwn/12_zytniowka

Anonimowy pisze...

green_emili
właśnie z powodu dzieci należało donieść - (może nie od razu na policję) bezkarność rozzuchwala, jak pijany przejedzie cudze dzieci to będzie tragedia zarówno dla rodziców tych dzieci jak i dla jego dzieci bo ojciec będzie siedział i to długo. Strata pracy z powodu picia w pracy to nie tragedia, wręcz odwrotnie może uratować przed czymś gorszym wypadkiem lub wpadnięciem w alkoholizm. Pisałem wcześniej o pijanym dyspozytorze ruchu ale w praktyce zawodowej miałem jeszcze do czynienia z wieloma pijanymi w niewłaściwym miejscu: np. pijana obsługa pociągu wjechała w drugi pociąg (na szczęście działo się to przy prędkości rzędu kilkunastu km/h a zniszczone cysterny były puste), listonosz wpadł w alkoholizm bo nie wyrzucono go jak pierwszy raz pijany do pracy tylko dopiero wtedy gdy kolejny raz nie stawił się przez cały tydzień (żona w sądzie wybłagała ugodę polegającą na rozwiązaniu umowy za porozumieniem tak aby dostał chociaż zasiłek, są też sytuacje mniej jednoznaczne (nauczycielka o mało co nie straciła pracy z uwagi na to, że w tym zawodzie jest wymóg niekaralności za przestępstwo umyślne (a jazda po pijaku takim jest) bo przestawiała samochód na parking po 23:00 po wypiciu jednego dużego piwa miała 0,26 mg w wydychanym powietrzu (drobna była to w ilośc wypitego alkoholu wierzę, aż sami policjanci przyznawali że żle zrobiła że nie poprosiła o badanie krwi - w tym czasie poziom by spadł o tę jedna setną i byłoby zwykłe wykroczenie - tego że powinna stracić prawo jazdy na jakiś czas nikt nie negował (po apelacji udało się uzyskać warunkowe umorzenie).
z uwagi na to, że spora część czytających to lekarze zwracam uwagę, że jest coraz więcej donosów na lekarzy.
Co do przedawnienia to ostrożnie. Terminy przedawnienia zostały powydłużane i najczęściej spotykane terminy przedawnienia to 10 lat (przy zagrożeniu ponad 3 lata) i 15 (przy zagrożeniu ponad 5 lata)mowa o górnej granicy widełek a zatem większość opisywanych czynów się pewnie nie przedawniła - oczywiście zależy to od dokładnej kwalifikacji.

gres

Anonimowy pisze...

"Z tego co wiem ta historia nigdy nie zostala odkrecona."
...to też mnie nie dziwi.

Myślę, że u nas zmieniła się mentalność z podstawowego powodu

-pracę szanować trzeba, ponieważ to już nie są czasy "czy się stoi, czy się leży 2.tys. się należy".

Na jedno-niezłe- miejsce pracy - jest kilka osób chętnych i ze strachu w pracy jest się grzecznym.

A co do rozwoju asertywności w czasie...
hmm...widzisz, Abi -> stopień mądrości życiowej u niektórych osobników gatunku człowiek human...wzrasta wraz z przypływem przeżytych lat.

Teraz już wiesz, jakbyś się zachował, a wtedy...zachowałeś się jak się zachowałeś. Było minęło i nie ma co roztrząsać słusznie czy nie słusznie, bo nie jesteś w stanie cofnąć czasu.

Człowiek ma to do siebie, że działa pod wpływem chwili.

I tak dobrze, że koleś nie zaliczył prawego góralskiego Abnegatowego sierpowego.

...co do sytuacji z Lublyna...szkoda mi tego rat. meda. co został sam i miał mniej promili, bo to jest jakiś młody chłopak.

Dohtora szukali po mieście,ale czy znaleźli nie wiem, bo sprawa bardzo ucichła. Domyślam się o którego medyka chodzi, ale w temacie jest cisza. Takie jednostki robią złą robotę wszystkim tym, co się przykładają do tego co robią.

To trochę tak jak z "łowcami skór"- najpierw wybuchła afera, potem rozdmuchano sprawę, winni siedzą, ale ...sraczka na dźwięk sygnału karetki jadącej do chorego...została do dziś.

Życie i tyle.

Uparcie twierdzę, że hymnem Polskim zamiast "Mazurka Dąbrowskiego" powinna być Polska-zespołu KULT.

Niestety w każdej profesji są tacy, co robią innym "oborę" i etykietka zostaje.
To się także tyczy mnie...od tygodnia walczę z wiatrakami.

Anonimowy pisze...

"green_emili
właśnie z powodu dzieci należało donieść - (może nie od razu na policję) bezkarność rozzuchwala, jak pijany przejedzie cudze dzieci to będzie tragedia zarówno dla rodziców tych dzieci jak i dla jego dzieci bo ojciec będzie siedział i to długo."

Już się odnoszę, oczywiście, że tak, ale czy wiesz, że są dwie opcje?

Albo ktoś się opamięta, albo pójdzie na dno pociągając za sobą resztę.

To jest ryzyko.

Oczywiście, biorąc pod uwagę aspekty moralne itd. jedynym etycznym rozwiązaniem było doniesienie na policję i konsekwencje.

Jednak zarówno życie, jak i takie decyzje-wcale nie są proste.

Pozdrawiam
- e.

Anonimowy pisze...

Zadora pisze...
Ka
a za co powiesisz pijane panie kierujące?
W tej kwestii akurat jestem za 100% równouprawnieniem.
Kierowcę płci żeńskiej można powiesić np. przy użyciu kolii brylantowej. Klejnot rodzinny jak się patrzy.

Wydaje mi się, że wiele złego robią limity alkoholu we krwi. Albo się pije, albo się jeździ. I nie ma zmiłuj. A tutaj nagle się okazuje, że to sprawa względna, bo napić się można, byle nie za dużo. A "nie za dużo" jest miarą równie względną i później jest jak w tym dowcipie: "-Jak pan mógł w takim stanie wsiąść do samochodu? - Koledzy pomogli!"

Ka.

gres pisze...

odnosząc się do limitów to nie one są złe ale ludzka nieświadomość odnośnie działania alkoholu (oczywiście bohater postu Abnegata powinien zdawać sobie sprawę że pić nie może) ale niestety wielu ludzi i to zarzekających się że po alkoholu nie wsiądą za kierownicę nie zdaje sobie sprawy, że na drugi dzień po nocnym pijaństwie maj sporo alkoholu we krwi. Znajomy znajomego kiedyś po imprezie zakończonej późno w nocy, a raczej nad rankiem zaszedł o 10:00 w dobrej wierze na posterunek policji bo chciał sprawdzić czy może jechać samochodem - miał jeszcze blisko 2 promile. Obawiam się że o 13 lub 14 wątpliwości by już nie miał, a jechać nadal nie powinien (co do reakcji policjanta to lepiej nie wspominać - nie chcieli w ogóle zbadać, każąc mu jeszcze dodatkowo jechać samochodem do szpitala aby sobie tam zbadał)
Sam mam alkomat jeżeli piłem dzień wcześniej to kontrolnie sprawdzam na co najmniej kilka godzin przed jazdą (już wtedy musi być zero zakładam jeszcze błąd w skalowaniu) po dużym piciu na drugi dzień do samochodu wsiadam jedynie jako pasażer (chodzi nie tylko o poziom alkoholu ale także samopoczucie po takiej imprezie)

basia pisze...

Faktycznie... horrorek jak się patrzy!...

A co do meritum, Przedmówcy powiedzieli już chyba wszystko...

(KK) pisze...

Zabierać prawo jazdy razem z samochodem, a wszystkim, którym uda się udowodnić, że widzieli jak wsiadał, wiedzieli, że wsiada pijany i nie próbowali powstrzymać co najmniej wysoka grzywna. Bo nie zliczę ile razy towarzycho roześmiane jeszcze takim debilom przyklaskuje. O. I już się uspokajam.

abnegat.ltd pisze...

Gres (rozumiem ze Anonim powyzej to Twoj?) - dzieki za merytoryczne podejscie. Warto wiedziec co i za ile...
Odnosnie przedawnien - policzylem na palcach- moja szklanka burbona na dziendobry juz jest konkretnie przedawniona :D Ale to takie czasy byly - wszyscy wiedzieli kto jest na bani a kto po poludniu nie powinien operowac. Wiem ze zgroza. Sam bylem zazgrozowany.
Pamietam - to zupelnie gdzie indziej - w trakcie wynoszenia wersalki z gabinetu lekarskiego ginekologow urwalo sie dno. Gwozdziki nie wytrzymaly nacisku kilkudziesieciu flaszek.

Emilka, chyba w tym samym mkesiacu go wywalil dyscyplinarnie. Nie mogli go do wyjazdu dobudzic.

A z tym zglaszaniem... Jade kiedys na pusto do stacji karetka - a tu przed nami maluch. Od kraweznika - do kraweznika. Zadzwonilem na Policje, zglosilem ladnie. Najpierw musialem 133 razy wyluszczac co tez do k.nedzy chce od strozy co maja w h. swojej roboty a potem tlumaczyc gdzie jak i w ktora strone. W koncu gosc pojechal w jedna strone- a my na stacje. Podejrzewam ze nawet zgloszenia nie przyjeli.

Basiu - horrorek. Zapowiedzialem potem zeby nie bylo podchodow - przy najmniejszych watpliwosciach dzwonie. Nigdy wiecej takich jaj nie mialem.

KK - absolutnie 3xtak. Pnow literatively - a panie figurativly. Wieszac, znaczy.

Ka - za kolie powiadasz... Ja bym jednak optowal za klapsidlem takim zeby plasnelo - i to publicznie, przy calej wsi. Moze by to co pomoglo... Bo poki co jest to powod do chwaly w coponiektorych srodowiskah.

Anonimowy pisze...

O ile dobrze pamiętam był kiedyś pomysł, żeby zdjęcia kierowców, którzy jeździli nietrzeźwi upubliczniać.

I od razu się okazało, że to niemoralne...

A co do środowisk, to w niektórych powodem do chwały jest to, że delikwent wracał nachlany z imprezy samochodem... i nikt go nie nakrył. Taki szczwany był...
Ka.

Anonimowy pisze...

Niestety... tak się dzieje. Sama miałam przyjemność pracować z taką osobą w pogotowiu. Tyle tylko,że to sanitariusz był. Obciach było do pacjentów przyjeżdżać z takim, a o zagrożeniu już nie wspomnę bo trzeba było bardzo uważać na takiego gościa, co to dla niepoznaki żuł sobie jeszcze gumę miętową.Z tego co wiem już koleś w pogotowiu nie pracuje, bo wpadkę zaliczył.
Maargottka.

Anonimowy pisze...

"Wydaje mi się, że wiele złego robią limity alkoholu we krwi. Albo się pije, albo się jeździ. I nie ma zmiłuj" podpisuje sie pod ta opinia wszystkimi kończynami

Alkohol częsciej bądź rzadzziej pije wiekszośc.Odkąd jeżdże samochodem wlasciwie codziennie spozycie mam minimalne.Nie wierzę w swoje reakcje po alkoholu.Ani dzień po konkretnym spożyciu.

A co z osobami, które pijane zajmuja sie dziecmi? kilka lat temu do USD w prokocimiu babcia przyprowadzila pijanego wnuczka, już nie pamietam promili,ale blisko dawki letalnej.Sama miala chyba ze 3 .I co z taką? dozywotnio zakaz zbliżania się do dzieciaka na mniej niż 100 m?
wszystkiestworzenia

Anonimowy pisze...

Od rana w RMF'e powtarzają wiadomość dnia - "w warmińsko-mazurskim, w czasie ostatniej doby policja nie zatrzymała ani jednego nietrzeźwego kierowcy. Tylko jednego rowerzystę."

Zupełnie nie wiem dlaczego wydaje mi się, że to dowód na małą skuteczność policji, a nie wybitną trzeźwość mieszkańców Warmii i Mazur. :/

Ka.

donlucius pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.