piątek, 11 września 2009

Ceperska wycieczka




Trudno to wytłumaczyć - kiedy pracowałem w Polsce, Gorce widziałem dość często. Głównie w postaci rozmazanej smugi po lewej stronie Zakopianki na trasie do New Market. Albo NM - Nowy Sącz. Bo już Sącz - Limanowa, czy Limanowa - Rabka to raczej Beskid Wyspowy. Też zresztą zamazany. Konia z rzędem temu kto widzi szczegóły na górskiej drodze przy prędkości 180/h.





Odkąd wyjechałem - serce się w góry rwie, głównie wtedy gdy nie mogę iść. Bo jak mogę to jakby mniej. W tym roku nie daliśmy się mimo konkretnych przeciwności losu. Pierwsze podejście - zrobimy sobie wypadzik na Gorc. Co prawda niedaleko, z Ochotnicy, ale spacerek będzie miły, słoneczko, ptaszki. Ogólnie skończyło się na trzydniówce, bo pogoda była taka że burej suki człowiek by na dwór nie wyrzucił. Drugie podejście - Babia. Maluśśko brakkło... W końcu plan minimum - wyleziemy z Obidowej, a na Starych Wierchach się zobaczy. Jak czasu starczy to podskoczymy na Turbacz - a jak nie, to poleziemy sobie przez Maciejową do Rabki.






Z opuszczeniem Obidowej były niejakie problemy - właściciel tamtejszej stacji benzynowej zmienił barwy z Preem’a na Statoil’a, co niby w niczym turyście pieszemu przeszkadzać nie powinno. Ale tylko na pierwszy rzut oka... Jak wiadomo, Statoil ma takie małe paróweczki i kabanosiki, które podgrzewa i wpycha do bułki - specyjał ten jest zwany z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn Gorącym Psem. Zapytawszy całą ekipę i otrzymawszy odpowiedź zdecydowanie negatywną - zakupiłem sobie jednego Specyjała. Ahhh mniammmmm. Pewnie bym się cieszył boskim smakiem dłużej gdyby nie pociechy które zeżarły co mi w ręku po pierwszym gryźnięciu pozostało. Nastąpił powrót, kolejne zakupy... Dobrze że byliśmy po śniadaniu, bo cała wycieczka miała szanse skończyć się spacerkiem do Rdzawki.






Pierwsza część to płaskie podejście niebieskim szlakiem na Stare. Ach, zapachy późnego lata, siano skoszone, gdzieniegdzie coś na świeżo się kosi, kwiatki, sosenki, ptaszki ćwierkają...
...upmf upmf umpf umpf...
...wsłuchałem się nieco dokładniej w te pierońskie ptaszki...
... So, I'm breaking the habit
I'm breaking the habit
Tonight
I'll paint it on the walls
'Cause I'm the one at fault...


-Młody!
- (...)
- Młłłłoooodyyyy!!!!
- Cooo???
- Weź to zdejm ze łba!
- Nie słysze!!!
- Jak zdejmiesz to usłyszysz!!!
- Nie musisz się tak drzeć, nie jestem głuchy - odparł sztywno urażony młody. -Co mówiłeś?

Romantyzm generacji I zwala z nóg. Tatuś jakby romantyczny jest przeciętnie, Puszkina czytał, gwiazdy widział i bedzie, ale bez przesady mi tu znowu. Pociech pomaszerował obrażony na świat cały a głównie na jego nieznaczną, stukilową, samobieżną część która - odkąd sięga pamięcią - pęta się koło niego i zatruwa mu życie.

Komandosi nowej ery - Worrock Worriors, cholera by to... Mordować wirtualnie mogą bez znużenia, a spacerek dłuższy doprowadza ich do skrajnego wycieńczenia i ogólnej niemocy. Na Starych jęki generacji I nasiliły się w stopniu uniemożliwiającym wykonanie skrętu w prawo - czyli na Turbacz - więc mając czasu mnóstwo zasiedliśmy do bigosiku. I Żywczyka. Albowiem jest to obowiązek porządnego turysty - zjeść co dają i piwo za 7,50 wypić. Nie po to go tam wożą żeby skisło.





Jeszcze faktycznie skiśnie i przestana w ogóle wozić. Pamiętam straszne czasy jak piwo zostało wycofane ze schronisk - toż sobie można ręce urwać taskając cztery kraty na Markowe Szczawiny. Nie, nie z Krowiarek. Z Zawoi...

Szamając bigosik poczułem że jestem znowu u siebie. Ach, dzięcielina, świerzop, pała... Lud prosty przy pracy na roli gaworzy serdecznie...
- Franek, bedzie piździć!
- A huja tam bedzie. Niby z cego?
- Obacys ze bedzie.
- Eee, pierdolis.
- Franek, za dwie gdziny bedzie piździć, jo ci godom!
- Wiz ty co? Jak zacnie piździć to jo sie tu wroce i ci wpierdole.


Z niejakim smutkiem popatrzyliśmy na ludzi ruszających na Turbacz i poleźliśmy spacerkiem na Maciejową. Ot, godzinka. Miło, spokojnie, grzyby rosną prawie przy drodze. Okazało się że najmłodszy pociech ma niesamowitą zdolność - nawet jak siknąć idzie, to prawdziwka przyniesie. Nie, nie - bez nerwów. Najpierw zrywa, potem sika. Buszując po krzokach z małążonką wynaleźli z tuzin całkiem przyzwoitych grzybków. Usmaży się w śmietanie i zje z ziemniaczkami...






Maciejowa to specyficzne miejsce. Niby już góry - a tak na prawdę wystarczy podjechać na Słone do końca i spod starego młyna wypruć na sagę przez las. Cała droga zabiera 30 minut. I juz można sobie siąść, flaczki wtrząchnąć, Żywczyka wypić. Taak. Piękne jest życie. Posiedzieliśmy na słoneczku i poczłapali do Rabki. Koniec pieśni. Następny raz będzie za rok.





Ale tym razem się nie dam. Namiot, krata i trzydniówka. Przy ognisku i dźwiękach gitary.

17 komentarzy:

lavinka pisze...

Oj czuję,że pociechy będą strajkować ;)

jardindemots pisze...

Ja mam wrażenie, że przede wszystkim to bardzo smaczne te twoje wycieczki :P Tu bigosik, tu flaczki, tu gorące psy ;)

Anonimowy pisze...

"Franek, bedzie piździć!
- A huja tam bedzie. Niby z cego?
- Obacys ze bedzie.
- Eee, pierdolis.
- Franek, za dwie gdziny bedzie piździć, jo ci godom!
- Wiz ty co? Jak zacnie piździć to jo sie tu wroce i ci wpierdole.
"

Ten cytat zabija po prostu.
Popłakałam się ze śmiechu :DDD

kiciaf pisze...

Ech...
Jeszcze tydzień...
Wytrzymam...

jardindemots pisze...

A jeszcze mi się przypomniało, kiedy w zeszłym roku wchodziliśmy na Obidzę, to tubylcy zajmowali się właśnie praca w polu i jak tak sobie wchodziliśmy to myśleliśmy "Ale nam fajnie, możemy być w górach ale tylko chodzić i chodzić, a nie tak ciężko pracować w polu". No i zbierało się na deszcz, więc zanim zdążyliśmy wejść gdzie chcieliśmy burza była taka, że musieliśmy sie wrócić i wracać znowu koło tych samych tubylców. No i kiedy my zbiegaliśmy na pełnym pedzie z mokrymi butami, plecakami i w ogóle, mam wrażenie, że oni patrzyli na nas i myśleli sobie właśnie "Ale nam fajnie, a nie tak jak ci durni turyści, chodzą nie wiadomo po co i mokną..."

nika pisze...

No cytat z gadki tubylców jest boski :-))) Niedługo się połamię, bo co i rusz spadam z krzesła, tudzież z niego zwisam ze śmiechu ;-) Pociechy dorosną do namiotu, ogniska i kiełbasek z niego oraz kartofelków, a wyrosną ze strzelanek :-) Pogoń ich rowerem na basen, to nabiorą kondycji do łażenia po górkach ;-) Kiedyś, heh, jak na studiach byłam z koleżanką w Zakopanem-Olczy, to wybrałyśmy się na spacerek po łażeniu i zmokłyśmy jak kury. A miejscowi się śmiali, że teraz z nas prawdziwe góralki, bo zmokłyśmy :-D

nika pisze...

Łomatko, miało byc: kiedyś jak byłam na studiach, to byłam z koleżanką w Zakopanem itd.
W '99, strasznie dawno, buu.

Anonimowy pisze...

Bardzo sie rozrzewnilam tym textem Twoim i fotkami, skakalam po tych terenach jako harcereczka ze zdrowym kolankiem nie raz,staram juz nie ma co! Miejcowi ludzie powalaja wszedzie, ale w gorach to ma to klimat po prostu niemozebny. Pozdrawiam. A -ha, jak sie przygladam zdjatkom z Toba tos szuplusienki, pozazdroscic tylko tej pracy nad soba!!!:-))Jola

Zadora pisze...

Niby anestezjolog, a lekarz dusz! Zagadka hydrologiczna!

Anonimowy pisze...

Cudowne są takie wycieczki ^_^

Epi

abnegat.ltd pisze...

Lavinka, strajki to sa w demokracji. A my mamy zamordyzm... :[]

Jardi, miałem taką ideę żeby założyć biuro turystyczne. Nazwa: GrubTour.
Hasło przewodnie: Może nie zobaczyśz wszystkiego, ale na pewno nie będziesz głodny.
A ztym łażeniem po górach to faktycznie - pańskie fanaberie :DD

Emilka, to oryginał jest. Mało nas nie zmiotło ze stołu :)

Kicaf, czyżby wycieczka na południe? Trochę(szeczkę) Ci zazdroszczę :)

Nika, jedyna szansa żeby ich wziąć pod namiot w góry to rozwój szybkiego, bezprzewodowoego internetu w Gorcach...

Jola, z tym szczuplusieńkim to tak przedeczka jest nieznaczniunia :[]

Agregat, od tej hydry co to ją za młodu?

Epi - ano. Ale trzeba się jednak przynajmniej jedną noc w takich okolicznościach przyrody przespać. Dopiero wtedy jest zaliczone. Może się uda w przyszłym roku.

Nomad_FH pisze...

Ajjjj Markowe Szczawiny z Zawoi mrrrr i to wynoszenie piwa na własnych plecach (choć ja to akurat przeżyłem w Karkonoszach) :D Od tego się ma duży plecak - żeby sprzęt wyładować w schronisku, zejść na dół po "zaopatrzenie" dla całej ekipy - tylko losować trzeba, kto idzie :D
Co do gorących psów - pychotka z Statoila, tylko czemu takie to drogie :(
A co do Zawoi - jest tam taka fajna węgierska restauracja z pysznym jedzonkiem.
A Babia - nie ma to jak trasa przez Akademicką ;)

Ajjj ja chce w góry...

basia.acappella pisze...

Noooo, młodych to trzeba umieć podejść. Np zorganizować większą kompanię z jakąś fajną laską (13-letnią mogłabym dysponować ;)) - jaka wtedy mobilizacyjka, małolaty jak nie te same! :)

Szłam tą samą trasą (Rdzawka-Turbacz-Rdzawka) częściowo w deszczu, w dniu gdy Wy ponoć zmierzaliście już do Balic (4.9) - trzeba będzie coś koniecznie zadziałać w przyszłym roku (już mi nie będą - hopefully - remontować wszystkich miejsc z internetem na raz ;D))))

basia.acappella pisze...

@Nomad: Eeeetam - każdy ceper "wyzwolony" z ceprostwa swego to tylko o tych "Akademikach" by prawił... Też tak miałam, ale mi przeszło na korzyść finezyjniejszych smaczków :))))))))

Nomad_FH pisze...

Basia: akurat na Babią właściwie tylko ta trasa jest dla mnie zjadliwa. Ale - za to np na Baranią, nie ma to jak stare na wpół zapomniane szlaki, gdzie godzinami się idzie w lesie - nie spotyka nikogo i klnie "gdzie... k....a jest ten szlak", powalone drzewa (często akurat te, na których był oznaczony szlak), pozarastane ścieżki - cudo :D

abnegat.ltd pisze...

W przyszłym roku trzeba bedzie koniecznie się jakos spotkać na maluśkim ogniseczku. Z kiełbaską, żywcem i gitarą. I Babia może być. I Stare. I Turbacz. Nie mówiąc o Beskidzie Niskim - tam to sa klimaty rodem z marsa :D Żywej duszy przez cały dzień...

Nomad_FH pisze...

O widze Abi, ze tez lubisz jedyne sluszne piwo :D
Ja jestem za :D