niedziela, 16 listopada 2008

Staithes


Staithes. Malutka wioska schowana pomiedzy dwa olbrzymie klify wschodniego wybrzeza. Tak mala, ze turysci sa proszeni o pozostawienie swoich samochodow na parkingu powyzej wioski i wlasnonozne dotuptanie na dol.




Kiedy przyjechalismy, wlasnie zaczynal sie przyplyw. Dla niskopiennych gorali dla ktorych Baltyk to ocean bez konca, takie kilkumetrowe zmiany wyskosci wody to niesamowity widok.




Nic sie nie bojac...




...wchodzimy na falochron, zbudowany w 2002 r. za, bagatelka, 3,5 mln funtow, ktory ma chronic wioske przed Morzem Polnocnym.




W miedzyczasie zza chmur wyszlo slonce, zachecajac do spaceru na druga strone portu.




Idziemy przez mostek, pod ktorym...




...schronienie znalazly kaczki. Dziwne. Myslalem ze jedyne co ma tutaj pierze to mewy.




Przyplyw spokojnie sobie przybiera...




...a my spotykamy grupe wedkarzy zwanych dla zmylki anglerami. Ich stroje sa najlepszym dowodem na ciagla obecnosc milego zefirku dmuchajacego ze wschodu.




By zobaczyc cale Staithes z gory, wybieramy sie gorska drozka na taras widokowy, mijajac po drodze swojskie widoki...




...i dozarta grupe krasnali- lojantow, szukajacych adrenaliny na pionowej skale.




Widok z gory po prostu oszolamia.








Znaki, czarna kicia - wszystko ostrzega przed mozliwoscia polamania nog...




...co nie odstrasza miejscowych od uzywania automobili na uliczkach z alpejskimi spadkami.




Wiatr dawal w kosc tak dokladnie, ze dzisiaj fish&chips zjedlismy w domu. Fisze zastapily czikeny KFC. God, forgive us.

PS. Wszystkie zdjecia z wycieczki sa w linku na gorze.

sobota, 15 listopada 2008

Swieze powietrze


Gnani checia zobaczenia jakiejs fali ktora choc na powiekszeniu bedzie wygladala na sztormowa, pojechalismy do ujscia rzeki Tees. Ciekawe miejsce. Na koncu znajduje sie mala latarnia morska, najbrzydsza jaka w zyciu widzialem. Jak widac na zdjeciu, ruch wokolo cypla jak na Krupowkach w sezonie.




Wietrzna pogoda nie odstraszyla ludzi, ktorzy z samozaparciem uciekli z wielkomiejskiego zgielku. Czy to grajac w golfa...




...czy gnajac po wodzie na kiteboardzie...




...korzystali z blogoslawienstwa swiezego powietrza...




...lub odbijali sobie nerki.




A to juz centrum Redcar. No, nadmorska uliczka z deptakiem jest chyba lepszym okresleniem.

To wlasnie te budynki sluzyly jako nabrzeze Dunkierki w "Atonement" z Keira Knightley (ach!, ta zuchwa!), skad mial ewakuowac sie glowny bohater grany przez James'a McAvoy. Widac jeszcze osmolone okna, trzymane na pamiatke tych wydarzen.




W powietrzu 15 C, wiec co zyje wyszlo z domow.




By uciec przed swiezym powietrzem Tees Valley, jedziemy troche dalej na poludnie. To 130 metrowy klif w Saltburn-On-See




Kolejka niestety byla zamknieta, wiec na molo poszlismy piechota. Zdjecie troche oszukuje. Nie jest az tak daleko :) Na wszystkich spacerowiczow ktorzy zgubili nadmiar kalorii, czekaja niesmiertelne Fish&Chips. Tym razem w gazecie. Prawdziwa poezja.



piątek, 14 listopada 2008

Iglofobia

Ciekawe zjawisko. W Polsce zupelnie nieznane. No, czasem trafi sie pacjent ktory przy zastrzyku albo kaniulacji sie spoci. Dzieci, wiadomo, dra dziob standardowo i rady na to nie ma. Ale to co sie tutaj dzieje to czasami przechodzi ludzkie pojecie.

Co drugi pacjent rodzaju meskiego robi sie zielony na sama wzmianke o kaniulacji. Tych klade na lezanke, kaze zamknac oczy i zawieramy uklad. Moga drzec sie w nieboglosy, ale nie beda wyrywac reki. Dziala w wiekszosci przypadkow. Nawet nie wszyscy korzystaja z mozliwosci wlasnowrzaskowego uwolnienia endorfin.

Boze, jak mi brakuje starych dobrych czasow. Popatrzylo sie z wyrzutem, poprosilo grzecznie coby sie pacjent zachowywal przynajmniej jak pieciolatek i bylo po klopocie.

Czesc z nich probuje byc dzielna. Zazwyczaj wylapuje ich w przedbiegach - zielenieja na widok igly - i tez laduja na plasko, ale kilku mi umknelo. Pol biedy jezeli w trakcie wklucia jakies chuchro wywali galki na wierzch - ale jak to jest 120 kilowy kloc, to troche rak brakuje. Tu kaniuleczka wbita, facet wisi w malowniczej pozie i charczy, pielegniarki dostaja drzen wewnetrznych. Pandemonium gotowe.

Mam swoja wlasna teorie na ten temat. Mianowicie w dawnych czasach, na polu bitwy, jak ktos byl wrazliwy na widok swojej krwi albo stali wrazonej w cialo - to mdlal bohatersko. Nikt go wiecej nie niepokoil i sobie taka sierota przezywala. A gieroje co to sie niczego nie bali, gineli malowniczo z wlasnymi flakami na wierzchu. No i teraz zbieramy poklosie doboru naturalnego...

Ale to wszystko jest nic w porownaniu z pacjentem ktory jest przekonany ze sie igiel boi.

Zaszla ostatnio pacjentka do maluskiego zabiegu w sedcji z lokalnym. Powinien ja podkluc chirurg, ale jak zobaczyl co sie swieci to dal noge. Madry facet. Niestety, nie wykazalem sie refleksem i nursy zdazyly mnie poprosic o pomoc. No i tu sie zaczely jaja. Kobita trzydziestoletnia padla jak wor z maka na lezanke - tu taka manifestacja nazywa sie dying duck - i zaczela zawodzic przerazliwie. Zanim przygotowalem sprzecik, doszla juz do C''' (niejedna diva mogla by jej pozazdroscic) i parla dalej. Sytuacja zaczela mnie przerastac wokalnie wiec tym razem ja wezwalem nursy na ratunek. Jaka jest roznica pomiedzy nursem a pielegniarka? Pielegniarka najpier op.dala pacjenta a nastepnie wlasnym rykiem zaglusza jego popisy wokalne. Ale nie nurs. Ten bierze za raczke, glaska po glowce i caly czas powtarza pacjentowi ze swietnie sobie radzi.

Chyba z tworzeniem guzkow spiewaczych.

Korzystajac z zamieszania dziublem dziewcze w raczke rach-ciach - i ze zdumieniem skonstatowalem ze ryki nie ustaly a jeno ida dalej ku gornej granicy skali. Zaraz nietoperze tu przyleca, pomyslalem ponuro i przebijajac sie przez jej ryki jedwabnym barytonem wytlumaczylem ze to juz.

- Juz? - zdziwilo sie dziewcze.
- Juz - potwierdzilem radosnie. I wrzask umilkl jak uciety nozem.

U nas jednak takich jaj sie nie ogladalo.

czwartek, 13 listopada 2008

Sila perswazji

Lista stomatologiczna. Smieszne toto - z jednej strony trudno te zabiegi nazwac chirurgia. Z drugiej strony, jak to kiedys zauwazyl moj Mistrz, nie ma malych znieczulen. Znieczulenie ogolne to znieczulenie ogolne i czy znieczulasz do zeba czy do nogi - ryzyko takie samo.

Przyszla sobie pacjentka i powiedziala ze tak panicznie sie boi stomatologa, ze za cholere w miejscowym w zebach sobie dlubac nie da. Chce spac i basta.

Ruszyla pielgrzymka. Najpierw stomatolog, cobym rozwazyl opcje. Potem pielegniarki z pytaniem co robimy - toz kobicie pomoc trzeba, a nikt jej kolanem do stolu przyciskal nie bedzie. Hm. Jakos nie lubie byc naciskany, a juz szczegolnie nie lubie jak mnie ktos probuje przekonac do robienia glupich rzeczy.

Jak powiedziec pacjentowi ze nie znieczulimy go do wyrwania zebow i zeby przy okazji pozostal calkowicie szczesliwy? Sam musi dojsc do wniosku ze ogolnego nie chce.

Zaczalem spokojnie. Po powitalnych merdnieciach ogonem przystapilem do opisu procedury. Wytlumaczylem jakich lekow uzywamy i jakie mozliwe powiklania moga sie zdarzyc (jak sie to do kupy zbierze to chyba jedynie pypcia na jezyku dostac nie mozna). Nastepnie plastycznie i z zaangazowaniem opisalem procedure intubacji przez nos ze szczegolnym uwzglednieniem co tez ta rura moze urwac po drodze. Zeby byc w zgodzie z prawda, nadmienilem tez ze wszystkie te nieszczescia sa rzadkie, mimo to zdarzyc sie moga. W momencie gdy bylem gdzies na wysokosci krtani, pacjentka przerwala moja odtworczosc radosna i zapytala czy sa jakiekolwiek przeciwwskazania do znieczulenia miejscowego, bo jej bojazn przed stomatologiem znikla kak z bielych jabloni dym.

Bingo.

Ja rozumiem ze pacjent ma prawo wyboru.
Anestezjologa rola jest pomoc mu w podjeciu trafnej decyzji.

środa, 12 listopada 2008

Horror- la grande finale

Srodek prawdziwej zimy. Srodek nocy. Zastanawiajace jest ze wiekszosc porodow odbywa sie w nocy. Mysle ze to genetyka i dobor naturalny. Te samice ktore rodzily w zamierzchlych czasach w dzien, zostaly zezarte przez drapiezniki. Przezyly - i przekazaly te wiedze genetycznie dalej - tylko te ktore rodzily noca.

Pograzony w takich to ponurych rozwazaniach dotyczacych rodzaju innego, gnalem na sygnalach do rodzacej. Droga sliska, lod, koleiny - slowem same atrakcje. Do tego wszystkiego pojechalismy duzym fiatem pieszczotliwie kredensem zwanym. Zimno, trzesie - na szczescie niedaleko.

Wchodzac do domu uslyszelismy nieco potepiencze ryki. Od razu zapalily mi sie dwie czerwone lampki, ot, na wszelki wypadek. Rodzina w jakims amoku "Bierzcie ja szybko do szpitala!", mloda dziewczyna lezy na lozku, okrzykami bojowymi oznajmiajac calemu swiatu nadejscie potomka, jednym slowem - pandemonium. Zapytalem o termin, skurcze i te nieszczesne wody - "Do szpitala!, Bierzcie ja do szpitala!!!" darli sie wszyscy wokolo, zamiast odpowiadac na pytania. Piata rano, banda spanikowanych, wydzierajacych sie tlumokow dookola, wrzeszczaca rodzaca - toz gdzies jest granica za ktora pala sie bezpieczniki. Zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i zapytalem - grzecznie - gdzie do k.nedzy byli wszyscy jak sie porod zaczal i poprosilem - jeszcze grzeczniej - zeby sie towarzystwo zamknelo a najlepiej wy.nioslo mi sie sprzed oczu.

Patrze jak pakuja rodzaca do karetki i mam reminiscencje. Siedze sobie w fotelu, cieplo, napoj poprawiajacy krazenie w dloni i moj przyjaciel, perrorujacy z zacieciem: "Jak widze ze moge nie dowiezc, pakuje zawsze nogami do przodu... nogami do przodu... nogami do przodu... ..." Zapalila sie trzecia lampka.
- Stooop! - udarlem sie do zalogi - Odwroccie ja, leb pod klape, nogi do przodu!
Slowa sprzeciwu, obrocili sie blyskawicznie i wsuneli wrzeszczaca do samochodu. Wskoczylismy na siedzenia, sygnaly i dluga. Kolejny wrzask. Do szpitala max. 5 minut, nie ma sily - nawet w trakcie dowioze.

A moze nie???

Przelazlem na nosze, siadlem na nich, prawa noga podwinieta, lewa na moim sanitariuszu po czym zarzadzilem - karetka stop. Zalozylem rekawiczke, patrze - o,k., glowka jakby w kroczu...

... kurtka na wacie... 3 minuty do szpitala, a ja bede porod odbieral w fiacie... miejsca tyle co w pudle po lodowce, a w nim rodzaca, sanitariusz i ja... jasna cholera...

...sanitariusz przesunal mi noge i rozlozyl walizke na kolanach, kazalem rodzacej wziac sie pod kolana i poprzec, naciecie krocza , glowka wyskoczyla - daj nozyczki, k., pepowina okrecona - klem, drugi, ciecie pepowiny - dzieciak mamie na brzuch, ssanie, cewnik, nozdrza, okryc - k. czemu tu tak zimno - ryczy - o to zyje, milo - rodzimy lozysko czy jechac? - jechac, zaraz szpital, jak nie daj Boze jakies krwawienie to lepiej miec jakies wsparcie - sygnaly - mama sie usmiecha - ja tez - k. ale tu ciasno, nie czuje prawej nogi...

Wiem ze dla ginekologa czy poloznej porod to kolejny kilkutysieczny przypadek w pracy. I racje maja ze w 95% dziecko samo sie rodzi, byle nie przeszkadzac. Ale dla takiego swiezego doktorka po studiach, ktory do tej pory tylko widzial jak inni to robia, to niezapomniane przezycie.

I nawet flaszki nie przyniesli...

wtorek, 11 listopada 2008

Bul bul bul


To bylo zrobione na glebokosci jakichs 5 metrow - dlatego kolory sa takie jak na powierzchni. Wisisz sobie w wodzie a pod spodem rybki i korale...



Masa lodzi wokolo. To chyba Francuzi byli. Nasza lodka byla blizniaczo podobna do tej.



A to kolejna MJUT rafeczka z rybciami. Mialem to jako tapete w komputerze ponad rok. Ladny widoczek :)



A tu stworzonka plywajace. To plaszczka...



...to skrzydlica...



...abnegat przed zjedzeniem buddy...



...i po.




Milego wpatrywania sie w widoczki podwodne. Jak sie wam zamarzy info nt. jak sie do tego zabrac, to gotow jestem popelnic info-posta pt. jak stracic kase ktorej nie mamy.

Dywagacje

Zazwyczaj praca anestezjologa prosta jest jak metr sznurka. Ale czasem zdarzaja sie prawdziwe kwiatki.

Pacjentow do zabiegu przygotowuja pielegniarki. Zbieraja wywiad, mierza, waza. Jezeli maja jakies watpliwosci, prosza mnie o wsparcie. Jezeli papiery mi sie nie podobaja - zapraszam pacjenta na rozmowe. Cos musialo byc nie w porzadku, bo zaprosilem zdrowa kobiete w sile wieku. Ale czemu? Za cholere nie moglem sobie przypomniec.

Wchodzac do preassessment clinic zauwazylem ze czeka kilka osob, wiec dalem nura do gabinetu zeby sprawdzic blyskiem papiery. W miedzyczasie pielegniarka poprosila pacjentke. Weszla, siadla, przywitalismy sie, patrze dalej w te papiery i czuje ze ja jakos dzisiaj jak nie zaba. Znaczy - nie kumam. Wszystkie ptaszki w formularzu postawione po stronie NO (nie miala, nie choruje, nie posiada), badania OK, EKG lepsze niz moje - co do cholery. Widzac moje zadumanie, pacjentka przyszla mi z pomoca.
- Bo ja ostatnim razem mialam problemy ze znieczuleniem - powiedziala z usmiechem. Ups. Tego anestezjolog nie lubi. Zazwyczaj pacjent wie ze cos bylo nie tak ale nie wie co sie stalo, a co najgorsze, ze nie wie co mu zaszkodzilo. Tak tez i bylo tym razem.
- Cos mi dali i zasnelam, jak sie obudzilam to wszystko bylo OK, ale potem w domu to mnie bardzo bolala lewa noga i tak sie dziwnie czulam. Bylam z tym u GP, dal mi Paracetamol ale nie pomoglo. A na drugi dzien samo przeszlo.

Na GP mozna liczyc jak na Zawisze. Jak moze pomoc to da Paracetamol.
Patrze w papiery - pacjentka miala usuwane zeby w znieczuleniu oglnym. O zesz w morde... Gdzie Rzym, gdzie Krym a gdzie Rzeczypospolita... Zasadniczo zwiazku nie ma zadnego. Jednakowoz, zeby wszystko bylo jasne, wytlumaczylem ze najlepsza technika zapewniajaca brak problemow noznych po zabiegu bedzie znieczulenie miejscowe. Chytra proba wylgania sie od roboty spalila na panewce. Pacjentka, mimo sieroznego ostrzezenia nadal obstawala przy ogolnym. Poniewaz czepic sie nie bylo czego, obiecalem jej ze ja znieczule a ona w zamian rozwazy miescowe z sedacja.

No i siedze teraz i dumam. Bo zasadniczo nie ma sie czym przejmowac. Objawow, ktore u niej wystapily, nie ma jak powiazac ze znieczuleniem ogolnym. Ale - jak miala jakas dzika manifestacje Epi? Zamiast walenia glowa trafilo sie jej wrazenie dziwnosci i bol w nodze? Toz sa tacy co im drga maly palec, innym wszystko smierdzi, a jeszcze inni zaliczaja zwisy mentalne z ktorych nic nie pamietaja choc dla otoczenia na chwile sie zamyslili... Samemu smiac mi sie chce z tych dywagacji. Ale na wszelki wypadek dam jej w indukcji cos co ja zabezpieczy z tej strony.

Trzeba dac napis zeby wpuszczac tylko z krawatami. Klient w krawacie jest mniej awanturujacy sie.

GP - General Practitioner, lekarz pierwszego kontaktu, ktory ma o wiele szerszy zakres dzialania niz jego polski odpowiednik.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Horror- interludium

Tym razem wezwanie bylo pod wieczor. Na miejsce spotkania dojechalismy juz po zmroku. Wysiadamy, pytam gdzie to jest. Mlody chlopak w ciezkim stresie mowi ze niedaleko i ze pokaze droge. Sanitariusz nie widzac domu na wszelki wypadek zabral walizke tzw. porodowa - wszystkie niezbedne graty potrzebne do porodu sa w srodku.

Chlopak darl pod gore w tempie Korzeniowskiego, ja za nim, a sanitariusz jakos tak sie zasapal z ta pieronska walizka i pomalu zaczal zostawac z tylu. W sumie jakies 20 minut marszobiegu po gorzystym terenie...

Z plucami na wierzchu wpadlismy do domu, przyszla mama lezy sobie na kanapie wiec nie namyslajac sie dlugo siadlem kolo niej. Widze ze nie rodzi, wiec wzialem kilka glebokich wdechow coby dlug tlenowy wyrownac i czujac ze tak jakos siedze na czyms mokrym, stwierdzilem bardziej niz zapytalem:
- Wody odeszly.
- Odeszly.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Tutaj?
- Tutaj...
Kurtka na wacie - fatum jakies czy co? Chociaz z drugiej strony to moze i lepiej. Znaczylo by to ze mokre spodnie mam z przyczyn zewnetrznych.
- Skurcze co ile?
- 3-4 minuty.
Druga czerwona lampka.
- Pierwsza ciaza?
- Pierwsza.
Nieco lepiej, ale w dalszym ciagu srodek lasu, transport na szybko jedynie na krzeselku a ja mam kobite na rozpuknieciu. Badz tu czlowieku madry. Zostaniesz - kobieta jest skazana na pomoc anestezjologa. Ktoren to co prawda doksztalcal sie u zaprzyjaznionych ginekologow, ale jednak. A zabrac do karetki - ryzyko ze bedzie rodzic nie tylko z anestezjologiem ale na dodatek w szczerym polu. I po ciemku.
Zaraza...
Pierwsza zasada obslugi ciezarnych w pogotowiu mowi: lekarz badajacy ginekologicznie pacjentke to zboczeniec jest. Pomyslalem ze nie ma upros - jezeli glowka jest w kroczu to zostaje i rodzimy w domu. Jak rozwarcie nie wieksze niz 3 palce to bez problemu zdazymy dojechac do szpitala - krzeselko i dluga. Jak powyzej - nosze i pomalutku do karetki. Jak wypadnie porod po drodze, wola boska.

Na szczescie rozwarcie nie wieksze bylo niz opuszka. Lomatko. Takiej ulgi nie czulem od podstawowki jak mi sie upiekl brak zadania z ruskiego. Zgodnie z planem zapakowalismy dziewczyne na krzeselko i polna drozka poprzez las poszlismy do karetki. Nawet zdazylismy do oddzialu dojechac. Jak skonczylem pisac papiery, wyszedl swiezo upieczony tata i podziekowal ladnie - wlasnie sie mu syn urodzil.

Jakos sie specjalnie nie zdziwilem ze to juz.

niedziela, 9 listopada 2008

Redcar







Mial byc sztorm a tu kiszka ze smalcem - morze bylo plaskie jak stol. Ale za to wiatr byl imponujacy... Przewialo nas na druga strone. Mam nadzieje ze zdjecia oddaja choc po czesci co sie tam dzialo. Nawet mewy trzeba bylo namawiac zeby ruszyly .. skrzydla.

Najdziwniejsze, ze fanatykow spacerow bylo wiecej, moze nie tlumy, ale kilkanascie osob tuptalo z samozaparciem z wiatrem i pod wiatr.

Musze jednak przyznac uczciwie: najwiekszym wzieciem cieszyl sie car park walk - czyli siedzenie w samochodzie i podziwianie widokow.

Dzizzzzaz jak tam wialo... Halny to Zefireczek...

sobota, 8 listopada 2008

Slicznotka







Stala przy nabrzezu Hartlepool, pracujac jako kafejka. Nieco znuzona tym samym widokiem przed dziobem. Ale wciaz mozna dostrzec tysiace przeplynietych mil...

piątek, 7 listopada 2008

Horror - preludium

Kazdy pogotowiarz ma swoj wlasny horror. Jedni nie lubia zaopatrywac psychicznych. Inni nie lubia wyjazdow do dzieci. Jeszcze inni maja wyrzut adrenaliny kiedy jada do wypadku. Ale kazdemu, moze poza ginekologiem, cierpnie skora gdy slyszy od swojego dyspozytora: "Pilnie do porodu prosze!".

Od samego poczatku przesladowaly mnie wyjazdy do rodzacych. Zjawisko to nasililo sie w drugim roku mojej pracy. Myslalem ze ogolnie wzrosla ilosc porodow, ale po zebraniu szczegolowego wywiadu okazalo sie ze to ja jestem Doktor Pepowina. Hm. Przeanalizowalem wszystkie przypadki i trend wyszedl malo zachecajacy - za kazdym razem przywozilismy pacjentke do szpitala nieco blizej porodu niz poprzednim razem. Stres rzucil sie czarnym pietnem na moja aktywnosc towarzyska - zaczalem pic z ginekologami, w trakcie zadajac im podstepne pytania o porody posladkowe, uwalniania raczek, zwroty wewnatrzmaciczne, chwyty Brachta, badanie szyjki macicy, odgryzanie pepowiny i zjadanie lozyska.

Pierwszy znak ze sie nie wymigam nastapil jesienia. Wyjazd niedaleko, zadnego stresu w wezwaniu- ot pojechac, zadac standardowe pytania, zapakowac do karetki i zawiezc do szpitala. Praca bardziej dla taksowkarza niz doktora.

Na miejscu okazalo sie ze pacjentka nieco posapuje. Zapytalem grzecznie od kiedy ma skurcze, stwierdzila ze od kilku godzin.
- A co ile? - draze nieustepliwie dalej.
- A teraz to juz co trzy minuty.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Wody odeszly?
- Nnniee... - odpowiedziala z niejakim wahaniem.
Zrozumialem ze wszyscy poczuja sie szczesliwsi gdy dotrzemy do szpitala. Dzwiecznym glosem zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i tu okazalo sie ze pacjentka sama do karetki nie dojdzie , a zniesc jej nie ma jak bo klatka schodowa ma w porywach pol metra szerokosci i nachylenie zjezdzalni w aquaparku.

Malpa nie glupia i sobie poradzi - wzielismy dziewczyne na rece, ja z tylu pod pachy, a sanitariusz z przodu pod kolana. I taka zabio-krabowa technika zaczelismy pomalutku schodzic po rzeczonej klatce. Na ktorej sie okazalo ze wody plodowe faktycznie nie odeszly wczesniej, bo zasadniczo nigdy nie odchodza dwa razy. Mialem szczescie, zalalo mnie do pasa. Sanitariusz byl zalany po szyje. Dla dziecka to akurat lepiej ze mama nie miala malowodzia.

Reszta drogi minela w ponurym milczeniu przerywanym posapywaniem rodzacej w trakcie skurczow i rechotem kierowcy pomiedzy posapywaniami. Podjechalismy pod szpital, wytargalismy pacjentke i ... do oddzialu nie doszlismy. Urodzila spokojnie na naszych noszach w Ginekologicznej Izbie Przyjec pod nadzorem specjalisty.

Moze i przesadzilem z zaangazowaniem w transport pacjentki. Ale chyba wole prac ciuchy po wodach plodowych niz przyjmowac porod w karetce.

O czym nastepnym razem.

czwartek, 6 listopada 2008

Dochtorka

Doktor cierpi. Trza jechac na pomoc. Noc sliczna, grudniowa, sniegu po pas - na szczescie bywalcy twierdza ze sie pod sam dom podjedzie.

Wysiadlem z karetki i jakos tak dziwnie - nikt za mna nie idzie. Zamachalem energicznie zeby d. ruszyli i do furtki ide.
- Abnegat, ty poczekaj az psy zamknie... - gruby glos z tylu powstrzymal mnie przed wtargnieciem. I chwala Panu. Na furtce zawisly zwierzaki starajace sie przekonac wszystkich wokolo ze pies Baskervillow to cieniarz. Rozlegl sie energiczny gwizd, pieski sobie poszly a za chwile padl rozkaz:
- Wlazic!
No, to w Imie Boze.

Ide sobie jakby nigdy nic a za mna sanitariusz i kierowca glowy pozaslaniali notesami, walizkami i czym kto mial.
- Panowie, co wy tak jakos - uroki tu rzucaja czy co? - zaniepokoilem sie.
- Niee, nie uroki. Ostatnim razem walila do nas z wiatrowki, Kazio do tej pory ma dzioby na czole.
Nie bylo co deliberowac. Zazdroszczac troche sanitariuszowi wielkiej walizki zaslonilem leb torba. Przynajmniej oczy bede mial cale.

- Coscie sie tak pieprzyli po drodze, cholera jasna! - zakrzyknal dziko wielki futrzasty stwor, z tego gatunku co pozera dzieci na sniadanie.
- Daleko, snieg... - zaczal przepraszac kierowca
- G.tam snieg! Ja sie tu przekrece a wy sie wleczecie! Wlazic do srodka!
Po zdjeciu futra ukazala sie wielka Pani Doktor, wiek Balzakowski, nie futrzasta, reszta pasuje.
- Dobry wieczor, co sie zlego dzieje? - zapytalem niesmialo coby nie zostac zastrzelonym z dwururki.
- Strasznie mi pecherzyk w d. daje, synku. Dasz mi...
- Prosze sie polozyc, odslonic brzuch i pokazac gdzie boli.
Sanitariusz z kierowca na wszelki wypadek wzniesli oslony. Dochtorka popatrzyla spode lba. - Masz ci los. - mruknela. Napiecie nieco wzroslo. Na palcach zmalalo.
Dochtorka stekla, polozyla sie i dala zbadac.
- Kolka zolciowa - poinformowalem z usmiechem zainteresowana. - Trojca - zaordynowalem przez plecy.
- Jaka trojca, synku, to dla wsiokow dobre, ja na to nie ide, dasz mi dziesiec centymetrow tego - i wyciaga fiolke, tak na oko 100 ml, z czyms transparentnym w srodku. Wzialem do reki i czytam. Afalgan: lek dla krow, koni i bydla rzeznego. Tum poczul ze bedzie tego. Wyjasnilem grzecznie ze mowy k. nie ma zebym sie tego dotknal a na leczenie moze sie zgodzic albo nie - ale to ktore ja zaproponuje. Kierowca przypomnial sobie ze ostatnio jak tu byl to mu paliwo spuscili i pognal karetki pilnowac. Sanitariusz znikl pod stolem. Z walizka. Doktorka zrobila sie czerwona.
Sina.
Zielona.
Pomyslalem ze moze jednak trzeba jej bylo dac tego Afalganu bo za chwile ja apopleksja zatlucze.
- A moze chociaz Dolargan macie? - lypnela spod oka.

Od slowa do slowa dala sie po Bozemu zalekowac. Czy pomoglo czy nie - tego nie wiem, w tym dniu juz po nas nie dzwonila. Bylem potem jeszcze kilka razy u niej - zawsze bylo milo, Panie Doktorze, Pani Doktor.

Leczyc innego doktora to prawdziwa zaraza.

Dla niewtajemniczonych: trojca albo PAP to mieszanka Pyralginy 2,5 g (5 ml), Atropiny 1,0 mg (1 ml) i Papaveryna 40 mg (2 ml)

środa, 5 listopada 2008

Pierwszy raz

Jezeli chcecie poczuc ze usuwa sie wam podloga spod nog, wcale do tego nie trzeba krwawych czy mrocznych wydarzen. Wystarczy sloneczna dyzurka i twoj ordynator, ktory mowi:
- Abnegat, doktor nam zachorowal, nie mamy kim obsadzic karetki, masz dzisiaj wolne?
- ...yyyeee... zagailem inteligentnie.
- To dobrze. Zagladnij za piec trzecia to cie doktor Antoni wprowadzi.

Teraz jest to niemozliwe. Doktor po studiach idzie sobie na rok do ochronki, nastepnie zdaje LEP i dopiero jak sie przyzwyczai, pozwalaja zeby horror zagladnal mu w twarz. Taka socjotechniczna odmiana techniki Besredki.
W prehistorycznych czasach tego nie bylo. Robilem sobie piaty miesiac stazu i - namaszczenie. Zostalem wysunietym zbrojnym ramieniem Izby Przyjec Szpitala Powiatowego.

Przylazlem jak kazali, szurnalem nozka, wyszczerzylem zeby...
- Ooo - zakrzyknela pani Krysia - nowy doktorek!!! Pokaze Panu Dyzurke!!
Wchodzimy do kliteczki, milo, przytulnie, wersalka wylezana przez pokolenia do ksztaltu hamaka w ktorej mozna spac tylko w jednej pozycji, maluski poprzypalany stolik z popielniczka (w glowie sie nie miesci, nie?) i taka mebloscianka a'la wczesny Gomolka.
- Tu moze pan graty zostawic, mamy jedna polke wolna bo sie wlasnie nam jeden doktor wyprowadzil. Jak herbatke albo co - to kuchnia z drugiej strony. A jak by jakie myszy czy szczury wylazly to tylko tupnac, to uciekna. Bo tu drewniana podloga tylko dywanem przykryta to dziury sa do piwnicy. No, to ja ide!! - zakrzyknela dziarsko Pani Krysia.

Klaplo mi sie na tapczan z malowniczym chrupnieciem. Pomyslalem, ze moze nie dadza mi tu zginac... Dostane instrukcje od Doktora Antoniego i jakos przezyje... I moi pacjenci...

Niestety, doktor byl na wyjezdzie, jak wrocil to juz sie spieszyl dalej, wiec zakrzyknal jedynie:
- Witamy w zespole! W torbie narkotyki i L4, reszta w walizkach, sanitariusze wszystko wiedza, no to do jutra!

I to by bylo na tyle jak mowil Jan Tadeusz Stanislawski.

Na szczescie nie tylko ja wiedzialem ze stanowie zagrozenie dla okolicznej ludnosci. Moj zespol pozwalal mi na +/- 1 minutowy wywiad - tyle trwalo zapakowanie pacjenta na nosze - a potem twierdzili ze nie ma sensu sie szarpac z leczeniem w karetce jak na Izbie bedziemy za dziesiec minut. W sumie racja. Jak by nie bylo, dzieki tej technice leczniczej wszyscy przezyli.

W Pogotowiu mamy takie specjalne odznaczenia na rozne okazje.
W tamtym dniu za zwiezienie wszystkich pacjentow do szpitala w trakcie dyzuru zapracowalem na szlachetne wyroznienie Zloty Bat.

PS. Dla potrzeb opowiesci wszystkie imiona sa fikcyjne.; zreszta po tym czasie prawdopodobnie mialbym problem zeby przypomniec sobie wszystkie..

wtorek, 4 listopada 2008

Kierowca bombowca

Wezwanie do wypadku drogowego. Noc zimna i glucha, daleko od bazy wiec sygnaly i wio.

Czas dojazdu zawsze jest dziwny. Adrenalina dziala, dajac lekki szmer za uszami, troche jestes w karetce a troche juz w przyszlosci na miejscu, troche rozmawiasz z kierowca a troche cie nie ma. Taka, nazwal bym to, maszynka pod pelna para na jalowym biegu.

Dojezdzamy na miejsce. Sa juz policjanci, nikt nas nie wita- czyli dobrze sie dzieje. Bo jezeli witaja z daleka i machaja ze 'tutaj'!!! to najczesciej jest jatka i masakra.

Przejelismy pacjentow, obadali, zabezpieczyli- ot, same drobiazgi, nic powaznego. Poniewaz nie mamy parcia zeby gnac z powrotem, a policjanci potrzebuja jeszcze kilka minut zeby skonczyc papiery i dmuchania w balonik, ide zobaczyc, co sie stalo.

Droga prosta jak stol. Nieco wilgotny asfalt. Zadnych sladow hamowania, szarpania kierownica czy innej walki. Samochod wpadl do rowu, przeszorowal jakies piecdziesiat metrow i wyrznal w przepust. Nie wiedzialem ze te Lanosy to takie pancerne robia. Ze strefy kontrolowanej miazgi zostala miazga, natomiast przedzial pasazerow caly. Poduszki odpalily. Patrzac na obraz zniszczen i wynik 2:0 to musieli bic tak przy 40-50 km/h. W obie strony po 300 metrow prostej - jak go cioralo po drodze od ostatniego zakretu to ile on tym Lanosem jechal?
Stoje i patrze i patrze i stoje i nie moge wykumac - co tu sie stalo.

Wracam do karetki i pytam podstepnie:
- Wyjechal ktos Panu na czolowe?
- Nie, doktorze, nie opanowalem maszyny na wirazu i wpadlem do rowu - rzecze mily starszy pan.
Chrupnelo mi w stawach zuchwowych. Wirazu?

Z cwiekiem zabitym do mozgu ruszylismu w strone stacji. Nagle cos mnie tknelo. Poprosilem kierowce zeby stanal.

Z odleglosci 200 metrow od miejsca wypadku widac bylo wyraznie ze wlasnie w tamtym miejscu droga skreca w lewo. Tak - o jeden stopien.

W sumie nikt nie powiedzial od ilu stopni liczy sie wiraz.

poniedziałek, 3 listopada 2008

Han na brzyzku

Srodek srodka zimy. I nocy. Snieg, mroz. Brrr... Wezwanie z tych powazniejszych- bolesci w klatce, slaba, ledwie dycha. Dojazd dlugi, czlowiek sie zdazyl w karetce ogrzac.

W srodku niczego stoi chlop i macha. Pytamy gdzie jechac- pokazuje prosto w pola i mowi ze to tam.
- Daleko? - pytam podejrzliwie.
- Nii... han na brzyzku - pokazuje na swiatla chalupy, jak na moj gust calkiem niedaleko. Nic to, Baska, jak mowil Pan Wolodyjowski. Bierzemy sprzet i idziemy na spacer.

Dochodzimy do chalupy ktora chlopisko ... spokojnie mija i zlazi z dosc szerokiej, odgarnietej drogi na pojedynczy slad ludzki w sniegu po pas. Oz w morde.
- Panie, na ktorym to brzyzku jest??
- Han, niedaleko.
I polazl. Ghrrr...

W sumie z kilometr. Z czego 700 metrow 'polna drozka poprzez las'. Jak dolazlem do chalupy to nie wiedzialem czy bole w klatce to odmrozone pluca czy zawal.

Pacjentka do natychmiastowego transportu, w stanie ciezkim. Poczynilismy podstawowe czynnosci lecznicze i mowie do chlopa:
- Zaprzegaj pan konia.
- Ni mom konia.
- A co pan masz?
- Traktor.
- No to zaprzegaj pan traktor.
- Czys pan zwariowal???!? - chlop na to rzecze - zeby mi traktor na takim mrozie zajebalo???!???

...

Sily ludzkiej nie bylo zeby go przekonac. Skonczylo sie na tym ze syn gospodarza poszedl po nosze i przyniosl je z karetki sam (bo kierowca, ktory na nas w samochodzie czekal, powiedzial mu, ze musi auta pilnowac... jak bym wiedzial jak to bym po tym tekscie urodzil z wrazenia...). Nastepnie tatus z synem chwycili sie za nosze i polezli z chora kobieta w zawieje do karetki. A my za nimi. Twardzi byli przez jakies 50 metrow. Pudziany z Bozej Laski. Laikowi sie wydaje ze jak sie wrzuci 100 kilo zywej wagi na nosze - plus masa noszy, kocy, sprzetu (tlen, monitor) - to te nosze SAME pojda... A to jest ponad worek cementu na jednego. Bo o niesieniu w czterech mowy nie bylo- nikomu sie drogi odsniezyc nie chcialo, a przez taki snieg lezc...

Zanim doszlismy do karetki zdazylismy sie zmienic wszyscy tak z 8 razy. Buty moglem zawiazac nie zginajac plecow.

I po tym wszystkim facet mi wciska w rece kase.

...

Wybacz mi Panie, bom nie wiedzial co czynie.

...

Ja to sie w sumie nie dziwie ze ludzie pogotowia nie lubia.

niedziela, 2 listopada 2008

Zaduszki






Zastanawiam sie, czy za sto lat ktokolwiek bedzie cos o nas wiedzial.

sobota, 1 listopada 2008

Babcia Ci pomoze

Jak widac- natchnienie przyszlo od Morfeusza ;)

Jedziemy sobie ladnym kwietniowym (?) przedpoludniem do dziadzia bo "slaby". Poniewaz diagnoza jest powazna ale nie tak zeby sie zabijac, np. "rzezi", jedziemy bez sygnalow, ogladajac polska wies na wiosne. Ptaszki cwierkaja, krowy rycza - wiecie, w sercu otucha wzbiera i nastraja optymistycznie.

Zajezdzamy pod dom, grzecznie do srodka prosza i pytaja czy kawe zrobic. Goralowi nikt nie zarzuci ze dochtorowi dziadostwa zrobil. Kawa jest czarna, 3/4 fusow i powoduje ekstrasystolie nadkomorowa po wypiciu polowy.

Odmawiamy grzecznie (do stacji daleko, a jak czlowieka sraczka zlapie?) - i biore sie za pacjenta. Blado-zielony, 35 tetna, cisnienie na podlodze i widzi na zolto. Na zolto? Pokazcie tableteczki. Przynosza - a jakze, Digoksyna w zestawie. (Dla laikow: serce zwalnia ale bije mocniej. Nieco.) Pytam grzecznie kto mu to daje. Na to babcia siedzaca z boku i patrzaca podejzliwie czy dochtor sycko robi jak trza, zaczyna mi tlumaczyc.

"To som takie tabletki na wzmocnienie, panie dochtorze. Rano strasnie slaby byl tom mu dala dwie- ale nie bardzo pomoglo. No to my mu dali jeszcze jednom o dziesiatej i jednom przed chwilom."

Goral musi twardy byc- inaczej by opieki goralskiej baby nie strzymol. Howg.

A piatek byl przesmieszny. Zaczelo mnie telpac o polnocy. Nic to - nindza twarda musi byc. Rano zezarlem co mialem w podrecznej-apteczce-anestezjologa-na-wygnaniu i polazlem do roboty. Zdazylem zrobic trzy zabiegi chociaz juz w czasie trzeciego zastanawialem sie co to jest to swiatelko co tak smiesznie mryga - i powiedzialem ze bedzie tego. Jak chca operowac dalej niech sobie znajada anestezjologa co nie zakatrupi im pacjenta na stole- bo ja sie nie nadaje. Lorenzo byl nieco zawiedziony , no, ale. Przyjechalem do domu kolo 11 i jak padlem- tak wstalem teraz.

Wynika z tego ze jestem typowym przedstawicielem plci meskiej. Grypa to dla nas smiertelnie niebezpieczna choroba.

Wracam do wyrka.

A to obrazeczek z 1 listopada...