wtorek, 22 września 2015

Z popiołu dyjament

Choć bardziej na miejscu byłyby chabry z krowiego placka. Ale ad rem.

W Jukeju jak się dało dupy i zostało na tym przyłapanym to nie leci się po ulicy zakrywając w panice dupsko, tylko z kulturą bije sie w piersi i wygłasza expose (tu można spróbować zakryć goliznę, ale mimochodem, odwracając uwagę - żadnych ostentacyjnych gestow!), że się żałuje, wnioski się wyciągnęło i więcej kurwić po rogach nie będzie. Czyli lesson has to be tought.

Najlepszy przykłąd z Cameronem: lata i się zasłania? Nie... Od tego sa specjaliści od pijaru. Zrobią mu sesję z małymi dziećmi albo lepiej z kotami, bo dzieci to teraz jest w Ukeju bardzo niezręczny temat.

Jak się darł niejaki Mr Jean-Baptiste Emanuel Zorg (czyli Gary Oldman w Piątym Elemencie): chcesz coś mieć dobrze zrobione - zrób to sam! Eureki nie odkrył ale racje miał. Sprawdzam zamówienia, przyjmuję leki i osobiście nadzoruję wydawanie tabletek. Do tego jakiś nawiedzony tłumok zakwalifikował Tramadol jako CD3 (Controlled Drug grupa 3) co w sumie skutkuje chaosem. Do tego stopnia wszyscy pogłupieli, że Zuzia pomyliła paczki z opakowaniami i dostaliśmy picolax dla 200 pacjentów. Niech drżą wrogowie. Pielęgniarki klna pod nosem i co rusz latają za anastazjologiem celem podpisania kolejnej bzdury, ale co robić... Nie jest prosto o diamenty, o czym wiedza nie tylko fizycy z MITu czy niewolnicy z Wielkiej Dziury (znaczy niewolników teraz nie ma, są to dobrze opłacani za dzieło fachowcy na umowach śmieciowych; i nawet dostają jeść!). Szczególnie jak się te dyjamenty próbuje wyszlifować prosto z wiadomo czego.

Żeby nie było, że się jakoś tak zakrywam ostentacyjnie, pojechałem na spotkanie dochtorskie z gołą dupą. Co robić. Przygotowałem slajdy, przeanalizowaliśmy krok po kroku co poszło nie tak - choć tu akurat nie trzeba być rocket scientist żeby stwierdzić, że wszystko - i ktos zadał pytanie o prawdopodobieństwo. Bo jak się popatrzy na to z matematycznej strony jaka jest szansa, że w dniu gdy zły lek został przywieziony, nowy kurier trafi na nową sekretarkę (...)? Wychodzi zero. A stało się.

Dla poprawy humoru miałem jedynke zakupiona trzy miesiące wcześniej; gdybyście musieli jechać w dłuższą trasę w Jukeju, to tylko tak... Co prawda trzeba zakup uskutecznić 24 tygodnie przed wyjazdem, wtedy bilet powrotny z Darlington do Londynu wychodzi 88 a nie 480 funciszy. Ale za to w cenie jest jedzenie (rano śniadanie, wieczorem obiad) i drinki z palemką bez ograniczeń. Trzeba tylko namówić lepszą połowę, żeby odwiozła - a w szczególności przywiozła - ale za to jakże miło sie jedzie sącząc wódkę z colą (poslki akcent zobowiązuje...) z niepodkurczonymi nogyma!

PS. Miały byc zdjcia ale się Google nie chce dogadać z aJfonem. Co robić.

wtorek, 15 września 2015

Teoria dziury

Zaraz bedzie. Ale zanim omówimy ze szczegółami owąż dziurę, najpierw ogłoszenie parafialne.

Blogspot w mądrości swojej wie najlepiej co jest spamem a co nie jest - nie dość, że wie, to jeszcze w dodaktu kutas jeden nie raczy poinformować o tym. Dzięki czemu dwa komenty mi się nie opublikowały wtedy kiedy trzeba. Zainteresowanych uprzejmie proszę o wybaczenie (jeden zaprzeszły Niki i nie tak całkiem odległy Marii).

Postaram się od czasu do czasu sprawdzić gada, bo niestety nie znalazłem w opcjach możliwości wyłaczenia owegoż ulepszenia, które jest takoż samo wkurwiające jak automatyczne wycieraczki w samochodzie. Wiecie, te co to lepiej wiedza czy widzę czy nie widzę i jak widzę. Co robić. Na szczęście nie wiedzą dlaczego, bo to już by trącało zaawansowaną logiką maturzysty.

Ale ad rem. Co mówi teoria dziury? Otoż zgodnie z owąż dziura w serze być może. Ciekawostką semantyczno-kogniwistyczno-antynabiałową jest hipotetyczna możliwość zaistnienia dziury bez sera. Tą nie będziemy się zajmować. Zajmiemy się dziurą, która jest w serze, duża, konkretna, i która czasem przełazi przez owyż ser na wylot.

I wtedy jest klops.


Opiszmy.

Plasterek pierwszy. Dziura: zagoniona pielęgniarka prosi zagonionego pielęgniarza, żeby zamówił najmniejszą z możliwych butelek morfiny doustej, zwanej oramorphem. Robi to ustnie zamiast na formularzu.

Plasterek drugi. Dziura: zagoniony pielegniarz dopada komputer i zamawia najmniejszą z możliwych butelek, nie zwracając uwagi na dziesięciokrotnie wyższe stężenie leku, na które musi mieć specjalną autoryzację w książce narkotyków.

Plasterek trzeci. Dziura: nowo przyjęty farmaceuta zostawia paczke z lekami sekretarce. Co przy okazji pokrywa plasterek czwarty z jego dziurą, bo oważ nie ma prawa takiej paczki przyjąć.

Plasterek piąty w takim razie ma dziurę w postaci pielęgniarki, która potrzebując jeden z leków w paczce, zanosi wszystko do tak zwanego pierdolnika.

Plasterek szósty. Tu dziura jest prosta: zagoniona pielęgniarka, chyba ta sama co w dziurze pierwszej, nie zważając na plastikową torbę z napisem (czerwonym, litery piętnastometrowej wysokości) Uwaga, Narkotyki Ścisłego Zarachowania, zdziera owąż i wkłada lek z napisem Uwaga, Skoncetrowana Postać Morfiny Doustnej do szafki z polopiryną. Czyli jakby siódmy plasterek też się opisał.

Plasterek ósmy. Tu dziura w zasadzie ma wielkość całego plastra: debil przepisujący lek do domu nie umieszcza stężenia leku na karcie zleceń, zadowalając się tylko nazwą leku i objętością syropu. No comments.

Plasterek dziewiąty. Dwie pielęgniarki (w sumie to można by uznać za dwie dziury, ale będziemy trzymać sie nomenklatury), w tym jedna specjalistka intensywnej terapii z wieloletnim stażem, niezrażone napisem Uwaga, Skoncentrowana Postać(...) wydają butelkę pacjentowi z przepisaną ilością mililitrów do zażywania.

Plasterek dzisiąty. Pacjent łyknał co mu kazali. Choć szansa była, gdyby przeczytał ulotkę.

No to dlaczego nici z klopsa? Bo los/Bóg/fizjologia (niepotrzebne skreślić w zalezności od światopoglądu) sprawił, że pacjent nie wytrzymał dziesięciokrotnie przewalonej dawki i wyrzygał wszystko co miał w żołądku.

poniedziałek, 14 września 2015

Kapitalizm, Platon i musztarda.

Prońko mi się przypomniała. Jak wyła z zadęciem "Jesteś lekiem na caałe złoo".

Kapitalizm brytyjski jest dziwny. Z jednej strony benefity dla biedoty niepracującej powala z nóg najwiekszego komunistę - na dziecko, na domek, na brak pracy, na zdrowie, na h. wi jeszcze co. Rekordziści łupia po 30k funtów na głowę rocznie, jęcząc, że ledwie daja radę. Z drugiej strony jak nie daj Boże człowiek co zarobi więcej, jebss - list z biura jej Królewskiej Mości informujący, że trza dopłacić.

Jako, że nikomu się nie przelewa, nasz management - ale ten przez duże M - zastosował trick kija z marchewką. Polega on na przywiązaniu owejże w taki sposób, by chcący ją zeżreć zabiczował się sam na śmierć. Chcecie mieć bonus? No to wypracujcie 10% ponad budżet. A w następnym roku podniesiemy wam tenże budżet o 15% ponad to co wypracowaliście w tym roku. W ten to sposób doszliśmy do Roku Pańskiego 2015, w którym to mimo pracy po 13 godzin na dobę przez pięć i pół dnia w tygodniu - bo pracujemy juz w co druga sobotę - marchewki nie będzie. Całujpanpsawnos. Zeby zrozumiec bol związany z calowaniem trzeba zaznaczyć, że bonus to pięć procent rocznej pensji. Ała.

Porozmawiałem poważnie z manago, soboty bedzie znieczulał ktoś inny. Wystarczy, że siedze po 12 godzin dziennie w tygodniu. Kapitaliści, zaraza by na nich. Zresztą mówił jeden baca, tylko nie pamiętam który, że jeść nalezy łyżką i powoli - bo żarcie na wyprzódki chochlą skończyć może jedynie zadławieniem. W ogóle chyba idzie nowe, bo mi się przy okazji zająknęła, że bedziemy sie przenosić do nowego szpitala. Łóżka nocne, wielka operatywa i w ogóle. Nie wiem z jakiegoz powodu oczekuje, że bede szczęśliwy - toż nie wyjde z tego cholernego szpitala wcale. Już teraz jest problem z ósmą wieczór.

W tle problemów biezących tlą się ponadnarodowe. Uchodźcy zalewają Europe, chrześcijańska kultura chwieje sie w posadach - nie, nie dlatego, że nas zaleją i zjedzą. Dlatego, że nagle się okazało co jesta warta religia miłości bliźniego. Biorąc z przykładów europejskich nie warta jest nawet funta kłaków. Najwyraźniej nie walą nas po pysku więc nic nie musimy nadstawiać.

Pociesznie wygląda nasze wysokie mniemanie o sobie - jakaż to cywilizacyja i humanitaryzm w nas drzemie! A w rzeczywistości daleko od szympansów nie odeszliśmy. A w zasadzie to wcale.

Mam następującą teorię: nasi zarządcy doszli do wniosku, że będziemy się lepiej kontrolować, gdy dostaniemy do ręki globalny instrument przekazywania wiadomości. Że niby internet powstrzyma nas od robienia podłości bo sie bedziemy czegoś tam wstydzić. No to ci dopiero matoły... Człowiek nie wstydzi się niczego, a żałuje tak naprawdę tylko jednej rzeczy: mianowicie że się dał złapać. Myślę, że to już niedługo potrwa. Ktoś tam wciśnie cntr-alt-del i bedziemy mieć reboot.

Tabletki wziąłem.

Jakby się kto pytał.

Przeczytał mi się list - niechcąco(!) - jednej koleżanki, co to wpadła w tak zwana karuzelę zarobkowo-rozpierdolniczą. Działa to tak: płącą nam mało, ale za to możemy pracować bez ograniczeń; a nawet za pracę dodatkową zapłącą nam więcej! No kto by się nie dał złapać... Po kilku latach znajdujemy się w pułapce następującej: koszt życia na dyżurach jest niepomiernie większy niz życia w domu, droższe żarcie, zupełnie z księżyca koszt benzyny na dojazdy. Do tego zadłużone karty (bo przecież się ma; główne to ma się mieć), kredyciki i takie tam. I nagle człowiek odkrywa, ze się sprzedał jako ten niewolnik za garść szklanych koralików i belkę perkalu - a wycofać się nie ma jak, bo komornik straszy. No i pisze biedaczka, że jej źle i wszyscy ją wkurwiają.

Trzeba powiedzieć to jasno: chciało się być elitą narodu? No to Platon ostrzegał szczerze.
Pytałem się kiedyś młodych studentów cegój oni się uczą na doktora, skoro widać, że pensje dziadowskie, praca niewolnika (tak tak - jesteśmy JEDYNYM zawodem który świadczy pracę nie będącą pracą w rozumieniu kodeksu pracy), a wyjścia nie widać? Odpowiedzieli, że mają nadzieję, że jak skończą studia, to bedzie lepiej. Nie zrozumieli, że na lekarzach zastosowano mistrzowską wersję techniki przymusu dobrowolnego.

Gdyby ktoś nie znał zagadnienia, to pytanie brzmi: jak zmusić kota, żeby dobrowolnie zeżarł musztardę?
Nalezy posmarować mu tą musztardą dupę. To właśnie dlatego koledzy się biją o dyżury świąteczne, a collegauesów z ich housa nie wygoni do roboty w sundaja nawet kijem. To jest stickiem, tfu.


Teraz bedzie pozytywnie: idzie jesień. Upałów już nie ma a mrozów jescze nie.

I z tego należy czerpać natchnienie.