piątek, 18 grudnia 2015

Świątecznie

Przerwa się zdarzyła długa - com chciał pisać, to zawieruchy dziejowe wybijały mi krotochwile ze łba. Najpierw najazad hunów i nasze do nich podejście. Muszę przyznać, że egzamin jaki postawiła przed nami historia był - i jest - ciężki. I zgodnie z moją wiarą w rasę ludzka i jej humanitaryzm oblaliśmy ten egzamin ze śpiewem na ustach. Lewa strona sercoszczypatielną nutą zawodziła, żeby "Do serca przytulić psa" (to cytat z piosenki jest) a prawa strona z właściwym jej wigorem ryczała bez zrozumienia "Dla nas wstał z martwych syn Boży!"; oba extrema nadawały się do rozwiązania problemu jak polska kawaleria do niszczenia niemieckich czołgów.

Jeden major, usłyszawszy, że karabin się czyści logarytmem, odparł:
- Można logarytmem, ale lepiej wyciorem.


Nie można, jak chcą humaniści, wpuścić do europy nieprzebranych tysięcy ludzi, którzy, jak uczy historia najnowsza, są podatni na pranie mózgu i dość łatwo przychodzi im uwierzyć w życie pozagrobowe w otoczeniu skandalicznej wręcz ilości dziewic. Nie można również, jak chcą obrońcy narodu polskiego, kopnać całego tałatajstwa w dupe. Tu z kolei na przeszkodzie staje mi (co w moim wieku jest miłe) przynależność do rasy ludzkiej i głebkie przekonanie, że nie muszę swojego adwersarza walić kamieniem w ryj, skoro, w odróżnieniu od małpy, umiem mówić.

Państwo silne zorganizuje życie uchodźcom. Bo pomóc trzeba. I zabezpieczy swoich obywateli. Bo na łeb wejść sobie nie wolno pozwolić.

Jak dym z ognia humanitarno-narodowościowego zaczał opadać, pod niebiosa walnęło smrodem Trybunału Konstytucyjnego. Najpierw poprzedni rząd rżnąc głupa złamał konstytucję, po czym nowy, zamiast ich spokojnie i bez stresu udusić, wykonał kop w jaja i wyrzucił wiaderka z piaskownicy. Politycy z bożej łaski. Toz się wam poprzednicy podłożyli na platerze, posoleni i pokropieni cytryna, a wyście to kunsztownie wykonane danie (ulubione danie Maryny, czyli danie dupy) wyrzucili do kosza. Parweniusze.

O obecnej władzy mam swoje zdanie, gdyby ktoś chciał się posprzeczać, to moja teza jest następująca: na koniec ich kadencji Euro w Polsce bedzie kosztowało 120.
Rubli.

No, ale dość usprawiedliwień.

Swiątecznie, w nastroju pogodnym acz nie histerycznym życzę państwu wszystkiego najlepszego.
Choinka niech się świeci, kolędy przyniosą radość a powrót z pasterki w mroźną noc rozjaśni łyk śliwowicy.
Łąckiej.

Czego wszystkim jak i sobie życzę.

sobota, 10 października 2015

wtorek, 22 września 2015

Z popiołu dyjament

Choć bardziej na miejscu byłyby chabry z krowiego placka. Ale ad rem.

W Jukeju jak się dało dupy i zostało na tym przyłapanym to nie leci się po ulicy zakrywając w panice dupsko, tylko z kulturą bije sie w piersi i wygłasza expose (tu można spróbować zakryć goliznę, ale mimochodem, odwracając uwagę - żadnych ostentacyjnych gestow!), że się żałuje, wnioski się wyciągnęło i więcej kurwić po rogach nie będzie. Czyli lesson has to be tought.

Najlepszy przykłąd z Cameronem: lata i się zasłania? Nie... Od tego sa specjaliści od pijaru. Zrobią mu sesję z małymi dziećmi albo lepiej z kotami, bo dzieci to teraz jest w Ukeju bardzo niezręczny temat.

Jak się darł niejaki Mr Jean-Baptiste Emanuel Zorg (czyli Gary Oldman w Piątym Elemencie): chcesz coś mieć dobrze zrobione - zrób to sam! Eureki nie odkrył ale racje miał. Sprawdzam zamówienia, przyjmuję leki i osobiście nadzoruję wydawanie tabletek. Do tego jakiś nawiedzony tłumok zakwalifikował Tramadol jako CD3 (Controlled Drug grupa 3) co w sumie skutkuje chaosem. Do tego stopnia wszyscy pogłupieli, że Zuzia pomyliła paczki z opakowaniami i dostaliśmy picolax dla 200 pacjentów. Niech drżą wrogowie. Pielęgniarki klna pod nosem i co rusz latają za anastazjologiem celem podpisania kolejnej bzdury, ale co robić... Nie jest prosto o diamenty, o czym wiedza nie tylko fizycy z MITu czy niewolnicy z Wielkiej Dziury (znaczy niewolników teraz nie ma, są to dobrze opłacani za dzieło fachowcy na umowach śmieciowych; i nawet dostają jeść!). Szczególnie jak się te dyjamenty próbuje wyszlifować prosto z wiadomo czego.

Żeby nie było, że się jakoś tak zakrywam ostentacyjnie, pojechałem na spotkanie dochtorskie z gołą dupą. Co robić. Przygotowałem slajdy, przeanalizowaliśmy krok po kroku co poszło nie tak - choć tu akurat nie trzeba być rocket scientist żeby stwierdzić, że wszystko - i ktos zadał pytanie o prawdopodobieństwo. Bo jak się popatrzy na to z matematycznej strony jaka jest szansa, że w dniu gdy zły lek został przywieziony, nowy kurier trafi na nową sekretarkę (...)? Wychodzi zero. A stało się.

Dla poprawy humoru miałem jedynke zakupiona trzy miesiące wcześniej; gdybyście musieli jechać w dłuższą trasę w Jukeju, to tylko tak... Co prawda trzeba zakup uskutecznić 24 tygodnie przed wyjazdem, wtedy bilet powrotny z Darlington do Londynu wychodzi 88 a nie 480 funciszy. Ale za to w cenie jest jedzenie (rano śniadanie, wieczorem obiad) i drinki z palemką bez ograniczeń. Trzeba tylko namówić lepszą połowę, żeby odwiozła - a w szczególności przywiozła - ale za to jakże miło sie jedzie sącząc wódkę z colą (poslki akcent zobowiązuje...) z niepodkurczonymi nogyma!

PS. Miały byc zdjcia ale się Google nie chce dogadać z aJfonem. Co robić.

wtorek, 15 września 2015

Teoria dziury

Zaraz bedzie. Ale zanim omówimy ze szczegółami owąż dziurę, najpierw ogłoszenie parafialne.

Blogspot w mądrości swojej wie najlepiej co jest spamem a co nie jest - nie dość, że wie, to jeszcze w dodaktu kutas jeden nie raczy poinformować o tym. Dzięki czemu dwa komenty mi się nie opublikowały wtedy kiedy trzeba. Zainteresowanych uprzejmie proszę o wybaczenie (jeden zaprzeszły Niki i nie tak całkiem odległy Marii).

Postaram się od czasu do czasu sprawdzić gada, bo niestety nie znalazłem w opcjach możliwości wyłaczenia owegoż ulepszenia, które jest takoż samo wkurwiające jak automatyczne wycieraczki w samochodzie. Wiecie, te co to lepiej wiedza czy widzę czy nie widzę i jak widzę. Co robić. Na szczęście nie wiedzą dlaczego, bo to już by trącało zaawansowaną logiką maturzysty.

Ale ad rem. Co mówi teoria dziury? Otoż zgodnie z owąż dziura w serze być może. Ciekawostką semantyczno-kogniwistyczno-antynabiałową jest hipotetyczna możliwość zaistnienia dziury bez sera. Tą nie będziemy się zajmować. Zajmiemy się dziurą, która jest w serze, duża, konkretna, i która czasem przełazi przez owyż ser na wylot.

I wtedy jest klops.


Opiszmy.

Plasterek pierwszy. Dziura: zagoniona pielęgniarka prosi zagonionego pielęgniarza, żeby zamówił najmniejszą z możliwych butelek morfiny doustej, zwanej oramorphem. Robi to ustnie zamiast na formularzu.

Plasterek drugi. Dziura: zagoniony pielegniarz dopada komputer i zamawia najmniejszą z możliwych butelek, nie zwracając uwagi na dziesięciokrotnie wyższe stężenie leku, na które musi mieć specjalną autoryzację w książce narkotyków.

Plasterek trzeci. Dziura: nowo przyjęty farmaceuta zostawia paczke z lekami sekretarce. Co przy okazji pokrywa plasterek czwarty z jego dziurą, bo oważ nie ma prawa takiej paczki przyjąć.

Plasterek piąty w takim razie ma dziurę w postaci pielęgniarki, która potrzebując jeden z leków w paczce, zanosi wszystko do tak zwanego pierdolnika.

Plasterek szósty. Tu dziura jest prosta: zagoniona pielęgniarka, chyba ta sama co w dziurze pierwszej, nie zważając na plastikową torbę z napisem (czerwonym, litery piętnastometrowej wysokości) Uwaga, Narkotyki Ścisłego Zarachowania, zdziera owąż i wkłada lek z napisem Uwaga, Skoncetrowana Postać Morfiny Doustnej do szafki z polopiryną. Czyli jakby siódmy plasterek też się opisał.

Plasterek ósmy. Tu dziura w zasadzie ma wielkość całego plastra: debil przepisujący lek do domu nie umieszcza stężenia leku na karcie zleceń, zadowalając się tylko nazwą leku i objętością syropu. No comments.

Plasterek dziewiąty. Dwie pielęgniarki (w sumie to można by uznać za dwie dziury, ale będziemy trzymać sie nomenklatury), w tym jedna specjalistka intensywnej terapii z wieloletnim stażem, niezrażone napisem Uwaga, Skoncentrowana Postać(...) wydają butelkę pacjentowi z przepisaną ilością mililitrów do zażywania.

Plasterek dzisiąty. Pacjent łyknał co mu kazali. Choć szansa była, gdyby przeczytał ulotkę.

No to dlaczego nici z klopsa? Bo los/Bóg/fizjologia (niepotrzebne skreślić w zalezności od światopoglądu) sprawił, że pacjent nie wytrzymał dziesięciokrotnie przewalonej dawki i wyrzygał wszystko co miał w żołądku.

poniedziałek, 14 września 2015

Kapitalizm, Platon i musztarda.

Prońko mi się przypomniała. Jak wyła z zadęciem "Jesteś lekiem na caałe złoo".

Kapitalizm brytyjski jest dziwny. Z jednej strony benefity dla biedoty niepracującej powala z nóg najwiekszego komunistę - na dziecko, na domek, na brak pracy, na zdrowie, na h. wi jeszcze co. Rekordziści łupia po 30k funtów na głowę rocznie, jęcząc, że ledwie daja radę. Z drugiej strony jak nie daj Boże człowiek co zarobi więcej, jebss - list z biura jej Królewskiej Mości informujący, że trza dopłacić.

Jako, że nikomu się nie przelewa, nasz management - ale ten przez duże M - zastosował trick kija z marchewką. Polega on na przywiązaniu owejże w taki sposób, by chcący ją zeżreć zabiczował się sam na śmierć. Chcecie mieć bonus? No to wypracujcie 10% ponad budżet. A w następnym roku podniesiemy wam tenże budżet o 15% ponad to co wypracowaliście w tym roku. W ten to sposób doszliśmy do Roku Pańskiego 2015, w którym to mimo pracy po 13 godzin na dobę przez pięć i pół dnia w tygodniu - bo pracujemy juz w co druga sobotę - marchewki nie będzie. Całujpanpsawnos. Zeby zrozumiec bol związany z calowaniem trzeba zaznaczyć, że bonus to pięć procent rocznej pensji. Ała.

Porozmawiałem poważnie z manago, soboty bedzie znieczulał ktoś inny. Wystarczy, że siedze po 12 godzin dziennie w tygodniu. Kapitaliści, zaraza by na nich. Zresztą mówił jeden baca, tylko nie pamiętam który, że jeść nalezy łyżką i powoli - bo żarcie na wyprzódki chochlą skończyć może jedynie zadławieniem. W ogóle chyba idzie nowe, bo mi się przy okazji zająknęła, że bedziemy sie przenosić do nowego szpitala. Łóżka nocne, wielka operatywa i w ogóle. Nie wiem z jakiegoz powodu oczekuje, że bede szczęśliwy - toż nie wyjde z tego cholernego szpitala wcale. Już teraz jest problem z ósmą wieczór.

W tle problemów biezących tlą się ponadnarodowe. Uchodźcy zalewają Europe, chrześcijańska kultura chwieje sie w posadach - nie, nie dlatego, że nas zaleją i zjedzą. Dlatego, że nagle się okazało co jesta warta religia miłości bliźniego. Biorąc z przykładów europejskich nie warta jest nawet funta kłaków. Najwyraźniej nie walą nas po pysku więc nic nie musimy nadstawiać.

Pociesznie wygląda nasze wysokie mniemanie o sobie - jakaż to cywilizacyja i humanitaryzm w nas drzemie! A w rzeczywistości daleko od szympansów nie odeszliśmy. A w zasadzie to wcale.

Mam następującą teorię: nasi zarządcy doszli do wniosku, że będziemy się lepiej kontrolować, gdy dostaniemy do ręki globalny instrument przekazywania wiadomości. Że niby internet powstrzyma nas od robienia podłości bo sie bedziemy czegoś tam wstydzić. No to ci dopiero matoły... Człowiek nie wstydzi się niczego, a żałuje tak naprawdę tylko jednej rzeczy: mianowicie że się dał złapać. Myślę, że to już niedługo potrwa. Ktoś tam wciśnie cntr-alt-del i bedziemy mieć reboot.

Tabletki wziąłem.

Jakby się kto pytał.

Przeczytał mi się list - niechcąco(!) - jednej koleżanki, co to wpadła w tak zwana karuzelę zarobkowo-rozpierdolniczą. Działa to tak: płącą nam mało, ale za to możemy pracować bez ograniczeń; a nawet za pracę dodatkową zapłącą nam więcej! No kto by się nie dał złapać... Po kilku latach znajdujemy się w pułapce następującej: koszt życia na dyżurach jest niepomiernie większy niz życia w domu, droższe żarcie, zupełnie z księżyca koszt benzyny na dojazdy. Do tego zadłużone karty (bo przecież się ma; główne to ma się mieć), kredyciki i takie tam. I nagle człowiek odkrywa, ze się sprzedał jako ten niewolnik za garść szklanych koralików i belkę perkalu - a wycofać się nie ma jak, bo komornik straszy. No i pisze biedaczka, że jej źle i wszyscy ją wkurwiają.

Trzeba powiedzieć to jasno: chciało się być elitą narodu? No to Platon ostrzegał szczerze.
Pytałem się kiedyś młodych studentów cegój oni się uczą na doktora, skoro widać, że pensje dziadowskie, praca niewolnika (tak tak - jesteśmy JEDYNYM zawodem który świadczy pracę nie będącą pracą w rozumieniu kodeksu pracy), a wyjścia nie widać? Odpowiedzieli, że mają nadzieję, że jak skończą studia, to bedzie lepiej. Nie zrozumieli, że na lekarzach zastosowano mistrzowską wersję techniki przymusu dobrowolnego.

Gdyby ktoś nie znał zagadnienia, to pytanie brzmi: jak zmusić kota, żeby dobrowolnie zeżarł musztardę?
Nalezy posmarować mu tą musztardą dupę. To właśnie dlatego koledzy się biją o dyżury świąteczne, a collegauesów z ich housa nie wygoni do roboty w sundaja nawet kijem. To jest stickiem, tfu.


Teraz bedzie pozytywnie: idzie jesień. Upałów już nie ma a mrozów jescze nie.

I z tego należy czerpać natchnienie.

wtorek, 7 lipca 2015

Święty Mikołaj & co.

W zeszłym miesiącu nie śpiewałem, ale byłem na zwolnieniu. Mam usprawiedliwienie.
- Łubudubu, łubudubu, niech żyje nam kierownik naszego klubu.

Co się zbierałem to przytrafiało się coś co odbiera chęć do żartów. Najpierw nasz współczesny Hitlerek zafundował sobie wojne w Europie. Tak - o. A my łeb w piach, jak nie wojuje z nami to wszystko ok. W czasie drugiej wojny było to samo, po cichu cały zachód popierał niedorobionego malarza w jego mocarstwowych zapędach jako przeciwwagę dla Stalina, póki im nie wlazł z czołgami i "Got mit uns" na głowę. Niczego się nie uczymy. Historycy XXII wieku bedą strugać kamykami na skałach, że trzeba było mu urwac łeb, póki był czas. A nie stosować sankcję, które to słowo pomału nabiera znaczenia dawania dupy z uśmiechem na ustach. Chcemy narzucić sankcje? Proszsz: zakaz handlu, lotów, wymiany bankowej, elektronicznej, pakujemy dyplomatów i dajemy ogólnie do zrozumienia, że pariasi mają przejebane. Górnicy się ucieszą bo wrócimy do węgla jak Ruscy w odwecie zakręcą wszystkie możliwe kurki, rozwiniemy nowe sposoby pozyskiwania energii i tyle. Przewidując przyszłość można śmiało powiedzieć, że następnym krokiem będzie aneksja krajów nadbałtyckich i siłowe odbudowanie Paktu Warszawskiego. A może i jeszcze gorzej - toz zabory nie zdarzyły się pięć tysięcy lat temu w kraju faraonów.

W miedzyczasie miłość bliźniego swego wybuchnęła ze zdwojoną siłą w Afryce Środkowej. Co robić. Toż nie można tolerować kogoś, kto chce jajko obierać z cienkiego końca!!! Bluźniercy. Trzeba zabrać im kobiety i zgwałcić. To im pokaże boskie miłosierdzie.

Następnie w imię religii która mówi li tylko o miłości i wybaczaniu, przynajmniej tak jest wg. obecnego Prime-ministra Wyspiarskiego, panowie stworzyli państwo terroru - tfu, miłości bliźniego chciałem rzec - i urywaja łby wszystkim którzy sa oni. Onymi są chrześcijanie, inni muzułmanie i ogólnie wszyscy którzy stoją na drodze wszechświatowemu kalifatowi. Tak na marginesie mam pytanie do zorientowanych: kto to finansuje? Mogłaby to być Saudi Arabia ale dostaje teraz łomot od nie-swojaków, więc chyba nie? Zjednoczone Emiraty? Iran? Przecież nie Izrael... Może by tak zaczać od odcięcia krucjatonistów od kasy? Chyba że jest to komuś nie na rękę? Komu? Kto mógłby sprzedawać broń byle tylko mieć darmowy poligon z ostrą bronią? Nasz Największy Demokratyczny Brat? Wcale bym się nie zdziwił; za dużo jest bzdur i niejasności w 9/11 by bezkrytycznie przyjąc wersję Amerykanów.

Powstanie kalifatu ogólnoświatowego to cel ostateczny rzecz jasna, póki co tworzymy kalifat północnoafrykańsko-bliskowschodni. Gdzie bracia wierzą bezkrwawo trza wysłać wojowników, którzy w imię 72 dziewic i chwały Bicza Bożego wyprowadzą na tamten świat paru niewiernych. Strata żadna, jeden odstrzelony z wypranym mózgiem da się zawsze zastąpić, a przeciwnicy nie będą mieli wyjścia, bedą musieli wprowadzić zamordyzm. Można powiedzieć tak: no to postawmy granicę my tu, a tam muslimy, nie bedzie pokoju między nami jeżeli nie chcecie. Tyle, że oni tam krzycząc Allah Akhbar zasłaniali własnymi ciałami turystów, którzy przeżyli.

Albo PR Tunezji pracuje pełną parą.

Tu wraca do mnie echo rozmowy z moją serdeczną przyjaciółką (pozdrowienia A, wherever you are;) na temat podróżowania po bliskim wschodzie. Zdarzyło mi się wtedy powiedzieć, że to nie jest kwestia czy do zamachów na zachodnich turystów dojdzie, tylko kiedy i gdzie. Bo turysta na plaży jest celem łatwym a z drugiej strony łatwo go znienawidzieć. Dobry fachowiec wypierze mózg w kilka tygodni, te techniki są wyjątkowo skuteczne przy swojej prymitywności i zamachowiec gotowy. W dodatku taki, który sam sobie odstrzeli łeb w imię racji których prawdopodobnie nie pojmuje.

10 lat temu 52 ludzi wyszło do pracy a doszło do grobu. Znowu komuś Bóg kazał w imię miłości bliźniego - ale tylko coponiektórego - zabijać. Angole otrząsnęli się dość szybko, zresztą obecny zamach też przeżyją. Własnie debatują od którego końca - bliskiego czy dalekiego - rozpocząć bombardowanie. Czego nie zrozumiem to ich podejścia do swoich wrogów. Siedzą sobie w Londynie, chorzy (więc wypierdolić ich nie wolno, bo prawa człowieka zabraniają), biorą benefity (bo chorzy; to idzie rocznie w dziesiątki tysięcy funtów), mieszkają w councilowskich domach (bo nie pracują) i szerzą nienawiśc. Chyba nie dorosłem do demkracji.

W ramach prewencji musimy w końcu zrozumieć, że religie, wszystkie, bez wyjątku, zostały stworzone do kontroli ciemnego ludu tysiące lat temu. I się zdegenerowały. Wszystkie mówią o miłości bliżniego, wszystkie bez wyjątku doprowadziły do masowych mordów.

Wyrastamy z wiary w Świętego Mikołaja.

(A szkoda).

Czas wyrosnąć z pozostałych mitów.

sobota, 23 maja 2015

Recipe

Mam prywatną teorię na temat czasu. Mianowicie są to trzy wymiary złożone do kupy w czarnej dziurze (jak ktoś potrafi użyć rachunek tensorowy, to bardzo prosze wspomniec przy odbiorze Nobla o inspiracji blogiem anstezjologiczno-wojennym). Wychodowanej w CERNie podczas awarii dwa lata temu. Dlatego teraz dostaliśmy dodatkowego kopa - toz jeszcze nie spłaciłem kart kredytowych z poprzednich Świąt, a już jest Maj!!! Jasnej cholery idzie dostać.
Z tym Majem w ogóle jest dziwnie. Czeka człowiek jak zbawienia, żeby wreszcie sie ta cholerna zima wyspiarska skończyła, a tu nagle tadadammm! - Czerwiec. Jest to dowiedzione: po kalendarzu Majów nadchodzi kalendarz Czerwców, ale mogło by to nadchodzić a nie nadbiegać. W panice, wymachując ręcyma i nogyma jak nie przymierzając syn Długiego Johna z "Robin Hooda".

Nie wiem, czy wszyscy go pamiętaja; jest to specjalna szkoła biegania, która ponad skutecznośc przedkłada malowniczą panikowatość i ogólne rozpizdrzenie wewnętrzne. Gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć, prosze zapodać płytkę DVD z "Robin Hoodem" Rickman versus Costner. Albo włączyć dowolny mecz tenisowy i poobserwować styl poruszania ball-boyów.

Mawiał mój druch serdeczny "My tu bu-ha-ha a tempus fugit!", jednakowoż tłumaczenie jawiło mi się raczej "Pijmy szybciej, bo się ściemnia" niż mementomoriowato. Darn it.

Jako, że na każdą akcję jest reakcja - to już Newton udowodnił - na każde przyspieszenie czasu można zastosować coś, co go zwolni. Na ten przykład czarną dziurę - ale nie wpadając do niej, a jedynie tak jakby krążąc ponad horyzontem zdarzeń. Po głębokich przemyśleniach musiałem zrezygnować z pomysłu, o dobrą czarną dziurnę teraz jest trudno, w dodatku czas zwalnia, i owszem, ale wobec obserwatora zewnętrznego. A przecie to my chcemy ten czas dla siebie, co nam tam jacyś obserwatorzy.

Szczególnie, że jak uczy nas UEFA, większośc to łapówkarze.

Przypomniała mi się teoria Dunbara, tego z Paragrafu 22, który przedłużał sobie życie za pomocą nudy, ale nie zadziałało. Inne geny najwyraźniej: w czasie nudzenia czas mi leci niespostrzeżenie, to prawda, ale jednakowoż szybciej. W związku z powyższym zastosowałem szkołę Clevingera (bodajże; Paragrafu nie czytałem lata całe, a to z racji samolotu. Mój dzidź z powodów niezrozumiałych zostawił książkę w Ryanairze. Gdyby ktoś nabył taką droga znalezienia w samolocie, proszę dać znać, odkupie za podwójne Allegro). Mianowicie ten gdy się wkurwiał, to mu czas leciał wolniej.

A może to jego używano jako wkurwiacza? Hm...

Najlepiej użyć wkurwiaczy wypróbowanych i opatentowanych; słucham na zmianę Wagnera, Szostakowicza, Prokofieva, Strawińskiego i Bouleza. Przez jakiś czas działało, teraz okazało się, że ja to LUBIĘ! Santa Madonna Clara, jak to nie można ufać niczemu i nikomu??? Co prawda "Pierscień Nibelungów" jeszcze mi burzy krew, jednak jest to ponad 15 godziń wycia po niemiecku w całkowitej atonii i arytmii, ale takoż samo myslałem o "Tristanie i Izoldzie", a teraz nucę razem z Bohm i Wingassen. Próbowałem dorzucić do tego przymusowe rozwiązywanie Sudoku w wersji Master, alem doszedł do takiego poziomu, że zaczęło mnie to nudzić i efekt diabli wzięli. Natomiast wzrasta mi współczynnik, nazwiemy go współczynnikiem Q, przy grze w tenisa. Podejrzewam, że jest to wprost proporcjonalne do nabytych umiejętności Dzidzia Młodszego, który ma Pierdolnięcie. Nazwiemy to faktorem P, bo mi się coś blog zamienia w grzęzawisko bluzg wszelakich. Ad rem: jak Dzidź zastosuje swój Faktor P, tak piłki mnie mijają ze świstem i tu mi wzrasta współczynnik Q, bo niby ułomny nie jestem, a nie nadążam rakiety przystawić. Idąc tym torem pomyślałem o ping-pongu, rzutkach i grach hazardowych, ale musiałem odrzucić te jakże kuszące idee. Mianowicie wraz ze wzrostem Faktora Q rośnie prawdopodobieństwo połamania rakiety bądź rozwalenia aJfona - a o ile aJfona się odkupi a rakietę odżałuje, o tyle przy close-encounetr games jak ping-pong czy rzutki łatwo o wbicie w strefy ogólnie uznane za bolesne przeciwnikowi rakietki. Czy rzutki.

Z tym rozwalaniem aJfona wcale nie trzeba się bardzo starać. Mianowicie zadbali o to inżynierowie (prawidłowa wymowa góralska: dźińdźinier, jakby kto jechał w okolice New Marketu) aJfona: na dole ekranu stworzyli mostek szeroki na 3 mm, ze szkła, który to wystarczy nacisnąć palcem mocniej i jebs. Po ekranie. Tak po prawdzie to użyłem do tego rakiety tenisowej, ale nie na korcie przy wysokim współczynniku Q, tylko w torbie przez przypadek. Włożyłem na dżimie cały telefon - a wyjąłem rozpizdrzony. Czas momentalnie mi zwolnił. I to tak, że mi popołudnie się rozciągnęło na wieczór. Niestety, po sprawdzeniu internetu, metoda ta okazuje się byc równie niewygodna, co czarna dziura. Koszt wymiany waha się od 100 do 160 funtów. No co za SQ-faktory prze-J-różniczkowane??!? Myślę, żem osiągnął wtedy 3 pochodną, bo wypłaszczyło mnie do reszty: zakupiłem ekran (60 funciszy) i zestaw naprawczy (2,75) po czym w ponurym nastroju - ale za to z wysokim współczynnikiem zwolnienia czasu - zapadłem w oczekiwanie na Royal Mail.

Niebacznie pochwaliłem się w pracy, że bede to naprawiał po południu, korzystając z braku listy, zapominając, że Bryty do wymiany bezpiecznika wzywają elektryka, a prawostronne drzwi są Tajemnicą Niewyjaśnioną dla specjalisty od drzwi lewych. Poszły zakłady, kiedy rozwalę aJfona i ile mnie to będzie kosztowało. Zagrała - na surmach - duma narodowa: oż wy pijacze browarów na pinty sprzedawanych, zaraz wam pokażę, dlaczego Polski Lud nie zginie nawet w obliczu przerwanej dostawy gazu! Początek był łatwy, dwie śrubki, pompka, podważacz-wyważacz (jakby kto chciał, prosze wrzucić w youtube hasło iphone repair), potem trochę gorzej, kabelki, śrubki, aż w końcu przystąpiłem do przenoszenia kamery i głośniczka na nowy ekran - i tum zwątpił. Nie dość, że coś chrupło i został mi nadmiarowy element, to w dodatku całość zaczęła mi przypominać takie autko, które mi moja ciocia przywiozła za młodu z Węgier. Autko przeżyło 6 minut (rekord rodzinny, nie pobity przez ponad 40 lat!), po czym po pokoju poleciały śrubki, kółka i sprężynki. Na szczescie teraz jestem trochę bardziej opanowany, więc zamiast popaść w ryk i dostać w dupę od ancestora, otarłem pot z czoła i sypiąc faktorami Q, S, H a także F i M - edukowanym i języki znam - wziąłem się za skręcanie bałaganu. Jakieś dwa lata później (subiektywnego czasu) zmieniłem t-shirta na suchy (służbowy, niebieski), włączyłem telefon i z wyszczerzem polazłem wygrać zakład - bo też wziąłem udział w tym nielegalnym procederze.

W sumie wyszło nie najgorzej. Zaoszczędziłem przynajmniej 40 funtów na wysyłce i naprawie, do tego flaszka powinna zredukować koszt zabawy - a dwa lata życia dostałem praktycznie gratis.

Gdyby ktoś chciał sobie przedłużyć życie, proponuje co następuje:
1.Zakupić nowego iPhone 6, im droższy, tym lepiej.
2.Rozbić powyższego.
3.Przegrać mecz tenisa.
4.Zapuścić Wagnera.
5.Przystąpić do wymiany szybki (tu uwaga, gdyby się tak trafiło, że ktoś poniżej trzydziestki chciałby to zrobić, proszę sobie założyć jakieś okulary, które uniemożliwią ostre widzenie tych cholernych mciupcich śrubek.

Efekt murowany.

sobota, 11 kwietnia 2015

Frontem

Powiedzmy sobie szczerze: medycyna dziwna jest. Niby przychodzi Baba do Lekarza. A na to Lekarz do Baby. I wszystko jasne- Baba chora i płaci, Lekarz leczy i zarabia. To skąd nagle w tej całej aferze znalazł się Biurokrata, który okazuje sie być w tym układzie najważniejszy? Rozumie to ktoś? Wmówili nam, że tak trzeba, ale to absolutnie nieprawda jest... Tak naprawdę do tandemu Baba-lekarz należy dodać Aptekarza i Farmaceutę - bo przecie nie będzie Baba latać po lesie w poszukiwaniu kory dębu, którą to (korę, nie Babę) "nalezy pić powoli, mocno wierząc w skuteczność", koniec cytatu. Ale Urzędnik w tym wszystkim jest na nic. Jest zupełnie, całkowicie, absolutnie zbędny. Rzecz jasna robią ten bałagan, który mamy, tylko po to, by mieli potem co sprzątać, ostatecznie jakoś żyć trzeba. Tylko czemu ze składkowych pieniedzy na opieke zdrowotną?

W Ukeju pieniądze na lecznie rozdzielają lekarze (to prawie prawda; kto chce dokładnie wiedzieć, niech poczyta na cqc.org.uk) Jest że to w naszych Polskich realiach sytuacja tak absurdalna, że aż śmieszna.

Pacjent rządzi! Płace - żądam. Płace!!! - Żądam!!! - jak darł sie kiedyś na biednego konsultanta Poczty Polskiej wnerwiony klient. Jeszcze pewnie gdzieś to można znaleźć w sieci. Po każdym zabiegu pacjent dostaje ankietę, w której pisze czy mu sie podobało, czy pielęgniarki miłe? A doktory rozgarnięte? Czy rączki myją?

Tu na manago padł ostatnio blady strach, bo tylko 37% respondentów odparło, że myjemy ręce! Jesteśmy teraz gdzieś pomiędzy zabieraniem pacjentów do sracza a lataniem po oddziale z miednicą.

Czy Pacjent zadowolony. Czy mu dobrze - czy nie dobrze?

Tu mi się taki dowcip przypomniał:
Pod wrotami nowej fabryki dziennikarz pyta robotnika:
- Tak jednym słowem jak się ty panu pracuje?
- Doobrze!
Dziennikarz nieco zaskoczony lakonicznością odpowiedzi naciska:
- A w dóch słowach?
- Niee doobrze!


Jak wypadamy w ankietkach źle, to przyjeżdza organ i sprawdza - po czym może dać laurkę (dobrze!), kazać poprawić (nie dobrze...) lub zamknąć placówkę (kompletnie p... niedobrze...). Wiem, że polski sposób jest prosty, wywalić do kosza i rżnąć głupa, ale niewysyłanie ankietek jest równoznaczne z przysyłaniem złych. I patrz pkt. 1.

Stąd wszyscy w tutejszej służbie zdrowia - i ogólnie wszędzie w usługach - są uśmiechnięci i, jak to sie mówiło w czasach post-stalinizmu, frontem do klienta. Co poniekąd może być śmieszne, ale tylko jak się przepływa kanał w stronę na północ - bo w druga stronę literalnie można się zdziwić. Albo też i wk.wić, vide ostatni post Szamana. Nie uśmiechnęła sie do niego dziewczyna w sklepie i poczuł dyskomfort. I ja to rozumiem. Tez bym wolał, żeby się do mnie dziewczyny uśmiechały niż nie. Niestety, problem Szamana nie jest problemem Szamana tylko kultury brytyjskiej stykającej się z kulturą nie-brytyjską. Żeby nie być gołosłownym przytoczymy tu komentarz, jaki brytyjski klient pozostawił na stronie niemieckiego hotelu.

"Nieuprzejma, wręcz gburowata obsługa! Zapytałem recepcjonistki, gdzie w okolicy można dobrze zjeść, a ta odparła, że to ją nie interesuje!!! Koniec cytata. Polak pewnie by nawet nie spytał, po co to denerwować recepcjonistkę... Jeszcze wodę zakręci albo karaluchy podrzuci...

Podbudowany wszystkimi powyższymi przemyśleniami - a miałem dużo czasu dzisiaj, bo rano lista była wyłącznie w miejscowym - przystąpiłem frontem do czterech klientów w znieczuleniu ogólnym na liście popołudniowej. I wszystkich - za wyjątkiem cystoskopii, tą trza uśpić - z usmiechem na ustach nawróciłem na miejscowe.

Front rulez.

sobota, 4 kwietnia 2015

...bez wyjścia...

...próbowałem. Jogi, tai-chi, okładów z rumianku. Nie dało rady...

...zaakceptował... chyba...
Żeby sie człowiekowi nie nudziło na święta
Prasol dali, żeby nie zapomnieć...

Wszystkim czytaczom życze od serca Wesołych Świąt.
Jako i moje są.

sobota, 21 marca 2015

ALS

Miał byc zupełnie inny tytuł, alem się przemógł. Po wewnętrznej, skazanej z góry na ambiwalencję uczuciową, walce.

Z racji pracy na wysuniętej placówce - głównie do góry, bo to trzecie piętro jest - zobowiązany jestem do posiadania tak zwanego certyfikatu ALS. Advanced Life Support. Brzmi dumnie. A wręcz groźnie. Tak wiecie - że niby nic, a jednak człowiek namaszczony został i moce ma. Ręce położy, napnie się wewnętrznie (tu trzeba uważać, żeby się nie napinać fizycznie, a jedynie psychicznie, z racji wpływu pierwszego na zwieracze) i (excuses moi) jebs - kolejny sukces.

Problem z certyfikatem ALS polega na jego cyklicznym wygasaniu. Co cztery lata należy pojechać na kurs nowy i w nagrodę za męczenie manekinów otrzymać kolejny. Na szczęście poradził mi Szaman w mądrości swojej, żebym tym razem załatwił sobie kurs recertyfikacyjny, który trwa jeden dzień. (Ave Szaman Galiciensi! Ave!)

Pojechałem.

Instruktorzy ALS nie są do końca normalni. Wiem, bo sam byłem; stare dzieje i nieprawda, ale jednak. Mianowicie praca w strukturach ALSu zamienia normalnych skąd-inąd ludzi w wyznawców. Podręcznik ALSu jest biblią, w której słowo każde na wagę złota i zmieniać go nie wolno. Nawet, jeżeli człowiek ma wątpliwości jak stąd pod Kraków.

Pamiętam, jak w dawnych czasach moja dobra koleżanka, doskonały anestezjolog i wykładowca, zwróciła mi uwagę, że uczę nieprawidłowo. Zamarłem - każdy z nas, instruktorów, ma moce boskie nadane i ich podważanie może przyprawić o wstrzas nielichy.
- Jak że to tak? Gdzieżem pobładził? - zapytałem blady, drżac cały.
- Źle szyje stabilizujesz! Trzymasz ręce z boków i pod spodem, kiedy w Biblii stoi - tu koleżanka moja przybrała wyraz uroczysty, do sytuacji odpowiedni: "Dłonie po bokach głowy położysz i stabilizować będziesz!"
Zaddygotłem nieopanowanie. Wewwnnętrznie. Cały. Żesz w morde, wyinkwizują i na stos!
Czując, jak ziemia osuwa mi się spod stóp, capłem podręcznik i otwarłem stosowny paragraf. Pociemniało mi przed oczami, Rany Boskie, splamiłem zakon nasz bluźnierstwem! Na szczescie pod wersetami jak trzymać ręce było zdjęcie gościa, który robił to dokładnie tak samo jak ja.
Bociek! Uratowaani!!!
Ileż to potem było dyskusyj...
Można rzec - jedno do dupy zrobione zdjęcie i schizma gotowa.


ALS jest systemem doskonałym. Nie z racji doskonałości, broń Panie, takich systemów nie ma; jest doskonały z racji uniwersalności. Niezależnie czy to doktor czy pielegniarka, sanitariusz czy ratownik (sanitariuszy to chyba już nie ma?), każdy po mniej więcej 4 tygodniach bedzie w stanie reanimować pacjenta (kurs to tylko 2 dni są, ale nauka własna zajmuje około miesiąca; przynajmniej w teorii) . Czy da się nauczyć nie-medyka ALSu raczej wątpie, jednak jakieś tam pojęcie o lekach, układzie krażenia, układzie oddechowym, EKG i podstawowych czynnościach medycznych jak choćby kaniulacja, trzeba mieć. Ale nie jest to wykluczone, toż nie święci garnki lepią. Dodatkowo unifikacja zabiegów reanimacyjnych ma tę zaletę, że gdziekolwiek byśmy nie trafili do zespołu resuscytacyjnego, protokół jest ten sam. Każdy wie co robić i kiedy.

Ale są też i minusy.

Po pierwsze, jeżeli czegoś w bibli nie ma, to znaczy że nie istnieje.
Po drugie, jeżeli jest - to prawda święta jest to i niepodważalna.
A wątpliwości mieć nie wolno, toz (baczność!) Zespół Ekspertów (spocznij) owąż prawdę objawioną przygotował.

Przyjrzyjmy sie przykładom:

"Każdy pacjent z ACS (acute coronary syndrome) ma dostać aspirynę". A jak kto ma udokomentowany wstrząs anafilaktyczny w przszłości po aspirynie? A co z pacjentami, co dostali wstrząsu po zażyciu innego NSAID (non-steroid inflamatory drug)? Na szczęscie w Polskich wytycznych stoi to jak wół, ale w oryginalnym podreczniku nie znalazłem. Na kursie to samo. Pytam - kazdemu? Każdemu. A jak kto uczulon? No to wtedy nie... Czyli jednak nie każdemu?

Ale to akurtnie czepiam się, toż nikt przy zdrowych zmysłach aspiryny astmatykowi co to mało po niej nie umarł, nie poda, nawet jakby miał zawał wszystkiego, co się może zawalić.

"Po trzeciej defibrylacji należy podać 1 mg Adrenaliny i 300 mg Amiodaronu dożylnie."

Podoba mi się. Proste, łatwe do zapamiętania. Tyle, że obecnie nie sprawdzamy, czy pacjentowi przywróciliśmy rytm zatokowy (czy bądź jaki inny przywracający czynność krążenia) więc powyższe leki dajemy zupełnie w ciemno. Jak się zachowa pracujące serce po podaniu 1mg Adrenaliny nie trzeba tłumaczyc, w większości przypadków bedziemy musieli kopnąć pacjenta pradem, prawdopodobnie kilkukrotnie. Ale 300mg Amiodaronu jako bolus? Noż w mordę, toż to jest jak leczenie guza czaszki pieciokilowym młotem.

Amiodaron - poza wszelkimi innymi działaniami, nie bedziemy tu kopiować danych z bazy leków - powoduje bradykardię. Jako, że jest to spowodowane wpływem na węzeł zatokowo-przedsionkowy, bradykardia jest wredna bo nie reaguje na atropinę. Do tego zwalnia przewodzenie przez węzeł AV, co może spowodować blok różnego stopnia z III włacznie i tak zwaną p-asystolię. Wskazaniem do podania 300mg Amiodaronu jest utrzymywanie się migotania komór, a nie świeżo przywrócony rytm zatokowy. I nikt, ani prezes ALSu, ani wszyscy święci nie zmusi mnie do podania tegoż jakże pożytecznego leku w ciemno.

"Wentylację prowadzimy w sekwencji 30 uciśnięć klatki: 2 wdechy." Kropka.

Jak wygląda teraz sekwencja reanimacji?

Podstawowym etapem jest 2 minuty, w czasie których wykonujemy naprzemiennie 30 uciśnięć klatki i dwa wdechy.
Ale: ostatnie 30 uciśnięć kończymy komendą "Przerwa na ocene rytmu" (zazwyczaj 2-5 sekund) po której należy bez zwłoki (i bez wdechów, to zostało potwierdzone na kursie przez instruktorów) powrócić do uciskania klatki. W tym czasie ładujemy defibrylator, zazwyczaj dochodzi się do 20-25 uciśnięć, w zależności od typu defibrylatora i rozgarnięcia defibrylującego. Następnie po wykonaniu defibrylacji wracamy bezzwłocznie do ucisnięcia klatki piersiowej.

No to ja się teraz pytam: zawsze 30:2 czy jednak może nie? Bo opisana sekwencja dostarczy 80-90 uciśnięć serca bez jednego wdechu pomiędzy nimi.® Gdyby ktoś chciał się popisać na kursie, ma mnie zacytować... Konsekwencje będą okrutne, jestem gotów na walkę na udeptanym śniegu.

Rzacz jasna czepiam się pro forma i ogólnie bez sesnu, toż jak udowodniono niezbicie, uciśnięcia klatki piersiowej są najważniejsze, a wentylacja nawet wolniejsza niz 6 wdechów na minutę, jeżeli wykonywana czystym tlenem, krzywdy wielkiej nie zrobi. Choc przy opisanej sekwencji powyżej przerwa na wentylację będzie zdrowo powyżej 1 minuty.

Tu we mnie rechot wzbiera jak sam skurwysyn, bo gdzies tak w 2000 - 2001, jak jeszcze byłem czynnym instruktorem, próbowałem tłumaczyć, że sekwencję zaproponowaną przez ALS wymyslił debil, prawdopodobnie z USA. Te nadęte sprawdzenia czy wszyscy się odsunęli, czy każdy jest bezpieczny, proszę odłaczyć tlen, na pewno wszyscy się odsunęli? Czy każdy jest bezpieczny, pan też? Pani też? Rudy w trzecim rzędzie, prosze nie dotykać noszy! - a pacjent leżał jak kłoda i umierał. Moje próby przemycenia informacji, że tak naprawdę PRAWIDŁOWE uciśnięcia klatki, defibrylacja, tlen (czyli poprawna wentylacja) i adrenalina to wszystko co się liczy, spotkały się z kolejna zjebką. Mógłym powiedzieć "No i kogo na wierzchu?" ale w zasadzie po h... grzyba...
Z tego Amiodaronu na ślepo też będziemy się wycofywać na wyprzódki, bo pomysł jest po prostu debilny.


Na szczęscie papier mam, kolejna porcja irytacji przewidziana na 2019 rok.

Może do tego czasu zmądrzeję na tyle, że przestanę wkurwiać instruktorów.

czwartek, 12 marca 2015

Varia

A bo sam nie wiem o czym pisać...

Bogiem a prawdą tematów wokoło jest dosyć, ale większość związana jest z szydzeniem z głupoty ludzkiej - a jakoś nie chce mi się wierzyć, że owoż szydzenie ma jakikolwiek sens. Równie dobrze można wiatraki atakować z dzidy.

Główna Gubernia Lekarska zwana GMC wystosowała kolejny z nóg zwalający gajdlans, któren to mówi o kompaszyn i apolodżajzingu. Czyli o współczuciu z przepraszaniem za wszystko i wszystkich. Szczególnie jak co pójdzie źle. Wykonano potężną konsultację, na którą odpowiedziało sakramencko wiele doktorów, bo ponad 2 tysiące. Nie chce mi się liczyć dokładnie, ale jeżeli na prawie 210 tysięcy doktorów odpowiada 2 tysiące to jest to tak zajebiaszczo reprezentatywna grupa, że czapka spada. No i ten niespełna jeden procent potwierdził, że a i owszem, są za. Po pierwsze, bedą bez litości skreślać z listy tak zwanych predatorów.

Nie napisali jakich, bo sprawa jest wstydliwa, zaczęło się bodajże od niejakiego Jimmiego Savilla, który to dupczył co mu pod rękę (figuratively speaking) podeszło, a im było młodsze, tym lepiej. Wszyscy niby wedzieli, co robił, a reagował nikt. W ramach złośliwego chichotu dziejów nasz JPII mianował go Papieskim Rycerzem (Knight Commander of the Pontifical Equestrian Order of Saint Gregory the Great (KCSG)) za jego wkłąd w niesienie pomocy dzieciom. Zresztą nie tylko Papież dał się zrobić w bambuko, bo Królowa dała mu najpierw OBE (jak Boga kocham, daja to już byle komu; ostatnio rudy tenisista ze Szkocji też zarobił) a potem zrobiła go Sirem. Teraz wszyscy się bija w piersi i polują na kazdego, kto choć pomyślał o gołych cyckach w latach siedemdziesiątych. Tak na marginesie, patrząc na doniesienia w prasie angielskiej można śmiało założyć, że dupczenie nieletnich było swoistym hobby wyspiarzy w owych latach zeszłego wieku.

Po drugie, rasistów bedą wywalać na zbity pysk, niezależnie, czy się komuś nie podoba czarny pacjent czy czarny doktor. Na szczeście też jestem chroniony jako mniejszość polska, więc jak najbardziej popieram.

Rzecz jasna bulling (czyli nasze polskie dokuczanie), sexuall harasment (powyższe wpatrywanie się nienachalne w cycki), dawanie po dżentelmeńsku w pysk (physical violence) oraz stwarzanie ryzyka dla pacjenta (czyli w zasadzie każdy kontakt z lekarzem z NHS) będzie karany surowiej. Pies jest pogrzebany w "-owiej", widać do tej pory karali tylko surowo i najwyraźniej bez skutku.

Ale najśmieszniejsze jest na koniec. Mianowicie doszli do wniosku, że doktor co to nie przeprosi pacjenta po wyrządzeniu mu krzywdy - a tu zaliczymy wszystkie przypadki, od 5 minutowego spóźnienia zabiegu po oderżnięcie niewłaściewej nogi - popełnia "lack of insight". Czyli spojrzenia w głąb. Nic nie piszą, czy w przypadku niegłąba patrzenie w głąb sie należy czy nie. O tym pewnie bedzie w następnym programie. Ale - tu uwaga - jeżeli nie przeprosimy pacjenta za krzywdy doznane, nie będzie to karane, bo zmuszanie do przeproszenia mogłoby doprowadzić do sytuacji, że przepraszamy nieszczerze!!! Ja sie, k.mać naprawde nie dziwię, że oni biorą od każdego doktora po czterysta funtów rocznie (co przemnożywszy przez ponad 200 tysięcy da nam razemmm...) - toż do wyprodukowania materiałów najwyższej jakości trzba zatrudnić fachowców z najwyższej półki.

Pojechałem sobie zrobić przegląd. Znaczy nie sobie, tylko swojemu smochodu. Owi. Samochodowi. Odu. Samochodudowi. Tfu.
No i zapatrzyłem sie w stojący na wystawie pięknyż jak Dama z łasiczką E250 coupe. Tylko że młodszy nieco. Za to w czerwonym kolorze z trimingiem AMG i panoramicznym dachem. O 210 pałer horsach nie wspomnimy ze strachu bycia zaliczonym do zwolenników prezentera bijącego po mordzie swoich współpracowników. Żuchwa mi wisi, ślina cieknie, a tu podchodzi Omar - przynajmniej tak wynikało z plakietki - i mi mówi, że on mi zrobi dila. Wystraszyłem się, toż ja z Polski jestem, panie, u nas normalnych inaczej ganiają kamieniami po ulicach, w świetle płonacej tęczy. Do tego, żeby się oficjalnie ożenić, jak w cywilizacji, to u nas jeszcze z pół milenia trzeba, a pan mi tu takie świństwa proponuje... Nie, nie, zamachał rękami Omar, ja ci to sprzedam tak okazyjnie, że nawet nie poczujesz kto i jak cię zrobi w bambuko. No i mam problem. Bom chciał swojego starego złoma wykupić (trzy lata już ma, zara sie rozpadnie albo co...), a tu taki dzonk... No nic, trza się bedzie umówić na jazde próbną. Może jaki upust dostane? Niezbadane są wyroki.

Jakby kto nie widział:


A z tym prezenterem to jaja jakieś. Z jednej strony BBC (Bring Back Clarkson), które zachowało się jak obrażone dzieci w piaskownicy kopiąc w dupę kaczkę znoszącą złote jaja wartości 50 milionów funtów rocznie, z drugiej prezenter co to mając wszystko za nic naraża się na proces o odszkodowanie za zerwane kontrakty BBC. Tak, tak - to co zrobił jest niestetyż wykroczeniem skutkującym przymusowym wywaleniem z pracy, a to oznacza, że on jest temu winien - ergo, ponosić będzie wszelkie możliwe konsekwencje. Co prawda plotka głosi, ze jego kolegą jest pan Premier, ale to jednak nie republika bananowa jest! A przynajmniej niedługo się okaże.

(Na marginesie: to zwykły hoax może być dla podniesienia popularności. Czas pokaże.)

Przeczytałem ostatnie acapita i mi się tak pomyślało, że przecież sobie tez zrobiłem przegląd. Z okazji okrągłej rocznicy pojechaliśmy do Polski. Okrągła rocznica, wiadomo: kwiaty, prezenty, toasty et cetera, więc na wszelki wypadek wziąłem 9 dni urlopu. Odwiedzimy całą rodzinę, wszysktich przyjaciół i jeszcze zostanie. Nie wziąłem pod uwagę dentysty. Któren to (ona, ale dentysta któren) popatrzył ze zgrozą na moje zdjęcie panoramiczne i skończyło się prawie 10 godzinami spędzonymi z opadniętą żuchwą. Jak się do tego dołoży gastroskopię, co mi się należała jak psu buda, widać jak na dłoni, że tylko cudem żeśmy się z jednymi z najbliższych przyjaciół spotkali. A gastroskopia jest bardzo ciekawym przeżyciem. Troche jakby połknać taki ruchomy, metrowy ołówek. Na szczęście nikt mnie nie głaskał po głowie i mówił, że sobie świetnie radzę, tylko dostałem krótka, kulturalną zjebkę, żebym się nie szarpał, więc resztę zabiegu spędziłem na głebokim wdechu (tryb wentylacji niskociśnieniowej z wysoka objętościa zalegającą...) Zdecydowanie wolę polskie podejście od angielskiego approacha. Należy się trzysta.

Wiosna idzie i dojść nie może. Ważę już tyle, że nawet na mojej user friendly wadze w pracy nie mogę stawać. Robi ASP co może, ale że opornośc materii duża to i skutki nijakie.

Zacytujemy Profesora Mniemanologii Stosowanej Jana Tadeusza Stanisłąwskiego: i to by było na tyle.



czwartek, 29 stycznia 2015

Manie

Kretka zarzuciła przynetę pt. co myśle i jak a jak nie tak to jak i dlaczego?

Niech i będzie. Zuzia się póki co pichci niesmiało, więc odskoczymy na chwile od mizernej grafomanii i przyjrzymy się, dlaczegóż to Pan Minister od Zdrowia powinien po dżentelmeńsku dostać w pysk.

W pierwszej chwili odpowiedź wydaje się być prosta: Pan Minister Od Zdrowia jest be a doktory cacy, tegóż jak powyżej. Ale gdy się tak przyjrzeć głębiej, dojrzymy pewną zatrważającą przypadłość rodzaju ludzkiego. Pan Minister wyskakując z pomysłem zmiany kontraktu na kolejny rok w grudniu tak naprawdę mówi wszystkim pierwszokontaktowcom, że jest Ministrem i może a przede wszystkim ma wszystkich w dupie. Jak ten motylek z YouTuba, co to latał i miał. Bo to nie sa żadne negocjacje jeżeli się całej grupie zawodowej, odpowiedzialnej za utrzymanie narodu w zdrowiu takoż fizycznym jak i psychiatrycznym, mówi: bierzecie co daję albo wypierdalać.

Nasza polska natura chamstwa nie znosi w żadnym wydaniu, czy to międzynarodowym, czy to miejscowym, skąd więc w politycznym łbie wziął się pomysł srania do włąsnego łóżka - nie mam pojęcia. W zasadzie po blilższym zapoznaniu się z tematem można stanowczo stwierdzić, że Ministerstwo Od Zdrowia Tak Psychicznego Jak I Każdego Innego CHCIAŁO wkurwić doktorów. Dlaczego? W naszej polskiej, miłej, siermiężnej codzienności pewnie wystarczył fakt, że mogło. Ale ciśnie się na usta pytanie od czego odwrócono uwagę tak zwanej publicznej opinii.

Projekt budżetu, koszyka świadczeń i czego tam jeszcze powinien być przedstawiony TERAZ. W styczniu 2015. Będzie cały rok, żeby przedstawić za i przeciw, renegocjować zakresy, stawki i co tam jeszcze a nie odstawiać chocholi taniec za pięć dwunasta.

Żałosnym jest fakt brania pacjentów na zakładników, tylko bądźmy szczerzy: to nie doktory wzieły sobie owych, a Pan Minister. Który palcem wygraża, jakie to doktory złe, bo leczyc nie chcą. I że on spotkac się z doktorami w takim razie nie bedzie, bo się obraził... Noż kurwa mać... Od tego jest się urzędnikiem, żeby się zajmować powierzonym zadaniem, tak jak dupa jest od tego, żeby srać. Nie podoba się, to pakujemy manatki i jedziemy zbierać szczaw. Znajdą się tacy, którzy potraktują sprawę poważnie.

Ciekawe co by powiedzieli na ten przykład informatycy, gdyby dowiedzieli się, że w ramach ich obecnych zarobków są zobowiązani od stycznia zakładać internet na Żuławach. Najwyraźniej Minister Od Informatyki jest jakiś inny.

To NIE jest odpowiedzialność lekarza by ustalać plan leczenia polskiego społeczeństwa. Ta odpowiedzialność spoczywa na Ministerstwie Zdrowia. I z faktu wyskakiwania ze zmianami (o których z góry wiadomo, że będa trudne do przyjęcia) w grudniu, można wnioskowac, że oweż ministerstwo ma w głębokiej dupie trzydzieści parę milionów ludzi płacących podatki i składki ZUSowskie.

Wartałoby zmienić naszą Konstytucję, wprowadzając zapis:
"Każdy urzędnik państwowy, niezależnie od szczebla, zacznie dzień słowami: "Płacą mi bym służył"" Ale nie miejmy złudzeń, prędzej zobaczymy trąby jerychońskie niż pokornego urzędnika. Ostatecznie nie po to jest żłób.

Naszym problemem jest brak szacunku. Czy też, by prościej i po chłopsku ująć problem, manie w dupie.

Zaczałem nawet wypisywać listę owegoż mania, ale szkoda czasu. Wystarczy napisać, że wszyscy wszystkich mają w dupie - i to jest problem, od którego należy zacząc zwalczać wszystkie patologie społeczne, nie tylko arogantów w rządzie.