środa, 26 lutego 2014

Nietykalni

SPOILER ALERT

Szczerze przyznam, że się nie spodziewałem. Dzidź Młodszy zapodał kino domowe, czyli usadził nas na kanapce i zapowiedział, że dzisiaj on wybiera. Wywiad dostarczył informacji, ze produkcja jest francuska... Hm. Spodziewałem się czegoś w rodzaju Taxi, bądź 13 dzielnicy. A tu dzonk. Kapitalny film, bez super vigilante, bez superbohatera, którzy to muszą być w każdej pieprzonej amerykańskiej produkcji - nawet w komiksie dla dzieci jakiś małpiszon wrzeszczy do mamuta, że zniszczy wszystko co kocha i zabije mu całą rodzinę. Potem się zastanawiają, dlaczego miły uczeń szkoły średniej wymordował swoich nauczycieli i trzydziestu kolegów na dokładkę.

Zamiast tego mamy - po prostu opowieść. O spotkaniu zupełnie nie pasujących postaci. O zderzeniu dwóch środowisk. O przyjaźni, radości życia, problemach, o kawałku życia który nie ma jakichś dramatycznych ram. Muszę przyznać, że mnie zatkało. Nie chcę, mimo alertu, popsuć przyjemności oglądania, proponuje poszukać i zobaczyć. Obejrzeć, tfu.

Poza tym po tenisie mam ischialgię i siedzenie sprawia mi niewysłowiona radość. Życia. Jak by co, to do jutra. Bo tematów mi się trochę nazbierało.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Samopoczucie

-Abnegat, przyszedł byś do assessmenta - zagaiła pokojowo Keri. W czym nie należy się dopatrywać niczego - Keri jest osoba pokojowo nastawioną do świata i tak też zagaja. Wydłubałem słuchawki z uszu akuratnie w momencie gdy zaczynali przesłuchiwać Cavaradossiego i polazłem. Co robić. W drodze przeprowadziłem rozpoznanie.
-A w zasadzie co jest?
-Przepuklina. Ale ma nadwagę...
Też mi coś. Dawno już minęły czasy średniowiecza DCU, kiedy to BMI powyżej 30 dyskwalifikowało pacjenta. Zresztą, na tej zapyziałej wyspie nie da się operować pacjentów z prawidłowym indeksem z tegoż mianowicie powodu,że ich nie ma. I nie należy tu wyciągać na światło dzienne laski z dżima, co to jest rodzynkiem potwierdzającym regułę. Jedynym, jakiego znam.
-Dziń dybry! - zagaiłem z AlloAllowym akcentem. Bycie napływowym elementem jednak do czegoś zobowiązuje.
-Zień obry - odkłoniła się Hartlepoolanka, po bełkocie sądząc. I oni tu się będą z mojego góralskiego akcenta napierdzielać... Zmierzyłem kobiecinę wzrokiem. Nie jest źle, nie mniej niż 180. Z ważeniem było nieco gorzej. Na wszelki wypadek zapytałem.
-A wiele pani waży?
-A tak ze dwadzieścia stonów (jeden stone - 6,3 kilograma)
Taak. Kobieto dorodna, toż ja wiem jak wyglądam w lustrze, a ciebie będzie ze dwa razy więcej.
-Musimy stanąć na wadze. Da pani radę?
-Spróbuję - westchnęła z najwyższą odrazą. Z nachyleniami bijącymi Wieżę w Pizzie wlazła na mizerniutki przyrządzik. Przysiągłbym, żem usłyszał jęk dobiegający spod jej stóp. Spojrzałem i popadłem w przydum. Kobiecina waży 23 kg... plus pełny obrót skali... to będzie razem...
-Nie da rady tu pani zoperować - zadeklamowałem czystą angielszczyzną made in New Market. Jeszcze w czasach pogotowia nauczyłem się, że owijanie w bawełnę powoduje tylko niepotrzebne stresy i rany tłuczone.
-A czemu? - kobieta łypła okiem, gotowa mnie natentychmiast wydudkać z compensation które się jej deserve jak psu buda; przynajmniej zgodnie z reklamami tutejszych prawników.
-Stół operacyjny nie wytrzyma. Ma certyfikat tylko do 160 kilo.
Najwyraźniej się zmartwiła. Resztki empatii szarpły mi trzewia. Ostatecznie jak ja jej nie powiem, nikt w tym zakłamanym kraju tego nie zrobi...
-Szanowna pani. Wartało by się przejść do dżipa i poprosić o skierowanie na leczenie otyłości. Bo to nie tylko jest problem kości i stawów, które dają teraz popalić, ale też nadciśnienie, cukrzyca, zawał, udar - żeby tylko wziąć pierwsze z brzegu.
-Taak? - zdziwiła się niepomiernie. Najwyraźniej słyszała to pierwszy raz, ostatnio ktoś mianowicie wymyślił, żeby nie mówić grubemu, ze jest gruby, bo to może spowodować spadek jego samooceny i szkody nie do naprawienia. Jest to teraz offence. -A jak oni mi mogą pomóc?
-Istnieją różne metody. Mogą wsadzić pani balonik albo założyć taka tasiemkę na żołądek...
-A po co? - wykazała szczere zainteresowania.
-No, będzie pani mniej jadła.
-Panie doktorze - powiedziała dobitnie, patrząc mi w oczy - przecież ja praktycznie w ogóle NIC nie jem!
Nie powiedziałem jej, że w takim przypadku medycyna jest kompletnie bezradna. Po co to się potem szarpać z prawnikami.

niedziela, 16 lutego 2014

Niestrawność

Dzieją się rzeczy dziwne i straszne. Południe Anglii dostaje łomot, sztorm pogania sztorm, pozrywane linie kolejowe, domy bez prądu za to z masą wody w salonach. Teraz tylko mrozu brakuje - miniglacjałek zamieni śliczne południe w kilometry kwadratowe lodowiska. Co by się tubylcom przydało, ostatecznie w łyżwiarstwie nie bardzo im się wiedzie. Za to w saneczkarstwie... Niejaka Lizzy jest wszędzie, niedługo strach będzie lodówkę otworzyć. Wywiady, konferencje, spotkania w zakładach pracy. Mama, tata, mama i tata, z mamą, z tatą... Dobrze być jednookim. Choćby taki Zbigniew - Kamil dwa złote, Justyna zaraz wywinie coś na 30 k, a on tylko z jednym medalem. W dodatku na treningi szans w kraju nie ma, taka gratka jak w Kornwalii szybko się nie przydarzy. W dodatku gratka połowiczna, musi to wszystko jeszcze zamarznąć.
W tym wszystkim najbardziej podobają mi się nasi politycy, co to do zwycięzcy na wyprzódki zapierniczają po PR, ale żeby tak rąsi dołożyć do sukcesiku - to już uchowaj Panie.

Ogólnie zbudowany jestem postawą brytyjskich komentatorów, którzy zachwycali się Stochem, podziwiali Justynę, oklaskiwali Bjorndalena, oniemieli po programie dowolnym Hanyu, a brytyjską szorttrakównę, która została pozbawiona srebrnego medalu, pochwalili za dorosłe "całkowite zrozumienie decyzji sędziów" zamiast pieprzyć coś o spisku międzynarodowej federacji jeżdżących inaczej. Jakoś tak w ogóle więcej jest o duchu rywalizacji i wielkim wydarzeniu a mniej smęcenia na temat jakie to Ruskie są be.

Może jakoś to wszystko się da przeżyć: zimę, powodzie, olimpiadę, brak światła, bo nawet jak jest jasno to jest ciemno. Ide na dżima. Podbudowali mnie dzisiaj Ruscy swoim srebrnym medalem, trzeba jednak przyznać, że czasem obecność polityków na trybunach pomaga...