sobota, 2 marca 2013

La Mizeria

W ramach ukulturalniania ASP zabrał mnie do kina. Znaczy - rzecz tu nie w tym, kto prowadził samochód, tylko o siłę. Sprawczą. Optowałem co prawda nieśmiało za Dżangą spuszczonym z łańcucha, ostatecznie nie ma to jak solidna krwawa jatka - a po filmach Tarantino raczej ciężko spodziewać się komedii romantycznej. Choć, gdyby się tak zastanowić, to po głębszym namyśle... w sumie Kill Bill... Ale - ad rem. Optowanie optowaniem, dostałem wolną rękę - albo idziemy na Les Miserables razem, albo lezę na Dżangę sam.

Tu na wszelki wypadek umieszczę ostrzeżenie o spojlerze - ostatecznie, mimo 150 lat od stworzenia tegóż sercasczipatielnyjego arcydzieła, mamy dzieci komputerów, on-line, telewizję i inne zarazy zabijające słowo pisane.

Akcja jest potraktowana nieco po łebkach, co jest o tyle dziwne, że całość trwa prawie trzy godziny. Jak wszem wiadomo, historia zaczyna się od odmienienia serca zatwardziałego nikczemnika przez księdza. Widać tacy też są, mimo tego, co próbują nam wmówić media. Księża, nie nikczemnicy. Jean Valjean, czyli jakby bardziej z polska Żauwalżin, nagle, po kilkudziesięciu latach, dostrzega, że jest zwykłym... wiadmomoco czym jest, si? I odmienia się diametralnie. Do tego stopnia, że zaczyna walczyć o biednych i dla biednych.

Żeby zrozumieć, skąd wzięła się w filmie Anna Hathaway, trzeba przeczytać książkę. Lub, na bidę, skrót w Wikipedii. Bo w filmie a-ni-du-du! Nic o jej luźnym związku z ojcem jej córki, nic o konieczności pozostawienia jej w opiece koszmarnej dwójce oberżystów - w tych rolach genialni Helena Bonham Carter (czyli dobra znajoma wielbicieli niedorobionego czarodzieja - zagrała tam Bellatrix Lestrange) oraz Sasha Baron Cohen. W zasadzie, jak by się tak dokładnie przyjrzeć, to z całej historii "Nędzników" wyrwano ochłapy jeno, pozostawiając wyjątkowo nędzne resztki.

Wróćmy na chwilę do fabuły: Żauwalżin jako mer miasteczka Montreuil-sur-Mer pomaga biednym, ale poznajemy go jedynie jako właściciela fabryki, z której - za posiadanie nieślubnego dziecka, no co za czasy omszałe... - wywalono na zbity pysk nieszczęsna Hathaway. Ta, zmuszona płacić coraz większe pieniądze sympatycznej parze opiekującej się jej dzieckiem, najpierw sprzedaje włosy, następnie zęby by wreszcie zacząć uprawiać najstarszy zawód świata. Co jest typowym przypadkiem braku rozsądku, gdyż odwrócenie procesu zachowało by jej zęby. Pal diabli włosy, odrastają. Tu robi się węzeł gordyjski pierwszy: Javert (dla zgodności pronuncjacyjnej zwany Żawertem) odkrywa prawdziwą tożsamość Żauwalżina, ten ratuje skurwiałą Hathaway od niesłusznego posądzenia o rozoranie gęby bogatego bully'aja i obiecuje jej, ze zaopiekuje się córką, po czym ta umiera.

Proszę nie pytać, nic k.wa z tego bym nie zrozumiał, gdybym historii nie znał skądinąd. Brakuje takich dość konkretnych zworników, jak powód, dla którego Javert ściga Jean Valjeana, skąd wzięła się córka Hathaway - czyli filmowej Fantine'y - i dlaczegoż ona umiera ( a umarła ze wstrząsu, że mer miasta okazał się być skazańcem-galernikiem - w świetle moralności naszych polityków jest to robienie sobie jaj z prostych ludzi!!!). Nie wspominając o takich drobnostkach, jak powtórne złapanie Valjeana i zakucie go w galery. Bo po co. Powiedzmy to otwarcie - do tej pory reżyser trzymał się dość wiernie powieści... W jakichś... pozwólmy sobie na dobroczynność... - 10%. To co następuje później, w ogóle nędzników nie przypomina. Nie podejmuję się dalszego opisu.

Ogólnie rzekłbym tak: film zrobił z książką to co z porządny rzeźnik ze zgrabna krową. Parę smacznych befsztyczków i flaczki wołowe.

Czy warto? Warto. Co prawda jak mi się przyśni Hugh Jackman śpiewający, to się zesram na rzadko - co i tak jest dobrym wyborem, bo śpiewający Russel Crowe poraża członki na wiotko - ale Hathaway, Barks (dorosła Eponina, nie mam zdrowia... odsyłam do skryptów bądź książki) i para Cohen-Carter warta jest trzech godzin chaosu narracyjnego. O pięknych scenach z epoki nie wspominając.



Mam nadzieję, że pójdzie. Massakra.


15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No prosię, trza będzie ruszyć grubą z kanapy ;-)
nika

abnegat.ltd pisze...

Ja to po trzeciej bani whisky napisałem - be warned!!!

Anonimowy pisze...

Glenmorangie? ;-P
nika

jawron pisze...

Czy można prosić o wytłumaczenie związku pomiędzy Hugh Jackmanem, a oddawaniem luźnego stolca? Tak źle, czy przerażająco?

Swoją drogą - byłem ja raz z Lubą na tychże Nędznikach w Romie i w trzy godziny została całkiem sprawnie przedstawiona cała fabuła z piosnkami i wybuchami też.

abnegat.ltd pisze...

Nika - yap! Lasanta ;)

Jawron, przeszkadzal mi jego glos - zawodzil, do tego spiewa przez nos... Crowe jakby mniej, ale ten z kolei ma taki dziwny dyszkancik, jakby polowe tekstow spiewal falsetem. Niby nic zlego, toz BeeGees cala kariere na tym zbudowali, ale do niego jakos to mi nie pasowalo.

Anonimowy pisze...

Ja to Matuli obiecałam że się wybierzemy i wsio byłoby dobrze gdyby nie to że jedyny w mieście moim-nie-za-dużym, multipleks (który swoją drogą wykończył 3 kina studyjne :/ ) uznał iż publika w mieście tym nie zwyczajna jest tak wysokich lotów kultury i w repertuarze nie uwzględnił Les Mizerii (że zacytuję). Nie ma to jak poczuć że sieć kin ma całe moje rodzinne miasto za idiotów... achjooo
5-HT

Anonimowy pisze...

A Dzanga fajna była. :)Inessta

abnegat.ltd pisze...

5-HT, za pol - no, moze za rok - bedzie na DVD. W domku, bez ciamkajaco-siorbiacego towarzystwa... Ma swoj urok ;)

Innesta, dzieki! Wiedzialem... :[\]

Anonimowy pisze...

Żeby Cię Abi nie dobijać to oglądałam w kinie, gdzie ciamkanie i siorbanie jest wykluczone i zabronione :)))) W holu jest tylko kawiarnia z kawą, herbatką i ciastkami. Mamy takie kino we Wrocławiu. Gdybyś przejeżdżał to zapraszam. Kino w starym stylu ale w nowoczesnej formie :)))) Inessta

thalie pisze...

wybierałam się, wybierałam i w końcu poszłam na Jasia i Małgosię "Mizerię" pozostawiając sobie do domku.

zazdroszczę Inneście kina! bardzo!

abnegat.ltd pisze...

Inessta, w Krakowie mi się zdarzyło oglądnąć Pasję. Hitem była komórka dwa rzędy za nami: "Nie, nie wiem. Jeszcze trochę zejdzie - dopiero go biczuja"
No comments.

Thalie, dzidź młoddszy był i poleca. Chyba poleze xD
A w zazdraszczaniu się łączę.

Anonimowy pisze...

Wiem, ale i kino i domowe oglądanie mają swoje plusy dodatnie i ujemne ;) więc najpierw chciałam kinowo, nawet jeśli z ciamkaniem ( a bez ciamkania padło niestety).
Więc też zazdraszczam.
Dźanga była fajna całkiem ale chyba bękarty podobały mi się bardziej. Co nie zmienia faktu że dla niemca i Leo jak najbardziej do obejrzenia.
5-HT

Anonimowy pisze...

tu macie linka do fajnego kina bez popkornu:)
http://dcf.wroclaw.pl/
miasto miało dwa wyjścia: zamknąć kino albo tak go przekształcić, żeby było alternatywą dla popkornu. Zaryzykowali i się im opłaciło.Chociaż początek nie wróżył sukcesu. Na kinowych hitach na widowni siedziało parę osób. Potem pocztą pantoflową rozeszła się wieść, że jest takie kino i zaczęło się eldorado dla tych co nie lubią popkornu. :) vA jaów zaczęłam chodzić do kina. Inessta

owcarek podhalański pisze...

Abnegatecku, a sam fakt, ze poni Hathaway jest barzo śwarno, nie usprawiedliwio wystarcająco pojawienia sie jej syćko jedno w jakim filmie? :D

abnegat.ltd pisze...

Najbardziej to sie mi podobała z Gyllen haalem w Miłości i innych uzywkach. Choć w Alicji też ładna...
Natomiast strach ostatanio lodówke otwierać ;)