środa, 27 lutego 2013

Talon na balon part IV

Kovalik wziął kilka głębokich oddechów. Gdyby dawano nagrodę Nobla w dziedzinie irytacji, pieprzony pomiot jaszczurczy wygrywałby zupełnie bezwysiłkowo.
-No to rozglądnijmy się. Od siedzenia tutaj zrobić się jedynie może szachownica na dupsku... - nagle odwrócił się w strone Trevora. -A po jakiemu oni tu mówią?
-To część transformacji. Nie bój nic.
Kovalik szedł na przedzie, Trevor wlazł mu do kieszeni bluzy, Kitty zamykała pochód. Gwar był coraz głośniejszy, dochodził zza niedomkniętych żelaznych grodzi. Kovalik wystawił ostrożnie głowę. Nikogo, odgłosy dochodziły z prawej strony. Wszedł do szerokiego korytarza, dużo wyższego niż ten, w którym wylądowali. Po prawej dwie szerokie odnogi odchodziły pod kątem prostym, to stamtąd dochodziły odgłosy - Kovalik nie dałby sobie głowy uciąć, walki? Kłótni? Na wprost korytarz kończył się kolejnymi drzwiami. Podszedł do nich i spróbował otworzyć, poddały się z dość dużym oporem, choć bezszelestnie. Za nimi kolejny korytarz, znów przyćmione, zielone światła... Cholera - kto tu żyje? Wampiry?
-Kitty, gdybyś coś wyczuła z tyłu... Kitty?
Za plecami nie miał nikogo. No żeż zaraza jedna, jeszcze pięć minut nie jest kobietą, a już sprawia problemy - pomyślał nieco bez sensu Kovalik.
-Czujesz ją?
-Czuję stare czipsy cebulowo-czosnkowe, jeżeli mogę wywnioskować po zapachu. Co ty do cholery nosisz po kieszeniach? - Kolejny punkt do nagrody Nobla został zaliczony.
-Kitty, czujesz ja tu gdzieś?
-A po cholerę jasną żeś brał tego futrzaka! Że postrzega szybciej, też mi coś! Trzeba było-
-Jeszcze słowo i będziesz miał zapewnione siedzenie w zamkniętej kieszeni czosnkowo-cebulowo-serowej do końca tej cholernej wycieczki - zagroził Kovalik
-...nic nie mówiłem o serz... chyba jest w tym pierwszym korytarzu - dokończył szybko, słysząc skrzypienie zamka.
Kovalik podbiegł na palcach w sam raz by zobaczyć znikające plecy Kitty za kolejnymi drzwiami, tym razem osłoniętymi grubą draperią. To właśnie zza nich dochodziły podniesione głosy. Podszedł do miejsca, gdzie stała i delikatnie przesunął kurtynę. Za przejściem znajdowała się wielka grota, w jej oświetlonym środku stał podobny Kitty szaroskóry amant, próbujący tłumaczyć, a może kłócąc się o coś, z wielką, purpurową ośmiornicą, noszącą ośmiorękawnikową odmianę t-shirt'a i jeansową spódniczkę. Kątem oka dostrzegł w cieniu pod ściana skradającą się Kitty, która najwyraźniej chciała zaatakować ośmiornicę. Oszalała! Stój, futrzaku cholerny, albo z krewetek nici!!! - Kitty zachowywała się, jakby Kovalik całkowicie stracił zdolności parakomunikacyjne.
-Cholera, Trevor, zatrzymaj ją, toż za chwilę narobi kłopotu!
-Proponuję oddalić się krokiem swobodnym, wręcz nonszalanckim, w przeciwpołożnym kierunku, usilnie dbając o sprawianie wrażenia kompletnej nieznajomości tej idiotki. - Trevor westchnął. -Wiem, wiem, ser i cebula... Kovalik poczuł wyraźny impuls dobiegający z kieszeni, odwrócił się i zaczął uciekać.
-Nie ty, oż do ciężkiej cholery, co się tu wyprawia z wami! - Trevor tym razem zabrzmiał spiżem, Kovalika wbiło w ziemię. -Wracaj tam!
Zawrócił na pięcie i odsłonił kurtynę w momencie, gdy purpurowe szkaradzieństwo postanowiło wbić jeden z sześciu noży, które trzymało oślizgłymi mackami, w owłosiona klatę szarego amanta.
-Stój - udarł się, ale Kitty niepomna niczego runęła na ośmiornicę, powalając ją na ziemię, po czym zawróciła, jakby miała w nogach stalowe sprężyny i przypadła do szarego. Który leżał na ziemi i krwawił jak zarzynane prosie.
-Nie! Nieeeeee!!! - ryk Kitty zbiegł się z feerią światła, nagle w jaskini zrobiło się jasno jak w dzień, publiczność stała bez wyjątku, klaskając, wyjąc, gwizdając, tupiąc, zarżnięty wstał z podłogi przy pomocy nieco oszołomionej Kitty, stali tam we trójkę, ośmiornica po jego drugiej stronie, w ich stronę leciały kwiaty, pęki myszy, wędzone piklingi i, Kovalik nie był całkiem pewien, dobrze dogotowany lobster.

Kowalik stał, przybrawszy, jak mu się wydawało, minę impresario - była to pierwsza myśl, jaka mu przeszła przez głowę, gdy zatrzymali go uzbrojeni w duże latarki ochroniarze. Dyrektor, mały, łysy człowiek z dużymi wąsami starał się coś wytłumaczyć szaremu, który wydawał się być otoczony polem o przepuszczalności zero. Widział tylko Kitty, ta utkwiła swoje niepokojąco zielone oczy w jego... Żeż normalnie, dobrze, że się nie zakochała w psie, mielibyśmy tu intergatunkową wersję Capuletti vs Montecchi - pomyślał Kovalik. Trevor nie skomentował. Ośmiornica żuła beznamiętnie lobstera, przynajmniej o tyle, o ile Kovalik dobrze rozumiał namiętności ośmiornicze.
- Nie możemy, do cholery ciężkiej - szary pierwszy raz oderwał wzrok od Kitty i spojrzał na łysego nieruchomymi, złotymi oczami. O nieco migdałowatym kształcie. Łysy przełknął ślinę. -Panie LeVriffe, ja tylko chciałem unaocznić fakt, że nie możemy zmienić przedstawienia! Jesteśmy tu dla publiczności! Jeżeli odwrócą się od nas, będziemy zrujnowani!
LeVriffe nie zaszczyciwszy go spojrzeniem ujął delikatnie Kitty pod łokieć i pociągną ją przed kurtynę. Odpowiedzią był ryk tłumu, wydawał się falować, unosić, zatrzymywać czas. Po kilku minutach wrócili, LeVriffe delikatnie pogryzał jakiegoś małego gryzonia, Kitty dalej zajmowała się wpatrywaniem w jego złote oczy.
-Proszę wezwać scenarzystę... - głos miał niski, w jakiś sposób mruczący, Kovalik musiał z całych sił powstrzymać się, by nie podrapać go za uchem. -Ta sztuka nie miała jaj od samego początku. Dopiszemy rolę żeńską, romans z nieznajomą - LeViffre przerwał - albo nie! Niech to będzie miłość do kobiety z wrogiego obozu, że niby jesteśmy we wrogich frakcjach handlarzy myszy...
A jednak! - ucieszył się Kovalik. Nawet bez psa dało radę!
-Panie LeVriffe... - Kitty nie dokończyła, ruchem nieco za szybkim dla ludzkiego oka jej towarzysz położył jej dłoń na ustach.
-Ty masz w tym łbie kupę białkowego złomu! - parsknął Trevor. -To się nazywa łapę na pysku!
Złotooki odwrócił się w ich stronę z zaciekawieniem, ale słowa które wypowiedział, były skierowane do Kitty: -Ginger. Dla przyjaciół Gingy.

Gingy zaprosił ich do siebie. Oznaczało to sympatyczną willę nad morzem, w zasadzie, gdyby nie zielonkawe kolory wszystkiego i zdecydowanie, jak na gust Kovalika, niska ilość światła, mógłby pomyśleć, że jest w Rowach. Czy innym Darłówku. Siedzieli na szerokim tarasie, nad horyzontem właśnie zachodziło słońce. Niby ciemne, a jednak dość ciepłe - pomyślał Kovalik. Pertraktacje z dyrektorem były dość krótkie, LeVriffe wyłożył swój pomysł i zapowiedział, że projekt ma być gotowy na rano, po czym zaprosił Kitty do siebie. Tu zadziałał Trevor, który sobie tylko znanym sposobem wybił ją w końcu z cielęcego - czy raczej kocięcego - uroku, dzięki czemu, po jej jednym powłóczystym spojrzeniu zaproszenie zostało rozszerzone na Impresario wraz Towarzyszem. Najwyraźniej Gingy miał zdolności psychokinetyczne, Trevor chyba też to czuł, bo siedział z gębą zamkniętą na kłódkę. Co było wręcz nieprawdopodobne.
-Skąd żeście się tu wzięli, powiedzcie? - po początkowych grzecznościach i pytania o wybór trunku - Kovalik z niejakim zdziwieniem wybrał sobie z pokaźnej baterii Glenliveta - w końcu musiało dojść do tego.
-Przylecieliśmy z - Kovalik zaczął od dłuższego czasu przygotowywana opowieść, ale przerwała mu Kitty.
-Z Ziemi.
-Nie słyszałem - skwitował skrzywieniem ust Gingy. -A od dawna na Astorii?
-Przylecieliśmy dzisiaj.
-Normalnie - nie wierzę własnemu szczęściu - wymruczał Gingy.
-Nie! - Trevor warknął do Kovalika, który już zdążył wyciągnąć rękę by podrapać Gingiego pod brodą.
-A kim jest wasz przyjaciel?
-? - próbował rżnąć głupa Kovalik.
-Trevor.
-Szacunek. Od lat nie spotkałem nikogo z Mówiących.
Kovalik mało się nie zakrztusił - spory łyk tego, co tubylcy nazywali Glenlivetem okazał się być nalewką na kocimiętce.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

WOW, po prostu oczy otwieraja mi sie coraz szerzej i szerzej o_O Czad!
nika

abnegat.ltd pisze...

Zostane grafomanem roku :D
Nika, co robic - cud boski (dla rodziny przede wszystkim) ze nie odkrylem w sobie talentu puzonisty...

Anonimowy pisze...

Hahahaha :-D Doooobre 100/100 Świetną masz wyobraźnię :-)
nika

sansaba pisze...

Abi, blagaaaam - daj mi namiar na swojego dostawce ziolek ;)

abnegat.ltd pisze...

Sansaba, witaj :)
Ja jestem z pokolenia ktore uzywalo trankwilizatorow pitnych raczej niz wziewnych...
...polecam whisky xD