czwartek, 21 czerwca 2012

Magia Piłki Kopanej

Nie, nie bedzie o wyniku naszej drużyny. Zdobyli dokładnie to na co ich było stać zgodnie ze zdroworozsądkowymi przewidywaniami. Hurra-optymizm mediów i coponiektórych kibiców może być jedynie usprawiedliwiony naszą kołtuńską wiarą w cuda. Nie będzie też o głównej bolączce naszej drużyny czyli braku biletów dla krewnych i ograniczonej ilości kasy do podziału. Może się nie zagryzą. Zresztą - WTF.

 

Piłki nożnej nie lubię. Z niejakiego obowiązku siadam przed telewizornią w czasie dużych imprez, ale wcześniej czy później zaczynam ziewać. Owszem, miło popatrzeć jak paneuropejska drużyna, Bogu tylko wiadomo dlaczego grająca w barwach Niemiec, kopie tyłki z precyzją i zaangażowaniem rzadko spotykanym gdzie indziej, ale w sumie zysków i strat jednakowoz przeważają straty. Głównie czasu, choć niektórzy płacą zdrowiem czy KLT*.

 

Jednak nie nuda w piłce jest najgorsza. Ostatecznie można się powslipiać bezrozumnie przez 90 minut choćby po to by podziwiać grację jogingu naszych zwodników, szczególnie w drugiej połowie meczu. Jak się patrzyłem na ich tempo to z ręką na sercu -  przysięgam! - potrafię drobić nóżkami tak samo. Innymi słowy nasi Wspaniali Chłopcy maja wydolność niespełna pięćdziesięcioletniego, studziesięciokilowego dziada. Pogratulować.

 

Gdyby jednym słowem chcieć podsumować piłkę nożną, należało by ją określić grą oszustów. Podkładanie nóg, rzuty dżudżitsu przez biodro, ciosy karate obunóż - a wszytko to z obowiązkowo podniesionymi rękami „mnie tam wcale nie było". Każdy aut to las rak w górze obu drużyn - nasz ci on, nie ich! Każde wbiegnięcie na pole karne to obowiązkowy szczupak z potrójnym saltomortadele i rykiem rannego łosia - a nuż sędzia podyktuje karnego?

 

Druga strona medalu Virtuti Peditatutari to obowiązkowe zajęcia w kółku dramatycznym. Juz samo opisane powyżej odegranie łosia z rybą wymaga nie lada kunsztu - a te grymasy? - to straszliwe cierpienie??!? Matko jedyna - u-mie-ram!!! Zespół zachowań znany na Wyspie pod nazwą „magic sponge", a nazwany tak z powodu cudownych właściwości - przywracających życie, zdrowie i wiarę w ludzi - gabki, którą fizjoterapeuci namaszczają denatów zaraz po tym jak ich zwleką z boiska. Maziu-maziu - i cud gotowy. A raczej piłkarzyk jak nowy. Że też nikt nie wpadł na pomysł zastosowania owegoż cudu medycyny w szpitalach? Nie pojmuję.

 

Można by od ręki wywalić tą całą szpitalna hołotę. Na CIP**-ie stał by sobie Pan Franek z gąbką - boli nózia? Maziamy nózię. Boli oczko? Chlast gąbką po oczach. Sraczka? Pan zje kawałek, a drugi wetkamy, o-tutaj...

 

Może bym nie był aż tak dożarty, ostatecznie kop butem w nabiał może nieco zamroczyć delikwenta, alem oglądał ostatnio mistrzostwa rugbystów do lat 21. Z jednej strony wyszli Irlandczycy - tu trzeba nadmienić, że na Zielonej Wyspie istnieje po dziś dzień rasa, której osobnicy męscy ważą 140 kilogramów, mają 190 cm wzrostu i przy tym zero tłuszczu na sobie - a z drugiej zawodnicy z Nowej Zelandii. którzy sie wcale wielkimi chłopami nie przejęli, tylko odspiewali - czy raczej wyryczeli - haka (kto widział ten wie) po czym zgodnie natarli na siebie w pogoni za smieszna, jajowata piłką.

 

Czas przeżycia przeciętnego piłkarzyka w czasie meczu rugby szacuje na jakieś 20 sekund, chyba, że przestanie markowac bieganie i obierze kierunek przeciwpołożny do kierunku pozostałych graczy.

 

W tenisie znalazł się jedne pan, który wymyslił, ze będzie ustawiał wyniki meczów. Został wyrzucowny dożywotnio z ATP, może sobie teraz ustawiać domki z klocków. Czy ze starych piłek. Nalbandian ostatnio walnął ze złości rakietąw płotek, który zranił sędziego w nogę. Nie stało się wiele - ale została naruszona etykieta. W związku z czym zabrano mu punkty, które uzyskał w turnieju (a nadmienić trzeba, że incydent miał miejsce w finale), wszystkie pieniądze (kilkadziesiąt tysięcy), mecz przerwano - a to nie wszystko, bo biedakowi grozi dyskwalifikacja. Można? Można. Natomiast naruszanie przepisów piłkarskich obecnie jest wręcz wymagane - jednakowoż tak, by tego nie wdział sędzia. Kwintesencją paranoi jest sytuacja bodajże z meczu Hiszpanów z Chorwatami***(?), gdzie obrońca tak się zajał faulowaniem napastnika, ze zapomniał o piłce. Dzięki czemu ów faulowany wbił ją do siatki.

 

Gdyby tak podsumować, wychodzi, że futbol to dżentelmeńska gra, w której nie wolno faulować, udawać poszkodowanych i grać rękami dopóki to widzi arbiter.

 

Zawsze mi się wydawało, że przestrzeganie przepisów wynika z szacunku do gry, sportu, przeciwników, kibiców i czego tam jescze.

 

---------------

*Krótko Latający Telewizor. Najczęściej t=+/- 2s, tyle trwa lot z 3 pietra zaokrąglając a do10 m/s2.

 

**Centralna Izba Przyjęć.

 

***Czy jest ktoś w stanie uzasadnić czemu Hrvatska Republika w Polsce pisze się przez Ce-Ha?

poniedziałek, 11 czerwca 2012

O Champs Elysee

...czyli Goralu, czy ci nie zal.





niedziela, 10 czerwca 2012

piątek, 8 czerwca 2012

Zaległości zebrane

Zaczeło sie niewinnie - łoczdog sie zbiesił i zablokował dostęp do pasku log-in'u gógla. Dzięki czemu przeczytać sobie mozna, ale publikować juz nie. Za to w domu zdechł router. Niby nic, ale czlowieka szlag trafić może... Pierwszym był Huajwei, czy jak się to cholerstwo czyta - działał bosko, póki musiał obsługiwać jeden komputer. Ale wystarczyło, ze dzidź uruchomił WarRock'a - i po necie. Dzielny Huaiwei ma problem z podziałem przydziału co skutkuje czekaj-tatka-latka'izmem. Potem nadeszła era Netgara. ten był dzielny, błyskał diodami, w nocy w pokoju efekty bily na głowę lasery z dyskoteki. W dodatku mozna było na nim suszyć skarpetki - ręcznik był jednak zbyt duży - dzięki czemu usmażyło sie mu cosik w środku. Efekt był ponury: poki był zimny, to działał. A pięć minut później juz nie. W końcu dzidź młodszy nie wytrzymał i kazał kupić Belkina. Na wszeki wypadek tym razem ubezpieczyłem whateverhappens. Skarpetki chyba tez sie łapią.

 

Od jakiegoś tygodnia media - a głónie BBC i CNN - trąbią na wyprzódki że Polacy to rasiści i nikt tu nie lubi czarna człowiek. Znaleźli się specjaliści od wolności Indian, bezpieczeństwa i higieny pracy Murzynów, ochrony Martina Lutera Kinga i poszanowania godności odmiennych kultur - by wspomnieć tylko o Japończykach (pomoc przy przebudowie dwóch miast ), Wietnamczykach (rozległy projekt restrukturyzacji terenów zalesionych), Irakijczykach (złe zarządzanie ropą z Kuwejtu) czy Afgańczykach. Durnie sa wszędzie, nasi obecnie najliczniej objawiają się na stadionach. Nieco tylko przeraża, że zamiast jednoznacznie potępiać bandytów, nasi dzielni politycy dla sobie tylko znanych celów popieraja mniej lub bardziej otwarcie rodzime kibolstwo. Co robić.

 

Przypadkiem zupełnie zasiadło mi się ostatnio przed telewizornią gdy TCM nadawał Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie Sergio Leone. I muszę przyznać, że mnię nieco wzięło. Pierwszy raz oglądałem to gdzieś w latach siedemdziesiątych, gdy o HD - co ja mówię - gdy o kolorowej telewizji (!) nikt nie słyszał i zapamiętał mi się jak taki mroczny, twardy - o zbrodni, zemście i całej reszcie. Kto oglądał, ten zna, kto nie oglądał, powinien - ale w skrócie mw. chodzi o walke dobra ze złem czyli świeżo wyprodukowanej wdowy (Claudia Cardinale, oklaski) ze szwarc- charakterem pracującym dla kompanii kolejowej (Henry Fonda, okilaski). Jako, że wtedy jeszcze nikt na świecie nie słyszał o wyrafinowanym, a zmieniającym sliczne pieknotki w zabójczynie, Klasztorze Shaolin, Furious Five czy kobietach strzelających z shot-gun'ów oburącz, tej pierwszej - by miała jakiekolwiek szanse w walce - do pięknych oczu oraz kształtnego biustu dodano Harmonijkę (Charls Bronson, frenetyczne oklaski) oraz Cheyenne'a (Jason Robards). Jednakowoz nie o filmie chciałem a raczej o pewnego rodzaju przemianie naszej wrażliwości i - jak by to nazwać - humanizmu?

 

Przynajmniej połowa filmów traktuje o złym uczynku - i zemście. Co w jakiś sposób oddaje nasze postrzeganie zasady miłości bliźniego i nadstawiania drugiego półdupka. Najpierw nastepuje zbrodnia - musi ona być straszliwa, by widz nie miał żadnych wątpliwości co do słuszności sado-masochistycznych scen konstruowanych z udziałem głownego złoczyńcy ku uciesze widzów i zaspokojaniu chorej chuci reżysera. Która w rzeczy samej jest zapokajana po raz drugi - bo przeciez godzine wcześniej, nim zaczął się pastwić nad zbrodniarzem, robił to samo z Bogu ducha winną ofiarą.

 

I tak mi się pomyslało, że jednak podskórnie przeze mnie przeczuwana degradacja rasy ludzkiej faktycznie ma miejsce. Sergio Leone, by ukatrupić pieknego Fondę, kazał mu tylko zamordowac brata Harmonijki. Który potem w pojedynku po prostu go zastrzelił jak psa- w scenie pełnej wzniosłej muzyki, powolnych gestów, zbliżeń twarzy, zblizeń oczu, zblizeń nosa, jednego oka - daleki plan!!!, muzyka stop!!! - i dup. Jeszcze tylko harmonijka w zęby i zemsta sie dokonała. Fish'n'chip raz - razem 4,99. A obecnie? Ło matko...

 

Posłużymy się rupieciem zwanym Commando, mam do tej produkcji szczególny sentyment jako że był to nasz pierwszy, romantyczny film oglądnięty (dla Wielkopolan, Mazowszan, Pomorzan i Lavinki: obejrzany) na naszej pierwszej romantycznej randce. Tamże zbrodnią było porwanie Szwarzenegger'owi córki, za co złych ludzi spotkała zasłużona kara. Ponieważ od czasów Sergio Leone minęło piętnaście lat, trupów było tak - bede strzelał - ze sto sześćdziesiąt, a główny zbrodzień Max, nim uszła z niego para, został obity jak pies przy uzyciu różnych narzędzi - przy czym znawcy twierdzą, ze w zasadzie otrzymał on około pięciu tuzinów ciosów śmiertelnych - by wreszcie skonać z rurą kanalizacyjną wbitą w klatę. Na wylot. Nie tylko owej klaty ale jeszcze pieca cetralnego stojącego za nim.

 

Teraz i tego jest mało. Główny zły, nim zginie, musi zostać obity, pobity, przebity, musi stracic wszelką nadzieje, nastepnie musi odzyskać wszelką nadzieja by w końcu zostać zmaltretowanym przez pociąg, TIR'a czy granat wsadzony w dupę.

 

Pewnego rodzaju wyłamaniem się z eskalacji zemsty jest produkcja zboaczeńa szwedzkiego, który opisał proceder zaspokajania chuci wielokrotnego mordercy i gwałciciela, co to każdej ze swoich zeszłych narzeczonych robił posmiertne zdjęcia i wieszał w gablotce. Pomijając brak sensu opisywania owych zbrodni, z wyjątkiem specjalistycznych tomów prawniczo-psychiatrycznych, zostałem całkowicie zaskoczony sraszliwym losem, co to spotkał owegoż sadystycznego mordercę. Mianowicie zginął w wypadku samochodowy... Rozumiem niechęć autora do brukania slicznych rączek swoich bochaterów, ale bez przesady mi tu - po tak okropnych zbrodniach tłuszcza wymaga katharsis - a to może byc zapewnione jedynie przez łamanie kołem i ręczne wyrywanie trzewi.

 

Robimy sie emocjonlanie - tępi. Znieczuleni. I coraz bliżej nam do bandy zdziczałych psów

PS. Nie mam zdrowia poprawiac czegokolwiek na tym cholerstwie, korekta przy uzyciu aJfona polaczonego z nowym Goglem wkurwila by nawet Swietego Antoniego...