wtorek, 15 listopada 2011

Berbelucha

Gdy przyjeżdżamy na Wyspę, przywozimy swoje nawyki i uprzedzenia, traktując je jak normy ogólnoludzkie. Jeżeli obiad to kartofelki, jeżeli kierownica to po lewej - a jeżeli alkohol, to zmrożona wódka pod kiszone ogóreczki.

Pominiemy ogóreczki, które dla miejscowych sa pewnego rodzaju wybrykiem - jedni je toleruja, inni nie, ale ogólnie nikt tu za nimi nie przepada.

Rzecz jasna w trakcie pierwszych spotkań z tubylcami jesteśmy wystawieni na cieżką próbę. O ile jesteśmy zwolennikami alkoholi lekkich, mamy szansę przeżyć - wino wszędzie jest takie samo, śmiem wręcz twierdzić, że tu lepsze jakościowo gatunki sa tańsze (vide Casiliero del Diablo, które widziałem w Polsce za 50 peelenów - tu stoi grzecznie na półeczce za 7,50 funcisza. A na promocji można kupić i za 4,90) - natomiast prosząc o piwo, dostaniemy najpewniej lagera. Co Żywca nie zastąpi, ale idzie przeżyć. Jednak alkohole mocniejsze... Tu napotkamy problem zwany whisky.

Straszliwy kacogen marszczący wątrobę, demolujący szare komórki, używany głównie do politurowania mebli. I konserwacji butów skórzanych.

Czym to się je?

Historycznie - nie wie nikt. Ponoć prawdziwi highlander’si wieczorową porą snują opowieści o powstaniu Szkocji - z bulgoczącej lawy unosiły się opary sfermentowanego zboża, które to osadzało się na skałach, w formie gotowej do spożycia. Ci mniej prawdziwi twierdzą, że destylacja przyszła via Irlandia, zawleczona tam w V wieku przez Świętego Patryka.

Co się ciekawie rymuje - Patryka - bimbrownika...

Tenże dowiedział się od Francuzów - więc nie jest prawdą, że zawdzięczamy im jedynie śmierdzące sery i choroby weneryczne - a ci ponoć wiedzę tajemną przywlekli z dalekiego wschodu. Gdzie mózgi lasowano sobie już dwa tysiące lat przed Chrystusem.

Na Wyspie produkcją alkoholu pierwotnie zajęli sie mnisi. Głównie by przedłużać życie, leczyć gorączkę, ospę i kolki po przeżarciu. I było by sobie spokojnie kwitło owo bimbrownictwo zakonne, gdyby nie Henryk VIII. Ten od katrupienia żon. Poniewaz była mu potrzebna kasa, przejął dobytek zakonów, a zakonników puścił luzem w gatkach. Którzy nie mając innej możliwości zarobienia godziwego grosza, zajęli sie pędzeniem bimbru off licence.

Tak na marginesie: ponoć nazwa whisky wywodzi się od kompletnie niewypowiadalnego przez polskie gardło szkockiego słowa „woda życia”. Co dowodzi, że niezależnie od regionu i pochodzenia, spirytus był uważany za napój jeżeli nie święty - to przynajmniej cudowny.

Dlaczego Wyspiarze zajęli się destylacją napitku ze sfermentowanego zboża? Bo nie mieli winogron. Kto pił Courvoisier’a, ten wie o czym mówię. Początkowo proces był klasyczny, stosowany do dzisiaj przez Górali Rodzimych w malowanej piwnicy: fermentacja - destylacja. Jednakowoż gdzieś w XVII wieku (1831, intrygująca zbieznośc dat...) przyspieszono proces, wynajdując destylację ciągłą. W wyniku otrzymano Grain Whisky, delikatną, dla przepalonego gardła Wyspiarzy zupełnie nieprzyswajalną, bo bez smaku - stąd, by go wzmocnić, zaczęto mieszać współczesny wynalazek z wielowiekową tradycją - i tak rozpoczęła się kariera Blended Whisky. Z jednej strony miała doskonały, zbalansowany smak, z drugiej ciągła produkcja pozwalała na znaczący wzrost exportu.

Tu Szkotom na pomoc przyszedł maluśki żuczek, który zeżarł Francuzom winogrona. Co do jednego. Próżnia w naturze nie istnieje więc brandy została zastąpiona whisky. I choć kilkanaście lat później wszystko wróciło do normy, Szkocka zdążyła sobie wyrobić markę alkoholu z najwyższej półki. Szkoci szybko wyczuli interes i zastrzegli sobię nazwę whisky oraz Scotch - jeżeli na butelce widnieje powyższe, znaczy to, że alkohol został wyprodukowany w Szkocji. Tylko i wyłącznie, pozostałe rejony świata - Anglia, Walia, Irlandia, Stany a ostatnio również Japonia - uzywają słowa whiskey.

Co przypomina nieco rodzimą historię oscypka-łoscypka.

A skąd wzięły się single malt’y na współcesnym rynku? Ha... Gdzieś w latach siedemdziesiątych, gdy w rżniętych kryształach królowały mieszanki, znalazł się facet, który pomyślał - a po co? Po co mieszać i zabijać specyficzny zapach poszczególnych destylarni, skoro można sprzedawać produkt prosto z beczki? Pierwsza sprzedaż ruszyła we Włoszech i okazała się dużym sukcesem, następnie wypromowano kilka marek różniących się iloscia smoły i sposobem beczkowania - jego śladem poszli inni producenci, teraz trudno się w tym wszystkim połapać...

Żeby było śmieszniej - Szkoci posiadają obecnie Wiliam Grant & Sons, Glanfarcles, Bruichladdich i Bunnahabhain. Reszta - w tym tak znane jak Glenmorangie, Tallisker czy Glenlivet należą do wielkich, śwatowych koncernów: Diageo (Anglicy), LVMH (Francuzi) i - to juz jest koniec świata - Suntory. Czyli Japończycy.

W chwili obecnej whisky mieszane, tzw, blended, stwanowią około 90% rynku. Szybciej się je produkuje, taniej sprzedaje. Single malt’y - a oznacza to, że whisky została wyprodukowana w jednej destylarni, z jednej mieszanki jeczmienia i przeleżała w beczce dębowej przynajmniej 3 lata - są rzadsze i droższe. Choć ich rynek zdecydowanie się poszerza. Dlaczego sa tak urokliwie? Każda posiada swój charakter. Bukiet. Zapach. Smak początkowy. Pozostawia inny posmak na koniec.

Choć w przypadku przedawkowania próbkowania kac jest taki sam.

By ułatwić nieco poruszanie się po smakach i zapachach, stworzono mapę.

from: www.malts.com

Te u góry są mocno smołowate, te na dole wcale. Z lewej strony znajdują się „czyste” whisky, których smak nie został zmieniony w trakcie dojrzewania, po prawej - silnie aromatyzowane, częstokroć leżakowane (tubylcy zwą to finishing) w kilku różnych beczkach w celu wzbogacenia smaku. W sklepach internetowych można obecnie znaleźć kwalifikację smakową whisky: od A do J idzie wzrost aromatu i smaku, a od 1 do 10 smołowatość. Stąd Glenlivet jest niskosmołowy, wysoko aromatyczny, bliski J1, a Ardberg to czysta smoła A10. Istnieje drugi, znacznie prostszy system: od 1 (łagodne) do 5 (zajzajer).

Znaczenie ma rejon, z którego pochodzi whisky: te z Lowland’u będa delikatne, te z Highland’u tak smołowate, że ledwie wylewają się z butelki. Wypiarskie będa lekko słonawe, ponoć w ich smaku można się doszukać starego portu i wodorostów.

Byle nie mewich drop-shot’ów

Wszystko zalezy od ilości smoły, typu wody oraz procesu beczkowania. Szczególnie to ostatnie jest ważne - beczki po rumie zrobią whisky ciepłą, o smaku polskiej krówki, a te po cherry dołożą wanili i cytrusów.

Osobiście nie mam jednej ulubionej. Ardmore jest smołowaty smołowatością popiołu z ogniska, szczególnie takiego z iglaków, Tallisker bardziej przypomina zapachem wnętrze pustej beczki po smole, zalanej wodą, Leidag - czysty lizol, w smaku bimbrowaty, pod koniec szczypie, Laphroaig jest podobny do Ardmore’a, ale zostaje po nim dziwny posmak, przypominjący gorzką czekoladę. Balvenie jest delikatniejszy, pozostawia po sobie coś na kształ toffi. Glenmorangie Lasanta z lekkim tylko posmakiem smoły, za to masą wanili, cherry i czego tam jeszcze bardzo pasuje mi do lodów. Odmiana Ruben, którą teraz po promocyjnej cenie można nabyć w Morrisonie, bardzo podobna, ale dołożony ma smak porto. A z dołu skali Glenlivet, szczególnie w wersji 16 letniej - łagodny, bardziej przypominający koniak niż whisky...

I na koniec trochę o oznaczeniach. Klasyczny single malt bedzie dumnie nosił na etykietce własnie te słowa. Moc - jest zależna od procesu produkcji. Rozpuszczane będa miały 40, 43 lub 46%. Czasem z drobnymi ułamkami. Single barrel oznacza, że beczke odszpuntowano i rozlano do butelek. Wbrew pozorom nie są straszliwie drogie, posiadają szpanerskie certyfikaty i numer kolejny. Single casket podobnie. Casket strenght - zazwyczaj ma 56% i usuwa łupież. Mam jedną, trzymam na specjalne okazje. 6 letnie zwykle są maturowane w jednej beczce, 12 i 18 - w dwóch lub trzech. Warto przeczytać etykietkę, z opisu mozna się dużo dowiedzieć na temat smaku. Pierwsza beczka jest dębowa czysta, kolejne - zazwyczaj po jakims innym alkoholu. Porto, cherry, rum - te chyba najczęściej. Niektóre są dwukrotnie leżakowane w beczkach dębowych - jak Laphroig, druga beczka to ¼ pojemności pierwszej - by wzmocnic smak dębu. I tak dalej, i tym podobne - byle klient uwierzył, że berbelucha, którą pije, to aqua vitae, wyprodukowana w wyjątkowym i żmudnym procesie (za który warto dać 50 funciszów...)

Nie powiem, że odwróciłem się plecami do naszego ziemniaczanego dziedzictwa. Ale zdecydowanie polubiłem wynalazek mieszkańców szkockich gór.

------------
Tak gwoli post scriptum: nie jestem jakowymś straszliwym smakoszem, ot, lubię sobie od czasu do czasu wysączyć maluśką szklaneczkę. Jeżeli jesteście zainteresowani regionami, typami, mocą, beczkowaniem - polecam net i oryginalne strony producentów.

44 komentarze:

Anonimowy pisze...

no to siup!

sdrrooofko Pana dochtora,


pzdr. p.

Kudlata pisze...

a baryłka w Edynburgu w Muzeum Whisky jechales?

abnegat.ltd pisze...

P, jeszcze jestem w pracy... aaaAAAAaaa.
Ale juz niedlugo ;)
Zdroweczko.

Kaczka, chcialem - ale sie Szaman zaparl... Za to nabylismy w wiadomym sklepie kilka bardzo zacnych buteleczek... Poluje teraz na na Lagavulin 16, ale chyba trzeba bedzie zamowic w necie. Albo jechac, ostatecznie niedaleko :)

Anonimowy pisze...

Jeśli w 1831r. to w XIXw. :D

erjota pisze...

polska zimna wódka i ogórki kiszone albo grzybki marynowane górą :))

abnegat.ltd pisze...

Anonimie, tak to jest, jak sie mysli o promilach ;)

Erjota, przydalobysie... Echchch..

Anonimowy pisze...

Mewie drop-shoty, ahahahaha :-D
Doooobreee i Glenmorangie też dobre :-)))
nika

brykanty pisze...

Paluch: Trudno wytrzymać człowieku tam! Taką rudą wódę piją, na myszach!
Dyrman: To tam jeszcze bardziej garują jak u nas?!!!
Paluch: Uuuuu, bez porównania, kochany... taki malutki wypijesz, dwa dni nieprzytomny jesteś!
Dyrman: O rany boskie!!!

abnegat.ltd pisze...

Nika, Glenmorangie jest supercacek... Choc ostatnio mnie wzielo na te smolowatosci z gory obrazka. Mniammm... Tylko w tygodniu nie da rady - zdycham potem na silowni.

Brykanty- mam takie szczescie, ze co poznam Szkota - to niegarujacy jest... Dziwne.

abnegat.ltd pisze...

O - kurtka na wacie...
Dynia - pomylilem Dynie xD
Wybacz.

Zadora pisze...

berbeluchy, fuj!

abnegat.ltd pisze...

berneluchy, mniammm ;)

doro pisze...

O matko, jaki piękny wpis! Ile cennych wiadomości!
Uściski, bo mnie tu dawno nie było.

Anonimowy pisze...

Się czepię niczym rzep.
Nie wiem, co Pan Doktor miał na myśli pisząc o destylacji ciągłej? Z dalszego opisu wydaje mi się, że chodzi o rektyfikację.
Gdyby ktoś chciał orientować się w tych trudnych słowach to tak najbardziej po polsku:
- destylacja: wlewamy do garnka zaczyn, który sobie fermentował radośnie dostatecznie długo (i zależnie od składników, metody i czasu fermentacji posiada różne substancje) do garnka, podgrzewamy, opary skraplamy, odbieramy i, w przypadku alkoholi, pijemy. Jeśli wlewamy zaczyn do garnka raz, to jest to destylacja okresowa, jeśli cały czas dolewamy, to ciągła. Są też możliwe inne warianty, np. wielokrotna destylacja (to, co się odbierze, wlewa do kolejnego garnka i destyluje). Generalnie wychodzi z tego cóś bardzo nie do końca czyste (może stąd właśnie ta smołowatość?)
- rektyfikacja: wlewamy do garnka zaczyn, dołączamy cóś, co jest strasznie długie, chude, wygląda skomplikowanie, a nazywa się kolumna rektyfikacyjna. Opary, które wyjdą z kolumny są skraplane i częściowo zawracane do niej, a częściowo odbierane (i spijane). W ten sposób opary w kolumnie wciąż kontaktują się z powracają cieczą i w ten sposób sam proces destylacyjny trwa "ciągle" i wielostopniowo. Dzięki temu otrzymuje się bardzo czysty produkt (vide spirytus rektyfikowany).

Ni

KH pisze...

No to zaczynam rozumieć dlaczemu ten mój chłop tak się ostatnimi czasy w tej rudej wódzie na myszach lubuje.
I też twierdzi, że czuje różnice w smakach.

Anonimowy pisze...

Super notka dużo ciekawych informacji ja to praktyk jestem i fanka rudej na myszach
GB

abnegat.ltd pisze...

Hej, Doro :) Nawet Ci sie awatarek zmienil...
Zagladam, lubie Twoje przemyslenia :)

Ni - dzieki:)
Opisali to jako Coofey Still or Patent Still - i pozwalalo to na destylacje ciagla. Wiec pewnikiem chodzilo o rektyfikacje.

KH, wyslij go do Loch Fyne Whiskies
Tam to dopiero maja cudenka...
Strona jest w wersji mobile bo sie morduje z ajfonem. Ale pecetowa wersje tez maja.

I mozna zamowic...

GB, staram sie nie za czesto - ale lubie coraz bardziej ;)

donlucius pisze...

A co z Ballantine's, Johnnie Walker, ktore mozna kupic u nas w PL?

Anonimowy pisze...

Na miłość boską, Montresorze! ...Eeee ...Abnegacie.

To jest _s_herry, nie _c_herry. Sherry, jerez, xeres czy jak tam zwał, którego najznamietnitszą postacią jest amontillado, o!
A whisky leżakująca w beczkach po sherry też nie jest zła.

Pozdrawia czytelnik-od-dawna, komentujący-po-raz-pierwszy,
Iago

abnegat.ltd pisze...

Donlucius, witaj :)
To sa marki nalezace do klasy blended. Dobiera sie specjalne gatunki single malt, doklada grain whisky, miesza i w butelki. Whisky tego typu to obecnie ok. 90% sprzedazy.

abnegat.ltd pisze...

Lago, witaj:)
Daze do perfekcji - ale to bolesny proces xD
Cos mi chodza wisienki po glowie chyba...

Anonimowy pisze...

"Opisali to jako Coofey Still or Patent Still "

Kolejne frakcje, czyli ciecz odbieraną w kolejnych zakresach temperatur (jeśli się zwiększa temperaturę w tym garnku, w przypadku zwykłej destylacji tylko ten wariant jest możliwy) lub w różnych punktach kolumny (np. u szczytu byłoby więcej etanolu, u dołu więcej świństw różnych), można dowolnie nazwać. Nie zdziwiłabym, gdyby te nazwy (np. Coofey Still) określały rodzaj frakcji i podawały jej skład. Oczywiście jakościowy, bo ilościowy to wynik procedury producenta. I były one opatentowane, a więc w dobie internetu, gdyby ktoś chciał sprawdzić, co pije, to może sobie zobaczyć.
Ale odradzałabym ;) Bo jeszcze wyjdzie, że to na serio smoła, czy inny lizol ;)

Oczywiście, zarówno skład jakościowy, jak i ilościowy wpływa na smak trunku, a więc obstawiam (jakem nie smakosz whiskey) że jeden Coofey Still nie jest równy innemu Cooffey Still. Różnice, może subtelne, ale jednak są.

Ni

abnegat.ltd pisze...

Ni, racje chyba (a raczej zdecydowanie; chyba - bom nie pro) masz: single malty sa chill fitered albo nie. Te nie filtrowane po dolaniu wody robia sie metne, poczatkowo ich nie sprzedawano, ale smakosze doszli do wniosku, ze to usuwa wazne skladniki i zabija boski whisky smak...

Anonimowy pisze...

Przepraszam za błędy. Sprawdziłam. Coffey Still lub Patent Still to kolumna rektyfikacyjna półkowa z ciągłym podawaniem zaczynu (vel surówki). Ach, człowiek uczy się całe życie.... tych niuansów językowych.

Ni

abnegat.ltd pisze...

He he - coffey a nie coofey... Zgadzasie, tak bylo w zrodloslowie.

Ale jeszcze jedna mysl mi przyszla do glowy, popraw mnie, jezeli sie myle.
W procesie destyalcji najpierw idzie metylak (rozumiem, ze w zacierze po drozdzowej fermentacji go nie ma), potem alkohol etylowy a nastepnie, wraz ze wzrostem temperatury, paruja coraz ciezsze i smolowate.

Ergo: whisky jest wynikiem skapstwa Szkotow, gotujacych zacier do upadlosci...

Anonimowy pisze...

Panie Doktorze, gdyby ktoś się uparł, to i ten zaczyn może wychlać ;) Tam ma pełnię smaku ;)
Albo mieszać różne frakcje, z nudów destylować na sposób prosty (tego się w przemyśle raczej nie robi - szkoda czasu i pieniędzy), albo leżakować w różnych beczkach. I z każdej takiej wariacji wyjdzie inny smak. Obstawiam, że możliwych wariacji jest tysiące.

Nie wiem, co na to prawo w UK, ale może by tak własną produkcję wysokoprocentowego alkoholu? Nie trzeba konstruować całej aparatury, wystarczy kupić tzw. kega. To taka stalowa, ciśnieniowa aparatura, z małą kolumną i kontrolą temperatury, żeby nie było "pijmy szybciej, bo się ściemnia". No i wtedy można sobie samemu kombinować ze składem zaczynu, aby otrzymać boskość smaku wymaganą. Do tego trunek byłby czyściutki, bez zanieczyszczeń czasem trujących i... tańszy niż kupny.

Ni

abnegat.ltd pisze...

Ni, toz to bylo marzenie mojego zycia - bimbrownikiem byc! Ale niestetyz Jakub Wedrowycz mnie ubiegl...
Poza tym obawiam sie, ze w Jukeju tak jak i u nas- monopole, licencje...

Zacier mam w akwarium
Tak w razie kontroli
Przeciez sie do rybek
Nikt nie
Dopierniczy...

Anonimowy pisze...

Zawsze produktem fermentacji alkoholowej jest metanol i etanol. czasem wypadają też np. glikole (to już zależy od zaczynu). I dlatego warto kontrolować temperaturę, żeby się niechcący nie struć. Kiedyś, gdy pędzono bimber przy użyciu garnka i lusterka o nieszczęście było bardzo łatwo.
Kontrola jest stosunkowo łatwa. Wprawdzie temperatura wrzenia metanolu (czyli temp. w której "idzie" metanol) i etanolu niewiele się różni, ale różnica jest wyraźna. W praktyce wygląda tak, że włącza się ogrzewanie owego "garnka" (kotłem zwanego), najpierw se temperatura na termometrze rośnie, potem coś już zaczyna wypływać z chłodnicy (części, gdzie opary są skraplane), potem nagle temperatura się zatrzymuje i jeśli zrobi to na wartości temp. wrzenia metanolu - idzie metanol. Trzeba odczekać, aż temperatura znowu zacznie rosnąc (metanol się skończy), poczekać jeszcze troszkę (dla przepłukania chłodnicy), wylać to, co się uzbierało i dalej już destylować spokojnie aż do temperatury wrzenia etanolu. W teorii powinien wyjść czysty etanol z kilkoma procentami wody (azeotrop, tego nie da się tak łatwo rozdzielić), czasem trzeba powtórzyć operację kilka razy. Potem pójdą cięższe substancje (mniej lotne), zanieczyszczenia, etc. Żeby owe "smoły" poszły trzeba mega wysokiej temperatury - albo zlać pozostałość z kotła.

Rzeczywiście Szkoci są skąpi ;)

Ni

Anonimowy pisze...

Z tego, co słyszałam, w Polsce można robić alkohol, ale w małej ilości, na użytek własny.
A domowe nalewki to nie alkohol? Zależnie od tego, na czym się "pojedzie" mogą miec nawet 40%.

Ni

Anonimowy pisze...

Małe ilości, tj. ok. 5 litrów zaczynu. Z 5 l zaczynu wychodzi ponoć litr spirytusu. Stosunkowo małe wydajne, wiem....

Ni

abnegat.ltd pisze...

No jakie te drozdze sa wredne? Zaraza...

A 5 litrow - to zalezy. Bo jak na godzine... To moze nyc calkiem oplacalny biznes...

W Chorwacji przyjemnie rozwiazali problem: pedzisz w domu, rektyfikujesz w panstwowym zakladzie. I mozesz sprzedawac.

Jaka ja boska lozavice pilem... Hospody pomyluj...

Anonimowy pisze...

Ciężko sobie wybudować kolumnę rektyfikacyjna w domu, toż to kilka metrów wysokości ma. I koszty przyduże.
Przyznam się bez bicia, że spirytu nie rektyfikowałam (czy destylowałam, to wszystko jedno, bo rektyfikacja = setki destylacji jedna po drugiej) osobiście. Proces znam z przyczyn zawodowych, o wydajności zaczynu słyszałam, kega oglądałam w necie, przepisy na zaczyn też są pewne w necie (np. baza - na 1410). Tak więc nie wiem, ile by trwało takie pędzenie bimbru w domu. Obstawiam, że zanim by się fermentacja skończyła i bimber zaczął pędzić, to człowiek z tęsknoty do tego alko mógłby uschnąć.
Podniesienie ciśnienia by trochę przyspieszyło destylację, ale trzeba by skorygować temperatury wrzenia (będą wtedy niższe).

A ja wczoraj piłam boską paprykówkę ;) (podobno bimber, jak na mój smak, na papryczkach chili). Alkoholu prawie się nie czuło, papryczki przebijały wszystko ;)

Ni

Anonimowy pisze...

Przy okazji, polecam litewskie miody pitne z miejscowości o nazwie Stakliskes. Procentaż od chyba 13 do 75, różne smaki. Najmocniejszy się Żalgiris (po polsku Grunwald nie wiedzieć czemu), o lekkim posmaku śliwek, smak miodu już mało wyczuwalny (wiadomo, etanol ma moc). Nawet moi rodzice nie dali rady Grunwaldowi.
Jest też np. miód (słabszy, chyba koło 40%) na papryczkach chili. Niestety, w Polsce wybór tych miodów jest mizerny, głównie Suktinis (podobny do polskich miodów) i czasem Żalgiris. Nie wiem, jak w Jukej...

Ni

welatas pisze...

"W Chorwacji przyjemnie rozwiazali problem: pedzisz w domu, rektyfikujesz w panstwowym zakladzie. I mozesz sprzedawac. "

U bliższych południowych sąsiadów do nie dawna też tak proceder działał, nie wiem jak teraz, ale wiem, że na Słowacji i w Czechach wycieczki z beczkami śliwek były uskuteczniane:) ale chyba to już nie działa;/

Właśnie wczoraj wieczorem pisałam u siebie o whiskey, niestety w wersji dość smutnej - kolega Jacka Danielsa w supermarkecie zbił

ja osobiście, uwielbiam Glenfiddicha 12 letniego - pierwsza jaką piłam, znaczy degustowałam:)

abnegat.ltd pisze...

Ni, 75 volt - to budzi szacunek...

Welatas, mialem odwrotnie. Zaplacilem, wyszedlem, uszko sie urwalo i dwie flaszki litrowe zrobil sichusienkie "dzynk". I po dwoch litrach.

abnegat.ltd pisze...

Ni - a nie wyzsze przypadkiem? >:/

Kudlata pisze...

jakos przezyje ;) mozesz sie zrehabilitowac :) tylko jakbys tak maila zapodal bo tak publicznie to ja nie chce

Szaman Galicyjski pisze...

W Edynburgu to ja się zaparłem?!?! Abi, a żeby Cię gołego, na dzikiej świni, przez ciemny tunel, w te i nazad drutem kolczastym ganiali!
Jeszcze Ci postawić tę beczułkę chciałem (nie żebym zaraz taki rozrzutny był, alem mu był winien parę funtów, akurat by starczyło - przyp. autora).

W Irlandii szef nasz obojga pokazywał mnię (bo Abiego jeszcze nie było) takie pole torfowe, rozległe i dzikie, co to, jak w jesienną noc przyjechać, to łuneczki malusie nad nim widać i nie są to błędne ogniki z gazów bagiennych, ale chłopstwo okoliczne jamy w torfie grzebie i w onych jamach, z wybranego torfu korzystając jako opału, rozmaitości jakieś destyluje. I choć łuneczki dobrze widoczne i wszyscy wiedzą, to jakoś nikt ich specjalnie nie goni.

Anonimowy pisze...

No i co Abi, poczytałam wczoraj sobie stronę malts.com. Mąż też poczytał i się rozmarzyliśmy... Nawet sobie dobrałam jakąś butelczynę. No i myślę sobię - gdzie ja taką kupię. I co? Poszliśmy na zakupy do Tesco i, całkiem przypadkiem ;), weszliśmy na dział alkoholowy i co? A tam na najniższej półce stoi sobie Singleton 12 y.o. I nabyliśmy za całe 119 złociszy i potem sobie wieczorem sączyliśmy. Teraz w planach następne :)). Znaczy bankrutujemy za niedługo ;). Wszystko przez Ciebie.
Pozdrawiam,
z_agatka

abnegat.ltd pisze...

Dynia, abnegat.ltd@gazeta.pl
:)

Szaman, ASP tez ma nieodparte wrazenie, zes byl glownym hamulcowym xD
Ale sie nie zapieram. Pamiec ludzka zawodna jest.

Z_Agatka, witaj :)
Whisky srodka. Z tej strefy mam Glenmorangie. Ostatnio celuje w te berbeluchy z gory wykresu. Jezeli wam sie spodobalo, sprobujcie trafic Glenmorangie Ruban (najprosciej chyba poprosic znajomych o zakupy w bezclowym na lotnisku, w dodatku maja tam litrowki zamiast 0,7 ;)).
A cena mila... To by dalo 24 funcisze - tu trudno cos ustrzelic ponizej 30, chyba ze jakas promocyjka wpisana w akcje "Trzezwe Spoleczenstwo" xD

Anonimowy pisze...

Abnegacie jak pięknie trafiłeś z tematyką!! Bardzo na czasie ostatnio.
A znaczną kacogenność potwierdzam... Ciężko przyjąć 1,5 h o doustnych lekach przeciwcukrzycowych...
Cheers!!
saga

abnegat.ltd pisze...

Saga, dzizzzzazzz - pilem kiedys z insulinowcem. Po kazdej bani sprawdzal cukier... Zuzyl wszystkie paski, calego Pen'a i wyzarl cukier z cukierniczki xD

Anonimowy pisze...

Whisky to zacny temat, przez trzy lata pracowałem w kontroli jakość w Glenmorangie, więc byłem na bierząco ze wszystkimi gatunkami:)
Ardbeg jest niesamowicie "dymny", ale jakby komu było mało, to polecam polować na Ardbeg Very Young (tylko trzy lata leżakowania), który smakuje jak wnętrze komina. Charakterystyczny posmak bierze się z suszonego nad płonącym torfem słodu i jest nieco łagodzony przez dojrzewanie, czyli teoretycznie im łyha starsza tym mniej w niej dymu.
Beczki wypala się wewnątrz z dwóch powodów- po pierwsze usuwa się wszelkie grzyby, pleśnie i inny syf który mógłby zmienić smak płynu, dodatkowo temperatura powoduje "otwarcie" porów drewna i łatwiejsze nasycanie alkoholu. Niektóre rodzaje whisky są leżakowane w tak przypalonych bekach, że można sobaczyć drobinki węgla pływające w butelce.
I ciekawostka- zdarzyło mi się pić "young spirit", czyli alko zaraz po wypędzie, przed wlaniem do beczek- ciekawe doświadczenie, moc około 80 voltów, i intensywny smak wanilii, ehhh:)
Aha, i kwestia prawna- żeby wisky mogła być "scotch", musi nie tylko być wydestylowana w Szkocji, ale też musi dojrzewać przez co najmniej trzy lata na jej terenie.
Pozdrawiam

abnegat.ltd pisze...

Ha! Mistrzu :D
Toz to marzenie...