poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Krwiodawstwo

Przyjechało krwiodawstwo. Przywiozło dwa wory krwi zero-neg, które uratowały życie biednej Ani. Która to, nie dość, że nie ma rak i nóg, to jeszcze jest z plastiku. Biedaczka. Żeby rzecz dostatecznie skomplikować, wykonalismy scenario. W którymż to Lorenzo chlasnął po tetnicy udowej - skoro dźga po nerwach to czemu nie... - i pacjentka stanęła do odprawy paszportowej. Z gatunku ostatecznych. Zespół - pod moim światłym przewodnictwem - nie dał się tak łątwo. Podłaczył płyny, zastosował wymagane czynności resuscytacyjne aż do przyjazdu krwi.

Potem powiało grozą, bo się okazało, że musze przejśc test kompetencyjny, czy tez ja wiem, jak krew bezpiecznie podać. Nierzucimziemiskądnaszród wyrwalo mi się zupełnie odruchowo i wypiąłem pierś swą, nie do końca szczerze, bom całkiem nie był pewien co i jak. O ile podstawy krwiodajstwa jescze się po czaszce pętały i na grupach, krzyżówkach, przeciwciałach, wskazaniach i takich tam pierdółkach nikt mnie łatwo nie zagnie, o tyle kwalifikacja do podania krwi CMV-neg nieco mnie zaskoczyła. Komu podam siemvineg? Tego, no - juz żem miał powiedziec, że wszystkim, toż w Polsce na każdym worze pisze, ze HIV, oba HEPy i CMV jest ujemne, alem się w łeb podrapał. Jak pyta - znaczy, że coś jest na rzeczy. Nie do końca jeszcze wierząc w mozliwość posiadania w banku krwi , która jest niesprawdzona przeciwko cytomegalii, wypaliłem w najłatwiejszy cel: kobiecie w ciąży!. Bardzo dobrze! - rozpromieniła sie pani. Krwiodawstwo. A co jeszcze? Dzieciom - drugi, nieco mniej oczywisty cel został trafiony. Każdemu? A, nieee. nie każdemu... No to któremu? Do roku? - strzeliłem, nie celując? Bardzo dobrze!- ucieszyła sie interlokutorka. A napromieniowane? Tum całkowicie popadł w przydum, obijał mi się jakowyś poprzetoczeniowy zespół Graft versus Host, ale u kogo? No, tego - u leczonych chemią? - wybałuszyłem sie zlekka. Ale się w tritmentcentrze takowych nie spodziewam - dodałem niesmiało, mając nadzieje, ze wpłyniemy na jakoweś bezpieczniejsze wody. Ha - ha! - rzekła pani Krwiodawstwo - a Hodgkin? A, noo taak! - wykrzyknąłem z animuszem, dając do zrozumienia, że jeno o nim mi się zabyło, a całą resztę mam w małym palcu. Dostałem papiór ważny na cały Jukej, a dający mi prawo toczenia krwi - i z ulga oddaliłem się do dalszych zajeć. Mam nadzieje że Lorenzo nic nikomu nie utnie, bo pół godziny czekania na zero-neg zabije każdego. A przynajmniej każdego, kto jej naprawde potrzebuje.

8 komentarzy:

owcarek podhalański pisze...

A jaki jest hymn brytyjskik przetacacy krwi? "Sunday Bloody Sunday" cy jakisi inksy?

Anonimowy pisze...

Krew w żyłach może zastygnąć od takich pytań ;-P
nika

zielonooka pisze...

Dzielny... :)Najważniejsze, to nie okazać słabości :)

abnegat.ltd pisze...

Owczarku, nic nie spiewala. Moze dlatego, ze na widok workow z krwia jej sie rece trzesly...?... Hm. Ale zebow dlugich nie miala. :/ :| :\

Nika, zeby tylko w zylach >;|

Zielonooka, nie ma to jak egzamin bez zapowiedzi :D Ale co jest warte zycie bez szczypteczki adrenaliny...

Anonimowy pisze...

Ahahaha ;-D
nika

Anonimowy pisze...

dla odmiany jakis pozytyw http://www.joemonster.org/filmy/34513/LipDub_Uniwersytet_Medyczny_w_Bialymstoku
GB

abnegat.ltd pisze...

GB, zawsze mowilem ze Bialystok to miejsce do spokojnej nauki.
Dobrze, ze Lublina nie pokazali :[\]

basia pisze...

Kurrrczę, jak oni poważnych specjalistów traktują --- egzamin bez zapowiedzi? O_O

:))))