wtorek, 26 kwietnia 2011

D-day

Każdy, w każdej dziedzinie ma swoją Nemesis. Rzecz jasna dopóki, doputy jej nie pokona - ale wtedy zazwyczaj na horyzoncie pojawia się następna. Moja to sympatyczny grubas z początkami POChP. Czyli przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. Mówiąc po ludzku - jak biega to nieco rzęzi. A mimo to nie byłem z nim w stanie wygrać...

Tenis jest grą wyjątkowo frustrującą. Po kilku godzinach odbijania małych, zółtych, sympatycznie wyglądających piłeczek człowiek ma ochotę połamać rakietę o własny łeb. A żółty kolor zaczyna wywoływać drgawki.

Plan był prosty - nie dać się. Jak wiadomo, nie ma nic złego w byciu gejem byle by nie być ciotą. Tak samo i tu. Można dostać baty, byle by to było z klasą. Podbudowany tą jakżeż pełną i wyrafinowaną filozofią, czekałem na dzień zero.

Niby człowiek jest z losem pogodzony, a jednak! Prawdziwy Góral musi być najlepszy w każdej dziedzinie, niezależnie czy to jest znajomość prawa własności gruszki na miedzy, czy picie łackiej na wyprzódki - szlag mnie w końcu trafił i dzień przed D-Day polazłem na kort, żeby się moralnie przygotować.

Tak na marginesie to jam jest Góral nieprawdziwy, w dodatku taki... przez przypadek. A w zasadzie przez astmę. Dziecięciem będąc chorowitym, zostałem wywieziony z Królewskiego Miasta do Miasta Dzieci. I, można by rzec, jestem żywym przykładem, że Rabka ma doskonały mikroklimat. Czy raczej makro - z chuderlawego kaszlaka zrobiła studziesięciokilogramowego tucznika. Ale cechy góralskie posiadam - nabyłem je drogą nasiakania przezskorupkowego.

Zlazło cztery godziny - zaczęliśmy o ósmej, a o dwunastej ASP wygonił mnie do innych zajeć, twierdząc, że nie da się grać odpadniętą ręką. Coś w tym jest. W trakcie tych czterech godzin ustawiłem sobie slajsik backhendowy. Bo zwykły backhand mam nieco crapowaty (...żeby nie powiedzieć gówniany...), a jakoś piłki trzeba przebijać za siatke niezależnie z której strony wpadną w kort.

W końcu się zaczęło. Kort zabukowałem w samo południe, losowanie wskazało na mnie. Fakt, że serwis poprawiłem zdecydowanie, do tej pory czuję taki dziwny ból pod łopatką w trakcie używania noża, podwójnych błędów miałem z pieć - ale najważniejsza była taktyka. Zamiast prób zabicia przeciwnika piłką przeszedłem na system zagonienia go na korcie. Ostatecznie nic tak dobrze nie robi na POChP jak mała przebieżka.

I dzonk.

Gruby padł 6:4 6:3.

Widzieliscie Chicken Wars’y? Dziadek opowiada wnukowi, jak to na konwencie fanów Star Wars uratował Lucasa przed zadeptaniem - i razem otworzyli imprezę, trzymając się za ręce.
- It was the happiest day in my life!
- And the day I was born?
- Not even close.


Będę miał co wnukom opowiadać.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Ale cechy góralskie posiadam - nabyłem je drogą nasiakania przezskorupkowego" - czad :-)))) zapisuję w kapowniku i idzie do skarbczyka kultury polskiej :-)))
Gratuluję zagonienia przeciwnika, prawdziwy z Ciebie zagończyk ;-)
nika
Weryfikacja: culawfy - gruby z POChP okulał?

abnegat.ltd pisze...

Nika, troche ustal, szczegolnie po kilku akcjach parwy rog-lewy rog :D Ale to bardziej sie ochwacil niz okulal...

basia pisze...

Zawsze wiedziałam, że to R... ale już że nasiąkanie przezskorupkowe - to dopiero później i mgliście... ;)

[jedno i drugie doskokowo-dedukcyjnie, zeby nie było, że CBA, ABS i inne TDI ;D))))