środa, 30 marca 2011

Wzorzec człowieka szczęśliwego

Czego mi chyba najbardziej brakuje, to możliwości leczenia samego siebie. Nie, zebym był chory, Panie ustrzeż. Ale czasem złapie człowieka sraczka czy inna niemoc. Polski doktor wyciąga sobie bloczek, pisze, co mu tam jest potrzebne i idzie do apteki. A tu... Najpierw trzeba się do dżipa zapisać, potem na umówione spotkanie przyjść, a w końcu konowała pierońskiego przekonać, że nie, nie chcemy ancypiliny w dawce dla zachudzonego gryzonia - i już. Można iść do apteki.

Broń Boże nie umieram na suchoty czy inna podagrę - ucho mi sie zatkało. Mam to od Grecji, w basenie chyba woda była żywa, ale nie w sensie tej z Lourdes, co to żywa jest duchem, tylko żywa naprawdę. Z mianem - zgadywałbym - 10*23 mikroba w mililitrze. Są takie - ściśnięte. Dziwne, że ten cały basen nie poszedł sobie w nocy dal siną.

W sumie to należy się zastanowić, czy to w ogóle można wodą nazwać.

Na trzecim marginesie - jak teraz tak sobie o tym myslę... Powierzchnia basenu nie była płaska tylko nieco - pofałdowana. Może to były takie małe, maluśkie
kapelusiki?

Tak naprawdę tom się do tego dżipa jeszcze nie zapisał, dopiero przemyśliwam. Bo jednak mieć zatkane ucho, to wcale tak jednoznacznie niekorzystne zjawisko nie jest... Na ten przykład wpada kocur rano i morde drze - wystarczy sie obrócić niezatkanym do poduszki i już. Taką sama akcję można wykonać przy ciężarówkach porannych lub popółnocnych dzidziach piszczących z uciechy poimprezowo, w trakcie wsiadania do taksówki.

Taki taksówkarz to musi mieć oba zatkane.

Coś mi ambiwalencja szarpie wątpia.

...głuchota na ucha oba - to mógłby być dla człowieka raj...

poniedziałek, 28 marca 2011

Wizytówki

Po czym poznać status człowieka? W Polsce wiadomo - po samochodzie. Pielegniarki w Maluchach, handlarze urzywaną odzierzą w Mercedesach a ubodzy słudzy Pana w tym tam, no - w Maybachu.

Musi jakie straszne badziewie, bo nikt, prócz jednego, tym nie jeździ. Kiedy tak sobie o tym pomyśle, to we mnie duma z ludzkiego rodu wzbiera - że wśród całej masy zakłamania i kundli szczekających można jednak znaleźć prawdziwe diamenty, ludzi, co wyrzekając się dóbr doczesnych, gniją w ubóstwie, gotowe do poświęceń.

W Jukeju, niestety, okrutnie się można na tym naciąć. Emeryt w Porshe czy młodzian w Audi R8 to wcależ znowu widok nie tak rzadki. I vice versa. Nie mówiac o Leksusie mojej pielęgniarki anestezjologicznej. Ot, samochodzik, coby się do pracy przejechać.

W ogóle nie mogę tego pojąć jakim cudem Leksus jest uważany za auto luksusowe. Toż to ten sam paść bez hamulców, tylko nazwa nieco inna...

Jeżeli jednak po samochodzie nie można wywnioskować, kim kto jest i ile ma - to po czym? Ha. W Jukeju obowiązuje dress code. Pilot ma chodzić w pilotce, robotnik w kufajce a urzędnik w garsonce. Doktorzy dzielą się na dwa typy: dżipów i konsultantów, a każda grupa stara sie wypracować swój własny image (stanowiska treningowe pomijamy, jak sama nazwa wskazuje, prowadzą się różnie, w ciuchach treningowych również).

Dżip ma być ubrany w letnią marynarkę, koszulę pod krawatem i półsportowe spodnie. W odróżnieniu od konsultanta, który powinien miec gajer, ale nie nosić krawata. Tu, niestety, wpływy obcych kultur wyraźnie dają się we znaki, bo na oddziale można ujrzeć marynarki dwurzędowe ze złotymi guzikami pod krawatem - w ciemno stawiamy na daleki wschód - jak i t-shirt i adidasy. Z tym drugim nieco gorzej - w zasadzie moda ta bezskutecznie próbuje się przebić z kraju nad Wisłą, ale nasi sąsiedzi również moga paradować jak, nie przymierzając, wyluzowany urlopowicz na dancingu z wyszynkiem.

Krawaty konsultantom odebrała infection control. Okazało się, ze w zwisie męskim przenoszone są zarazy dwudziestego pierwszeg wieku, a jedynym brudniejszym miejscem w szpitalu są - nie, nie toalety zwane popularnie sraczami - klawiatury komputerów.

Na drugim marginesie - w szpitalu chodzi sie w ciuchach domowych oraz butach wyjściowych. Po wszystkich oddziałach, z Intensywną Terapią włącznie. Czego polski dochtór długo pojąć nie może. Osobiście jeszcze w drugim roku pracy, włażąc między respiratory w butach, miałem wrażenie świętokradztwa conajmniej (no, może cudzołóstwa...) - i czekałem, kiedy mnie dosięgnie trep karzący ordynatora.
Jedynym wyjątkiem, gdzie wymagana jest zmiana, to blok operacyjny. Ale, o ile czapki obowiązują wszędzie, to maski z rzadka - w zasadzie, w chwili obecnej, jedynie ortopedzi niosą kaganek oświaty i życzą sobie, by wszyscy je zakładali.


Przekonujemy sie o tym dość boleśnie. W czasie mojego pierwszego roku pracy w Królestwie musiałem zmienić swój wygląd. Porzuciłem dżinsy, t-shirt’y, trampki i zaczałem się ubierać jak człowiek. Nawet w takiej skórzanej kurtce, którą nabyłem za cieżkie pieniądze, zaczałem chodzić. Odwieszając z bólem mój śliczny goretex.

I pewnie bym łaził w niej do tej pory, gdyby nie pracująca ze mną ówcześnie pielęgniarka, która zapytała pewnego dnia: „A tam u Was, w Polsce, to wszyscy doktorzy się tak ubierają? Jak mechanicy samochodowi?”

piątek, 25 marca 2011

Krewetki bez krewetek

Dzień wolny. Od wielkiego dzwonu nawet abnegaci mają. Po dżimie pojechaliśmy na zakupy i jakoś tak, leząc przez ASDĘ (ASDA'ę??!?) wlazłem na szpinak.

Kto miał to szczęście być dziecięciem w latach siedemdziesiątych, ten pamięta. Jakiś szalony naukowiec, mówiąc bezogródkowo, pierdyknął się w rachunkach, robiąc tzw. błąd gruby. Czyli machnął się o kilka rzędów wielkości przy obliczaniu żelaza zawartego w szpinaku. Nieszczęśni anemicy, kobiety w ciąży oraz młodzież rozwojowa mieli na stałe zabukowaną pozycję w swoim codziennym menu. Szpinak a'la krowia kupa.

Było to coś potwornego, a uraz trzymał mnie ponad 30 lat. Cudu nawrócenia dokonał ASP, serwując smażony szpinak na masełku z łososiem na wierzchu. Jestem teraz neofitą gorliwym.

A ASDZIE szpinak ryknął na mnie - tu, tu jestem!!! - i odruchowo, nie wiedząc zresztą po co , bo w garnku klopsiki, capnąłem paczkę. Nad którą zastygłem w domu. Niby krewetek nie mamy, ale jakby tak zrobić krewetki na szpinaku - bez krewetek? Opłukane liście, polane sosem majonezowym oraz HP, doprawione solą i tabasco, widnieją poniżej.

A o ileż mniej cholesterolu...


PS. To jest zdjęcie drugiego talerza, pierwszy znikł w tempie niebywałym. To cóś na wierzchu to serek pleśniowy. Też dobre.

środa, 23 marca 2011

TIVĘ

Kończy mi się miesiąc gazowy. Na szczęście to juz ostatni - nie toleruję tego badziewia organicznie. Pół biedy, gdy człowiek ma dwóch pacjentów na krzyz. Ot, zapuścić, powentylować parę godzin i wywieźć na respirator. Ale gdy trafi się taki dzień jak dzisiaj, z dziewięcioma pacjentami do ogólnego, mozna tylko Bozie prosić, coby cosik spadło.

Prośby niewiernych zostały wysłuchane. Jeden nie przylazł.

Po ośmiu pacjentach gazowanych podtlenkiem i Desfluranem mam regularny kociokwik. Niby wyciąg działa - a że znieczulam na tym cholernym złomie zwanym Blease, na którym za cholere nie ustawi PCV z przepływami mniejszymi niż 3 litry na minutę, to w atmosferę wysłałem dzisiaj półtorej butelki des - ależ jednakowoż czuję się jakbym sam wdychał to cholerstwo.

Ciekawym, co by na to powiedział mój bywszy szef. Słów znaczy jestem ciekaw - bo to, że expose było by poparte drewniakiem, to akuratnie nie mam wątpliwości.

Najśmieszniej po takim dniu usiąść ze znajomymi do flaszki. Jedna bania - zwana w moich stronach dziabą - i autopilot natychmiast wyprowadza człowieka w strone łóżka. Jestem tym szczęśliwcem, który ma w pozycji docelowej ustawione własne.

A jak się śmiesznie do domu jedzie... Na praawo most - na leewo most - aa środkiem Wiisła płyniee... tego - Tees płynieee... O czym to ja...

A.

Na szczęście jutro jeden zabieg, tak zwany rebóbing, w zwiazku z powyższym zamówiłem sobie TIVA. Ę. TIVAĘ. TIVĘ? WTF....

TIVĘ. Co to jest Ę. Total Intravenous Ęnęstęzja.

Chyba potrzebuję świeżegou powiętrza.

wtorek, 22 marca 2011

Sztuczne zapłodnienie

- Panie doktorze! Szybko! Prosze mi natychmiast wykonać kastrację!
- ...aale nie rozumiem...?...
- Kastrację!!! Ja płacę - ja żądam!!! Chcę być natychmiast wykastrowany!!!
- ...skoro pan nalega... proszę, tu opis zabiegu, powikłania...
Papiery zostały podpisane, anestezjolog uspił, dobra rodowe zostały usunięte i pacjent obudził sie szcześliwy. W wybudzalni chirurg, nadal nieco zadziwiony, przysiadł na łóżku pacjenta.
- Ale - czemy pan tak nalegał?
- Doktorze, poznałem piękną kobietę, poprosiłem o ręke i zgodziła się, za tydzień ślub, ale to Żydówka, rozumie pan...
- To może pan się chciał obrzezać?
- A to jest jakaś różnica...?...


Przyjechał Szabloszklanki. Niecom się zdziwił, gdy mnie z drzemki ktoś wyrwał poteznym strzałem w kolano. Od razu wiedziałem kto zacz - takie dzikie odruchy mają tylko ludy na wschód od Bugu. Powstrzymałem sekwencję urwanawara, znaną również pod postacią zczółka-go i usmiechnąłem sie krzywo.
- Co ty tu robisz? Toż listy nie masz?
- Nie - odrzekł dzielny Szabloszklanki. - Bede się przypatrywał jak się podwiązuje nasieniowody. Straszliwie wzrosło ostatnio zapotrzebowanie, szczególnie wśród białych. Bedziem otwierać nowy serwis.

Zaniepokojony suicydalną tendencją naszej rasy wyraziłem zdziwienie. Czyżby tyle tu było uczulonych na lateks? Ostatecznie sami Angole rzeczona technikę nazywaja the final revenge - małżonka wręcza mężowi papiery rozwodowe jak tylko ten przyniesie trzecie zaświadczenie z laboratorium, że jego sperma nie zawiera plemników. Szabloszklanki machnął ręką.
- Leniwcy. Głównie z powodów procesowych sie podwiązuja - jak ich potem panna o zapłodnienie ściga, wystarczy, że pokazą zaświadczenie o sterylizacji i żegnajcie, alimenty. U nas, w Hungarii, to mało popularne jest. Chłop to musi być chłop. A jak jest u was?
- U nas nie da rady.
- Jak to - nie da rady? Nie robicie tego?
- No nie. Paragraf na to jest, 156 KK: „Kto pozbawia tego i owego...” i tak dalej.
Szabloszklanki pokiwał ze zrozumieniem głową - czyli że to kobiety się klipsują?
- Nniee... Nikogo nie klipsujemy ani nic nie podwiązujemy bo nie wolno. Kobieta może zostać podwiązana ze względów zdrowotnych, jeżeli zajście w ciążę stanowiło by zagrożenie dla jej zycia bądź zdrowia - co, powiedzmy, czasem się może zdarzyć. Szczególnie w macicy po sześciu cesarskich cięciach. Ale tak to nie.
- A czemu to tak? Polityka prorodzinna?
Poczułem, że wdeptuję w coś grząskiego.
- Jak by to rzec - u nas polityka prorodzinna sprowadza się do wypłacenia 200 funciaków nagrody za urodzenie dzidzi.
- No, ale wyraźnie macie prawo promujące wysoka liczbe narodzin. Sztuczne zapłodnienie w Hungarii niestety jest płatne - a u was pewnie za darmo?
Tym razem zaśmierdziało.
- Nie... U nas zapłodnienie jest techniką wyklętą, choć jeszcze się za to nie siedzi.
Szabloszklanki popatrzył na mnie z wyraźną pretensją - jak sobie chcę robić jaja, to on już pójdzie.
Nie, kurwaszszsz, nie robię jaj.
- Jak się robi IVF, trzeba zrobić kilka zarodków, tak?
- No tak - potwierdził Szabloszklanki, mając oznaki ciężkiego wysiłku umysłowego na twarzy.
- No i - ten najlepszy się implantuje a reszta do kosza, tak?
- No tak - Szbloszklanki dalej nic nie rozumiał.
- No to znaczy, że zabiłes człowieka, tak?
- Aaaa....- Szbloszklanki dał sobie spokój z próbą zrozumienia polskiego sytemu wartości prorodzinnych i ścichapęk zmienił temat. -Chcesz drugą kawę?

poniedziałek, 21 marca 2011

Obietnice przedwyborcze

Sunąc przez Tesco nadzialismy się na sąsiadów. Nomenklaturowo, nie de facto, bo po przeprowadzce jakby już nimi nie są. Co słychać? Szybka wymiana informacji jednoznacznie wskazała na konieczność zorganizowania mitingu. No to co - w sobote u nas? Sąsiad się rozpromienił i tyle go było.

ASP podszedł do zgadnienia metodycznie. Cztery nogi świńskie zostały poddane obróbce termicznej, na wywarze zrobił się żurek, nóżki w piekarniku dostały rumieńców... Ponieważ organizacja ASP wywarła na mnie duże wrażenie, równie metodycznie ogołociłem półkę w sklepie, coby prosię nie pomyślało, że zostało pożarte przez zwierzęta.

Test wyszedł pozytywnie. Okazało się, ze tubylcy moga jeść polskie zupki i nie umrzeć - a nawet im smakowało. Choć tu człowiek do końca mieć pewności nie może, jednak jest to nacja grzeczna i do wyrażania uczuć negatywnych nieskora.

Goloneczki popite Żywcem dopełniły dzieła zniszczenia. Tak na moje oko, zakładając zdrowy margines błedu, przekroczyliśmy 6 tysięcy kkalorii na głowę. W związku z powyższym podjęliśmy uchwałę z ASP jednogłośną, że niedziela dniem sportu będzie. Najpierw obejrzelismy Małysza. Pięknie skakał, Stoch nawet jeszcze piękniej, mistrz odszedł, nowy się zaczyna kreować - no normalnie jakby to kto wyreżyserował. Potem zwolniliśmy nieco wysiłek, ktoś tam wbijał kulki kolorowe na zielonym stole, o zasadach ostatnio Szaman pisał. Bardzo dobra poskokowa odskocznia. I wreszcie Indian Wells, gdzie zupełnie nieprawdopodobie grająca Bartoli (którą z rozpędu nasz komentator co prawda nazwał parę razy Bartolini - ale jakiego herbu była to już nie podał) o mały włos nie obiła duńskiej Woźniacki. Tak na marginesie - panie grają przeróżnie, Ivanovic lata do kącika i gada do rakietki (zresztą nie ona jedna, kilka innych też, czekam aż w końcu zaczną je głaskać i mójmójkować), Radwańska robi miny a’la Monty Python i wali rakietą w kort (ta se myślę, że dlatego spadła na 14 pozycję w rankingu, bo się z rakieta dogadac nie może), klnac przy okazji jak prawdziwy Góral, Jankovic przedrzeźnia własne uderzenia - ale zachowanie Bartoli na korcie jest nie do podrobienia. Jej nieoczekiwane uderzenia na sucho, z serwami włącznie, podskoki, podbiegi - nie mówiąc już o stylu w jakim serwuje - dają mase radości.

Wstałem dzisiaj z uczuciem, że chyba za mało tego sportu było - brzuszysko jakby jeszcze większe, spodnie znowu się skurczyły w szafie... Ożżeżż... Ale widac ktoś nad tym czuwa - przylazłem na ósma do roboty by sie przekonać, że lista od dziesiątej. Co było robić, na steka za wcześnie, na telewizję za daleko... Pojechaliśmy na dżima... W morde jeża... Co za ból...

Te nasze dobre chęci są jak obietnice przedwyborcze polityków. Zgodnie z nimi jestem teraz 70 kilogramowym martończykiem.

I tego się będę trzymał.

sobota, 19 marca 2011

Co robi kotek



No właśnie. Spokój w ruchach, lekceważenie w oczach i...



...szczekający, nie wiedzieć czemu, pies sąsiadów.

piątek, 18 marca 2011

Pingwin honorowy

Miałem nie pisać o rodzie ludzkim - no ale. Czasami rechot szczery we mnie wzbiera tak okrutnie, że nie da rady.

Na wstepie zastrzeżenie: wiem, że to co piszę, to nie o nas. My jesteśmy szlachetni, nie oszukujemy, nie kradniemy i stosujemy sie do przykazań maści wszelkiej. Ale na świecie jest jakieś 7 miliardów ludzi i to o nich jest ten post.

Miałkość naszej rasy przerasta wszelkie granice. Z jednej strony surmy grzmią w takt humanitarnych przemów wielkich tego świata a z drugiej w mordę walą fakty, które doprowadziły by hiene do malowniczego zrzygania się na widok przedstawiciela homo sapiens

Japonia. Miliardy brane przez spółkę energetyczną nie potrafiły wygenerować zdublowanego zasilania systemów chłodzenia. Dzięki temu 180 ludzi walczy teraz, narażając życie, by uratować swój kraj przed katastrofą. A ja mam takie pytanie - gdzie, do kurwy nędzy, jest zarząd, który przez lata całe brał kasę i nie zadbał o zbezpieczenia. Może by im tak dać - gaśniczki?

Libia. Dowolny rząd który morduje swoich obywateli traci tym samym legitymację władzy. Patrzy na to wspólnota miedzynarodowa i drapie się po dupie. ONZ potępia - ale nie zezwala. Nie wiem, co Sarkozy ma za interes, by Kadafiemu zrzucić bombki na oddziały, choć podejrzenie, że się dogadał z prowizorycznym rządem powstańczym nt. cen libijskiej ropy będzie raczej strzelaniem do wrót od stodoły. Dobre i choć co.

Tak na marginesie zupełnym: gdzie była ta nasza cała humanitarna ludzkośc, gdy Ruscy wjeżdżali do Czeczenii, Amerykanie wraz z nami (to jest dla mnie kurwiozum absolutne - co do kurwy nędzy robi na wojnie armia, która nie ma nawet samolotu transportowego, żeby dolecieć w miejsce konfliktu. Pomijając cały moralnie wątpliwy aspekt naszego w niej udziału;), Somalijczycy wyrzynali się w blasku sztandarów wiary a British Petrol zalewał sobie Afrykę kolejnymi wyciekami ropy. Palestyna i Zachodni Brzeg - dlaczego zdziesiątkowany przez wojnę naród, gdy tylko doszedł do sił, zafundował swoim sąsiadom wojnę. Miłośc Turków do Kurdów. Chińczyków do Tybetu. Irlandczyków do Korony a tejże do nich.

A wszystko przez pieprzone AAGBI. Czyli Stowarzyszenie Anestezjologów Królestwa i Irlandii. Które przysłało mi list. Elektroniczy. Bom jest, nomen omen, członkiem. I w tym liście pochwaliło się, że zakupiło do największego, szkoleniowego szpitala w Etiopii, któren to szpital ma 1000 łózek - 10 (jak rodzić pragnę - słownie dziesięć) - pulsoksymetrów. Jakby kto nie był zorientowany, to jest to urządzenie pokazujące, czy pacjent ma dośc tlenu we krwi - a najprostszy będzie kosztowal teraz z 1000 złotych. Czyli, żebym nie zełgał - plus minus 200 funtów.

Może - jak by tak człowiek popracował ciężko nad sobą- dało by się załatwić honorowe obywatelstwo u pingwinów? Znieść jajo i iść w kurwe na biegun.

czwartek, 17 marca 2011

Pisarz gminny

Dzidziowi starszemu wpadło do łba polecieć do Polski. Tata, w szkole wolne, uczyć sie nie mam czego - co tu tak sam bede trzeźwy siedział. Co było robić. Wsiedliśmy dzisiaj rano w samochód - wsiedliśmy, bo dzidzia trza jednak na lotnisko podrzucić, ja nie lubię, jak ASP sie po nocy obija, a agentka nie lubi jak spię samotnie za kierownica - i pognali do Leeds Bradford. Pożegnanie rodem z Mickiewicza: tobołek, sakiewka i sceny serce rozdzierające czyli „Siem, do zobaczenia za dwa tygodnie czy kiedy tam” - i tyle go było*.

Pominę litościwie opis zepsutego budzika, czyli „ożkurwamaciaczegotobydleniedzwoniło”.

Wpadłem do roboty nieco zasapany i odpowiedziawszy na grzeczne „Dobry Wieczór, Doktorze” całego zespołu, ruszyłem do boju. Używacz narkotyków w żyłę wstrzykiwanych do pełnej deszrotyzacji. Wyciągnałem swoje cutmjut pudełeczko i z zadęciem zaczałem szukać żył. Zupełnie jak w sklepie u Laskowika - nie ma, nie ma, nie ma... O, jest. Obok tętnicy co prawda, ale w USG można i takie cholerstwo dziubnąć. Po 40 minutach, w czasie których udało mi się wywołać parestezję nerwu łokciowego, krwawienie tęnicze i dostep dożylny samym koniuszkiem wenflona, poczułem, że mam dosyć. Przechyliłem faceta na łeb i w sekund trzy zadziubałem szyjną zewnętrzną. O dziwo, mimo czekania w pełnym rynsztunku bojowym, chirurg ani mrauknął. Może jednak się czai i rozumie polskie przekleństwa...?...

W czasiepomiędzy zadzwonili z preassessmenta. Złażę - siedzi kobieka, a nózia, co to jej buniona zoperowali, nieco jej sie zepsowała. A wręcz capi. Pytam się grzecznie, na jasną cholerę wołają anastazjologa??!? A bo chirurg na wakacjach. To co niby - w zastepstwie mam jej te nózię zoperować czy co? Nieee... Dzwonili - i czy ja bym mógł antybiotyki wypisać. Skrzyzowałem palce, napisałem Dalacin z Ciprofloxacyna i kazałem przyjść w poniedziałek. Po czym wróciłem jeszcze i dodałem, ze gdyby tak jej wyskoczyła gorączka albo poczuła się dziwnie to ma w te pędy walić do szpitala. Po co to ma zwalić na sepsę? Przeciaż ja rury wkładam a nie rozwiązuję problemy ogólno medyczne ponad specjalizacjiami...

Siedze ja sobie dumny i blady, ześmy tak ładnie ranną liste oporządzili - niby tylko 4 ogólne, a jednak - gdy do mnie dotarło, żem listu nie napisał zwalonemu wczoraj nieszczęśnikowi. A historie choroby zeżarło. Okazało się, że pacjent był szybki jak Skoda 1000 MB waląca z Małego Lubonia do Tenczyna - oficjalna skarga nadeszła sobie z tutejszego odpowiednika NFZetu dzisiaj rano. Zaraza... Najpierw anestezjolog tubylczy miesza typy prądu używanego w chirurgii, potem pielęgniarka jako to cielę majowe zapisuje go na zabieg zamiast wyjaśnić wszystko z chirurgiem - a jak przychodzi do pisania listów przepraszająco-wyjaśniających, to pada na nieprzeciętnie wręcz wyszkolonego w lengłidżu polskiego imigranta. Nożkurwamać. Chyba potrzebuję szklaneczki highlandera.

Na szczęście weekend coraz bliżej.

-----------------
Balickie Mgły dopisały swoistą puentę: dzidź wylądował w Katowicach. Fuksiarz - dwa samoloty lądowały w Berlinie...

środa, 16 marca 2011

Jak nie urok

Poranek. Słońce, wiosna, ptaszki śpiewają... W dodatku mam przerwę pomiędzy ranną a popołudniową listą, to może na dżima pójdę.

No, mewy to akurat drą mordę - potrafia to robić lepiej niż wrony w Abramowicach - a słońca to po prawdzie ani dudu dzisiaj, ale tak jakoś pozytywnie mi się wstało.

Po czym wchodzi człowiek do pracy - i szlag bombki trafił. Pierwszy pacjent przylazł z rozrusznikiem. Nie było by w tym nic dziwnego, ostatecznie kupa ludzi sobie dzięki nim żyje, gdyby nie fakt, ze pojawił sie u mnie. Toż wyraźnie powiedziałem - jak chirurg wymaga użycia w trakcie zabiegu diatermii, pacjent z rozrusznikiem odpada. Podrapałem się po łbie i polazłem do Janusza. któren to jest bratem od szabli i od szklanki. Bedziesz operował bez prądu? Wybałuszył się i rzekł, że nie. Nie da rady. Cholrne pokolenie uzaleznionych od technologii.

Dawniej chirurg, okryty w skórę, rżnął tasakiem i szył baranimi jelitami. Przegryzając zębami co mocniejsze ścięgna. A teraz bez diatermi ani rusz.

Pacjent został przeproszony i wysłany w cholerę jasną. Niby ryzyko, ze coś się mu rozprogramuje pod wpływem palenia prądem jest nieduże, ale jednak - w Stanach przez piętnaście lat pomarło się z tegoż powodu ponad 500 pechowcom. To po co ja mam sprawdzać statystykę? Niech się chłopisko operuje w miejscu, gdzie kardiolog z programatorem jest na zagwizdanie.

Zadowolony z dobrze wykonanej pracy zeżarłem bułeczkę made by ASP, popiłem kawą, znieczuliłem drugiego i polazłem do ostatniego. Może się na ten swój dżim wyrobię? Bo sadło rośnie... Zebrałem wywiad i popadłem w przydum. To, że ktoś ma hemoroida, co to go się chce pozbyć, to żaden problem. Również to, że ktoś jest uczulony na niesterydowe leki przeciwzapalne, to też niewielkie halo. Ale jak się doda jedno do drugiego... Znowuż polazłem do szabloszklankiego. Duży ten bąbel? Duży. To cegój go wycinasz a nie staplerem zgrabnie strzelisz? Bo się finansowo staplery w chirurgii jednego dnia zupełnie nie zwracają, a pacjent do szpitala nie chce.

Oż w morde... W końcu zmusiłem biedaka do podpisania oświadczenia, żem mu, po pierwsze, powiedział, że go będzie nap.oleć jak sam sk.asna cholera, a po drugie, że on mimo mojej rady chce w dalszym ciągu się zoperować. Wynik? W dupie kalafior, 10 mg morfiny spłyneło jak po kaczce, po dalszych pięciu srzelił pawia a z planowanego dżima wyszedł mi jedynie dojazd do domu na ziemniaczki i prosię w sosie.

Dobre i choć co.

wtorek, 15 marca 2011

Wstyd kopać kalekę

Miało byc poważnie - ale niestety, ludzka rasa jest tak przygnebiająco głupia i beznadziejna, że pisanie na ten temat przypomina wytykanie garbatemu że ma garba.

Zaniedbałem ostatnio moja skrzynke emilową. Wszystko z powodu aJfona - można szybko sprawdzić kto i co napisał, odpowiedzieć w miare szybko, a wszystko to bez uruchamiania peceta. Ułatwienie to ma jednak swoja wade - mianowicie nie idzie za cholere skasować całego spamu. A usuwać ich po kolei jakos mi się nie chce. I w końcu dzisiaj otwarłem folder wiadomości zakwalifikowanych przez program pocztowy jako śmieci i - zamarłem. Najpierw dowiedziałem sie, że chcę kupić zegarek. Abnegat, kup prawdziwą replikę! Tylko 10 dolców, a wygląda jak nowy! Marka nie robi różnicy! Skąd oni wiedzą, że chcę kupić zegarek...?...

Bogiem a prawdą na miejscu takiego Rolexa bym sie zdenerwował. Toż w sklepie Breitlinga czy Omegę można miec za plus minus dwa klocki - a Rolex to jednak wydatek dwa razy większy. Ergo, podróbka powinna kosztować przynajmniej 20 dolarów. Ostatecznie podrabianie takiej marki do czegoś zobowiązywacpowinno.

Wyciąłem wszystkie prawdziwe podróbki i nieprawdziwe oryginały po czym wbiło mnie w fotel głębiej. Fakt, pracy mam ostatnio dużo, odpowiedzialność, efektywnośc, interpersonal skills and communications to moje drugie - a w zasadzie pierwsze - ja, ale żeby o tym było iwdomo w sieci? Abnegat, kup relanium! Lorazepam! Zaglądnij do nas - mamy piećset legalnych ogłupiaczy!
Skąd oni wiedzą, żem zdenerwowany...?...

Kolejna podgrupa wpędziła mnie w konfuzję. Topik jest trudny, toz cięzko na światło dzienne wywlekac własne niedoskonałości - ale spamerzy nie dają człowiekowi żadnej szansy. Abnegat, spraw by kobiety znowu były zachwycone twoim wiadomoczym! Będziesz znowu mógł a nawet mogł więcej niż mogłeś! Mamy Cialis! Viagrę! Levitrę!

Toż to masakra jest jakaś... Faceci - i kobiety też, bo czasem w pozycji nadawcy widnieje jakowaś Conchita, nie dośc że wiedzą, że mogłem - to w dodatku wiedzą też że już nie mogę...??!?...
Skąd oni...?...

Ale najlepsze zawsze na końcu. Abnegat, powiększ sobie! Toż masz małego - a będziesz miał dużego!!! Mamy takie cuda, że nawet ci się nie śniło!!! 4 inch’e w miesiąc!!! Ależ bedziesz miał zaganiacza, stary!!! Kobiety bedą mówić na ciebie King-Dong!!!

Skąd...?...

poniedziałek, 14 marca 2011

Wiosenne porzadki


Musze zamontowac klapke. Tylko nie wiem - na magnesik czy na infrareda...

piątek, 11 marca 2011

Prawo i medycyna

czyli: „Panowie! Zdrada!! Jesteśmy w dupie!!!”

Jednym z wykładów w Szczyrku - narażając sie wszystkim Profesorom, zaryzykuję, ze chyba najciekawszym - był ten o odpowiedzialności prawnej lekarza. Pani Mecenas, specjalista zajmujący się ZLD*, barwnie i ze swadą opisała nasze prawa oraz obowiązki.

Polski prawodawca stworzył wiele aktów prawnych, regulujących stosunek - nomen omen - pacjenta do lekarza. Prawo to zawiera kilkanaście aktów mówiących o obowiązkach lekarza oraz mniej więcej tyleż samo traktujących o prawach pacjenta. W druga stronę niestety, ani dudu. Wynika z tego, że, uogólniając nieco, pacjent obowiązków nie ma tak samo, jak i lekarz praw.

Wśród licznych pułapek, jakie prawodawca zastawił na lekarza, kilka jest wręcz nieprawdopodobnych. Pierwsza z nich, to tak zwane wytyczne wszelkich gremiów naukowych, co to światło w ciemności niosąc, dziarsko drogę skołatanym lekarzynom wskazują. Przeciętny śmiertelnik się do nich stosuje - no bo do cholery, co niby ma robić. Jak w książce Pana Profesora stoi jak byk, ze tak należy, to tak należy i nie ma gadania. Co prawda może się okazać tak, że inny Pan Profesor napisze coś zupełnie innego i wtedy niestety jestesmy w wiadomym miejscu - vide podtytuł - bo nasz los na sali sądowej zależy już tylko i wyłacznie od ślepego losu, a dokładniej od tego, kogo Sąd poprosi na biegłego.

Żeby nie być gołosłownym: w trakcie studiów mieliśmy zajęcia z ortopedii zaraz po chirurgii. Pan Profesor Od Chirurgów złamania otwarte zespalał i zamykał, grzmiąc srodze na każdego, kto ośmielił by się takie coś pozostawić otwarte - a dwa piętra wyżej i dwie godziny później Pan Profesor Od Ortopedów złamanie takie zespalał i - tak jest! - leczył na otwarto, gromy spuszczając na każdego matoła, który odważył by sie takie śmierdzące gówno zaszyć.

Każdy lekarz wierzy w swoja szcześliwą gwiazdę - więc załóżmy, że otrzymaliśmy biegłego naszej drodze przychylnego. Czy to znaczy coś w ogóle? Nie. Sąd może taką ekspertyzę przyjąc - albo i nie. Może poprosić kogoś innego - a może powiedzieć żeby wszyscy spadali na drzewo - bo w Polsce Sąd jest niezawisły i żadna ekspertyza nie jest dla niego wiążąca. Wiażące jest tylko Prawo. W takim razie co z wytycznymi wszelki Rad, Gremiów, Profesorów Brodziatych i Ekspertów Znamienitych? Ano, według polskiego prawa są to takie sobie - bajania Starszych Panów. Ktoś se coś tam napisał, opublikował - i już. W świetle prawa nie ma to żadnego - najmniejszego - znaczenia. Sąd, owszem, może to wziąć pod uwagę - ale wcale nie musi...

Wiemy, gdzie jesteśmy?

Jednym z nielicznych dokumentów, które są obowiązujące w świetle prawa to Rejestr Produktu Leczniczego. W tymże rejestrze jest wyraźnie i jednoznacznie opisane komu, w jakim przypadku, w jakiej dawce, w jakiej postaci i w jakich interwałach czasowych można takowy lek podać. I tu coś, co powinno dać każdemu lekarzowi do myślenia:

Każde odstepstwo od RPL jest przestępstwem. To nie jest żart - na to jest oddzielny artykuł, wyrażający powyższe stwierdzenie.

Wyjątkiem jest jedynie:
- zgoda Komisji Etyki Lekarskiej na przeprowadzenie eksperymentu leczniczego oraz zgoda pacjenta na udział w taki eksperymencie, bądź;

-wyczerpanie wszystkich zarejestrowanych metod leczenia - co trzeba zawrzeć w dokumentacji leczenia pacjenta - i wdrożenie procedury importu celowego po uzyskaniu zgody pacjenta na takowe leczenie.

Wszystkie pozostałe odstępstwa, nawet, gdy pacjent został o nich wcześniej poinformowany i wyraził na nie zgodę, a w trakcie procesu leczniczego nie doznał uszczerbku na zdrowiu są, powtórzmy to jescze raz, PRZESTĘPSTWEM. Mozna za to zostać skazanym, a pacjent może dochodzić odszkodowania...

Na marginesiku mam pytanie do moich kolegów po fachu: używa się fentanylku do pp? A może morfinki? A może ktos z państwa zastosował przed zabiegiem operacyjnym antybiotyk w pojedynczeh dawce, który nie jest wyrażnie opisany jako lek do prewencji? Taak...

Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy warto się trzymac litery RPL: otrzymalismy informacje, że matka 11 miesięcznego bobasa skarży pediatrę za podanie mu Zyrtecu. Bo tenże ma rejestrację od 1 roku życia. I domaga się sakramenckiego odszkodowania, co więcej - prawdopodobnie ten proces wygra...

I wreszcie trzecia i najważniejsza sprawa: zgoda na zabieg. Pacjent musi to zrobić świadomie, będąc w pełni poinformowany, w dodaku językiem zrozumiałym dla niego.

A każde odstępstwo...?

Taaaak....
--------------
*Zabezpieczenie Lekarskiej Dupy

czwartek, 10 marca 2011

By sumienia nie zbrukać

W zasadzie nie interesuje mnie, jak się kto prowadzi. Fakt nobliwości Kowalskiego czy kurewstwa pospolitego Nowaka wisi mi kompletnie, póki jest to jego prywatna sprawa. Jednak co innego kurewstwo domowe - a co innego publiczne.

Jak wiadomo, Polskę zamieszkuje naród dziarski, prawy i w Boga wierzący. Każdy jeden stosuje sie do 10 przykazań, nie zabija, nie gwałci i brzydzi sie kradzieżą jak ostatnią zarazą. Jednak państwo zaczęło wpływać na naszą świętą, nietykalną strefę prywatną i nie bacząc na gówno, wleczone na swych butach, każe nam wykonywać czynności moralnie obrzydliwe.

Jak wiadomo, lekarze, po zdecydowanym proteście wspartym jedynie słuszna wiarą, mogą odmówić wykonania procedury medycznej jeżeli łamie ona jego prawy kręgosłup moralny. Może się zaprzeć, i powiedzieć że nie, nie wykona zabiegu aborcji. Bo to jest morderstwo. Może też odmówić wypisania tabletki poronnej, bo to jest zakatrupienie 16 komórek, czyli potencjalnego zdrowego członka naszej społeczności.

Zapatrzeni w siebie lekarze - tu czuję taki lekki niepokój: czy to aby nie jest jeden z siedmiu grzechów głównych, pycha? - nie zwrócili uwagi, że podczas, gdy oni sobie odmawiają na prawo i lewo, ich bracia farmaceuci jęczą pod jarzmem polskiego ustawodawcy. Który, nie bacząc na czyste ich intencje, zmusza nieszczęsnych do sprzedawania - czuję do siebie obrzydzenie za napisanie tego słowa - prezerwatyw!!!

Ale żółć się przelała. Nowa inicjatywa ustawodawcza zmierza w kierunku włączenia dobrej woli farmaceuty w proces prokreacji. Nikt - NIKT! nie ma prawa zmuszać pobożnego chrześcijanina do sprzedawania prezerwatyw, tabletek antykoncepcyjnych, spiral czy wkładek.

Aż mi po krzyżu ciarki z obrzydzenia idą na myśl o zboczeńcach, co wymyślili podobne perwersje.

Ale wszystko się zmieni. W końcu Dziesięć Przykazań jest dla Prawdziwego Katolika prawem najwyższym, Lex Superior, przez Boga danym, i żaden rząd niech się nie waży prokurować zapisy z Dekalogiem niezgodne!

Nadejdą czasy prawości. Nikt nie będzie się dupczył na prawo i lewo - jest to czyn morlny jedynie, gdy służy prokreacji! Pozostali zostaną wyłapani i sumiennie ukarani. Słowa takie jak antykoncepcja, aborcja, prezerwatywa i pochodne zostaną obłożone ekskomuniką, a ich używanie będzie wypalone Świętym Ogniem Inkwizycji! Lekarz będzie miał prawo - nie, o-bo-wią-zek! - odmówić wszystkiego co niezgodnym jest z Dziesięcioma Przykazaniami.

Nie będziemy wykonywać procedur, które moga mieć wpływ na życie poczęte! Nie dla aborcji! Nie dla in vitro! Nie dla prezerwatyw i tabletek! Nie pozwolimy zbijać bezbronnego płodu, stosując leki, które moga go uszkodzić! Jezeli matka jest chora - żadnego lecznia!!! Jej świętym obowiązkiem jest obrona życia a nie uporczywe trwanie w nędznej egzystencji.

Koniec z leczenim w ogóle!!! Jeżeli Dobry i Litościwy Pan Bóg zachorował kogoś to znaczy, że chce, by on był chory!!! Prawdziwy Katolik czerpie dumę i siłę z nieszczęść danych mu przez Pana - zdychać należy w pokorze a nie wzywać Pogotowie!!! Czy inny szpital. Próba leczenia to jawne naruszenie Pierwszego Przykazania - bezbożna próba nagięcia Woli Pana!!! Nie dla antybiotyków i tabletek przeciwbólowych!!! Nie po to Pan dał ból, żebyśmy mu pokazywali środkowy palec, łykając APAP!!!

I koniec z przychodzeniem do roboty w niedzielę.

poniedziałek, 7 marca 2011

Jako ten Ślimak do roli

Spotkania naukowe - pożywka dla duszy, wiedza, ”nowiny, Panie Janie, nowiny!” i kamyk z Jeleniej Góry.

Pożywkę dla ciała pominiemy, wspomne jedynie o łososiu w sosie z kurek. Załapać w trzy dni plus trzy kilo - to mówi samo za siebie. O popitkach ani słowa bo jeszcze się nie daj Panie wyda.

W ciągu czterech dni wiedza buchała, prelekcje były ciekawsze mniej lub bardziej - ale musze się z wami podzielić jedną myślą Szamana. Mianowicie wśród prezentowanych prac nie było ani jednej własnej badawczej. Owszem, były prezentowane prace poglądowe, zrobione na własnym materiale lub tym zebranym z sieci - ale praktycznie nic o tym, co Polska Nauka robiła w ciągu ostatnich dwóch lat. Wniosek jest raczej smutny - albo nie robiła nic, albo nie ma się czym chwalić.

Jeżeli chodzi o Chirurgię Dnia Jedynego, to nie wiedzieć czemu w Polsce panuje nadal przywiązanie do rury. Mianowicie pacjent operowany ma mieć wrażoną rurę w krztoń i basta. Żadnych półśrodków. Stąd cała sesja poświęcona zwiotczaczom w kontekście super-leku, sugammadeksu bridionem zwanego, zdolnego przerwać pełny blok wywołany rocuronium w 90 sekund. Wysłuchałem z prawdziwa przyjemnością, jako że doświadczeń żadnych nie mam. Ale miast iść potem z Szamanem na espresso doblo, diabli mnie podkusili i poprosiłem o mikrofon. Coby zapytać, po co, w zasadzie, zwiotczać pacjenta operowanego w trybie chirurgii dnia jednego w ogóle. I tu odpowiedź Pana profesora mnie nieco zdumiała, gdyż odpowiedział, że gdybym znał realia pracy w DCU, to bym wiedział, że oni tam na zachodzie odchodzą od ogólnego na rzecz Regional Anaesthesia, z podpajęczynówka na czele.

Prosze zwrócic uwagę - w polskiej nomenklaturze znieczulenie ogólne jest tak ściśle związane z intubacją - a co za tym idzie, również ze zwiotczeniem - że się nie zrozumieliśmy całkowicie. Nasze narodowe przywiązanie do rury wykluczyło rozpatrzenie możliwości trzeciej - a mianowicie znieczulenia ogólnego bez zwiotczenia - i bez intubacji. Ostatecznie, dostarczając jakoweś 700 procedur tego typu rocznie wiem, ze to jest możliwe. Dlaczego więc nie u nas?

To „u nas” to mój dzięcielinopałowy patriotyzm i prędzej zrezygnuję z panieńskiego rumieńca, niż z niego.

Wszystko rozbija się o koszty. Paczka dziesięciu rurek intubacyjnych to 10,50. W funtach. Natomiast taka sama ilość masek krtaniowych, zwanych LMA I-Gel, kosztuje 44 funty.

Druga rzecz, która mnie uderzyła w trakcie wymiany doświadczeń, to traktowanie Poslki jak kraju 5 świata.

Trzeci wiadomo, Afryka, a czwarty to pingwiny na Antarktydzie.

Mianowicie cena najnowszego gazu, Desfluranu, w Jukeju to koszt 342 funtów za sześć butelek. A w Polsce ponoć(? - niech mnie ktoś poprawi, jeżeli się mylę) 650 złotych za jedną. Może ktoś z naszych wielkich, mam na mysli profesorów - a moze sama Pani Minister - miał(a)by na tyle siły, by zapytać firmy farmaceutyczne, czym oni transportuja leki do Polski? Może nie trzeba każdej butelki wysyłac oddzielnym kurierem, pod strażą, z zabezpieczeniem lotnictwa myśliwskiego? Toż najbardziej złodziejski bank nie zażąda więcej niż 350 złotych za 67 funtów. A to postawiło by Desflurane w całkiem innym miejscu w schowku na leki.

Tak na marginesie - Desflurane do krótkich zabiegów jest nieefektywny i drogi jak jasna cholera - by wysycić układ, trzeba ustawić parownik na co najmniej 7 vol% przy mieszaninie O2/N2O 2/4 l/min. Co zdecydowanie przekracza zalecany przez Baxtera współczynnik przepływ x stężenie 24 lVol%/min. Natomiast przy mieszaninie tlenu z powietrzem początkowo trzeba dać 10 vol%. Inaczej pacjent będzie wymagał dodatkowych dawek propofolu - albo ucieknie z sali. Jeżeli do tego się doda niebywałą skuteczność mieszanki desflurane/O2/N2O w uwalnianiu ptaka nielota, popularnie zwanego pawiem, łatwo zrozumiec, dlaczego jestem wyznawcą TIVA propofol/remifentanyl.

Muszę przyznać, że spotkanie było owocne - nawet jeżeli człowiek nie zgadza się z niektórymi tezami, w dalszym ciągu daje to wiele do myślenia. A do tego piękne góry, uzależniające jedzenie i wyjątkowy smak szkockiej zmieszanej z polskim powietrzem.

Aż się chciało zaspiewać - Góralu, wracaj do hal.

Czegom nie uczynił.

czwartek, 3 marca 2011

Continuous Proffesional Development


Tylko "Krywania" nie znaja.
Orkiestra w gorach - i spiewa szanty. To jest moralnie wyuzdane. Albo nie nadążam.

wtorek, 1 marca 2011