czwartek, 3 lutego 2011

Czas Cyganów

Post zawiera czesciowy opis filmu.

Dawno o filmach nie było, ale jak się spojrzy na menu, troche ręce opadają. Miłość psowatych do krwiopijnych zaczyna pomału wyłazić bokiem, produkcje amerykańskie, starając się dostosować do przeciętnego odbiorcy niedługo przejdą na system prelekcyjny z piktogramami w roli głównej - a europejskiego kina nie uświadczy. Zaraza.

Jednak czasem, zupełnym przypadkiem, naciskając guziki pilota, można wpaść w nielichą pułapke - i, miast spać grzecznie, człowiek potem siedzi do drugiej w nocy, wslipiając się w telewizor. Ale było warto. Bo trafiliśmy na „Dom za vesanje”. Czyli, przetłumaczony zgodnie z konwencją „terefere”, „Czas Cyganów”.

Ciekaw jestem okrutnie, co na to przedstawiciele naszej mniejszości - toż okreslenie to zostało uznane za pejoratywne, obraźliwe i ogólnie be... Gdyby, na skutek protestów różnych, miało dojść do zmiany tytułu, to może wrócić do bezpośredniego „Powieszony Dom”?

Historia cygańskiego chłopca, Perhana, wychowywanego przez babkę - szamankę. Co to urok rzuci albo i odczyni. Perhan kocha sie nieprzytomnie w Azrze, jednak szans na zażonpójście raczej nie ma. Nie dość, że młody i bezrobotny, to dodatkowo nie jest uznawany za prawdziwego Cygana, jako że jego ojciec był żołnierzem Słoweńskim. Perhan jest chłopcem miłym, uczciwym i normalnym - na ile tylko można takim być, mieszkając w jednym domu z babką - szamanką, bratem autystyczno-alkoholiczno-hazardowo-artystycznym i ułomną siostrą.

Los wyciąga ku niemu rękę pod postacią poważnego Cygańskiego biznesmena, który za pomoc udzieloną przez babkę Perhana jego umierającemu synowi, obiecuje zawieźć siostrę Perhana, Danirę, na operację do Lubljany,a jego samego zabrać do pracy. Początkowo wszytko idzie jak powinno - ale wyjazd podszyty jest złośliwym chichotem losu. Rodzeństwo zostaje rozdzielone, siotra zostaje w szpitalu a Perhan jedzie do pracy we Włoszech.

Jak wiadomo, zadna praca nie hańbi. Perhan zajmuje się żebractwem, stręczycielstwem i złodziejstwem. Dość szybko pozbywa się oporów moralnych - w czym skutecznie pomaga mu Ahmed, jego pracodawca, terroryzujący całą grupę. W końcu nasz bohater zostanie jego prawą ręką, a jego podróż to the dark side of the force has been completed. Niestety, pracownicy się wykruszają, część ucieka, część zostaje deportowana, więc Perhan jedzie do Czarnogóry po nowych: ma zakupić kobietę w ciąży kilkoro dzieci i parę kalek. Czyli wykonać dokładnie to samo, co wcześniej zrobił Ahmed w jego wiosce.

Wbrew ustaleniom Perhan wraca w rodzinne strony, gdzie Ahmed buduje mu dom, gdzie czeka na niego jego ukochana - i tu zycie okazuje się nie być bajką. Domu ani śladu, siostra nie wróciła ze szpitala i nikt nie wie gdzie jest, a Azra jest w ciąży.

Film nie ma żadnego przesłania moralnego, nie podaje przepisu na życie, nie ocenia. Jest nieco magicznym opisem cygańskiego świata nędzy, brudu i brzydoty, miłości i beznadziei. I pomimo swojego bajkowego opisu jest prawdziwy do bólu.

Najcięższy z filmów Kusturicy, jaki oglądałem.

Jeszcze słowo o muzyce. Jego filmy bez Bregovica były by jak pomidorek bez bazylii. Da się zjeść, ale...

Gdy naga Azra, obserwowana z ukrycia przez Perhana, podczas rytualnego, cygańskiego tańca na cześć Świętego Grzegorza, w wodach rzeki tatuuje sobie skórę, a w tle narasta a capella spiewane Ederlezi - w ćwierćtonach, odbieranych przez europejskie ucho jak kontrolowany fałsz - kudły stają na rękach.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Oglądałam kiedyś na ale kino. Wszystko Abiś kubek w kubek tak wygląda :-)
Dodatkowo wszystko jest podszyte jakąś taką lekkością, czy jakby to nazwać.
nika

Anonimowy pisze...

"produkcje amerykańskie, starając się dostosować do przeciętnego odbiorcy niedługo przejdą na system prelekcyjny z piktogramami w roli głównej"

oj przepraszam, a "Czarny Łabędź"?

Ka.

Anonimowy pisze...

@Ka
"Czarny łabędź" to popłuczyny "Wstrętu" Polańskiego, a nie hamerykański wymysł.
nika

abnegat.ltd pisze...

Nika, jakos mi sie to ciezkawo ogladalo - te ich wioski wygladaja calkiem jak w filmie, tylko nie sa tak... posprzatane. To do bre slowo.

Ka, jeszczem nie widzial, ale dla Portman pojde ;)

Nika, no patrz - nie wiedzialem. Trzeba bedzie ogladnac oba na raz ;)

Anonimowy pisze...

Hmm, wygląda na to, że chyba muszę znowu oglądnąć "Wstręt", bo poza motywem samotnej kobiety zapadającej się w szaleństwie nie widzę podobieństw.
A to akurat wielokrotnie wykorzystywany motyw.

Portman jest w tym filmie fantastyczna.

Ka.

Malutka... pisze...

"Czarny Łabędź" mierny jest.. chyba, że ktoś od kina oczekuje pokazywania jedynie jakiejś psychozy/ schizofrenii czy innego potłuczenia w głowie bohatera/bohaterki...
Natomiast to trzeba będzie dziabnąć, bo Kosturica dobry :)

Anonimowy pisze...

@Ka - "Wstręt" jest czymś więcej niż studium schizofrenii :-)
nika

owcarek podhalański pisze...

"Ciekaw jestem okrutnie, co na to przedstawiciele naszej mniejszości"

W Ochotnicy Górnej pod Turbaczem - nic. Ochotniccy przedstawiciele owej "mniejsości" sami siebie nazywajom Cyganami i nie widzom nic obraźliwego w tym, coby inksi ik tak nazywali. Moze więc to ftosi z Ochotnicy przetłumacył tytuł z tego filmu? Jako zaś juz kiesik godołek, trza sie zastanowić, cy nie powinno być zabronione uzywanie słowa "Polak", zwłasca po angielsku. No bo z cym sie słowo "Polish" kojarzy? Ano z głupim sietniokiem z "Polish jokes" :D

abnegat.ltd pisze...

Ka, Nika & Malutka - do dyskusji Black Swan vs. Wstręt właczę się jak tylko obejrzę. Oba ;)

Owczarku, Ochotnickich nie poznałem osobiście jakby, natomiast znam maszkowickich. Alem się ich zazwyczaj pytał "Co dolega" a nie dyskutował o poprawnosci politycznej :DDD

Anonimowy pisze...

@malutka
Schizofrenia czy psychoza, to nie jest "potłuczenie w głowie". To ciężka i bolesna choroba, która dotyka pacjenta i jego najbliższych w niewyobrażalny sposób, więc proszę zachowaj choć trochę szacunku.

Od kilkudziesięciu lat obserwuję bliską osobę, która zmaga się ze schizofrenią i chętnie zapomniałabym o tym co widziałam. Nie potrzebuję powtórek w kinie. Może dlatego "Wstręt" nie jest moim ulubionym filmem.

W "Łabędziu" moim zdaniem samo szaleństwo bohaterki jest sprawą drugorzędną.
Ważniejsze są przyczyny - czyli toksyczna matka, która próbuje dzięki córce zrealizować swoje niespełnione marzenia i mści się za to, że przez tą córkę nie mogła ich zrealizować.
Choreograf, który wysysa energię ze swoich primabalerin.
Koleżanka, która, nie wiadomo czy rzeczywiście chce być przyjaciółką, czy chce po prostu ukraść rolę.

I właśnie dla tego mi się spodobało, że nie jest to tylko epatowanie ohydą i niezdrowe emocje z powodu obserwowania kogoś obłąkanego, ale pokazanie cienkiej granicy między zdrowiem i chorobą, i jak łatwo można kogoś przez tą granicę przepchnąć.

Bo prawdziwa psychoza nie jest wcale taka oniryczna i bajkowa.
Ka.