środa, 8 grudnia 2010

O zaufaniu, śrubach i wściekliźnie pospolitej

To było w roku przeszłym. W Dahab. Blue Hole. Miejsce o wielkiej piękności i złej sławie, mekka nurków, cmentarz szaleńców i pechowców. Nurkowalismy po wschodniej stronie - mieliśmy zejść płytkim kanionem w dół, wyrównać na ca. 35 metrze i powoli wrócić wzdłuz zewnętrznej ściany Blue Hole do bazy.

Zamykałem grupę. Lubię pływać na końcu i mieć baczenie. Nie jakoś przesadnie, ale sie lepiej czuje, jak widzę, że reszta grupy jest OK. Po wyjściu z kanionu rozciągneliśmy sie nieco, nasza rosyjska przewodniczka próbowała nas zagonić bardziej do kupy. Sądząc ze sposobu, w jaki nas prowadziła, trenowała wcześniej w specnazie. Wszystko odbywało się jak w wojsku, zamordyzm i pełna kontrola. Dość powiedzieć, że w grupie z kilkoma Dive Masterami latała w te i wewte sprawdzając każdemu poziom gazów...

W tej samej grupie, w parze płynącej przede mną, nurkowała moja przyjaciółka, dla zmyłki nazwiemy ja Prawdziwą Góralka. Żeby zrozumieć wypadków przebieg dalszy, trzeba ją pokrótce scharakteryzować: dynamiczna, wesoła, rozgadana, z gatunku tych co to rządzą i wszędzie ich pełno. Dodatkowo pod woda dostaje ADHD, co do jej żywiołowatości powierzchniowej dodaje drobną nutkę szaleństwa. Jest wszędzie - i widzi wszystko. Trudno sie więc dziwić, że właśnie ona...

Ale po kolei.

Płyniemy sobie spokojnie, wynurzamy się do góry, a tu nagle Prawdziwa Góralka zapiernicza - tak naprawdę to „zapiernicza” nie oddaje właściwie tego, co PG robiła z płetwami i odnóżami, ale blog mam nieoflagowany - pod prąd, pracując pełną parą i macha do mnie czterokończynowo. Topi sie kto? Popatrzyłem za siebie, nikogo. Czyli ze mną coś nie tak? Jesteśmy gdzieś na ca. 20-25 metrze, próbuję odpuścić powietrze ze skrzydła - i czuje że idę do góry. Przyspieszajac. Popatrzyłem na końcówkę inflatora - nic nie leci, mimo wciśniętego sputstu. Wział sie gad zablokował. Obróciłem się głową w dół i sforsowałem do jakichś - 30? - 35 metrów. Stoję. A nawet przegłębiam. Prawdziwa Góralka nie certoląc się zbytnio obróciła mnie w wodzie i zaczęła majstrować przy skrzydle. Obcemu bym nie dał - ale swojakowi... niech ta grzebie. Sprawdziłem gaz - pół butli. W czasie próby zdziałania czegoś z moim skrzydłem podniosło nas do góry - i znowy włączyła się mi winda. Zaraza. Sforsowałem raz jeszcze i tym razem popłynąłem do rafy, gdzie ucapiłem się jakowegoś kawałka skały. W tym czasie nasza rosyjska przewodniczka dopłynęłą do nas, odsunęła Prawdziawą Góralkę i zaczęła szarpać za moje graty. Tum poczuł jak mnie krew zalewa - nie dość, że moje wygłaskane skrzydełko w rogi mnie wali, próbujac mnie utopić w lazurowych wodach Morza Czerwonego, to jeszcze ktoś obcy mi przy sprzęcie grzebie. Wytrzymałem parę minut tylko dlatego, żem wiedział, że jak by co to Prawdziwa Góralka octo ma w pogotowiu - alem w końcu łapami zamachał i skrzydełko sam obmacał. Jakiś pasztet nieprawdopodobny, worek skręcony, coś mi zza łba wystaje. Miałem już graty odpiąć, ale mnie ruska przystopowała. Pokazała, żebym się odwrócił - zawisnałem do góry nogami, coś tam szarpnęła, chrupnęło po czym obróciła mnie z powrotem i spuściła uwięzione powietrze. Moje wkurwienie osiągnęło stan maksymalny - nie dość, że teraz wiszę na stelażu przewodniczki, to jeszcze ta mi gazy sprawdziła - a miałem ci ja jeszcze z 70 barów - i dała mi swoją rezerwę!!!. Mordować!!! Cudem boskim nim dopłynęliśmy do pomostu to mi wkurwielina opadła. Nawet naszej Rosjance podziękowałem za uratowanie dupy.

I tak sobie myślę, że dobrze nurkowac z kimś, kto widzi dalej niż koniec własnego nosa. I mieć kogoś za plecami, kogo sie zna. Szczególnie, gdy trzeba coś naprawić właśnie na plecach.

A ustereczka była prozaiczna - musiałem mieć poluzowaną śrubę od adaptera, bo w wodzie odkręciła sie całkiem - dzięki czemu uwolniony worek wykręciło i akurat ten koniec, który nie miał zaworu spodniego, wywinęło do góry i skręciło, skutecznie uniemożliwiając odpuszczenie z tej cześci powietrza. Niby nic - ale od tej pory sprawdzam te cholerne śrubska po trzy razy.

11 komentarzy:

kiciaf pisze...

Ech, najlepsza to nauka na własnych błędach...

abnegat.ltd pisze...

...inspiracje...
;)

kiciaf pisze...

;)

Green pisze...

...życie.
Dobra obstawa to podstawa, tylko coraz o nią ciężej.

Po takim przeczytaniu takiego opisu, człowiek chce Cię przywiązać do fotela na sprężynie.

Cóż, zatem bezschizowych nurków

pozdr.
- e.

abnegat.ltd pisze...

Emilka - a cegój on ma byc na sprezynie?
80

Green pisze...

Otóż, jeden koniec sprężyny instaluje się u Abnegata, drugi koniec sprężyny ma OA- czyt. Operator Abnegata czyli Ptyś.
Jak się Abnegatowi zachce topić, to się wysyła sygnał do Centrali OA, OA ciągnie za druki koniec sprężyny i po kłopotach.
Jednostka W Tarapatach JWT - wraca do domu w stanie nienaruszonym.
;p

Tekst: "bo jak cię na sprężynie uwiążę, to się skończy cyrk", jest dyżurnym tekstem u mnie w chałupie.

XD
Ot i cały myk ;)

Anonimowy pisze...

Chyba wiem, kto jest PG :-)))
Rany, już myślałam, że jaki rekin Ci wężyk przegryzł ;-)
nika

Anonimowy pisze...

w Dahab jest chyba jakiś diabeł morski wykręcający śrubki. W drodze do kanionu zobaczyłem jak od mojej BLP odpada coś małego błyszczącego. Zniknęło w zakamarkach a my musieliśmy szczęśliwie tylko lekko powalczyć ze skrzydłem.

pzdr. p

ps. obiecałeś fotki :p

abnegat.ltd pisze...

Emilka - teraz wszystko jasne >:[]

Nika, nie, to nie K ;)))

P, jakos sie zebrac nie idzie. Ale wzdecia mam tylko nadwodne - podwodne robila rzeczona PG, ale strasnie niebieskie wyszly. Cos korekcja nie zadzialala.

Anonimowy pisze...

Nie marudź tylko wystawiaj :D
A niebieskie, czyli brak korekcji da się w fotoszopie poprawić. Ja robiłem rawy :p I do dziś nie mam czasu ich obrobić. Ale w święta obicuję, usiądę....

pzdr p.

Nomad_FH pisze...

Hahahaha a myślałem, że tylko ja tak mam "porobie w RAW-ach, to przynajmniej fajne będą" i w efekcie - albo i tak idą wglądówki z jpg, albo - czekają na "jak będę miał czas". I tylko miejsce na dysku się kończy...