niedziela, 28 listopada 2010

Trevor, part 3

Kovalik zastygł. Z jednej strony historia opowiedziana przez jego tajemniczą nieznajomą kusiła, by natychmiast wypróbować działanie dziwnego artefaktu na sobie, z drugiej poczuł głęboki niepokój.
- To co mam robić?
- Na odległość nie dam rady. Przynieś to, trzeba sprawdzić, co też milusińska przygotowała za niespodziankę.

Kovalik narzucił polar, w ostatniej chwili wymienił trampki na Scarpy i wybiegł z domu. Na widok ciemnego lasu nakładała się projekcja Trevora, nie miał żadnych wątpliwości gdzie i którędy biec. Po piętnastu minutach poczuł, że wypluje płuca.
- Daleko jeszcze?
- Fizycznie tez jesteś lebiega?
- szyderczo rzucił Trevor. -Nie ma uproś! Wielkie cele wymagają wielkich poświęceń!
Kovalik przystanął. Nagle zdał sobie sprawę, że z uśmiechem na ustach leci w ciemna noc na spotkanie czegoś, co opisało się jako dobry znajomy miłośnika ludziny. Poczuł, że zalewa go miłość do Trevora, toż ktoś tak miły nie może być zły - i resztką woli wsunął na palec pierścień. Ryk w jego głowie zabrzmiał tym razem wyjątkowo słabo.
- Ośle jeden! A by tak was wszystkich zaraza wybiła! Było was zeżreć stulecia temu nie bacząc na smak parszywy... - piekleniu Trevora towarzyszył psychiczny bat, przy którym poprzedni przymus wydawał się być przyjacielska pogawędką. Powietrze pojaśniało. Dostał w łeb czymś masywnym i zboczywszy z dobrze wytyczonej drogi wyrżnął w mijany pień.
- Dzięki, Słyszący. Teraz my się nim zajmiemy.
Ucisk w jego głowie zelżał, rozglądnął się dookoła. Koło niego stał zawodnik sumo klasy przepiórczej, metr dwadzieścia w kapeluszu, metr czterdzieści w obwodzie.
- A pan kto?
- Jam jest... - zaczął dumnie grubas i nagle miotnęło nim o ziemię, jakby zderzył się z niewidzialnym workiem cegieł.
- Ty pomiocie jaszczurczy... - jęknął i z mściwym uśmiechem wyciągnął przed siebie przedmiot, który Kovalikowi przywiódł na myśl góralską ciupagę z termometrem. -Najbardziej lubię te gadziny z grilla...
Wydał z siebie ryk żywcem przypominający misia z Tatrzańskiego parku, który na parkingu zeżarł Kovalikowi kanapki w zeszłym roku. Razem z połową drzwi dziadkowego Trabanta.
- Ale - że - bo , ten tego - Kovalik nie zdążył dokończyć pytania, bo tłuścioch, dzierżąc oburącz ciupagopodobną broń masowej zagłady pognał przez chaszcze.
Nagle Kovalik poczuł się śmiertelnie zmęczony. Dotarło do niego, że rzęzi, a serce chce mu wyskoczyć z klatki.
- Gdzież przyjaciel mój, szlachetna ozdoba wszelkich trawników? - głos w głowie nałożył się na niezrozumiałe słowa, wypowiedziane dumnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. Przed Kovalikiem zmaterializował się wysoki, szpetny szlachetnie, brodziaty facet. Kovalik wskazał ręką kierunek w którym pokłusował grubas. Brodziaty kiwnął mu po królewsku głową i z co najmniej dwumetrowym żelastwem w dłoni biegiem podążył śladem, którego nie powstydził by się nosorożec. Przy tym wszystkim darł się przeraźliwie w nieznanym języku, co mentalna projekcja w głowie Kovalika usłużnie zastąpiła "Bogurodzicą". Po chwili sine światło zamieniło las przerażający w upiorny. Rozległ się huk i nagle Kovalik poczuł się jak młody bóg.
- Gdzieś zabłądził, mój miły? - głos Trevora koił zmysły.
Kovalik za głowę się złapał - to jego przyjaciel tam czeka, a on tu sobie pod drzewem poleguje? Zerwał się i ruszył z kopyta. Gdzieś na granicy świadomości czuł, że robi mu się ciemno przed oczami, ale w jego głowie trasa była prosta jak w pysk strzelił, w dodatku oświetlona jak Krupówki w Nowy Rok. Po kilkunastu minutach wbiegł na małą polanę i upadł. Przed jego nosem pojawiła się kilkucentymetrowa jaszczurka.
- To ja się tu na walkę nastawiam, a ty zdychasz po krótkiej przebieżce? - Trevor wlazł na jego bezwładną dłoń i zapierając się łbem zaczął zsuwać tylnymi łapkami pierścień z jego palca. - Musze przyznać, żem dawno nie miał tak durnego interlokutora. Toż to można wpaść w załamanie nerwowe. Trevor zsunął w końcu pierścień i wsunął przez niego głowę. Kovalik miał dziwne wrażenie, że ktoś go nadmuchał od środka. Nawet łapki miał grubsze.
- No to - adios, dwunożny tłumoku. Bogu swojemu podziękuj, że twój świat jest spolaryzowany o prawie 180 stopni w stosunku do naszego... Inaczej miał bym Cię czym zeżreć. - Trevor zataczając się z lekka pod ciężarem na dwóch łapach pobiegł w kierunku brzegu polany. Ucisk w głowie Kovalika zelżał, próbował wstać, ale póki co energii wystarczało jedynie na nabieranie powietrza. A i to nie za bardzo.
- Zabrał pierścień? - beznamiętny głos Arleny mógł walczyć o lepsze z szarym lodem jej oczu. Kovalik kiwnął głową. -A te dwa pajace gdzie?
- Gruby pobiegł pierwszy, a potem taki szpetny pognał za nim - znalazł ponadplanowe kilka procent powietrza w płucach Kovalik. Arlena odwróciała się do stojącego za nim szpakowatego mężczyzny.
- Uciekł.
- No to musimy wygenerować trochę energii... - uśmiechnął się stary obleśnie i wymownie popatrzył na swoją towarzyszkę.
- Spadaj, dziadu parchaty... Wolała bym seks z tym obślizgłym gadem - z kieszeni wyjęła komórkę, po chwili lekka poświata oświetliła jej profil.
- Potrzebuję 4 F22A ze zbiornikami N1. Koordynaty... - tu popłynęła litania cyfr. Arlena wysłuchała potwierdzenie i wyłączyła komórkę. - Spadamy. Otwieraj portal.
- A ten? - obleśny wskazał na Kovalika. -Może go odniosę do domu?
Kovalik niejasno poczuł ból w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetna nazwę.
- Powiedziałam, portal! - ryknęła dziewczyna, powietrze zmieniło nieco odcień, Arlena nie certoląc sie zbytnio pchnęła szpakowatego w tamtym kierunku. W ostatniej chwili wyhamował na granicy cienia.
- Oż, ty k... - celny kopniak dokończył akt teleportacji.
Arlena odwróciła się w stronę Kovalika.
- Przepraszam, że zostałeś w to wszystko wplątany. Nie miałam innego wyjścia. Radziła bym stąd zniknąć.
- A niby jak - Kovalik powoli wracał do świata żywych. -Toż zaraz tu mają być ognie sztuczne...
- Żadnych widowisk. Trochę popada i przez najbliższe lata będzie trudno spotkać jaszczurkę w lesie - Arlena popatrzyła na czarne niebo, owinęła się szczelnie płaszczem, spojrzała raz jeszcze na Kovalika i uśmiechnęła się lekko. -W sumie chyba jestem ci to winna - poruszyła dłonią, powietrze zawirowało i Kovalik, z paskudnym uczuciem znanym z najgorszych snów, zaczął spadać.

Leżał rano w promieniach słońca i sączył zimnego Żywca. Zbudził się w łóżku, jak Pan Bóg przykazał, nawet ząbki miał umyte. Wydarzenia z dnia blakły, stając się wytworem wyobraźni.
- Może faktycznie tu jakie grzyby rosną... Głosy w głowie, sodomici, zawodnicy sumo... Dzizzazzz... - w głębi duszy powziął głębokie postanowienie o odbyciu tygodniowej kuracji detoksykującej. W sumie miał jeszcze dwa tygodnie urlopu a kasy na koncie powinno wystarczyć na kilka kratek oczyszczacza. -I jeszcze ten pokurcz jaszczurczy...
- Sam jesteś pokurcz. Mówiłem, nie wkładaj na palec? Capie jeden... w jego głowie rozległo się nikłe echo potężnego, królewskiego głosu Trevora. Kovalik zakrztusił się piwem. Przecież czarodziejkowata zamówiła pestycydy? W jego głowie rozległ się mentalny odpowiednik parsknięcia Trevora. Radio na półce włączyło się samo.
"W dniu dzisiejszym Korea Północna otwarła ogień artyleryjski do oddziałów stacjonujących na wyspie Yeonpyeong. Cały świat potępił niczym nie sprowokowany atak. Jednakże w specjalnym oświadczeniu Korea Północna obarczyła winą za kolejna eskalację napięcia na półwyspie samoloty Stanów Zjednoczonych, które rozpyliły trujące substancje, mające na celu zniszczenie głównych zakładów przetwórstwa mięsnego w stolicy."
Radio zgasło.
- Ja bym sobie zniknął, ty byś miał święty spokój... Echch... A teraz - utknąłem tu na amen. Jak pomyślę, że jesteś jedynym słyszącym w moim zasięgu, to mi się dupa marszczy...

15 komentarzy:

Nomad_FH pisze...

HEH Boskie :D

No to w weekend zaleglości blogowe u Ciebie nadrobiłem :D
Będe miał kilka zaległych komentarzy, ale to część poniżej :D
Taaak jest - drukiem być wydane powinno O!
I zauważ, że te 100 egzemplarzy już masz sprzedane ;)
Super - że wrócił Kovalik.
Co do czaszek w akademiku - moja ulubiona zębogrzebaczka też opowiadała, że różne ciekawe historyje z nimi były. I dość ciężko było dostać... i też się kości walały wszędzie...

Co do ortografii - dzięki scrabble się dowiedziałem, że formy ód i ós są jak najbardziej poprawne w j. polskim. A już, myślałem - że mnie nic nie zdziwi... (choć o ós się wykłócają autorzy PWN-owskich słowników. I w jednym jest jako poprawny (słownik ortograficzny), za to w drugim - jako błędny)

Abi: co do książek czytanych - Clancy - te dwie są zacne, ja jeszcze bym dorzucił dwie inne: "Czas Patriotów", oraz "Bez skrupułów" - ta wyjątkowo bez Jacka Ryana. Później dopiero cała reszta Ryanowska. Do Net Force jakoś się nie mogę przekonać.
Mac Lean - o tak, wszystko co się da mam w domu :D
Natomiast już chyba kiedyś pisałem - Czarne Oceany Dukaja - brrrrr książka do której chyba nigdy nie wrócę (choć nigdy nie mów nigdy), ogólnie mi styl pisania Dukaja zupełnie nie odpowiada.
A czy czytałeś może rosyjską i repubblik sąsiednich fantasy? Polecam - fajny styl pisania (np Dzienna/nocna straż)

inessta pisze...

Proponuję, żeby Kovalik przestał pić politurę a zaczął gustować w płynach bardziej przyjaznych dla rozumu:))

Anonimowy pisze...

No i znowuż na bezdech i wytrzeszcz zapadłam. Kovali rulezzz :-)))
Jeja, najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie :-)))
nika

Nomad_FH pisze...

Zapraszam do mnie. Nowa notka taka z lekkim ciepełkiem ;) trochę odmienna od tego, co za oknem :D

Anonimowy pisze...

Strasznie Trevora polubiłam :-)))
nika

abnegat.ltd pisze...

Nomad, Łukjanienke wlasnie skonczylem, Patrole (4), Brudno/Czystopis, Labirynt odbic/Lustra. Ogolnie przyjemne.

Innesta, tez mu to mowie...

Nika, mowisz, ze mily? W sumie, jak by nie patrzec - nokogo nie zezarl ;)))

(KK) pisze...

Echhhhh, a ja obstawiałam Czarnobyl... ;)

abnegat.ltd pisze...

KK, a kto pisal o druzynie?
;)))

Nomad_FH pisze...

Abi: to jeszcze pytanie - sytuacja z którą się ostatnio zetknąłem, może podrzucisz jakiś pomysł. Bo tutejsze nieboraki nie mają pojęcia... Może tamtejsze dohtory coś o takich przypadkach słyszały :D Piszę na ogólnym, a nie na mailu - bo tu jednak trochę dochtorów różniastych zagląda.

Młoda dziewczyna (circa jebałt ok 20 lat, może ciut więcej). Co się dzieje? Otóż - zasypia. Potrafi wychodząc z ubikacji/siedząc przy stole w pubie, czy na imprezie w domu - w pół słowa osunąć się łagodnie i zasnąć. W tym czasie serce bije prawidłowo - puls lekko przyspieszony, oddech jak u człowiek śpiącego głębokim snem. Przychodzi to prawie bez ostrzeżenia - sama mówi, że wie o tym na sekunde - dwie przed sytuacją, ot tyle, aby jeśli da radę - czegoś się chwycić np poręczy, rurki. Podeprzeć o ścianę. I łagodnie zjechać w dół. Nie ścina jej jak przy utracie przytomności, tylko mięśnie delikatnie wiotczeją.
Po ok 10-15 min. budzi się - moment budzenia wygląda dokładnie jak u osoby, która bardzo głęboko śpi. Najpierw oddech przyspiesza, zaczyna się lekko ruszać, ruchy gałek ocznych. I po chwili już w miarę przytomnie się rozgląda....
Ma 1-2 takie ataki po sobie w odstępie kilku, kilkunastu minut. I później długo spokój... (czasem i ponad pół roku)...
Tutejsi znachorzy, poza trzymaniem jej w szpitalu przez 2 tygodnie - nie znaleźli powodów. Robili tomografie, robili badania z kontrastem, robili ekg, eeg. Poziom cukru też prawidłowy...
A jedna uwaga - raczej zawsze ma to związek z pewną dawką alkoholu, chyba nigdy jej się nie zdarzyło zupełnie na trzeźwo (ale równocześnie - tego alkoholu nie musi być dużo - jedno, dwa piwa np)

abnegat.ltd pisze...

Nomad, zobacz tutaj .

Nomad_FH pisze...

o widzisz. Już jej to wysyłam. A głupie doktory na śląsku trzymali ją 2 tygodnie, robili wszelkie badania - po czym jej powiedzieli, że nie wiedzą jaka jest tego przyczyna. I że tak już najwidoczniej musi być.
Nie mówiąc o tym - że przy pierwszym ataku, to na pogotowiu i szpitalu jednym - skłóli jej rękę tak, że miała całą w sińcach (do tego źle założony weflon, który musieli da razy wbijać na nowo, bo nie był w żyle)

(KK) pisze...

Nie no, drużyną usatysfakcjonowanam :) I to bardzo. Ale jak już zapodali wiadomości w radio, to obstawiałam, że jednak to będzie Czarnobyl :D

--> Nomad: Czarne Oceany to jest fatalna książka. Ale Inne Pieśni... Rany, przeczytaj Inne Pieśni. To była moja pierwsza książka Dukaja i zakochałam się na amen, musiałam sobie dawkować, bo się bałam, że mi się skończy. A to było jeszcze w czasach, kiedy uważałam polską fantastykę za totalny shit. IMHO Dukaj jest świetnym pisarzem, i to nie tylko SF, ale w ogóle. A jak się debiutuje w wieku 15 lat, to można się raz, na tych nieszczęsnych oceanach, potknąć ;)

Anonimowy pisze...

Nomad, ja bym jednak nie potępiała w czambuł tych dochtorów ze Śląska. Najpierw się robi podstawowe badania, a potem bardziej skomplikowane.
Błąd dochtorów moim zdaniem polegał na nieskierowaniu później tej dziewczyny do innego specjalisty. Zupełnie jakby nie chcieli się przyznać, że wyczerpali swoje możliwości.
No ale od czego dziołcha i jej rodzina ma rozum, żeby nie poszukać jakiegoś specjalisty?
nika

Anonimowy pisze...

Aaabi, wszystko dobrze?
nika

abnegat.ltd pisze...

Nomad, jej neurologa trzeba...

KK - milo ;)
Odnosnie Dukaja: Inne Piesni mnie zaczarowaly. Czarne Oceany tez - choc faktycznie klimat inny. A Lod mnie fizycznie zmeczyl - pomysl taki sobie, a cegla mozna zabic. Po czym facet marnuje pomysl, chyba najlepszy z tych co mial, na cwiercbroszurke Corka Lupiezcy... Dzizzazz...

Nika - zlego diabli nie biora... ;)