środa, 10 listopada 2010

Super killer

Że szpital szkodzi - a głównie na zdrowie - wiadomo od dawna. Chłopstwo nie na darmo paliło kierpce na widok służby zdrowia, uchodząc niebezpieczeństwu w lasy z okrzykiem „Ludzie, uciekajta, doktory jado!”.

Na pomoc jak zwykle przyszła statystyka. Okazuje się, że najbardziej niebezpiecznym miejscem dla naszego życia jest własne łóżko. To właśnie w nim najwięcej ludzi umiera.

Liczby są bezlitosne. Co roku ilość zarażonych MRSAmi, ESBLami i inną zarazą współczesną rośnie. Szpitale, ostoje brudu i nędzy, zarażaja pacjentów na wyprzódki, piłujac tym samym gałąź na której pasożytują. Czy jest na to jakaś rada? Ano, jest. Trzeba przestać leczyć pacjentów antybiotykami i za lat kilka znów doczekamy się szczepów wrażliwych na popularna ancypilinę... Niestety, to nie szpitale przegrywają wojnę z mikrobami - to mikroby wygrywają bez trudnu z nami. I co roku mamy wiecej i wiecej szczepów opornych na coraz większą grupę antybiotyków. Ktoś kiedyś powiedział, że walka z mikrobami jest z góry przegrana - nasz przeciwnik przetrwał miliony lat, może żyć z tlenem i bez niego, nie straszne mu ciśnienie ni temperatura, brak czy nadmiar wody, nawet meteoryt, co to zmiótł z powierzchni Ziemi dinozaury, nie uczynił mu wielkiej szkody.

Poszedłem sobie ja kiedyś na Izbe Przyjęć - litosciwie zmilczę w którym szpitalu to było - żeby pacjenta do zeszycia rany znieczulić. Rana była wielka, brudna jak nieszczęście, więc ogólne się nalezało. Pacjent zapadł w farmakologiczne objęcia Morfeusza, chirurg wziął się za szorowanie i cerowanie a mnie ogólny nieład - i co tu mówić, brud - jakoś tak szczególnie uderzył w oczy. No i mówię grzecznie, że w takich warunkach to nawet w przedwojennych czasach nie operowali. Na to chirurg mi z mańki zadał pytanie - jak często zmywamy OIOM. No to mówię, ze kilka razy dziennie. Wszystko wypucowane, czystością lśni, z podłogi można jeść. Nie to co tu - on rany zszywa, a koło niego przewala sie tłum chorych w gumofilcach. Na to on sie dalej grzecznie pyta - jaką najgorsza bakterię teraz mamy? Bo słyszał, ze ESBL’a się dochowalismy? No tak - rzekłem z pantałyku nieco zbity. Tu chirurg westchnał i rzekł - sam widzisz, do czego to wasze sprzątanie, mycie, środki masowej zagłady bakterii używane napodłogowo i naściennie oraz antybiotyki wyprodukowały. Już nawet leczyć tego nie ma czym. A ja - nawet jak coś się pacjentowi w ranie wylęgnie, to zabiję to zwykłą penicyliną...

Gdy przyjechałem do Jukeja, pomyslałem sobie, że tutejsze doktory to jakoweś morony są jednakowoż. Wszystkie infekcje leczy się Amoxycyliną 250 mg 3x dziennie. Lub Augmentinem - 375 mg 3x dziennie. To ostatnie dla bardzo chorych. Dla kogoś wzrastającego w przekonaniu, ze antybiotyki należy stosować z konkretnym overkillem, było to zdumiewające. Do tej pory zreszta nie potrafię wypuścić pacjenta do domu na takiej dawce i do Augmentinu dopisuję amoxycylinę 3x500... A oni tu jakoś żyja - i wcale nadmiernie nie umierają.

Jak się kiedyś Dżipa zapytałem o Klacid, Rulid, Zinacef to tylko gałki wybałuszył i zapytał - a po co to komu.

I tak sobie myślę, czy aby nie mają racji. Bo pomału zaczynaja nam się kończyć antybiotyki. Sam pamiętam, gdy do leczenia ostrej trzustki zaczęliśmy stosować Meronem. Efekt przechodził wszelkie oczekiwania - przeżywalność była niesamowita. Co prawd mówiło sie o terapii deeskalacyjnej - czyli najpierw zrzucamy bombę atomową a następnie dobijamy tych co przeżyli za pomoca motyk - ale kto by sie odważył odstawić antybiotyk, co stawiał na nogi 30 letniego pacjenta produkującego 40 pkt w skali TISS-28?

A teraz oporność na karbapenemy przekroczyła 30%.

I stad wyłania się kolejne dobre pytanie: czy lecząc teraz wszytko wszytkim, nie pozwalając umrzeć nikomu, utrzymując miesiącami przy życiu najciężej chorych nie produkujemy aby zagłady naszej rasy? Bo w końcu się doczekamy.

I znowu bedzie na doktorów.

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Myślę, że to seks jest najczęstszą przyczyną śmierci. Gdy przekroczę 70tkę to mam zamiar przeprowadzić się do knajpy. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś umarł na stołku barowym.

pzdr p.

abnegat.ltd pisze...

P. jak to wydali oswiadczenie po smierci krola, co to dokonal zywota na naloznicy: "Zmarl podczas pracy dla dobra narodu."

Anonimowy pisze...

"najpierw zrzucamy bombę atomową a następnie dobijamy tych co przeżyli za pomoca motyk" :-DDD
Abi, spadłam z krzesła, usiadłam, znowu spadłam i tak w kółko :-D
nika

abnegat.ltd pisze...

Nika, tak obrazowo mozna opisac technike deeskalacji. Najpierw antybiotyk o b.szerokim spektrum, zabijajacym wszystko co zyje - a po uzyskaniu antybiogramu zmiana na tzw. antybiotyk celowany. Tyle teoria.
W praktyce jakos tego nie bylo widac. Bo pacjent, ktory wymagal tego typu lekow, byl zazwyczaj w trakcie procesu umierania. I nikt nie ryzykowal jego zycia zmiana terapii.
Ciezki los konowala ;)

Anonimowy pisze...

No bo jak ktoś nie ma zdrowia, nawet jego resztek, to nikt mu tego nie nasypie - nie ma co męczyć pacjenta, ani dochtorów.
Pretensje można mieć do Szefa i do przodków, że takie cherlactwo w genach przekazali ;-)
nika

lavinka pisze...

Wiesz, coś w tym jest. Ale to się już zaczyna na pediatrii. Jak byłam mała, na grypę lekarz przepisywał mi witaminę C, syrop na kaszel i kazał leżeć i mierzyć temperaturę. W razie wysokiej temperatury spędzać domowymi sposobami, a jak nie to dopiero brać coś tam. Antybiotyki były tylko w ostrych przypadkach, jakieś anginy(zastrzyki) czy konkretne choroby jak ospa czy szkarlatyna.
Teraz dzieciak na zwykłe przeziębienie dostaje antybiotyk, osłonę(jak lekarz nie zapomni) i milion innych medykamentów. I jak ten dzieciak ma się uodpornić? W dorosłym życiu tym bardziej...

Z drugiej strony czy umierający pacjent szybciej umiera, bo go osłabił antybiotyk... czy szybciej umiera z powodu infekcji? Fak. Czego by nie robić, będzie źle.

abnegat.ltd pisze...

Lavinka, umierajacemu pomoc powinno. Problem w tym ze jezeli czesc bakteryjek - a chocby i jedna - jest przez przypadek odporna, to za czas jakis wyhodujemy szczep oporny.
Bledne kolo.

Joanna pisze...

jam ostatnim czasem poznała na swoim oaiit nowy rodzaj grzyba we krwi ludzkiej-stephanoascus mu na imię było..masakra, a przecież tak niedawno na mikrobach byłam i o takich zamorskich gościach się nie rozmawiało....

abnegat.ltd pisze...

Joanna, tego nie znam. U nas wystarczal aspargillus ;)

elfu pisze...

Jak widać grzybki też sobie hodujemy- za sprawą Candida tropicalis poczuliśmy się jak na zamorskich wywczasach.
Abnegat- coraz więcej mikrobów oduodparnia się na starą poczciwą ancypilinę. Za to amoxy można wlewać litrami
pzdr elfu

basia pisze...

Ha, Niemcy bardzo często wyrażają pogląd zaprezentowany tu przez Gospodarza - także mądrzejsi "ludziowie z ulicy", nie tylko fachowcy...

Anonimowy pisze...

Abnegacie. Czytam dużo Twojego bloga. Temat, który dziś poruszyłeś spowodował, że ... palnę komentarz.

Znajomi kiedyś obrażali się na mnie za komentarze typu "w Sparcie byli zdrowi, bo chorych się uśmiercało". Niepotrzebnie leczymy część chorób bo produkujemy genetyczne kaleki. Sami dopuszczamy do tego, co natura kasuje. Ewolucja odrzuca słabe osobniki, my pozwalamy im żyć i płodzić następne pokolenia kalek. Nieuchronnie zmierzając do zagłady.

TAKIE SĄ FAKTY!!!

abnegat.ltd pisze...

Elfu, to bylo widac jakies 3 lata po wprowadzwniu augmentinu. Nagle ampicylina zaczela dzialac. Incredible ;)

B - it's not so simple. Balance between short ang long term goals, mixed with personal resposibility and - just - human compassion - ends up as cruel crap. We - as humans - have no knowledge to decide. Like children with tnt.
And still we have to pay bills for it.
Funny.

Anonimie - tylko dlatego, ze wynalezlismy insuline, dajemt szanse przekazac ten jebant gen dalej. To samo sie tyczy astmy, mukowiscydozy, zaburzwn hormonalnych, metabolicznych i paru innych kurewstw. Doraznie jestesmy bogami. Dlugofalowo uszkadzamy wlasny gatunek.

Omega pisze...

Wczoraj Anonim, dziś już wiem jak się podpisać.

Zatem. Cieszę się, że się zgadzamy.
Nie jestem w stanie powiedzieć jak wielu chorobom pozwalamy w ten sposób żyć i przenosić się z pokolenia na pokolenie.
Wydaje mi się, że jest to ze wszech miar niesłuszne działanie. Umiemy opanować objawy w wielu chorobach, trzymać w ryzach ale nie umiemy im zapobiegać. Więcej, nie chcemy umieć. W tym kierunku idzie a właściwie mogłaby iść genetyka. Skoro umiemy naprawiać "zepsute" geny. Róbmy to ale róbmy to WŁAŚCIWIE. Samochód można poskładać byle jak lub zbudować go porządnie. Od projektu poprzez każdy etap produkcji do perfekcyjnego spasowania elementów. To pozwoli cieszyć się nim maksymalnie długo.
Dlaczego tak samo nie umiemy czy też nie chcemy robić w medycynie?