sobota, 19 czerwca 2010

Kaczora ciąg dalszy

Wpadliśmy do pobieżnej Jane podpisać papiery. Że niby klamotka zapadła, co podpisaliśmy to zrobią, a co nie to nie. W zasadzie to prawie nic nie zrobią bo działania porównawczo-wywiadowcze jednoznacznie wykazały, ze ceny proponowane przez developera są zupełnie nie z tej ziemi. No, ale. Jak się kupuje samochód za 80 tysięcy złotych to co tam człowiekowi zależy na kolejnych dwóch tysiącach wydanych na radio i zapalniczkę.

Pobieżna Jane pokazała nam plan kuchni - prawie idealnie taki jak nasz, tylko że zupełnie inny, bo w lustrzanym odbiciu. I kazała się zastanowić AS Ptysiowi czy mu proponowane zmiany pasują czy nie. ASP zazezował z lekka w prawo, przechylił głowę w lewo... Oz nie tak przecież. Zeza trzeba w lewo a głowę w prawo. Że co, tez nie widać? A czy Jane ma może lustro? Nieszczęsna przedstawicielka developera została zmolestowana do zdjęcia lustra ze ściany i przyłożenia go do planu. Teraz gucio? Gucio. Ustaliliśmy koordynaty, potwierdzili zgodność zamierzonego niezrobienia kuchni ze stanem faktycznym - i tu Jane podrapała się po głowie. Czy my na pewno nie chcemy lodówki? Jako że propozycja developera obejmuje zestaw Ping Pong AGD w cenie która zawstydziła by (potrójnie...) Miele, zdecydowaliśmy, że nie. Nie chcemy lodówki wiodącej chińskiej firmy. No to w takim razie w rogu oni nam zostawią miejsce na lodówkę. Znaczy że co - puste miejsce? No tak. A czy oni by mogli jednak wstawić tam szafkę? Bo lodówka będzie zupełnie inna i całkowicie gdzie indziej... Niestety, nieeee... utkło nieco Jane w gardle na widok wyrazu twarzy ASP i przeszło to w Niesssteee...ewiem czy się daaaaa... ale zadzwonię to się dowiem. Sądząc po naszych superbojach o pojedynczy kranik w łazience - w której to bitwie walczyliśmy jak lwy, a padliśmy jak muchy - nie spodziewam się zupełnie niczego poza Niestety, nie. Powiedziałem Jane żeby się nie denerwowała - mam taką pierońska jukę, to se ją wstawię do kąta. Yuka? Twarz pobieżnej Jane przybrała wyraz blank stare. No - kwiatek taki. Gruby pień, dużo zielonych liści? Aaaaaa.... powiedziała ze zrozumieniem Jane. Yuka tree. Opadły mi ręce. Nie idzie zrozumieć że chodzi o jukę, jak się nie powie że to juka-drzewko.

Gooooreeeeeee.

Wieczorem przychodzi sąsiad. Musze go pocieszyć nieco, bo z jego wczorajszej imprezy wyszły nici - wróciliśmy z tenisa gdzieś kole 11, a na ogródku miast fety i dzikich orgii - cisza, światła pogaszone. Żałoba narodowa. Remis z Algierią w siedemdziesięciolecie przemówienia Churchila został podsumowany leciusieńką parafrazą: "Jeszcze nigdy tak niewielu zrobiło tak niewiele dla tak wielu." Robię kurczaki w miodzie - tym razem z samym curry, za to wersją wściekle ostrą. Może mu to poprawi nieco humor.

4 komentarze:

akemi pisze...

Dobry sąsiad to podstawa sycącego i wesołego żywota.:))

Anonimowy pisze...

:-D Ha!
Nie dość, że płacisz, jak za zboże, to jeszcze łaskę robią. Komunizm, curva puella mater sua, no!
nika

Anonimowy pisze...

Ja te boje skwituje krotko:

http://www.youtube.com/watch?v=hDxCBx9Xb1I

War... never been so much fun ;)

Tuki

basia pisze...

Miód wściekle ostry?... Ha, to się nazywa metafora!!!

;D))))))