sobota, 13 marca 2010

Spotkanie (cz.II)

Siedzieli u Władka nad Sekwaną. Lipcowe powietrze miało tą niesamowitą nutkę lenistwa, rozgrzanej ziemi i nagich kobiecych ciał brązowiejących na słońcu. Echch... żyć nie umierać... Pół leżąc, pół siedząc sączyli niespiesznie Żywca, obserwując budzący się dzień. Spotkali się przypadkiem, Kovalik wracał z sześciodniowego ciągnika dyżurowego, Miro właśnie wrócił z zagramanicznych wojaży. Po krótkiej wymianie powitalnych poklepywań uzgodnili jedyną słuszną drogę spędzenia dnia i pojechali do starej piwiarni nad rzeka. Myśleli że będą pierwsi ale o dziwo przy stoliku najbardziej na uboczu siedział, wystawiając do słońca kaprawą gębę, stary dziad. Na szczęście szeroka, parkowa ławka była wolna, zakupili co trzeba i zajęli z góry upatrzone pozycje. Dyskusja w niezrozumiały sposób zboczyła z kobiet na temat zeszmacenia pokojowej nagrody Nobla. Kovalik leniwie wyciągnął butelkę i stuknął w szyjkę Mira.
- Ale klimat...
- No...
Pociągnęli. Smak piwa wymieszał się z zapachem powietrza.
- A co ci się w łeb stało?
Kovalik pomacał się po potylicy. Hm. W zasadzie to niby w futrynę przywalił, a przynajmniej tak Kazik twierdził.
- A kurrwa... - zawahał się.
- No, gadaj - Miro, zwietrzywszy sensację aż popatrzył w jego stronę. -Znowu wariatów goniłeś?
- Sam nie wiem...
- Co -że nie wariat był?
- Nnie... Widzisz, bo - ale się nie będziesz śmiał?
- A gdzie tam - echo walniętej pięścią klaty rozeszło się echem po górach i dolinach. -Jak ekche ekche rodzić pragnę, dam ci szansę do drzewa. Musisz tylko rozcapierzyć szeroko palce u nóg - zakasłał Miro, sprzedając stary gryps.
- No bo... kurwasz, sam nie wiem jak zacząć...
Miro zamienił się w znak zapytania.
- To ci od początku opowiem.
I nieco nieskładnie sklejając wydarzenia opowiedział mu wszystko. I o babie ze szponem i czerwonych oczach Franka i dzieweczce-wampirzycy.
- Potem mi mój ratownik powiedział żem biegnąc do poszkodowanego, tego chłopaka co leżał na schodach, pierdolnął łbem we framugę i mnie musieli wynieść... A ja to pamiętam jak bym w kinie widział...
- No, tego. - rzekł mądrze Miro. -Wiesz. Jak mnie żelazko pierdykło łońskiego roku w ciemię to widziałem prawdziwe rajskie ptaszki...
- Weź przestań... Jak to są wszystko zwidy pourazowe to skąd ja mam to? - Kovalik podciągnął rękaw. Na przedramieniu równym szlaczkiem rysowały się ślady zębów. -Sam żem się użarł?
Indywiduum siedzące przy stoliku na uboczu zazezowało na jego rękę. Już miał coś obcesowo powiedzieć ale napotkał szare, stalowe oczy starego i mu przeszło. Dziad przeniósł wzrok z powrotem na ślady zębów na jego przedramieniu, po czym niespiesznie wyciągnął zza cholewy gumofilca stary, poniemiecki bagnet, a zza pazuchy słoninę, cebulę, ćwiartkę chleba i zaczął to wszystko zamieniać w porannego sandwicha. Kovalikowi odebrało dech. Jasna pała - właśnie coś takiego próbował upolować na Allegro w zeszłym tygodniu ale cena poszybowała w rejony niedostępne zwykłym konowałom. Tyle że bagnet na Allegro był stary, zardzewiały i wyglądał jak ostatnie nieszczęście - a w ręce starego lśniła matowo czysta stal... Trącił Mira w bok.
- Zgłupiałeś? - udarł się, ścierając piwo z koszuli. -Toż ze dwa łyki się zmarnowały.
- Widziałeś to? - Kovalik zignorował całkowicie bóle egzystencjalne przyjaciela. -Toż to musi być warte majątek...
Stary niby sprawy sobie z zainteresowania jakie wywołał nie zdawał - ale zgrabnym ruchem nadgarstka wbił bagnet w stół tak akuratnie że promienie słońca uderzyły Kovalika prosto w oczy. Nie zastanawiając się specjalnie podszedł do stolika.
- Dzień dobry...
- Podoba się? - nie pozwolił mu dokończyć stary.
- Dzizzazzz... Skąd pan to ma?
- Oj synek, skąd ma, skąd ma. Jak mały byłem to w mojej wiosce kupa ścierwa łaziła z tym czymś przypiętym do broni. Wystarczyło ładnie poprosić...
- Ładnie? - nie bardzo zrozumiał Kovalik.
- No. Najlepiej cegłą - stary wykrzywił się szyderczo. -Ale dobra gaz rurka czy linka od roweru też mogła być. Tyle że do tego więcej siły trza mieć... - końcówkę zdania stary wypowiedział cichnącym głosem, masując się nieświadomie po lewym przedramieniu.
Kovalik przypatrzył się rozmówcy. Jaja se robi? Spokojny, wręcz ciepły wzrok szarych oczu przystopował kpinę którą miał na końcu języka. Stary grzebnął za pazuchą, tym razem w jego ręku zmaterializowała się wojskowa manierka - dla odmiany rosyjska - i dopełnił pustą do połowy szklankę. W powietrzu rozszedł się zapach mirabelek w zalewie drożdżowej. -Piwo dobre, ino strasznie słabe - skomentował zabieg.
- A to skąd?
- Przejazdem w Łącku byłem, dobrzy ludzie poczęstowali...
- Nnie, manierka skąd?
- Ci przyszli do wioski trochę po tamtych. Nieco twardsi ale głupsi - stary wyszczerzył się kpiąco. -Umówmy się tak: ty mi opowiesz ze szczegółami jeszcze raz jak żeś się tych śladów nabawił a ja przemyślę czy ci tego nie przehandlować - brodą wskazał lśniący w słońcu niemiecki bagnet.

Kovalik zakupił jeszcze cztery rozjaśniacze, żeby żadnego szczegółu nie opuścić, usiedli z Mirem przy starym i zaczął powtórnie sklejać porozrywane wspomnienia ubiegłej nocy. Stary nie przerywał, dolał tylko każdemu wedle zapotrzebowania mirabelkówki a sam popijał spokojnie płyn z kufla, który po czwartej dolewce zmienił barwę z żółtej na białą i zdecydowanie przestał śmierdzieć piwem. Od czasu do czasu dokrawał bagnetem słoninę, owijał w plaster cebulę i zmieniał wonności mirabelkowe na świńsko-cebulowe. Kiedy Kovalik skończył, stary pokiwał głową.
- Mówisz, synek, że miała taka niesymetryczną gębę? Szpony, czerwone oczy... To mógłby być każdy... - zamyślił się. -A ta co się na dole na ciebie rzuciła to inna była czy ta sama?
- Nie wiem. Młoda, strasznie szybka. Ale babka też nie najwolniejsza. Tyle że zaraz przed tym jak mi latarkę wytrąciła...
- Ta? - pogonił go stary.
- Miałem wrażenie że to stara... Tylko jakby młodsza... Sam już nie wiem...
- A ta młoda - nie miała na czole, dokładnie tu - stary wskazał brudnym paluchem miejsce - takiej blizny, trochę skosem w prawo idącej?
- A skąd pan wie? - zdumienie Kovalika zaczęło przeradzać się w zupełnie nieprzyjemne uczucie przerażenia.
- Ja na te k...- stary przełknął słoninę - ...obietę poluję czterdzieści lat. Tu się schowała, franca jedna. No nic. Dzięki synek. A powiedz ty mi - nie wiesz gdzie u was stoi ten budynek?
Zdjęcie było stare, czarno-białe, wielki napis nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
- To taka restauracja - a raczej była. Od trzydziestu lat nieczynna. Jaja z tym są bo remontować nie ma komu a zburzyć się nie da bo konserwator zabytków uznał to kiedyś w pijanym widzie za dziedzictwo narodowe. Gnije sobie spokojnie z kilometr stąd - Kovalik wyciągnął rękę. - A czemu pytacie? - czuł że zna odpowiedź ale potrzebował potwierdzenia. Stary jeszcze raz popatrzył mu w oczy, Kovalikowi wydawało się że się uśmiechnął kącikiem ust.
- Kontrolę budowlaną trza mi tam przeprowadzić.
Po czym dopił resztkę z kufla, odwrócił się, wyciągnął spod ławki stary plecak i wszedł w zarośla. Krzaki zamknęły się z nim. Kovalik potrząsnął głową, starając się wrócić do rzeczywistości. Popatrzył na Mira. Siedział z przymkniętymi oczami wsłuchany w mirabelkową pieśń drożdżową.
- Miro!
- Aeeo? - rozglądnął się nieco nieprzytomnie. -Ale słoneczko świeci, widziałeś? Patrz, dwa piwa wystarczyło żeby mnie siekło na tym upale...
- Co on zamierza?
- Obama? Utrzymać pokój na świecie. Jebaniutki, ma se potencjał pokojowy w ilości siedmiu lotniskowców i sterty atomówek to se może...
- Ale stary!
- Bush? A skąd ci się stary Bush wziął? Zresztą młody też fajans...
- Miro, ja o starym mówię, tu z nami siedział...
Miro popatrzył z troska. -Może ty po urazie głowy nie powinieneś siedzieć na słońcu? Chodź, pójdziemy do mnie. Akurat drożdżówka na lizakach osiągnęła trzy tygodnie, czas to w rurki puścić. Przy okazji sprawdzimy nową chłodnicę, Dziki z laborki pożyczył. Mówię ci, cud, miód, ultramaryna.

25 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ha! wiedziałam, że on tu gdzieś musi się czaić :)

pozdrawiam
Ka.

inessta pisze...

Przy twoim opowiadaniu Wedrowycz to byle co, niewarte czytania.

Anonimowy pisze...

przeHandlowac! ;)

zaczytalam sie chyba na smierc...
ewa

abnegat.ltd pisze...

Ka, dzieki za inspiracje ;)

Innesta, plissssss :D

Ewa, thx. Jakos sie prześlizgneło :[]

Ula pisze...

Abi, nie marnuj talentu! szukaj wydawcy! serio, serio! Dobrze Ci inessta pisze, Wedrowycz szczególnie w Homo bimbrownicus nawet Ci do pięt nie dorasta:)

Anonimowy pisze...

Aaaabiiiii, piiiiiiiszszszsz. Koniecznie jakąś serię z kilkoma tomami. Będzie hit, jak kryminały Krajewskiego: Śmierć w Breslau, Dżuma w Breslau, Festung Breslau, Koniec świata w Breslau etc.
Potem trza z tego będzie zrobić serial jak "Z archiwum X".
nia

Joanna pisze...

Ech to pogotowie...żal mi że nie pracuję już, choć z drugiej strony takiego braku szacunku pracodawcy w stosunku do pracownika nigdzie nie uświadczysz. SOR i intensywna się nie umywają:) a powiastki ambulansowe to na uczciwy thriller się nadają.
Joanna

Zadora pisze...

co Ty pijesz na śniadanie? :)

Nomad_FH pisze...

Zarąbiste :D I taaaak wogóle się z Jakubem dziadek nie kojarzy :D

Urszula: akurat wg mnie Homo bimbrownicus to powrót do trochę lepszej formy po kilku gorszych książkach o Jakubie.
Choć i tak chyba najbardziej lubię zbiory opowiadań nie związane z Jakubem (Czerwona gorączka, 2586 kroków etc.).

inessta pisze...

Abi, co ja poradzę, że uwielbiam Twoją.... prozę, poezję i wszystko co napisałeś. Zapewne nawet zwykłe podanie o przydział papieru też z twoich rąk poezją wychodzi.Mam rację?

akemi pisze...

Boszsz, ileż tu nieprzyzwoitych pochlebców...
Abi, znam pewnego pisarza, który w swoim czasie miał zakusy na napisanie książki. Jego znajomy wydawca zaproponował mu, by najpierw pisał blog i zobaczył jakie będzie miał przyjęcie wśród swoich blogowych czytelników. W jego przypadku była to dobra droga. Jeśli w ogóle jest to jakaś droga do wzięcia się poważnie do roboty pisarskiej, to pierwszy etap masz już za sobą. Słuchaj więc ludu, który Cię wielbi;-)

Mała Mi pisze...

Bardzo ciekawie się zaczęło :) jakiś ciąg dalszy?

Anonimowy pisze...

Łomatko, zobaczyłam, że mi "k" w ksywie zeżarło. O Breslau, to pisałam, ja, nika :-)
Zresztą, a propos ksiunżki, to vox populi się liczy. :-)
nika

Anonimowy pisze...

Do autora- siedziałem cicho przez tyle czasu, ale w końcu moja cierpliwość się wyczerpała. Albo powstanie z tego książka, albo powiadamiam prokuraturę (znęcanie się nad czytelnikami:)))))
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

cud, miód i ultramaryna

Malares

doro pisze...

Heheheh, genialne!

Anonimowy pisze...

No i piknie! (Sz)czekam na ciąg dalszy. Co z bagnetem i tymi dwiema??
ruda_

Ula pisze...

Nomad_FH- może gdyby najnowsza książka Pilipiuka nie była sygnowana Wedrowyczem, to nie miałabym o Bimbrownikusa żalu. Tymczasem z Wedrowycza autor zrobił idiotę, który bez Semena sam sobie nie daje z niczym rady. Zatem mowa o powrocie do świetności według mnie jest nadużyciem:)
To jednak moje subiektywne zdanie, oczywiście każdy kto czytał ma prawo się z tym nie zgodzić.

abnegat.ltd pisze...

Boszszsz... Toz ja tu zgine zaslodzony na smierc... Przynajmniej ktos bt mnie mogl opierniczyc za echo co sie rozeszlo echem czy inne holociarstwo stylistyczne :[\]

Dzieki za slowa uwielbienia, jako typowy samiec lykam wszystko jak mlody rekin...

Anonimowy pisze...

spoko, spoko Abi, da się zrobić!

Malares

Szaman Galicyjski pisze...

Bardzo proszę, Abi, na kolegę anestezjologa zawsze możesz liczyć:
1) "miało TĘ nutkę", a nie "tĄ nutkę";
2) "Myśleli, że.." a nie "myśleli że"; jest jeszcze parę(naście), ale nie wypiszę Ci tu wszystkich, tak, jak i literówek;
3) echo - echem sam już wypatrzyłeś;
4) "sam popijał spokojnie płyn z kufla, który po czwartej dolewce zmienił barwę" - lepiej "z kufla płyn, który", bo to nie kufel zmienił barwę, a płyn.
Dość na tym. Pisz dalej, dobrze Ci idzie.

Szaman Galicyjski pisze...

A poza tym, to bardziej na Wiedźmina patrzy, nawet w jakubowej postaci.

Unknown pisze...

Szaman ma racje. bardziej mi to na Geralda wyglada niz na Jakuba. choc W to tylko pobieznie raz przekartkowalem.
przyznac trza iz po wydaniu rozejda sie dziela Abiego szybko dosc! mnie sie podoba tworczosc wesola :)

Anonimowy pisze...

Panie Abnegacie,
Uwielbiam takie opowiastki o poranku. Zapach mirabelówki i słoninki bardzo swoiski i Wędrowyczowy. Przyłączam się do chóru pochlebców i gromkim głosem wołam "jeszcze, jeszcze" oraz namawiam na wydanie w formie papierowej.
Torunianka

abnegat.ltd pisze...

Urszula, pojecia nie mam jak sie takiego wydawcy szuka. Wpraweczki sa to niewinne, moja polonistka w przyplywie dobrego humoru dawala mi 3 i plus na zachete ;)))

Nika, pisac by sie chcialo ale warsztat - mizerny. Serio serio. Moze sie pomalutku nabede narzedzi zdolnych splodzic cos krotkiego a ciekawego. Pierwsza probka, pisana ad hoc, pod ocene... ;)

Joanna, wrocil bym. Moze niekoniecznie w wymiarze 15/miesiac ale... Zawyc sygnalem, wyskoczyc do reanimacji... Chlopu to nie dogodzi ;D

Greg, assama, pozwalam sobie na jedna lyzeczke cukru (brazowego)... ;P

Nomad, tyz mam takie wrazenie zem go gdzies widzial... >;)

Innesta, tego nie pisze... W meskiej zazwyczaj jest ;D Ale za to wypowiedzenia z pracy to wzory schludnosci i zwiezlego stylu.

Akemi, tyz bym apelowal o umiarek... ;) jak nie umiar...
We lbie mi sie poprzewraca i faktycznie cosik wydam jeszcze...

Mala Mi, sie wlasnie skonczylo - razem cztery odcinki. Jak sie spodoba - bede grafomanil. Jak nie - to nie :)

Anonimie, witaj. (moze jakis nick tymczasowy?)
Musze to przemyslec. Doglebnie. A najblizsza gruszkowka jest 2 tys km stad...

Malares, Doro & Ruda - dziekidzieki :)
Ciag dalszy nastapil.

Malares, no to - klawiature w dlon ;)

Szaman, i no wlasnie.
Deklinacja zaimkow wskazujacych... Racje moja polonistka miala ;)

Listek, a wszystko te szare oooczyyyy....
;P

Torunianka, dzieki :) Com mogl - tom popelnil....