piątek, 19 marca 2010

Donors

Bycie dawcą piękna sprawa jest. Człowiek czuje się wręcz - szlachetnie - ofiarowując nieznanym beneficjentom swoje doczesne podroby szczątki. W Polsce - wiadomo. Procedura ustalona, doktory, komisje i cuda niewidy. Ekstrapolacja doświadczeń to jednak straszna rzecz - myślałem że w każdym cywilizowanym kraju tak się dzieje. Nic bardziej mylnego...

Jak donosi prasa, pacjent po nieudanej reanimacji został uznany za zmarłego. Jednakowoż narządów nie zdążono mu pobrać bo w trakcie procedury zaczął reagować na ból i aktywnie opędzać się od biorców łapami. Początki transplantologii w Kinszasie? Nie, nie... 2009, UK. Procedura ta na wyspie jest do tego stopnia uznaniowa, że w zasadzie nikt nie wie kto i ile razy ma próbę powtórzyć. W gajdlansie stoi: dwóch doktorów ma powtórzyć badanie dwukrotnie. Proste? Bynajmniej...
Są szpitale gdzie procedurę wykonuje dwóch doktorów razem a następnie powtarzają to ponownie razem. Są takie gdzie wykonują to ci sami, ale oddzielnie. Są takie co wykonuje pierwszy set - razem, po czym drugi set - tez razem .A są tez takie co pierwsze dwa badania wykonuje dwóch doktorów oddzielnie - a następnie dwóch kolejnych wykonuje to jeszcze raz. Tez oddzielnie. Jeżeli ktoś się spocił czytając to, proszę pomyśleć ile kosztuje pisanie powyższych wywodów...

Słysząc powyższe rewelacje nie zdzierżyłem, podszedłem do prelegenta i zapytałem osochozi. Czemu nikt takowej procedury - a jest ona dość ważna, wydawać by się mogło, dużo ważniejsza niż procedura na ten przykład żucia gumy przed zabiegiem - nie napisał. I tu wyszła znowuż różnica między polskim systemem zamordyzmu koordynacji pionowej a poziomym systemem dekompozycji organizacyjnej w Jukeju. Mianowicie oni napisali do konsultantów coby wypowiedzieli się na temat draftu gajdlansa - i otrzymali 6 tysięcy różnych propozycji.

Konsesus jest spodziewany w czterdziestym czwartym.

Dwa tysiące. Czterdziestym czwartym.



MR. BROWN: Tak?

MAN: Hello. Uhh, możemy pobrać pańską wątrobę?

MR. BROWN: Moją co?

MAN: Pańską woątrobę. To duży, ehh, gruczołowy organ w pańskim brzuchu.

ERIC: [sniff]

MAN: Wie pan, taki, uh,-- jest czerwono-brązowy. Rodzaj pewnego, uhh,--

MR. BROWN: Taa,-- y-- y-- taak, wiem co to jest, ale... ja go używam, eh.

ERIC: Chwileczkę.

MR. BROWN: Hey! Hey! Stop!

ERIC: Facet, nie rżnij głupa.

MR. BROWN: Stop! Hey! Hey! Stop. Hey!

MAN: A ku ku.

MR. BROWN: zo - zostaw to!.

MAN: Co to jest, ha?

MR. BROWN: Karta dawcy wątroby.

MAN: nie musimy nic więcej tłumaczyc, prawda?

ERIC: Nie!

MR. BROWN: Panowie! Nie mogę wam teraz tego dać. Przecież tu pisze: "W przypadku śmierci". Uh. Oh! Ah. Ah. Eh.

MAN: Do tej pory nikt, komu pobraliśmy wątrobę, nie przeżył.

MR. BROWN: Agh.

ERIC: Przosze się tu położyć. To zajmie tylko chwileczkę
MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Zapnij to.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: 'Chwila. Co tu sie dzieje?

MAN: Uh, on własnie oddaje wątrobę.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: To przez tą durną kartę?

MAN: W rzeczy samej, prosze pani.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Cały on!

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Łazi do tej durnej biblioteki, widzi kolejną akcje dobroczynną i wraca do domu pełen dobrych intencji.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Oddjae krew. Bada leki na grypę. Ten rodzaj działalności.

MAN: Oh.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

ERIC: Ehh.

MRS. BROWN: Co panowie, uh,-- tak an marginesie, co z nimi robicie?

ERIC: One wszystki będą ratować życie ludzkiem.

MRS. BROWN: Mmm. To to co zawsze powtarza. 'To wszystko dla dobra kraju', tak zwykł mówić.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Myslicie że to wszytko dla dobra kraju?

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Hm?

MRS. BROWN: Myslicie że to wszytko dla dobra kraju?

MAN: Cóż, nie mamy o tym zielonego pojęcia, prosze pani. My po prostu, uh, wie pani, wykonujemy nasza pracę.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Więc nie jesteście...lekarzami??

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Na litość boska, oczywiście że nie.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN and ERIC: [śmieją się]

YOUNG MAN: Mamo. Tato. Wychodzę. Wrócę koło siódmej.

MAN and ERIC: [śmieją się]

MRS. BROWN: OK, synu. Uważaj na siebie.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Oh. teraz.

ERIC: M-hmm.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MRS. BROWN: Czy panowie, um,...

ERIC: [mruczy]

MAN: Tak, słucham?

MRS. BROWN: ...napijecie sie panowie herbaty?

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Było by doprawdy bardzo miło.

MRS. BROWN: Oh.

MAN: Dziękuję.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Stokrotne dzieki, prosze pani.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Dziękuję.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Oh, eh,-- myslałem że już nigdy nie zapyta.

ERIC: Wiesz jak to jest.

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Uhh, zdaje sobie pani sprawę że on, tego, musi być, uh,... tego, martwy,... zgodnie z warunkami ogólnymi, uh, zanim odda swoją wątrobę.

MRS. BROWN: Cóż, mówiłam mu o tym, ale nigdy mnie nie słucha. Głupi chłop!

MR. BROWN: [wrzeszczy]

MAN: Tak się zastanawiałem, ehh,... Tego, wie pani,co pani bedzie robic po tym wszystkim. Znaczy, [sniff] zostanie pani sama,... czy jest ktoś, eee,... cóż, ktoś inny, tego....na horyzoncie?

MRS. BROWN: Jestem za stara na takie rzeczy. Mój czas już minął.

MAN: Wcale nie! Jest pani bardzo atrakcyjną kobietą!.

MRS. BROWN: Na pewno nie myślę o kolejnym zamążpójściu.

MAN: Na pewno?

MRS. BROWN: Na pewno.

[pause]

MAN: Czy możemy w związku z tym - dostać pani wątrobę?

MRS. BROWN: Oh. nie, Chyb abym się... bała.

MAN: AW porządku. [snap] Coś pani powiem. |Prosze spojrzeć. Prosze posłuchac piosenki.





MAN IN PINK: Whenever life gets you down, Mrs. Brown,
And things seem hard or tough,
[clunk]
And people are stupid, obnoxious, or daft,
And you feel that you've had quite enough,

[boom]

[singing]
Just remember that you're standing on a planet that's evolving
And revolving at nine hundred miles an hour,
That's orbiting at nineteen miles a second, so it's reckoned,
A sun that is the source of all our power.
The sun and you and me and all the stars that we can see
Are moving at a million miles a day
In an outer spiral arm, at forty thousand miles an hour,
Of the galaxy we call the 'Milky Way'.

Our galaxy itself contains a hundred billion stars.
It's a hundred thousand light years side to side.
It bulges in the middle, sixteen thousand light years thick,
But out by us, it's just three thousand light years wide.
We're thirty thousand light years from galactic central point.
We go 'round every two hundred million years,
And our galaxy is only one of millions of billions
In this amazing and expanding universe.

[boom]

[slurp]

The universe itself keeps on expanding and expanding
In all of the directions it can whizz
As fast as it can go, at the speed of light, you know,
Twelve million miles a minute, and that's the fastest speed there is.
So remember, when you're feeling very small and insecure,
How amazingly unlikely is your birth,
And pray that there's intelligent life somewhere up in space,
'Cause there's bugger all down here on Earth.

[clunk]


MRS. BROWN: [sigh] Makes you feel so, sort of, insignificant, doesn't it?

MAN: Yeah. Yeah. [sniff] Can we have your liver, then?

MRS. BROWN: Yeah. All right. You talked me into it.

MAN: Eric! [clap]

15 komentarzy:

inessta pisze...

O Matko! Raz jesteśmy w czymś lepsi! :))

Zadora pisze...

Call anaesthetist1 ;)

abnegat.ltd pisze...

Innesta, nie raz ;)
To co pisal ostatnio Szaman - o pacjencie z bolami barku - jest modelowym wrecz opisem zalatwiania problemow zdrowotnych w NHS.

Greg, wydawac by sie moglo ze anestezjolog taki - bardzo wazny jest. A tu prosze. Watrobka pobrana a w okolicy ani sladu kolegow po fachu. Bogiem a prawda chirurgow tez nie, ale to zupelnie inna sprawa :]

(KK) pisze...

To ja lecę wywalić to świństwo z portfela...! ;)

f-blox pisze...

Ale ja myślę, że jak już raz ten konsensus wypracują, to będzie to aktualne na kilka następnych dziesięcioleci. A nie tak jak u nas - co minister to inna koncepcja funkcjonowania ochrony zdrowia.

Anonimowy pisze...

Ihaaaaa, bo my mamy pruski system, o!
I nie będziem go zmieniać, o!
Mogą nam nagwizdać, o! :-)))
nika

Anonimowy pisze...

Ostatnia awantura holenderska:

Próbowano wprowadzić centralną elektroniczną ewidencję pacjentów i usług medycznych, coby każdy lekarz w Pierdziszewie Górnym, jak dostaje klienta z Dupkowa Dolnego, mógł sobie wyczytać, że pacjent cukrzyk, HIV+, alergik na wszystko, weganin i jehowy oraz nieszczepiony na nic, bo z ultrakatolickiej rodziny (mamy takich w tzw. pasie), a jednak zgadza się na skorzystanie z 'flaczków' w czynie charytatywnym, zanim podejmie interwencję medyczną. Nazywało się to EPD, każdy dostał liścik z formularzykiem, i ew. mógł się z tego systemu wypisać, przez odesłanie formularzyka.

Jednym z argumentów przeciwko takiemu systemowi rejestracji danych pacjentów było to, że do 'donorregister' trzeba się zapisać, a tutaj do EPD zapisują z góry, i trzeba się wypisać. Belogowie za to mają system zapisaywania z góry do banku dawców, i trzeba się wypisać. Takie buty.

Wczoraj doczytałam też w ramach dokształcania (bo położna wypisała mi świstek na super-badanie krwi, chyba połowę mi tam zakrzyżykowała, z milionami różnych przeciwciał, nie wiem, czy tak rutynowo, czy dlatego, że 'weszłam' do systemu z Dzikiego Wschodu), że tubylcy szczepią różyczkę nawet u chłopców, natomiast nikt nie szczepi gruźlicy obowiązkowo, i trzeba za ten interes dopłacić, nawet jak rodzic jest z regionu wysokiego ryzyka.

Grt,
Sarah

Ps. Z mojego podwórka: piękny przykład code-switching (lub ze złych skrótów CS) w końcówce wpisu.

Nomad_FH pisze...

A mnie się to przypomniało :D

Po USG lekarz mówi do pacjenta:
- No tak... Wątroba powiększona. Nawet bardzo powiększona. Koszmarnie! - rzekłbym. No cóż... Trzeba będzie usunąć płuco.
- Czemu płuco? - wykrzykuje pacjent.
- Jak to czemu? - odpowiada lekarz. Przecież trzeba zrobić miejsce wątrobie.

doro pisze...

Miejmy nadzieję, ze coś się zmieni, ze wreszcie kiedyś będzie normalnie. (Lubię to mowić, bo odpręża na kilka minut).
Budzenie się w trakcie pobierania narządów mam już odhaczone, znam ból grzebania we flakach, czułam rękę w brzuchu, tylko przez tą cholerną rurę w krtani nie mogłam wyrazić swej dezaprobaty i kopnęłam lekarza; wtedy personel zaczął niecenzuralnie kląć i krzyczeć oraz biegać naokoło ;)
Już się śmierci nie boję, nie może być bardziej bolesna niż to ;DDD
pozdrawiam ! (uwielbiam ten skecz MP)

Agnieszka pisze...

Ja tak trochę nie na temat, ale ciekawy artkuł dziś znalazłam w Przekroju: http://przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,6476,0.html Ciekawam, jak się do tego ustosunkowują ratownicy wszelkiej maści...

Nomad_FH pisze...

Artykuł niezły. Ja dodałbym do tego jeszcze kilka rzeczy - na pewno u nas nadal pokutuje mit - ktoś idzie do psychologa - czyli jest czubkiem, nie nadaje się. "Nie pójdę bo koledzy będą się śmiać" etc.

Akurat mocno siedzę wczytując się m.in. w forum policyjne (IFP), tam oprócz typowego stresu opisywanego w artykule dochodzi jeszcze jedno. Strach przed konsekwencjami działania, wielu pisze - że najlepiej nie byłoby nic nie robić, bo cokolwiek zrobią, to później są drobiazgowe śledztwa wewnętrzne, prokurator na karku itd. I często przestępca już jest dawno po sprawie, na wolności - bo znikoma szkodliwość czynu, a policjant nadal zawieszony i pląta się między prokuraturą, a wydziałem wewnętrznym.
Sam przypadek ś.p. Andrzeja. Zginął - wielka manifestacja uczuć, politycy, gazety - wszyscy piszą o barbarzyństwie.
O kolejnych atakach na policjantów(choć takich ataków rocznie jest ponad 700). A gdyby tak Andrzej przeżył, ale poturbował napastników (nie daj boże połamał), zaraz by była nagonka na brutalność, na to - że jakim prawem interweniował na urlopie itd.
I to też cholernie wypala. Inny przykład: wielka nagonka "przyjechali strażacy, ale nie weszli od razu do środka budynku, gdzie byli ludzie. Przez nich zginęła jedna osoba"
Tylko, że jakoś nikt nie słuchał tłumaczeń, że w palącym się budynku był skład butli z gazem. I musieli odczekać, aż przyjedzie cięższy sprzęt, aby móc zrobić porządną kurtynę wodną ochładzającą te butle. I że gdyby weszli - po pierwsze przy wybuchu butli mogła zginąć cała sekcja, po drugie - mieliby pewne zarzuty za nadmierne narażanie swojego życia.
I to też są cholerne obciążenia - wejść wiedząc, że ryzyko jest ponad standardowe - ale być może uratuje się komuś życie, czy poświęcić jedno życie, wiedząc - że strażak/ratownik ma szanse w przyszłości uratować znacznie więcej - a jego wyszkolenie też nie trwa 5 minut...
A media (zwłaszcza brukowce) są niestety bezlitosne obecnie. I prawda liczy się najmniej.

Shigella pisze...

Ja tak troche nie w temacie, ale wlasnie ogladam program pt "Tabu" na Narodowym Geografie i nurtuje mnie, jak to jest z wykonywaniem znieczulenia miejscowego poza gabinetem lekarskim i przez niewykwalifikowany personel?

Probowalam wyguglac, jak to jest w USiech, ale mi nie szlo.

Wlasnie widzialam jak deliwentowi tatuowano twardowke bez znieczulenia i unieruchomienia galki ocznej (troche mi gorzej) i a innemu na zywca usuwano jedne, a zakladano inne implanty (bardzo mi gorzej).

abnegat.ltd pisze...

KK, może nie wywalaj - dopisz tylko "Po mojej śmierci NIEZWIĄZANEJ z wcześniejszym pobraniem zakwalifikowanych narzadów" ;)))

F-blox, nie ma systemu doskonałego. Cokolwiek by miało nie byc - na humanity mozna liczyć - spierdzielą wszystko. A tutejsze przekręty są nie gorsze niż u nas. Tylko inne.

Nika, im dłużej jestem tutaj, tym bardziej lubię Prusaków... ;)

Sarah, wiesz czego się boję? Że kiedyś jakis mafiozo zachoruje - i będzie dramatycznie potrzebowal dawcy. Co trzeba zrobic? Ukraśc bazę danych zgodności tkankowej, wytypować dawcę i ukręcić mu łeb.
Dlatego jestem absolutnie przeciwko takiej bazie danych.
I za CHIŃSKIEGO BOGA się nigdzie nie zapiszę.
Postawmy to po Bożemu: to potencjalny biorca ma być w bazie. A dawcę oznacza się dopiero pośmiertnie - i wtedy pobiera narządy. A odnośnie szpiku - bardzo chętnie wykonam sobie oznaczenie ABO, HLA i co tam jeszcze do przeszczepu potrzeba - ale chcę to mieć we własnym sejfie. Co tydzień sprawdzę sobie bazę danych pod kątem znalezienia kogoś, komu moge uratowac zycie - i tyle. A nie żeby moje dane były publicznie dostepne dla każdego łachudry który jest w stanie włamać sie do pomieszczenia z kłódką i wynieść peceta z twardym dyskiem. Na którym dane są chronione HASŁEM WINDOWS...

Nomad, bez płuca można zyć. A bez wątróbki sie nie da ;)

Agnieszka, pisałem kiedyś o tym. To, póki co, mało kto rozumie - szkoda w ogóle bić pianę.

Shigella, zależnie od lokalnych przepisów. W Jukeju jak pielęgniarka ma uprawnienia to sobie może leki podawać. Ale przepisać musi je lekarz.

basia pisze...

Pan Dr tu jakieś ambiwalentne defetyzmy... Ładnie to tak - mącić narodowi w kolektywnej główce?...


Dziś o poranku usłyszałam 'właśnie', że w Tarnowie zabrakło kasy na badania potencjalnych dawców szpiku... Już...

abnegat.ltd pisze...

Basiu, to sa bardzo osobiste dane zbierane przezludzi ktorym ochrona danych kojarzy sie z zahaslowaniem windows imieniem psa...

Tutaj tez oszczednosci. Na ten przyklad zylaki wypadly z koszyka swiadczen...