środa, 3 lutego 2010

Osiołkowi w żłobie dano

Doskonałego systemu zdrowia nie ma. Wniosek ten wypływa z liczby przeróżnych tworów które starają się dostarczyć świadczenia zdrowotne swoim pacjentom. W zasadzie wahadło przemieszcza się między stanem służby państwowej, bezpłatnej, finansowanej z kieszeni podatnika która dostarcza wszystkim wszystko - a prywatnej, opłacanej ze składek ludzi płacących haracz.

Jak działa NHS? Czyli National Health Service w Wielkiej Brytani?
Jest to system pierwszego typu z wbudowanym silnym mechanizmem konkurencyjności i kontroli.

Założenie jest proste - należy się wszystko i każdemu. Chorujemy? Potrzebne jest nam lekarstwo? GP zwany pieszczotliwie dżipem wypisze receptę którą zrealizujemy bezpłatnie w najblizszej aptece. W tym mieszczą się krople do nosa, maść na odgniotki i tabletki antykoncepcyjne.

Porównajmy pracę oddziału. Polska organizacja jest stricte wojskowa - z Pierwszym Po Bogu Wodzem i Jedynym Światłem W Ciemnośći oraz grupą mniej lub więcej godnych/niegodnych wyznawców - co daje plusy i minusy. Do pozytywów należy zapisać kontrolę, zarówno oddziału jak i procesu leczniczego. Nasze odprawy na których codziennie omawia się stan pacjentów i ustala dalszą terapię pokazują jasną i prostą drogę którą poruszać się będzie każdy z lekarzy oddziałowych. Chyba że mu życie niemiłe i chce najbliższe pół roku spędzić wykańczając stare historie chorób. Przepływ informacji w takiej strukturze jest jasny, prosty i czytelny. Wódz jest od wodzowania a asystenci od asystowania.

Organizacja brytyjska jest demokratyczna. Na oddziale pracuje kilku, kilkunastu - a jak szpital wielki to i kilkudziesięciu - konsultantów, a każdy każdemu równy w prawie i mocy. Stąd polska doktorzyna ma początkowo wrażenie drobnego chaosu. Wyobraźmy sobie że patrzymy w rotę - czyli tutejszy rozkład jazdy - na nasze 10 sesji w tygodniu. Trzy bedą na intensywnej terapii, pięć na bloku operacyjnym a pozostałe dwie to nauka własna i obstawianie przybytków różnych - jak na przykład przychodnia terapii bólu czy klinika badań przedoperacyjnych. I może się zdarzyć tak że po kilku dniach zawitamy na IT a tam nieznani pacjenci, nieznane przypadki... Ale mamy tylko cztery godziny - byle przeżyć, resztą zajma się inni. Tylko że ci inni tez przychodzą na cztery godziny...

Czyli polski system lepszy?

Wyobraźmy sobie że szef polskiego oddziału to skorumpowany skurwysyn (rzecz jasna takich nie ma nigdzie, wcale i ani trochę ale dla potrzeb tego postu założymy że jednak są). Albo co gorsza, prócz tego że skorumpowany i bez zahamowań to w dodatku nienajlepszy w swoim fachu. Ale bogaty albo z koneksjami. Albo nie daj Panie jedno i drugie. Tu sie zaczyna problem, bo zanim zdąży się go wyeliminować, będzie wymuszał, kradł, szkodził - a nie daj Boże zabijał. Taki zerozerosiedem. Z naciskiem na zerozero. W systemie brytyjskim pierwszy bład skończy się na critical incidence i postepowaniu wyjaśniającym co rzeczony doktor miał na myśli mordując pacjenta. Kolejny błąd skończy się na wysłaniu delikwenta do GMC w celu sprawdzenia kompetencji rzeczonego doktora. Czysto, szybko - cios mózg lasujący w aksamitnej rękawiczce.

Mamy tu konkurencję, bo pacjent może sobie wybrać miejsce i konsultanta który go będzie leczył czy operował - wiec lepsi są oblegani a miernoty raczej nie - jak i kontrolę, bo skargi są tutaj rozpatrywane bardzo wnikliwie. I to niezależnie czy są one wniesione przez pacjenta - co w Polsce jest jak najbardziej zrozumiałe - jak i przez kolegę lekarza - co w naszym kraju nad Wisłą przestaje sie mieścić w pale. Jakże to - kruk krukowi?

No właśnie. Mieliśmy - a wcale nie jestem przekonany że to dalej nie funkcjonuje - zapis w Kodeksie Lekarskim że doktor na doktora złego słowa nie powie. A tutaj takie zachowania sie nagradza. Do tego stopnia że doktor co bład popełni, sam bierze błękitna karteczkę critical icidence i pisze sobie radośnie donos na siebie. Co ciekawe, ten system rozumie że ludzie popełniaja błedy. Idąc tym sladem samobiczowników czeka proces surowy lecz sprawiedliwy po którym zaproponowana zostanie delikwentowi droga poprawy. Dodatkowe kursy, szkolenia, ograniczenie działalności,- na ten przykład obcięcie chirurgowi pewnych procedur z listy - praca pod nadzorem, po czym po kolejnych kontrolach przywraca się go do pracy. Dla kontrastu: próba zamiecenia sprawy pod dywan, fałszowanie danych, fałszowanie wpisów w historię choroby kończy sie natychmiastowym i dożywotnim wykreśleniem ze spisu praktykujących doktorów GMC.

Nasza kultura wyprodukowała system zamordycznej kontoli.

Tutejsza cywilizacja stworzyła nieco chaotyczną demokrację.

Oceńcie sami.

23 komentarze:

akemi pisze...

Może i chaotyczna to demokracja, ale na pewno zdrowsza. To polskie krycie kolegów w razie błędów w sztuce rodzi patologie. To też jest silnym argumentem rozgoryczonych pacjentów, lub ich rodzin przeciwko lekarzom. Ludzkie poczucie sprawiedliwości wymaga, by ten kto zawinił słuszną poniósł karę. A mydlenie oczu, czyli fałszowanie, zacieranie śladów, powoływanie biegłych w sądzie, którzy też są kolegami kolegów, to jawne rozsierdzanie pacjentów i robienie z nich kretynów, którym można łatwo zagrać na nosie - to nie ma prawa przynieść doktorom dobrego imienia.
A władza? Niech każdy kontroluje się sam i sam za siebie odpowiada, a wtedy ordynator będzie spał spokojnie (przede wszystkim nie będzie potrzebna taka funkcja, wystarczy jakiś "kierownik ruchu"), a po drugie każdy ma szansę wykazać jakim jest kompetentnym fachowcem.
Mówię zdecydowane NIE polskim hierarchiom szpitalnym i dziwnym układom solidarności.

Anonimowy pisze...

Abi, jam młodsza trochę, nas już uczyli że owszem jest taki zapis, ale jak coś jest nie tak to dobro pacjenta itd,itp...z tego co zauważyłam krok pierwszy stanowi rozmowa/telefon w trybie opier***, do kroku dalszego nikt przy zdrowych zmysłach w tym kraju się nie przyzna; a samobiczowanie się pozostaje w gestii li tylko wyciągnięcia nauczki i ewentualnych przemyśleń tudzież wyrzutów sumienia( w miarę możliwości ). W Pl nie ma czegoś takiego jak samokrytyka ( niestety )
Abi, z tego co piszesz to takie skakanie pomiędzy "działami" tu kilka godzin tam kilka, jest średnim rozwiązaniem, zabiegi/poradnia ok, tam chwilowo widzisz pacjenta, ale na IT fajnie byłoby wiedzieć coś więcej o pacjencie, a te 4 h to często za mało, żeby się wgryźć w papiery.
@akemi, hierarchia nawet niech będzie, tylko ktoś kto jest ważniejszy niech ma wiedzę, umiejętności (niekoniecznie w wyrabianiu sobie znajomości itp, itd) i przede wszystkim niech ma jako taki ogląd rzeczywistości, bo wychylanie się z gabinetu tylko na czas wielkiej wizyty mija się z celem. W niektórych krajach spotkałam się z szefami oddziałów i jednocześnie profesorami, którzy prowadzili pacjentów (i nie tylko tych wybranych), prowadzili papiery! i uwaga dyżurowali (świątek, piątek i niedziela). U nas nie do pomyślenia (przynajmniej nie na moim podwórku).

aha, zmiana nazwy funkcji z ordynatora na kierownikującego ( obecnie w wielu miejscach istnieje funkcja lekarz kierujący oddziałem ) nic nie da, tu trzeba zmiany mentalności


M

Zadora pisze...

no a jak się mieści w tym, opisywany przez Szamana ruch mas beżowych z umiejętnościami przeciwnie proporcjonalnymi do ambicji i mocy w łokciach? Demokratycznie indolencja zamiatana pod dywan?

Anonimowy pisze...

Iiiihaaaaa, iiiihaaaa, rzeczywiście osiołkowi w żłoby dano, hmmm, no nie wiem, hmmm.
A gdyby zrobić taką hybrydę naszego polskiego własnego z tym brytyjskim? To znaczy wybrać to najlepsze z naszego i najlepsze z ichniejszego?
Choć mnie się bardzo podoba w naszym systemie, że jako wyzuty z krnąbrności pacjent wiedziałam, kto jest szefem, a kto moim lekarzem prowadzącym. Ordnung muss sein :-))))
nika

Anonimowy pisze...

Abi, pls mały supporcik:/ jako wrzod cushinga określacie tylko wrzody z pow.wzrostu icp czy generalnie wrzody stresowe? bo mam i tak i tak podane takie hasło:(

M

Anonimowy pisze...

Może jestem laikiem, ale dziwi mnie, że u nas lekarze lekarzom potrafią zgotować taki los.

Przecież przeważnie Zacnie Panujący Minister Zdrowia (ZPMZ) -> to lekarz.

Abi-zapytam z czystej ciekawości, jakie reformy i wprowadzane przez którego ministra zdrowia - wydały Ci się zdrowe i sensowne.

Bo jeżeli w U.K. jest tak jak piszesz, to to co jest tutaj, stanowi doklejanie niepotrzebnych organów...kolosowi na glinianych nogach. Co prowadzi do upadku.

Jeżeli chodzi o system w UK-> z etycznego punktu widzenia...jest zdrowszy.

Na pocieszenie dodam, że jestem już tym pokoleniem, dla którego lekarz kopertownik-to mit.
Osobiście nie spotkałam się z czymś takim, owszem słyszałam, że gdzieś kiedyś ktoś od kogoś, coś wziął, ale nigdy nie dotyczyło to mojej rodziny, ani mnie.

Także mentalność młodych medyków pod tym względem się zmienia.

Myślę, że opcja kopertownik jest passe.

Pozdr.

Iwona pisze...

Wielce chaotyczny bym powiedziala.... Dostaje list na badania raka szyjki macicy, ide do przychodni, tam mnie bada pielegniarka lub lekarz, po 2 miesiacach dostaje list, ze nie bylo costam jasne i czegsotam w miare, zeby dokladnie mnie zbadac, ide jescze raz i to samo, po szostym razie (w jednym roku) poprosilam o skierownie do szpitala, po odczekaniu tylko 3 miesiecy ide do szpitala, bada mnie "specjalista" tym razem, ktora to nie moze gdzies sie tam dostac (nie bede raczyc szczegolami z rana),ktora to daje mi skierownie do innego "bardziej specjalistycznego" szpitala, gdzie maja mnie uspic i sprawdzic wszystko bardzo dokladnie. Po tym pierwszym badaniu po 3 dniach rozchorowalam sie tak, ze nie mialam sily wstac z lozka. Dzwonie do lekarza GP i ten mnie odsyla do szpitala, poniewaz jest sobota i nie moze nikt do mnie przyjsc z wizyta, zanosi mnie do samochodu i zawozi tam syn, lekarz, pomimo, ze sie slaniam i boli mnie brzuch, daje mi painkillers i jakis antybiotyk, po tygodniu lezenia (w potwornym bolu) i ciaglego dzwonienia do przychodni i nie jedzenia niczego(wody nie zaliczam do jedzenia) wraca z wakacji moj kochany lekarz, ktory daje mi antybiotyki, po ktorych po tygodniu jako tako dochodze do siebie, tzn, ide do pracy i po spojrzeniu na mnie szefowa biura kaze mi wracac do domu. W czasie mojej choroby dzwoni ten szpital, gdzie maja mnie uspic...Mowie im, ze jak przezyje to zadzwonie, ale narazie to nie dam sie dotknac zadnym specjalistom a tym bardziej nie pozwole im na zagladanie mi nigdzie...Po dwoch miesiacach ide do szpitala, gdzie mnie usypiaja i gdzie sie dowiaduje po przebudzeniu, ze mam sliczna macice w ksztalcie serca , zachwyca sie pani doktor, ciesze sie..do momentu, kiedy po 4 miesiacach dostaje list (nie, nie ze szpitala),tylko od GP, ze nie mam aktualanego badania na tego raka k..szyjki macurvacicy, dzwonie i nawet ide tam, zeby uslyszec, ze nie maja moich wynikow ze szpitala, wiec musze jescze do innego bardziej jescze specjalistycznego, poszlam, popatrzylam sie na jakies voodu wiszacae na suficie i po 3 miesiach WCALE sie nie zdziwilam jak otrzymalam list, ze musze powtorzyc badanie, bo niby wszystko w porzadku, ale.....

abnegat.ltd pisze...

Akemi, to jest najwieksza slabosc polskiego systemu - kontrola konczy sie na ordynatorze. A ten moze robic co mu sie zamarzy byle by nie usmiercal ludzi.

M, moj pierwszy post tutaj to byla pozycja Staff Grade. Czyli wyszkolony anestezjolog ale nie konsultant. Potem sie ci prawda okazalo ze nasi koledzy z Deli po 6 miesiacach pracy jako SHO na anestezji aplikuja na ten sam lwvel, ale nie o tym.
I szczeka nam wsztstkim opadla na widok tutejszej organizacji. Przychodzisz na 9, nocny konsultant dawno slonczyl prace, dziennego ani widu ani slychu - twoj kolega SG jak ma nastroj to ci cos powie ale jak sie spieszy to juz niekoniecznie wiec zaczynasz przegladac papiery. Po czym konsulent wpadnie odziesiatej i zniknie a po poludniu koleja para Konsultant/SG obejmuje dyzur. Po naszych opowiesciach jeden z konsulentow objal role przywodcza i troche sie to usystematyzowalo.
Mnie uczyli ze Cushing to kazdy wrzod stresowy, nie tylko przy wzroscie cisnien w glowie. I tego sie trzymam ;)

Greg, zwroc uwage na piekne Szamanowe okreslenie "inteligencja wewnetrzna systemu".
Najslabszym ogniwem brytyjskiego NHSu jest ich przekonanie o uczciwosci lekarza. Jezeli mowi - to tak jest. Jezeli klamie to po zlapaniu przestaje byc lekarzem. I ta ceche zdaja sie wykorzystywac nasi przyjaciele zza Buga. Tak z 5000 km za Bugiem. Stad ich CV zawieraja nieprawdopodobne w typie i ilosci opisy procedur.
Pravowalem z najlepszym na swiecie laparoskopista. Tysiace procedur. Pewnosc siebie. Krolewskie maniery - z racji ogladania sufitu. I tenze miszcz nie potrafil zrobic jednego zabiegu bez konwersji do otwartej procedury. W koncu sie Bryty kapnely i go wywalili. Ale ze 20 operacji zrobil. Znajdzie jeszcze 20 takicj szpitali i w koncu jego umiejetnosci wyrownaja to co ma w CV.
Rzecz jasna droga nie jest dla bialego czlowieka- bo po ukatrupieniu pacjenta nie moze wytoczyc Trust'owi procesu o rasizm.

Nika, zakladajac ze szef jest humanista, zawodowcem i dobrym czlowiekiem - nasz system uwazam ze jest lepszy. Ale jak to wiadomo z naszych wczesniejszych dyskusji - skurwysyny sa wszedzie ;)

Emilka, proba reformowania sluzby zdrowia przypomina debate nad pacjentem przkrytym za mala koldra - wszyscy sie zastanawiaja co mu uciac, glowe czy nogi. Tego systemu zadne proby do tej pory nie uzdrowily. A w sumie proste to jak konstrukcja cepa.

Pacjent idzie do szpitala i kierujac sie swoja preferencja (bo chce lekarza najlepszego) oraz dostepnoscia (wiadomo, nie w 2044) zapisuje sie na zabieg. Za ten zabieg placi i dostaje rachunek. Na podstawie rachunku ubezpieczalnia zwraca mu wsxystko lub czesc - w zaleznosci od tego jaka sobie placil opcje ubezpieczenia.
Lekarz jest odpowiedzialny za skompletowanie zespolu i podzial srodkow (dobra pielegniarka do sknery nie pojdzie, a na tym ucierpi opieka nad pacjentem co zmniejszy doplyw srodkow). Jasno czysto i prosto.

W zasadzie, na przestrzeni tych 15 lat niewiele sie zmienilo. Zdecydowanie wzrosly place po masowych wyjazdach w 2004/2006. Ale ogolnie przypomina to przykrywanie g. sreberkiem z czekolady.

abnegat.ltd pisze...

Iwona, to jest kwintesencja tutejszego "najlepszego systemu zdrowotnego na swiecie" - bo taki sobie tytul nadali.
Bog mnie strzeze i rodzine od wiekszych problemow, mniejsze lecze sam. Ale raz mi sie trafila pierdolka - zakorkowane ucho. Dobrze bybto bylo zrbic przed wyjazdem na nury - wiec polazlem do mojego GP. Ten zakukal, kropelki napisal. Mowie mu ze mi laryngolog jest potrzebny ze strzykawka - napisze skierowanie, mam czekac na info. W domu po trzech dniach dostalem kurwicy, wyplukalem se ucho sam uzywajac do tego kropli z wodoroweglanem, masc z antybiotykiem, + doustnie. Po tygodniu wszystko przeszlo, ucho jak mowe. Miesiac pozniej przyszedl list cobym za kolejny kiesiac do mich przyszedl to oni li to ucho wyplukaja. Z przerazeniem mysle ze cos sie tu komus stanie powaznego. Pojade do kraju i bede sie leczyl za kase.

Anonimowy pisze...

dzięki, mnie tez uczyli, ze stresowe to cushing, a oparzeniowe to curling...ale zostałam poprawiona, no cóż może krakowska definicja jest inna, albo ja cos zapomniałam. Literatura tak pól na pól się decyduje na którąś z opcji, wole się dopytać jeszcze speca, który częściej widuje takie cuda;)

kiedyś rozmawialiśmy ze znajomymi z roku o takiej konkurencji...cudnie by działała na podnoszenie jakości/dostępności usług medycznych...jak u dobrej jakości specjalisty np. od płytek;)
widzę, że mamy podobny zamysł na finansowanie usług...ale chyba nie do zaakceptowania, bo jak takie coś mówię to ludzie twierdzą, że przecież lepiej płacić z własnej kieszeni...tylko się pytam czy stać ich z kopa na wydanie kasy na dobra wycieczkę w tropiki albo mieszkanie.
ostatnie zdanie jest cudne:)

M

Anek pisze...

Każdy z nas ma przemyślenia na podstawie własnych, często bolesnych, doświadczeń. Zamieszczane opinie, moim zdaniem, w jakiś sposób są stronnicze (tego nie sposob uniknąć) i nie są w stanie tematu wyczerpać. Krytyka lekarzy- zapominamy o rzeszy wspaniałych ludzi, którzy na przekór przeciwnościom faktycznie pracują z powołaniem. Krytykując pacjentów – zapominamy o pacjentach cierpiących z powodu bezmyślnych pomyłek lekarskich. Krytykując próby porównań do innych zawodów – nie wszystkim dane było zostać lekarzami a są przecież wspaniałymi ludźmi. Każdy kij ma dwa końce. Moim zdaniem, we wszystkim co się robi, należy pozostać po prostu Człowiekiem. Próbujmy naprawić to co złe. Czy się uda? Bez starań z naszej strony na pewno nie.

Iwona pisze...

Ale sie dzisiaj rozpisalam... chcialam zaznaczyc, ze ja na lekarzy tutaj akurat nie narzekam, tylko system cosniecos ostatnio kuleje,totalny brak komunikacji miedzy lekarzami, szpitalami etc, mialm stycznosc ze sluzba zdrowia w Polsce, na Wegrzech, w Szwecji i przez ostnie prawie 30 lat tutaj i kazda z nich ma plusy i minusy. Abi, nie dla wszystkich tu lekarstwa sa za darmo, ci ktorzy pracuja placa, chyba, ze maja exemption certificate, nie placa ludzie na zasilkach, dzieci, emeryci, kobiety w ciazy...czyli jakies 99% spoleczenstwa heheh, chyba masz racje.

abnegat.ltd pisze...

CP sa tez za darmo... A taki Yasmine bedzie z 60 PLNow kosztowal.
Patrzylem na prace coponiektorych konsulentow i mi sie wlos na glowie zjezyl. Niewiele ich ale jednak.

Iwona pisze...

W zadnym kraju, oprocz UK sluzba zdrowia nie da sie tak oszukiwac, przykad tej "matki", o ktorej chyba niedawno pisales, teraz ja sadza, ale nadal nie wyjasnili jak to bylo mozliwe, przez tyle lat.... Mam sasiadke, ktora jest na inwalidzkim, bo przeciez inwalidzki zasilek jest wiekszy od zasilku dla bezrobotnych i socjal jej dupy nie zawraca glupimi pytaniami, kiedy ruszy gruba dupe i wezmie sie za jakas robote? widuje tez kolesia na wozku speclanie przygotowanym do trzymania nogi w gorze nieco,(kreatywny) wiec jezdzi sobie pan z noga usztywniona, popychany przez coraz to inna opiekunke, bo pan nerwowy bardzo z powodu udawanej choroby pewnie i kazda nim wytrzymuje z tydzien caly, a ja sie wkurwiam, ze ja za ten cyrk musze placic i za jego opiekunki tez...A skad wiem, ze nic mu nie dolega? moja kolezanka lekarz mi powiedziala kiedys: you know what? is nothing whatsoever physically wrong with that guy, but obviously he is not all up there... Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

...wiesz co Abi?

Im dłużej żyję, tym mniej rozumiem o co tak naprawdę w tym pierdolniku chodzi i dlaczego każdemu utrudnia się życie.
I to za ciężką kasę.

Ja jestem zwolenniczką upraszczania życia do minimalnego poziomu komplikacji.

Redukowania barier do minimum - tak, jak przy skracaniu ułamków w działaniu matematycznym- ale gdzie się nie ruszę tam każdy jest umęczony papierologicznymi barierami i to po nic.

Tak sobie czytam swoją porcję tygodników antykobiecych i zaczynam zbierać kasę...na bilet
do Ugandy lub na inny wygnanów.

Czasami rzeczywistość na trzeźwo-nie jest rzeczywistością do przyjęcia.

Tak sobie możemy tutaj uzdrawiać system, dywagować i psuć krew, ale i tak zrobią z nami co będą chcieli.

Nawet nasi pupile demokratycznie wybrani - dostaną kilka groszy więcej i zapomną o ideałach.
Najlepiej olać i żyć po swojemu.

:)

Morfeusz pisze...

"Do pozytywów należy zapisać kontrolę, zarówno oddziału jak i procesu leczniczego."

A ordynator musi zadbać o wykonanie kontraktu, prace lekarzy, pielęgniarek, zaopatrzenie w sprzęt, wszelkie możliwe materiały, dokumentację medyczną, prace sprzątaczek, odbierać telefony typu "ten uj XYZ zrzucił operację z grafika", "pan ZZZ powiedział, że jestem głupia i na niczym się nie znam", obierać telefony od dyrekcji, chodzić na dywaniki do dyrekcji i jeszcze w dodatku leczyć pacjentów.

Przy okazji jeszcze znosić humory i cyrki asystentów, którzy każdą radę widzą jako podważenie ich kompetencji i umiejętności.

Póki co w Polsce wchodzi pseudo-system konsultancki polegający na tym, że jest konsultant kierujący oddziałem (odpowiedzialny za pielęgniarki, zaopatrzenie i kontrakt) oraz lekarze pracujący na kontraktach, którzy sobie lecza pacjentów.

Czym to ma się niby różnić od systemu ordynatorskiego - nie wiem.

System w Polsce wygląda różnie - tu gdzie pracuję całkiem normalnie ale znam szpitale gdzie ordynator przegląda karty zleceń i nanosi swoje własne poprawki. Asystenci mogą co najwyżej popłakać w poduszkę w zaciszu domowym.

abnegat.ltd pisze...

Iwona, moi sasiedzi, uroczy ludzie, czest spotykamy sie z okazji grilow, nowych rokow i innych urodzin. Dom, samochod, szostka dzieci. Jego postrzyknelo przy produkcji czipsow 20 lat temu, ona zajmuje sie fomem i dziecmi.
I nie musza pracowac - child benefity i inne allowances zabezpieczaja im wszystko. U nas pomarli by z glodu.

Emilka, teoria sluszna byle by nie musiec korzystac z dobrodziejstw sluzb publicznych. Kiedys moj ancestor, czlowiek szanowany, ex-dyrektor z 40 letnim stazem chcial pojechac do sanatorium coby se serce naprawic. Stanal wiec przed komisja lekarska i wrocil w stanie przedzawalowym z objawami rozwijajacej sie dekompresji psycho-gnostycznej. Bo go potraktowal jakis buc w spodnicy jak smiecia. Moze lepiej sie oswajac z takim zachowaniem? Wtedy na starosc nic nas nie ruszy ;)

Anek, czasem wystarczy sie do konowala usmiechnac i mozna wszystko z nim zrobic. Wiem bo na mnie to dziala. Szczegolnie jak sie plec odmienna usmiechnie to bym niedlugo wlasna nerke oddal ;)


Morfi, sam nie bylem - ale patrzac po moich szefach to nie ma czego zazdroscic. Inna rzecz ze mialem szczescie bo wszyscy moi przelozeni byli ok.
Czemu lekarz ma pilnowac finansow - nie mam pojecia. To troche tak jak by bankowiec byl od leczenia.
System konsultancki bedzie dobry pod warunkiem bardzo scislej kontroli. Bo w odroznieniu od Brytow, my naprawde umiemy uprawiac kombinatoryke czterowymiarowa. Vide ten lekarz co mu NFZ naliczyl 810 godzin zakontraktowanych tygodniowo.

Zadora pisze...

No jak już temat się tak świetnie rozwija po całości, to może jeszcze ktoś dorzuci coś z relacji pełnych kultury z pola, które opisuje swoją notką, świeżo doświadczona blogerka w notce http://tradycja-podrugiejstronielustra.blogspot.com/2010/02/dirty-jobs.html

Zadora pisze...

No chyba, żeby ktoś w ramach rozrywki i podtrzymania sado-maso-bicia-piany bez konsekwensji chciałby poczytać u Kobiety Nieprasującej jej notki z 15 i 21 stycznia tego roku. Zwłaszcza tą z 15 stycznia polecam! Serdecznie polecam.
I proszę nie mówić o postawach roszczeniowych pacjentów generalizując "grupę pod hasłem pacjenci". Może lekarzami będą tylko wybrani ale pacjentem BęDZIE KAżDY Z NAS! I od naszej kultury osobistej, wyniesionej zwykle z domu zależeć będzie jak się zachowamy. A na kogo trafimy, i co on z domu wyniósł to czysty przypadek. I to z systemem nie ma akurat nic wspólnego.
Mówienie o kulturze osobistej czy kulturze bycia w kategoriach podziałów zawodowych i społecznych zawsze mi przypomina zaplutego, zapitego pindola na rogu, który wydzierał się do przechodniów gdy nie wrzucili mu nic do wyciągniętej w roszczeniowym geście ręki "Kurwa, kultury by Was nauczyć, chuje jebane!"

Zadora pisze...

Kobieta Nieprasująca
http://nieprasujaca.blox.pl/html

abnegat.ltd pisze...

Taak.

Bogiem a Prawdą napisałeś chyba jedno z lepszych podsumowań.

Kultury, kurwa! Kultury!!!

Zadora pisze...

Bo to Abi, trzeba zawsze zaczynać od siebie, a nie wyłącznie wytykać innym "braki w kulturze". Obie wyżej przeze mnie wymienione blogerki doświadczyły bardzo świeżo "machiny" i jej operatorów różnej maści a mimo to piszą o tym bez jadu, dokumentują i stawiają pytania. Nie jadą w stronę przerzucania się przeciwstawnymi argumentami, co jest cechą rozwiniętą przez polską nację do perfekcji i połączoną pępowiną nie do przecięcia z polskim narzekactwem z którego nic, ale to absolutnie nic praktycznego nie wynika.

Morfeusz pisze...

"Morfi, sam nie bylem - ale patrzac po moich szefach to nie ma czego zazdroscic."

A ja byłem i powiem Ci, że cięzko jest zarządzać pierdolnikiem pełnym 30/40/50letnich dużych dzieci.