poniedziałek, 15 lutego 2010

Beethoven



Jakoś tak się utarło że dobry film biograficzny ma się zacząć w momencie śmierci. Historia Beethovena, głuchego kompozytora, jednego z nieśmiertelnych rozpoczyna się w momencie odczytania jego enigmatycznego testamentu.

"Wszystko co miałem przekazuję swojej wiecznej miłości."

I tu następuje maluśki zgrzycik - bo jak wytypować tę jedyną gdy kandydatek krocie? Zadania podejmuje się Anton Schindler, jego przyjaciel i wieloletni sekretarz a także pierwszy biograf. Odpowiedzialny ponoć za całą masę przekłamań - ale to już jest chyba wpisane na stałe w pojecie historii.

Największą niespodzianką jest rola Gary Oldman'a. Jakoś do tej pory bardziej mi pasował do psychola z "Leona" czy ultrapsychola z "5 Elementu". Zagrał - rewelacyjnie. Odtworzył postać stopniowo tracącego słuch kompozytora z pasją i takim rzekłbym- drapieżnym wręcz zaangażowaniem. Film jest nieco mroczniejszy niż Mozart Formana, ale też Ludwik jakoby dymił w życiu nieco bardziej niż Amadeusz.

Choć Beethoven miał kobiet wiele, nigdy sie nie ożenił. Stąd historycy tak usilnie próbowali dociec kto jest jego "Immortal Beloved". Jednak tę akurat tajemnicę mistrz zabrał ze sobą.

Kapitalne.
I do tego muzyka. Ciekawe kto skomponował ścieżkę dźwiękową. Szczególnie to tatataaaaaam...

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"I do tego muzyka. Ciekawe kto skomponował ścieżkę dźwiękową. Szczególnie to tatataaaaaam..."

Spadłam z krzesła :-DDD
100/100
Jesteś miszczu :-)))
nika

thalie pisze...

oglądałam dość dawno temu - i byłam pod wrażeniem.

Agniecha pisze...

a ja nie w temacie, ale wypada napisać pod ostatnią przeczytaną notką. Przeczytałam bloga od deski do deski, świetnie relaksował w czasie sesji (tak świetnie, że sesję zdecydowałam przeciągnąć do marca ;) ). Masz naprawdę świetny styl pisania - szczególnie w cyklu Z pamiętnika woźnicy. I tak piszę tylko po to, żeby napisac, że mi się podoba. I że teraz będę ciut inaczej patrzeć na lekarzy pogotowia. Ciut lepiej i ciut wyrozumialej.
Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

"Film jest nieco mroczniejszy niż Mozart Formana, ale też Ludwik jakoby dymił w życiu nieco bardziej niż Amadeusz".

Bo Amadeusz to był clown...płaczący do środka, ale clown.

Ludwik jest bardziej przejmujący.Kalectwo potwierdzające geniusz. Niesamowite.

Ja mam swoją prywatną triadę biograficzną:

- "Amadeusza"
- film recenzowany :))

- i ...mojego ukochanego "Chaplina"

Pozdrawiam

Zadora pisze...

Faktycznie gość od ścieżki dźwiękowej się postarał, tym razem :)

Anonimowy pisze...

"Faktycznie gość od ścieżki dźwiękowej się postarał, tym razem :)"

Zdecydowanie -> w związku z tym zdecydowanie popieram tezę przedmówcy.

Mjusik niezły-takoż i wykon może być.

KaliKalik pisze...

Ekhm... A gdzie ocena? A gdzie jabłuszka? Sądząc po poziomie ekscytacji i zachwytu (sama filmu nie oglądałam) powinien być cały koszyk:D

abnegat.ltd pisze...

Nika, sama pisalam!
- Pani Pelagio, a czy pani jeszcze moze...
- No pewnie!
- ...nam powiedziec...
;)

Thalie, doskonaly jest.

Agniecha, witaj :)
Ja tez sie bede na pacjentow patrzyl ciutek lepiej ;)

Emilka, Forman tak go pokazal. Czy taki byl?
Jezeli chodzi o muzyke to wole Mozarta. Moze nie wczesna tworczosc, ale zdecydowanie to bylo boskie.

Odnosnie muzycznych biografi to jeszcze "Farinelli, Ostatni kastrat" o Carlo Broschi. Zabojcze. Sluchalem ostatnio Jarusskiego. Matko jedyna - to sie w pale nie miesci. Jakim cudem wychodzac od takiej muzyki wyladowalismy na Brytnej Spirs, nie mam bladz pojecia.

Greg, nie miales deja entendu?
Ja to gdzies juz slyszalem...

KalikKalik, witaj :)
Dla tego filmu zaryzykuje co nastepje:
Szarlotka z szarej renety w kruchym ciescie, podana na goraco z lodami waniliowymi, posypanymi czekolada tatra gorzka z chili.