środa, 6 stycznia 2010

Dzień jak codzień

- Hej ho, hej ho - ryczałem radośnie, nie wiedzieć czemu, wchodząc na stację. Cztery wyjazdy plus transport od piętnastej do dziewiętnastej. Matko jedyna, następnym razem każę stanąć przy konfekcyjnym i zakupie świeże gacie dla każdego. -Siema - usmiechłem się do dyspozytora. -Pijemy jaki płyn rozgrzewający? Bom zmarzł nieco...
- Wyjazd macie. Pilny - w odpowiedzi dostałem kartę wyjazdową do ręki.
- O w morde - a zmiana już jest?
- Są. Jedźcie, nieprzytomny, znaleziony przez kogoś na przystanku w Charczyskach.

Nawet mi się sygnałami bawić nie chciało. Zakląłem szpetnie, zaproponowałem Małemu Malborca - wyciągnął Goldeny. Niech ta bedzie, można się czasem przerzucić na karcynogeny cudze. Ponoć mniej szkodzą.
- Do czego jedziemy? - Mały był bardzo zaangażowany, niby kierowca a rwał się zawsze do pomocy, reanimacje, transporty, co by się nie trafiło starał się pomóc.
- Nieprzytomny. Sądząc z pory dnia będzie pierwszy gumiś.
- Zaraza by na nich... - skonstatował filozoficznie.
- Ano... - odkonstatowałem.

Jazda w zimie na sygnałach przez wieś - ma w sobie coś urokliwego. Stroboskopy walą po oczach niebieskim światłem, sygnały wyją ponuro zachęcając kundlarnię do grupowego wycia... Minęliśmy zakręt i nagle ktoś dramatycznie na nas zamachał. Mały wykonał zwrot przez sztag po czym wyskoczył z auta żeby chłopa zamordować zgodnie z zasadą że tłuc na śmierć należy wszystko co spod kół uciekło.
- Co się dzieje? - powstrzymałem egzekucję.
- Jo tu kurwa juz godzine na wos czekom! - rzekło chłopisko z wyrzutem.
- Pan jesteś ten nieprzytomny?
- Jaki nieprzytomny? Żona świruje, od godziny na transport do psychiatryka czekam...
Nie dosłuchałem do końca. Kiwnąłem na Małego i pognaliśmy dalej. Nie dam sobie łba urwać, ale jak się tak kierownicę skręci przy gwałtownym ruszaniu to spod opon wali struga błotka zmielonego ze śniegiem...

Zajechaliśmy pod rzeczony przystanek, ekipa G wyskoczyła z samochodu... Cisza. Nikogo. Ni-ko-gu-sieńko. Przeglądnęliśmy okoliczne krzaki i rowy, popatrzyli na ślady... Pewnikiem Łazarz to był.
- Kaziu, zawołaj stację niech się połączy z wzywającym, co? Powiedz że tu nic nie ma.
Usiedliśmy na przystanku i zakurzyli po całym. Zawód pogotowiarza jednak straszliwie stresujący jest.
- Doktor, wracamy. Facet powiedział że gościu na przystanku leżał - jak go nie ma to mamy pilne do Karwińskiej.
Zaś se o tabletkach kobiecina zapomniała. Jej nie tyle trzeba korygować leczenie ile zapisać Nootropil. Ponoć wzmaga pamięć. Głównie u szczurów doświadczalnych, ale jednak.
Zabuksowaliśmy kółkami i pognaliśmy w dół wsi.
- Zwolnij - trąciłem Małego - toż Oczekujący gdzieś tu czyha na karetki i pod koła... - nie zdążyłem skończyć bo w następnej sekundzie Mały udarł się "Spierdaaaalaaaaj!!!" do rzucającego się pod koła chłopa i objechał go po poboczu.
Przetkałem bębenki. -Toż on i tak nas nie słyszał a ja zaraz bezwiednie cosik oddam...
- A niby co? - Mały najwyraźniej jeszcze miał przed oczami krwawą miazgę z Oczekującego bo kojarzył z opóźnieniem.
- Łożysko na CZMP.
- Yyy..? - wybałuszył się Mały.
- Później ci opowiem - odparłem widząc jak Karwiński ręką na podwórko zaprasza.

- R dla stacji!
- Zgłaszam się - nawet się nie spodziewałem że ucho przyłożę do poduszki. Jak się trafi dyżur przesrany, trzeba to przyjąć z godnością. Inaczej człowieka żółć zaleje albo mu co w głowie pęknie. I się potem będą z niego dziecka na podwórku śmiały.
- Bierzecie ją?
- Nie. Zaś wzięła nie to co powinna.
- Przyjmijcie wezwanie...
-...dawaj.
- Charczyska, koniec wsi, dusi go.
- Przyjęte. Będą szczekać? - rzuciłem pogotowomową.
- Aha. I dom się pali.

Ryknęliśmy sygnałami i pognali w górę wioski. Przed wiadomym zakrętem coś mnie tknęło - i wyłączyłem zarówno wyjce jak i błyskotki. Chłop tym razem popełnił falstart i wyskoczył na drogę za nami. I dobrze. Nie będzie mi tu Małego denerwował.

- R dla stacji!
- Zgłasza się.
- Bierzecie?
- Muszę. Wymaga szpitala. Coś pilnego?
- Wypadek pod Śliweczką.
- Je banany ludzka rasa - wyślij transport na spotkanie, niech czekają przy głównej drodze.
„Spierdaaaalaaaaaj!!!” Małego uświadomiło mi że zapomniałem wyłączyć sygnały.

- R, zgłoś się!
- Jestem.
- Transport poszedł.
- Sygnały mają?
- ...niee...
- To co ja będę robił na tym pieprzonym skrzyżowaniu - stał i wył? Pogoń.

- Dzień dobry, Pogotowie Kozia Wólka, gdzie poszkodowani? - zapytałem czerwony hełm.
- Jednego wycinamy, dwóch u nas, bez większych obrażeń.
- Krysia, sprawdź tych w aucie. My tam - pokazałem ratownikowi świeżo wyprodukowane 1200 kg złomu.

- Gdzie boli? - zapytałem całkiem przytomnego młodzieńca w którym produkt destylacji węgierek walczył o lepsze ze wstrząsem. Ratownik zmierzył, wkłuł, zapodał, podpiął i podłączył - jak ja lubię pracować z zawodowcami - w międzyczasie przejechałem po gościu łapami zgodnie z systemem BTLS. Nózia pięknie złamana, reszta cała. Ale jaja... Zawodowy kierowca crash-testów mi się trafił? Toż z takiego samochodu zazwyczaj wyjmuje się zwłoki...

- R do stacji!
- Czego.
- Co masz?
- Dwóch potłuczonych i złamana noga.
- Mogą jechać transportową?
- Mogą. Dyktuj.
- Charczyska, za ostatnim przystankiem bóle w klatce piersiowej, blady, słaby.
- Przyjęte. Transporty idą na spotkanie?
- Idą.
- To w tym samym miejscu co poprzednio.

Przejeżdżając przez znajomy zakręt ryknęliśmy dziarsko „Spierdaaaalaaaaj!!!” co by pokrzepić samobójczo nastawionego Oczekującego. W końcu biedak coś se zrobi.

- Dobry wieczór, Abnegat.
Pytać nie było o co - można zdjęcie zrobić i do książki wstawić z podpisem „Tak wygląda wstrząs kardiogenny”. Monitoring, leki, pompy, nosze i długa.

- R zgłoś się!
- Nie da rady. Tego muszę sam.
- Mam zatrzymanie krążenia.
- Nic nie poradzę. „W” też ma sprzęty.

Spierdaaaalaaaaj!!! - dobiegło z kabiny kierowców. Samochodem zarzuciło. Najwyraźniej Oczekujący nie bardzo wie którędy do - a którędy z miasta. Albo myśli że ma Pogotowie po obu stronach wsi.

- Abi, co masz? Chirurgiczne? - zapytała z nadzieja w głosie znajoma internistka.
- Zawał. We wstrząsie.
- Do nas?
- Nie, OIOM już wie - o, wieczór - ukłoniłem się szefowi.
- Spać nie możesz? - zapytał z wyrzutem.
Panie, ratuj. Toż nie godzi się mordować szefa swego jedynego. Tym bardziej że przyzwoity człowiek.

- Opisałeś karty?
- A że ja się zapytam grzecznie kiedy to miałem zrobić? - odszczekałem Głównemu Zarządcy Pogotowia. Toż caluśką noc jeździłem jak popyrtolony. Siódma mnie w karetce zastała.
- Nie jęcz, dzisiaj masz W to odpoczniesz.

- Abnegat, do wyjazdu proszę! - rozległ się kilka minut później głos damski z dyspozytorni.
- A co to jest... - mowę mi odebrało na widok karty wyjazdowej.
- Ogólnolekarska pojechała z transportem, nie wrócą do południa. Transportowe są w Krakowie. A chłop czeka na transport do psychiatryka całą noc. Przejedziesz się, odpoczniesz... Stoi w Charczyskach za zakrę...
- ...tem. Wiem.

Na nic nasze ponure zaklęcie się zdało. Najwyraźniej był mi pisany.

20 komentarzy:

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

czekał czekał, aż się doczekał na tym zakręcie, bo to jak w piosence z filmu pewnego
"coś tam musi być, do cholery, za zakrętem" ;)

Zuzka pisze...

ciekawe czy miał świadomość, że to Wy go tyle razy po drodze mijaliście... ;-)

Jakiśktoś pisze...

czekajcie, a dojada :-)

Anonimowy pisze...

'Ponure zaklęcie' i 'zakręt' przypomniały mi lekcje niemieckiego z lektorką jeszcze z czasów made in DDR.
Na lektoracie mieliśmy ubaw pytając się jak jest po niemiecku 'zakręt'.
Pani, raczej nieświadomie, bardzo soczyście uczyła nas wymowy tego słówka. Cała para z płuc szła w głośne i przeciągłe 'rrrrrrrrrr'.

Zainteresowanych, a nie znających j. niemieckiego informuję, ze słowo to należy do filarów codziennej mowy polskiej :)

T.

akemi pisze...

Czy to nie właśnie w pogotowianych szeregach produkuje się najwięcej wisielczego humoru?

Anonimowy pisze...

Postawię kropkę nad i. Po włosku niebezpieczny zakręt to "curva pericolosa". Kiedyś lektor opowiadał, że właśnie jechał ze znajomymi, wśród których była Polka. Jadą sobie jadą i nagle babka się zaczęła śmiać z tej curvy pericolosa, oni ni w ząb - no to im wyjaśniła. Śmiali się całe popołudnie, że curva ma niebezpieczne krągłości :-D
Abi, chyba po tym opisie nie brakuje Ci pogotowia, co? ;-P
nika

Nomad_FH pisze...

Spieeerdaaaaaaaaa :D Boskie :D
Cóż Abi, nieznane są wyroki boskie - po prostu był wam pisany :)
A tak z ciekawości, jaką ilość jebów od niego zebraliście? Czy tez grzecznie - kaftanik, knebelek i pasami do noszy? :D

abnegat.ltd pisze...

Madziaro, i dziw sie potem ludziom ze klna na pogotowie...

Kasia - o ile pamietam to mnie nie poznal. Ale cala noc na ten pieronski transport czekal. To byl sadny dzien.

Jakisktos, niestety. Potem sie ludzie awanturuja ze karetka do chorego dziecka nie przyjechala. A pogotowiane zasoby sa szczuple. Na 150 tys. ludzi masz R, 3W (die na podstacjach) i ogolnolekarska - jezeli osrodki kupily obsluge calodobowa. O tym tez warto pamietac.

T. & Nika - w Alpach bylo cos w stylu Curva Permanenta (?) - tez pamietam radosc pierwszego razu.

Akemi - tak jakos. Czlowiek nie moze przyjmowac wszystkich zdarzen, z ktorymi sie styka, osobiscie - bo go w krotkim czasie odwioza do Tworek. Z drugiej strony nie mozna sue nie przejmowac w ogole bo z czlowieka wychodzi zimny sukinkot. Trzeba sobie znalezc jakis sensowny swiatopoglad srodka.

basia.acappella pisze...

A tak "wogle" to co to był za dzień (z wyjątkiem, że zima ;)): weekend, data jakaś szczególna, etc.?...

abnegat.ltd pisze...

Nomad, troszki zezlony byl. Ale to dla wiejskiego pogotowiarza nihil novi sub sole - mamy spevjalne szkolenia jak prawidlowo uzywac lokalnych narzeczy.

abnegat.ltd pisze...

Basiu, zupelnie zwykly. Powiedzmy ze m.w. Co piaty dyzur byl oblozony na 75% - a raz w miesiacu nie szlo wysiasc z karetki. Zadne cuda niestety...

thalie pisze...

oj, Abi, z pracy mnie przez Ciebie zwolnią :D przy trzecim "spierdalaaaajjjj" nie wytrzymałam i zaczęłam durnowato chichotać ;) za chwilkę będą wszystkie tu chichotały babeczki - z szefową na czele :P

naprawdę piękna notka. *wyciera łezki*

abnegat.ltd pisze...

...tak to jest jak czlowiek w pracy durne blogi czyta ;D

Nomad_FH pisze...

Abi zapraszam do mnie - tam poczytasz o poziomie durnoty :D

lavinka pisze...

Rany i to wsio w jednej wsi? O mamo :)

Anonimowy pisze...

Abnegacie, do Kobierzyna ;)

M

abnegat.ltd pisze...

Lavinka, czasem masz wrażenie że we wsi jest akcja - dzwonimy po darmową, bezalkoholową rozrywkę...

M., tam gdzie studiowałem to się woziło do Abramowic ;)

Anonimowy pisze...

dobra, krakowskim targiem. Tam gdzie ściany są miękkie, pokoje bez klamek a w gniazdkach nie ma prądu


M
ps. Lublin?

abnegat.ltd pisze...

Mhm. To byly czasy :D

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

jeszcze do Rybnika się można zawsze wybrać ;)


a co do szalonych dyżurów, to podobnie w studiach reklamowych i małych drukarniach - wczoraj w takim miejscu siedziałam, kończąc (mam nadzieję) pracę nad okładką płyty. I z głównym grafikiem się śmialiśmy, że im się drzwi nie zamykają, a w inny dzień ma wrażenie, że zbankrutuje, bo nikogo nie ma przez cały dzień ;)