niedziela, 10 stycznia 2010

Cinema Paradiso

Gwoli wstępu: post zawiera opis zarówno filmu jak i zakończenia obu wersji, które się od siebie różnią. Jeżeli ktoś nie widział, proponuję najpierw przypomnieć sobie wersję klasyczną a potem reżyserską. I ewentualnie wtedy wrócić tutaj ;)



Śliczny, znany i lubiany.

Jak ktoś jest grzeczny to mu Mikołaj przyniesie. No i - przyniósł. Pięknie wydaną czteropłytową edycję "Cinema Paradiso" Giuseppe Tornatore. W środku niespodzianka w postaci director's cut.

I totalny opad szczęki żuchwy... Ale o tym za chwilę.



Film jest tryptykiem pokazującym życie Salvatore, pieszczotliwie zwanym Toto. Część pierwsza to historia małego chłopca zakochanego w kinie, któremu ojca zastępuje operator kinowy, Alfredo. W zasadzie trudno cokolwiek napisać- piękna sceneria, kapitalne ujęcia pokazujące narodziny przyjaźni - a nawet miłości - dwóch wyjątkowych ludzi.




Część druga to młodzieńcze lata Salvatore. Teraz on jest operatorem jako że Alfredo stracił wzrok w pożarze. Salvatore zakochuje się miłością pierwszą w Elenie, która pomału odwzajemnia uczucie. Na drodze jak zwykle stają konwenanse oraz rodzice z kasą - pomór by na nich... Historia tragiczna, bo Salvatore idzie do wojska - a Elenę rodzice wywożą w dal siną. Nie spotkają się już nigdy. Salvatore wyjeżdża do Rzymu i tam robi karierę w kinematografii. Posłuchał tym samym rady Alfredo by odejść- i nie oglądać się za siebie. Wróci do Giancaldo dopiero na pogrzeb swojego przyjaciela i przybranego ojca.



Film jest opowieścią o sile uczuć ale też i obalaniu mitów młodości. O tym, że różowe okulary młodzieńczych wspomnień łatwo zniszczyć - i magiczne miejsca zamieniają się w rudery i zaśmiecone place. Daje do myślenia.

I tu powracamy do totalnego dzonnnkkkk wersji reżyserskiej.

Bo dopiero w niej okazuje się że na drodze młodzieńczej miłości, tej której Salvatore zapomnieć nie może - stanął nie kto inny jak jego mentor, ojciec i przyjaciel w jednym. Mało tego - Salvatore w tej wersji odnajduje Elenę...

Dodatkowe kilkanaście minut wywraca do góry nogami wydźwięk pierwotnej wersji - bo nagle okazuje się że mity przeszłości wcale nimi nie są, że najważniejsze jednak są korzenie, że że miłość potrafi przetrwać dziesięciolecia. Że tak naprawdę określa nas nie status społeczny czy pieniądze - a szeroko pojęte dziedzictwo.

Polecam obie wersje, zdecydowanie w odwrotnej kolejności niż to zrobiłem teraz. Najpierw klasyczną*, potem reżyserską.

Absolutne arcydzieła.
I niesamowita niespodzianka.
Bo mimo że ta "nowa" wersja może się wydać nieco kiczowatykowata - to jednak w swoim prostym postrzeganiu świata chciałbym żeby to właśnie ona była prawdziwa.

A to, gdyby ktoś chciał posłuchać muzyki...



PS. Żadnych jabłek nie będzie. To jest poza skalą.
-------------------
*Tu jest pewien problem z nomenklaturą: do pierwotnej "pierwotnej" wersji dodano 51 minut. I to teraz jest wersją klasyczną. A director's cut jest jeszcze dłuższy.

16 komentarzy:

Anonimowy pisze...

z rozrzewnieniem wspominam pierwszą wersję. Zaraz poszukam reżyserskiej THX.


pozdrawiam Piotr


ps :) jak dotąd część filmową traktowałam jako zapychacz, piąte koło, wodę na młyn... Chyba czas zmienić zdanie.

pps miało nas zasypać i tylko wieje

ppps weź startuj wreszcie w tym konkursie piękności. Chciałbym w końcu wiedzieć czy warto Cię czytać.

inessta pisze...

Abi, a Cinema Eden w La Ciotat? pierwsze w historii kina kino? też jest ruderą, zapuszczonym pustostanem w upadającym stoczniowym i portowym miasteczku gdzieś na południu Francji. Ech, nie szanujemy świętosci :((
p.s. zgłoś bloga do konkursu, plissss

Anonimowy pisze...

"Film jest opowieścią o sile uczuć ale też i obalaniu mitów młodości. O tym, że różowe okulary młodzieńczych wspomnień łatwo zniszczyć - i magiczne miejsca zamieniają się w rudery i zaśmiecone place. Daje do myślenia"

To też.
Jednak dla mnie jest to przede wszystkim film o pasji.

Pozdrawiam.

- e.

Zadora pisze...

"Że tak naprawdę określa nas nie status społeczny czy pieniądze - a szeroko pojęte dziedzictwo."
mądre, syntetyczne ujęcie :)

Anonimowy pisze...

...bo pasja-Proszę Państwa- nawet kiedy człowiek obiektywnie traci wszystko (lub bardzo dużo), jest buforem, który chroni nas przed szaleństwem.

Warto mieć swój świat.

magbod pisze...

drogi doktorze, zglos sie do tego końkursu!

film widzialam dwa razy w kinie z moim ukochanym mezem i teraz jakos mi nie po drodze go ogladac. moze za jakis czas sie odwaze.

a tak na marginesie, nie masz za malo sniegu u siebie, moge troszke odstapic :))))))))))

Anonimowy pisze...

Echhh, akurat ten film widziałam :-)))
Ano, klasyk nad klasykami. Poza tym świetny jest też drugi plan, czego mi zawsze brakuje w dzisiejszych filmach. nika

abnegat.ltd pisze...

Piotrze, to ta co ma 167 min. A w konkursie jeszcze nie. Są lepsi ;)

Innest, tego nie wiedziałem. Ta scena gdy wysadzają Paradiso - niesamowita. Bum - i już. Nie ma.

Emilka, pasja pasją - ale ta końcówk jest jednoznaczna. W końcu zmierzył się ze swoimi wyobrażeniami, z pamięcią i wygrał. To jest jednoznacznie pokazane: że nie było czego się bać - i nie ma do czego wracać. A wersja reżyserska zmienia diametralnie znaczenie jego powrotu - bo okazało się że jest po co. Że niezależnie gdzie pójdziemy, nasz dom, pierwsze doświadczenia, pierwsze uczucia -są tymi które nas nie opuszczą. Jestem - zauroczony.
A czy jego uchroniła pasja?
To dobre pytanie jest - po mojemu uchronił go Alfredo, czyli bardziej uczucie niż pasja ;)

Greg, tego chyba się nie da syntetycznie ;) Tym bardziej że pewne sceny mi się wymykają. Dlaczego w ostatniej scenie, oglądając film sklejony ze scen pocałunków, wyciętych na żądanie proboszcza, Salvatore się uśmiecha? Bo ten uśmiech ma nieco inną wymowę w obu wersjach.

Skrzacik, śniegu ci u nas dostatek ;) Co prawda w tej chwili odwilż niszczy równo to co naniosła zima, ale ponoć jeszcze przyszły tydzień ma sypać a mrozy mają wrócić. Będzie dziwnie.

Nika, te wszystkie sceny z kina - massakra :D Plus w tle powojenna Sycylia i historia rozwoju - a potem upadku kina.

Anonimowy pisze...

Myśle,że jesteś zauroczony,bo po prostu sytuacja dotyczy Ciebie i Twoich Bliskich.
W tych Twoich filmowych wpisach-coraz częściej chodzi o film pt. życie.
:)))

Pozdrawiam serdecznie !!!

-e.

Anonimowy pisze...

"To dobre pytanie jest - po mojemu uchronił go Alfredo, czyli bardziej uczucie niż pasja ;)"

Śmiem polemizować...
a może to pasja, którą zapoczątkowało uczucie?

Jedno wypływa z drugiego.
Alfredo nie ma, a pasja wciąż trwa :)))

abnegat.ltd pisze...

Emilka- sie zaczynamy frojdowac ;D
zauroczony jestem pierwotna wizja Tornattore, ktora moze i troche kiczowata byla, ale z drugiej strony uczuciowa tez ;)

Anonimowy pisze...

No co?

Od czasu do czasu trzeba Cię potraktować frojdem po oczach.

Abi, każdy esteta wie, że dobry kicz nie jest zły.

:DDD

simple.

mroh pisze...

Życie bywa nadzwyczaj kiczowate. W pewnych sytuacjach wydaje mi się, że za słowem kicz chowają się ludzie, którzy boją się uczuć, albo ich nie doświadczyli.
Filmy Tornatore to piękne opowieści. I Cinema i Malena.
Uwielbiam kino, które zachwyca, opowiada historię, a nie strzela efektami specjalnymi grając na 1001 sposób głupawą opowiastkę.
A taką czteropłytową wersję sobie muszę sprawić :).

abnegat.ltd pisze...

Emilka,jam jest uczuiwy barz i siętego nie wstydzę.Przynajmniej jak nikt nie widzi ;)

Mroh - koniecznie. Nie wiem czy to u nas poszło, mam wersję angielskojęzyczną, ale warte to wszystkich pieniędzy jest.

Z tym kiczykiem - że niby jak co za ładne to od razu musi być kiczyk - to drobna przesada jest. Taki na przykład na rykowisku jeleń... Co się jelenia czepiać że ładny :D

abnegat.ltd pisze...

A'propos Tornatore to amerykanie właśnie popełnili remake "Stanno Tutti Bene"
Wynika z tego że Amerykanin nie jest w stanie się zmusić żeby oglądnąć coś co nie jest stworzone w Holywoodoo.
Albo ich drażni że ktoś na świecie ma coś czego oni nie mają.
Non capisci.

Tradycja pisze...

No nareszcie dwa słowa o jednym z moich ulubionych filmów. Na mojej liście jest ich aż pięć. :)