czwartek, 28 stycznia 2010

Burej suki część artystyczna

Jako że z odpowiedzi wyszła jakowaś pierońska epistoła, na post brakło czasu.
Ja bym chciał nadmienić jedynie że patentu na mądrość Broń Boże sobie nie przypisuje a mój post to gorzkie żale są jedynie. Ale odzwierciedlają moje uczucia względem systemu zdrowotnego który doprowadził mnie do ogólnej upadłości. Za odpowiedzi dziękuję zarówno tym którzy wierzą że lekarska brać nie jest do końca stracona jak i tym którzy wysłali by całą bandę hurtem do kamieniołomów. Prosiłbym jednak rozgraniczyć dwie sprawy: jakość serwisu świadczonego lekarzowi przez państwo i co z tego wynika oraz jakość serwisu lekarskiego per se.


"Suka bura"
Komentarze ( 23 )

Blogger Catta pisze...

Ludzie myśleli, że zwariowałam gdy zrezygnowałam z medycyny po V roku i zdanej internie. Ja myślę, że uratowałam własne życie.
Abi, myślę, że najlepszy nawet i najsprawniejszy "system" opieki zdrowotnej nie sprawi, że ten zawód będzie łatwiejszy. Myślę, że warto sobie w trudnych chwilach przypominać, że się jest człowiekim nie Bogiem.

28 stycznia 2010 07:52
Anonimowy Anonimowy pisze...

Hmm, myślę, że to będzie nawiązanie zarówno do tej notki, jak i do poprzedniej, dotyczącej typów.
Otóż z racji rokrocznie odnawiających się kamieniołomów w moich nerkach, jestem stosunkowo częstym gościem, na tutejszym pogotowiu, do którego zwykle docieram przy pomocy kierowcy i samochodu, bo jakoś sumienia nie mam wzywać karetki, ponieważ a nóż się zdarzy ktoś bardziej potrzebujący. Ale do rzeczy, spotkałem na tym pogotowiu dwie osoby, które hmm:
1) Pierwsza Pani doktor, która usiłowała mi założyć wkłócie, w efekcie, cała zalana krwią podłoga, koszula i spodnie, co z kolei spowodowało jej histeryczne wołanie o pomoc, skutkujące nagłym pojawieniem się mojej dziewczyny, stróżującej pod drzwiami i gwałtownym poszukiwaniem czegoś, czym by to się dało zablokować i mniej nagłe wtargnięcie pielęgniarki z szatańskim uśmieszkiem na twarzy:)
2)Oraz postać druga, zdecydowanie bardziej przerażająca, gdyż na poważnie pytająca mnie co bym sobie przeciwbólowego życzył, a pielęgniarkę o zalecane dawki i czy aby "jak panu podam X, to się nie pogryzie z Y":)
Pozdrawiam
Adam

28 stycznia 2010 08:31
Anonimowy Anonimowy pisze...

Abi, dobrze piszesz. Toż kurwicy vulgaris można dostać od samego czytania, a co dopiero Ty, czy inny lekarz, który jest w środku takiego piekła z tym umierającym astmatykiem. Noż curva puella sua mater, żeby obsrało tego, co R-kę wezwał, gdzie się nic nikomu nie stało, grrrr :-/
I dlatego jestem zdania, że takie fajne dochtory jak Ty i moi ukochani lekarze powinni mieć wszystko naj: pensje, domy, samochody i żony :-)))
nika

28 stycznia 2010 08:31
Blogger akemi pisze...

Trochę stymulacji pobudza, duża dawka wprawia w ekstazę, nadmiar - niestety już zabija...
Kielich goryczy się u Ciebie, Abi dawno już chyba przelał, skoro piszesz to, co piszesz, no i fakt, że zdecydowałeś się wyjechać z kraju. Osobiście ubolewam, bo takich Abi'ch wyjechało setki, a może tysiące. Bóg jeden wie, ile wykształconych lekarzy (i pielęgniarek) taki wyjazd planuje...?
Niedługo obudzimy się z ręką w nocniku (szeroki ukłon w stronę rządu, który piękny los gotuje społeczeństwu), kiedy okaże się, że w szpitalu zoperują nas Ukraińcy, Filipińczycy znieczulą, pielęgniarki w słusznym już wieku nie dobiegną do pacjenta na czas (czy ktoś widział młodą polską pielęgniarkę podejmującą pracę w szpitalu w ostatnich latach?), a w pogotowiu będą jeździć sami kierowcy.
Osobiście jestem tym przerażona.

28 stycznia 2010 09:18
Anonimowy Anonimowy pisze...

Aaaa, zapomniałam o lekarkach! I mężów-wężów też najlepszych :-)))nika

Weryfikacja słowa: phean.
Znaczy pean na cześć medyków :-)))

28 stycznia 2010 10:23
Blogger Zadora pisze...

Tak jak narzekamy na lekarzy, tak pewnie po chwili zastanowienia, każdy z nas znajdzie w pamięci pozytywne przykłady. Ja mam dobre wspomnienie o pewnym szpitalnym lekarzu, który był świetny w kontakcie, nie bał się podać numeru prywatnego telefonu, żeby się z nim bezpośrednio kontaktować itd. Ale też nie byłem upierdliwym pacjentem. Chciałem szybko do domu, nie leżałem i jęczałem jaki to umierający jestem, współpracowałem zamiast oczekiwać i wymagać, chciałem ambulatoryjnie, przestrzegałem zaleceń i terminów i na dobre mi to wyszło. Dzwoniłem do niego rzadko i tylko z konkretami i on załatwiał sprawy sprawnie, szybko i profesjonalnie. Naprawdę, wszystko uzgadniałem telefonicznie, nawet wizyty na badania u innych lekarzy. No było to parę lat temu ale nie sądzę, żeby on się zmienił na gorsze. Nie ten typ, nie ta osobowość.

28 stycznia 2010 11:08
Blogger (KK) pisze...

Chciałam napisać to co Nika, więc tylko napiszę: brawo Nika!

28 stycznia 2010 11:49
Blogger Malutka... pisze...

Przerażająca jest ta sytuacja obecna. A bardziej przerażająca ignorancja TYCH, CO TO SIĘ TYM ZAJĄĆ POWINNI.
Pociesza mnie jednak fakt, że ostatnio miałam do czynienia z samymi świetnym lekarzami, tak w kwestiach medycznych, jak i osobowościowych ;) I tu szczególny uśmiech dla pewnych poznańskich nefrologów :)
Abi - a Ty się trzymaj mocno!!!
A,a, a i Nika ma rację - popieram.

28 stycznia 2010 11:59
Anonimowy Anonimowy pisze...

@ KK i Malutka: pokraśniałam z samozadowolenia ;-P

28 stycznia 2010 12:04
Anonimowy Anonimowy pisze...

łojezu, zapomniałam się podpisać, to ja, nika

28 stycznia 2010 12:04
Anonimowy thalie pisze...

a mi z pamięci wypełzła rozmowa pewna, prowadzona nieco ponad rok temu. późno bardzo, 1 czy 2 w nocy. już wigilia. rozmówca tylko rok starszy niż ja, czyli wciąż młody, niespodziewanie mówi do mnie: przeciętnie chirurg w Polsce żyje 58 lat, półmetek mam za sobą.

mam szczerą nadzieję, że to jednak nie był jego półmetek.

28 stycznia 2010 12:11
Blogger Anek pisze...

Popieram Nikę i z przerażeniem myślę że Ci PF(Prawdziwi Fachowcy)Lekarze (przez duuuże L)mogą mieć dość i wyjechać. Urzędasy se poradzą to pacjent zapłaci za ich głupotę. Ja podziwiam Lekarzy, wiem jak upierdliwa jest ich praca i jak przykry może być pacjent. Przed każdą wizytą u ulubionego medyka mam nadzieję że On jeszcze pracuje....

28 stycznia 2010 12:16
Anonimowy Anonimowy pisze...

I wszyscy sobie powtarzają na początku, że tacy nie będą? ;)

Michaś

28 stycznia 2010 12:24
Anonimowy Anonimowy pisze...

czytam i ambiwalencja uczuć mnie szarpie raz z lewa raz z prawa... Trauma nieudanej reanimacji, niezrozumienie środowiska... Tylko ten kto musiał patrzeć w gasnące oczy pacjenta będzie sobie w nieskończoność zadawał pytanie - co jeszcze mogłem zrobić? I tylko ten właśnie pojmie do końca co znaczy odpowiedzialność zawodowa w medycynie, ratownictwie, pielęgniarstwie ratunkowym.
A w temacie "suk burych"... Przykład 1: Niedawno miałem przyjemność prowadzić szkolenie dla studentów ostatniego roku kierunku lekarskiego. Wieczorem nastąpiło rytualne spotkanie w miłej knajpce, w celach integracyjnych oczywiście. Ci młodzi ludzie przez bite 3 godziny wałkowali tylko jeden temat - KASA. Czasem wypowiedź przeplatano wyborem specjalizacji ze wskazaniem na większą KASĘ. Siedziałem między nimi i niczym mecz ping-ponga obserwowałem licytację na kwoty, warunki, możliwości. Trzy godziny później, bo więcej nie dałem rady, wracając do hotelu zastanawiałem się jak będzie wyglądać dalsza kariera tych ludzi, gdzie w ich kolejce wartości uplasuje się pacjent?
Przykład 2: O powyższym szkoleniu i moich wątpliwościach rozmawiałem z moją koleżanką - świeżo upieczoną lek. med. Do tematu odniosła się niezwykle rzeczowo.
- To uczelnia i starzy lekarze robią z nas na dzień dobry takich sk...synów - powiedziała. Traktują nas - studentów jak szmaty. Nic dziwnego, że kończąc edukację człowiek czuje się jak wymięta ściera. A im bardziej próbuje udowodnić sobie, że taki nie jest tym częściej sfrustrowany czerpie z profesorskich, uczelnianych wzorców zachowań.
Najpierw bądź człowiekiem, potem lekarzem, ratownikiem, pielęgniarką, a dopiero potem specjalistą - tak mawiał mój nieodżałowany autorytet, doskonały lekarz i dobry człowiek. Dostał od życia niezłe baty, ale "suką burą" nie był nigdy.
Pozdrawiam i wszystkim życzę życiowego, zdrowego balansu.

Łukasz

28 stycznia 2010 12:38
Blogger abnegat.ltd pisze...

Witam wszystkich :)
Widze ze temat nosny.
Jako ze dzis wspomagam zaprzyjaznione TC nie bardzo moge odpisac teraz.
Jedna rzecz mi sie nasuwa na teraz: to nie jest tak ze dobrzy wyjechali a ci co zostali do niczego sie nie nadaa. W Polsxe nadal pracuje cala masa moich kolegow i wiekszosc z nich nie jest gorsza a wrecz przeciwnie. Doslonali fachowcy znajacy sie na robocie. A nasz system gdyby byl odpowiednio sfinansowany bylby lepszy niz brytyjski. Smiem twierdzic bo znam oba ;)

28 stycznia 2010 12:42
Blogger green_emili pisze...

"To nie jest w nas. Nikt nas chamstwa na studiach nie uczy. Nikt nie idzie do pracy z nastawieniem roszczeniowo-awanturniczym. To się rozwija na skutek braku pełnej kompensacji stresu. Który kumuluje się godzina po godzinie".

Abi, może wytłumaczysz mi-bo ja nie wiem-dlaczego Pani Dohtor w mojej miejscowości, mając bezstresową pracę (sama o tym mówi) wykazuje objawy chamstwa.
Sam wiesz, że w mojej wsi leczy się nadciśnienie, bo mikroklimat jest specyficzny.

I jest na tyle fachowa, że kiedy klinicysta pracujący w niezłym szpitalu po prostu usiadł.

Wypisała skierowanie na przegląd organu, którego nie ma.

A kończyła studia dokładnie tam gdzie Ty...i Pan Doktor Klinicysta.

Jeżeli nie uczono jej chamstwa na studiach, to gdzie? Bo na pewno nie w mojej przychodni.

I nie wiem jak ja mam nie myśleć, że ludzie dzielą się na dwie kategorie:
1. Medyków
2. ...i plebs...czyli na tych, co się na medycynę nie dostali.

(Szczegół, że ja nigdy nie chciałam mieć z medycyną nic wspólnego, bo mnie to nie kręci.)

ps. Z prywatnego terytorium powiem tyle...prywatnie też to wygląda z...biście. Gdybym przytoczyła tekst, który sprzedał mi pan dr ortop, kiedy dostał ode mnie kosza...to kaplica.

Nie mówię, że wszyscy lekarze są chamscy, bo większość znanych mi nie jest, ale...

Nie masz pojęcia...jak takie zachowanie zostaje i jak razi.

Ja nie poszłam do medyka, bo chciałam napić się kawki, tylko zestresowana na maxa nie wiedziałam co mi jest.

Pozdr.

Rozgoryczona Green

28 stycznia 2010 12:45
Anonimowy Anonimowy pisze...

"I nie wiem jak ja mam nie myśleć, że ludzie dzielą się na dwie kategorie:
1. Medyków
2. ...i plebs...czyli na tych, co się na medycynę nie dostali."

Są jeszcze Ci, co dostali się spełniając ambicje swoich rodziców a w głębi ducha marzą o czymś zupełnie innym...
Ale ogólnie - Abi masz świętą rację... Amen.

28 stycznia 2010 13:07
Blogger green_emili pisze...

Uważam, że lekarze ze sfrustrowanym sercem lub głową zamiast robić innym "złą robotę" - postępując tak, a nie inaczej- mogą popatrzeć jak się spakować i wyjechać.

Dlaczego ja, jako pacjent-mam płacić za cudze problemy wynikające z napięcia nerwowego i braku kasy?!

Ja, płacę składki, jestem niestety miła, nie jestem roszczeniowa, u lekarza bywam rzadko, (akcja pt. 4 wizyty w 6 dni u różnych specjalistów...trafiła mi się pierwszy raz w życiu) więc przychodząc do kogoś z problemem...szukam pomocy. I nie mam ochoty płacić za to, że system jest be.

Bo chodzi o moje zdrowie i życie.

Coś mi się wydaje, że Przysięga Hipokratesa...nie wszystkich dotyczy.

Bo moim zdaniem nie wszyscy lekarze pamiętają, że przysięgali iż:
"Będę stosował zabiegi lecznicze wedle mych możności i rozeznania ku pożytkowi chorych, broniąc ich od uszczerbku i krzywdy".

A co do spełniania ambicji rodziców, powiem tak:
ja zdobyłam dwa zawody.
Jeden dla dla rodziców (niewykonywany) drugi dla siebie (z pasji), a robię coś zupełnie innego (dla kasy...kiepskiej, ale jednak).

I szafa gra.

28 stycznia 2010 13:21
Blogger goska pisze...

Zawód lekarza bez wątpienia jest zawodem wyjątkowym, pod różnymi względami, tez wyjątkowo trudnym i odpowiedzialnym. Nie ma co dyskutować o czymś takim jak godziwe wynagrodzenie czy elementy higieny psychicznej polegającej choćby na tym, ze możesz z kimś porozmawiać gdy wydarzy się cos co cię przerasta, tak zwyczajnie, jak człowieka.
Nie można tez wszystkich „wkładać” do jednego worka, są lekarze, którzy nimi być nie powinni. Z pewnością miał na to wpływ czynników, o których piszesz. Na szczęście to mniejszość.
Pamiętam słowa pewnego proktologa, z którym miałam wykład o zaburzeniach życia seksualnego po zabiegach operacyjnych „proszę państwa nam naprawdę nie jest wszystko jedno gdy operacja się nie powiedzie”.

28 stycznia 2010 13:31
Anonimowy Anonimowy pisze...

czytam twego bloga codziennie, odzywam sie jednak sporadycznie. Zgadzam sie z twoja opinia w 100% choc nie jestem lekarzem. Wystarczy ze jest nim moja matka i widzialam latami jak potrafila odtwarzac 'ta nieudana reanimacje'. To ciezka i stersujaca robota. Masz rowniez racje ze w Stanach lekarze objeci sa opieka psychologiczna bo inaczej nie da sie zyc., dzieki temu (jak rowniez ilosci godzin i standardowi pracy) sa mili i usmiechnieci (tez nie zawsze). Moja dobra kumpela jest polozna tutaj i obowiazkowo raz na kwartal ma spotkanie z psychologiem jak rowniez po porodach z komplikacjami.
Zawsze rozwalali mnie ludzie co to mieli pretensje do lekarzy o wszystko nawet o to ze zyja. Powinni sami isc na medycyne i przekonac sie jak to jest. Ja mialam doskonaly przyklad rodzicielki a potem starszego brata i dzieki niemu wybilam sobie z glowy ten kierunek. Teraz czasem zaluje ale coz moze tak mialo byc.
Pozdrowienia.

Asia

28 stycznia 2010 16:44
Anonimowy Anonimowy pisze...

I mnie to czeka, niestety... Nie zdawałam sobie sprawy z tego, do czego lekarze są zmuszani, dopóki się wśród nich nie znalazłam:) Ale jakoś nie wyobrażam sobie siebie w jakimkolwiek innym zawodzie. Więc żegnajcie, 11 lat mojego życia!

28 stycznia 2010 19:55
Anonimowy Anonimowy pisze...

Bo to trzeba mieć jakiś defekt w mózgu. Człowiek wie, że gładko nie jest i płatkami róż mu tej ścieżki nikt nie uściele, a jednak coś go w to "bagno" ciągnie :)
I w dodatku nie chce go na inne bagno zamienić ;p


Epi

28 stycznia 2010 20:42
Anonimowy Anonimowy pisze...

'Drodzy pacjenci, nie dziwcie się że jesteście traktowani gorzej niz śmieci'

Ciekawe, czy ten sam tekst rzeczony Pan Doktor powiedział SWOJEJ chorej matce, lub choremu dziecku?

T.
28 stycznia 2010 21:21

-------------------------------------------------

Catta, Eric Berne podzielił psyche na trzy typy. Rodzic, Dziecko i Partner (czy Dorosły, jak tam zwał). Wszystko zależy który typ Ci się trafi. Dziecko to wszystkie gburki obrażalskie, Barbie niedopieszczone czy inna rozkapryszona hołota. Rodzic to to nadęte buce co ex katedra będą mielić prawdy objawione i dręczyć kazaniami. Ci najczęściej dostępują Łaski Oświecającej i zostają Namaszczeni. Lub Wniebowstąpienia. A Dorosły jak to dorosły. Da się pogadać. Ale jak trafi na bachora to mu w dupę przyrżnie.

Adam - ten pytający wcale nie jest niebezpieczny. Pójdzie, sprawdzi i napisze. Lepiej tak niż na pałę coś dać bo wstyd sprawdzić - i komuś kuku zrobić. Odnośnie wkłucia... Robię jakiś tysiąc rocznie. W zasadzie wbić mogę z zamkniętymi oczami. A dalej się trafia od czasu do czasu kiks. Takie toto jest niestety...
Nie chce usprawiedliwiać nikogo - igły trzeba umieć wbijać a leki znać.
Ale.
Patrząc na tysiące specyfików i dziesiątki tysięcy możliwych kombinacji łatwo się zgubić. Sam sprawdzam jak mam wątpliwości - a robię to 15 lat. Kto pamięta że aminofilina gryzie się z makrolidami? Albo że uroczy syropek Tussipekt może ukatrupić depresanta na MAOI? A Tramadol że jest toksyczny z trójcyklicznymi? A takich rzeczy są tysiące. Sprawdzić nie grzech - grzech nie sprawdzić ;)

Nika, ja muszę popatrzeć czy gdzieś nie ma jakowejś nagrody za ogólnopozytywne podejście do tematu służby zdrowia :) A z zestawu skreślę żonę - bo mam. Resztę biorę bez mrugnięcia okiem.

Akemi, nie wiem czy się wypaliłem. Może. Ale gdybym został to chyba już bym nie żył. Bo to co pisałem kiedyś to prawda jest niestety - miałem piękny początek wszystkiego. 60 papierochów dziennie, 25 dyżurów miesięcznie, nadciśnienie, bóle wieńcowe.
Hoooduuuuuu...
A to co pisałem powyżej też prawdą jest - to wcale nie jest tak że wyjeżdżają ci dobrzy - a źli zostają. Odnośnie wyjazdów to znalazłem taki cytat:
W Polsce pracuje około 2800 anestezjologów. Potrzeba ich będzie dwa razy więcej. Tymczasem od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej z kraju wyjechało ok. 7 tys. lekarzy, z których 20 proc. to anestezjolodzy. Jest to największa grupa specjalistów spośród lekarzy, którzy zdecydowali się na opuszczenie kraju. ( źródło )
Mi się w to wierzyć nie chce. Znaczyło by to że wyjechała połowa anestezjologów. Bzdura jakaś. Słyszałem że w UK pracuje ok. 300.
Ale czy to prawda - nie mam pojęcia.

Nika, a męża to już wcale nie chcę...

Greg, to jest nasza polska przypadłość. Złe będziemy wałkować do siódmego pokolenia. A dobre - ot, było , mineło a w zasadzie to potwierdziło diagnozę.

KK i Malutka - jak już wynajdę tą nagrodę to od razu załatwię trzy nominacje :)

Thalie, ale coponiektórzy żyja jednak dłużej ;) Zawsze mam nadzieję że ktoś musi być po prawej stronie krzywej Gaussa.

Anek, tak naprawdę to prawdziwy fachowiec z kraju wyjeżdżać nie musi. Byle by umiał swoją pracę dobrze sprzedać. Bo jeżeli umiesz działać w prywatnym sektorze to można pogodzić pracę na niwie z godziwym zarabianiem pieniędzy. I myślę że ci najlepsi tak właśnie zrobili.

Michaś, rzuć okiem na post Łukasza. Troche sie zimno robi. Bo prawdą jest że pieniądz jest potrzebny. To jest odwzorowanie naszego wysiłku, wiedzy umiejętności i czego tam jeszcze. Ale z drugiej strony jeżeli kasa jest jedynym - czy najważniejszym - kryterium to czas sie bać. Bo pazerność prędzej czy później doprowadzi do wypaczeń.
O pieniądze trzeba się bić. Frajerstwo zdechło już dawno temu. Ale - nie z pacjentami. Od tego jest pracodawca, NFZ, ustawodawca. Jeżeli lekarz zaczyna uzależniać świadczenie udzielenia pomocy od otrzymania gratyfikacji to właśnie przekroczył granicę. I w tym momencie powinien się nim zająć prokurator.
Czy Ty jesteś adeptem młodym?
Bo jeżeli tak - i masz takie pytania - to nie zginiesz ;) Może za piętnaście lat przeczytamy kolejny blog...

Łukasz, w zasadzie co do kasy to odniosłem się już powyżej. Nic dodać. Natomiast co do warunków szkolenia lekarzy. To jest niestety przykre. Ośrodek krakowski pod tym względem jest wyjątkowo paskudny, choć spotkałem też ludzi przed którymi czapki z głów. I to na różnych klinikach i oddziałach. Szefa specjalizacji - gdyby tu kiedyś trafił to się mu nisko i w pas kłaniam - miałem takiego że nawet nie marzyłem że mieć będę. Najwyższej klasy fachowiec i nauczyciel. Dalej nie mogę ciągnąć wątku bo bym musiał wypisywać szczegóły które w środowisku są do rozszyfrowania łatwe - ale nawet w tym ponurym Krakowie pracuje masa kapitalnych ludzi. A że trafiają się kurwadziady. Co robić.

Emilka - trafiłaś na głupią babe i od razu rozpacz czarna. Kobiety jednak albo kochają - albo nienawidzą. Żadnych letnich uczuć.

Rozgraniczmy dwie sprawy. Pierwsza - że nie podoba Ci sie system. Tu Ci powiem tak: nikomu się nie podoba. Ani pacjentom, ani lekarzom. Żaden polityk się tego nie chwycił bo zakrawało to na polityczne samobójstwo. Prywatnie wierze w Tuska, ale moja naiwność polityczna jest m/w taka sama jak zyciowa. Natomiast zwróć uwagę na jeden szczegół - że nie myślałaś o tym jak byłaś zdrowa. Dopiero jak Cie złapało wtedy płacz i "system jest be". A trzeba - rzecz jasna to nie jest jednostkowo do Ciebie, jeno do ogólnego ogółu - cisnąć polityków żeby wywiązywali się z obietnic. Obiecywali że naprawią służbę zdrowia? No to do roboty... Inicjatywy oddolne, nękanie posłów, protesty, podpisy i takie tam. Ale to trzeba zrobić zanim się człowiek pochoruje...

Odnośnie Twoje lekarki: jeżeli jestes niezadowolona z usługi to zapytaj sie bezpośrednio Pani Doktor gdzie należy kierować skargi. Toz jest NFZ do którego możesz sie poskarżyć, izby lekarskie w na końcu zwykły sąd. Przecież ta kobieta nie wzięła się z Księżyca tylko gdzieś i pod kogoś podlega.

Że ortopeda okazał się chamem... Znam paru. Pamiętaj że facet całe dnie napierdala młotkiem i rżnie piła. Do tego wrażliwy intelektualista pasuje jak pięść do nosa.

Gośka, bo to jest zupełnie druga strona medalu. Jedna - to zapewnienie takich warunów żeby lekarz miał czas na dokształ i odpoczynek.
A druga to eliminowanie matołów z zawodu....

Asia, część tych pretensji jest uzasadniona. Bo ja odpowiadam za to jak i ile wkładam pracy w rozwój, szkolenia i co tam jeszcze. A z drugiej strony - co lekarz jest winien że służba zdrowia osiągnęła stan agonalny? Naszą sprawą jest leczenie - zarzadzaniem niech się zajmą ci co się na tym znają. Jak nie będę się musiał zastanawiać nad tym jak przeżyć to będe miałczas przejmować się pacjentem. Okrutne.

Anonimie, tak bez zastanowienia...?...

Epi - bo w tym jest magia. Na swój sposób.

T., a po co to miał mówić matce? Mówił to do tych którzy pośrednio są odpowiedzialni za kształt służby zdrowia. Wyborca jest pośrednio odpowiedzialny za wszystko. Nie tylko przez fakt że cos tam wybrał - ale też przez dalsze działania powyborcze. Jeżeli wszystkim wisi i powiewa jak działa służba zdrowia - to dlaczego lekarz miał kłamać? Miał powiedzieć że co - płace mamy gorsze niż śmieciarz dlatego właśnie wszyscy pacjenci są traktowani jak klienci spa? Powtórzę myśl przewodnią - służbę - nie tylko zdrowia, każdą - ma sie taką za jaką się zapłaci. Płacimy gównianie to i mamy obsługę godną Zakładu Oczyszczania Miasta.
A zupełnie prywatnie Ci powiem że znam służbę zdrowia również od strony pacjentowo-haraczowej. Masz ci los - pięćdziesiąt lat państwo przerzucało obowiązek opłacania lekarza na pacjenta no to mamy to co mamy.

26 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Abi-moją panią dohtor zajęła się podobno inna pacjentka w stanie skrajnego W. Ja nie mam siły i czasu na linczowanie.

"trafiłaś na głupią babe i od razu rozpacz czarna. Kobiety jednak albo kochają - albo nienawidzą. Żadnych letnich uczuć".

Nie ja jedna i nie na jedną lub jednego. Naprawdę wielu ludzi jest źle traktowanych przez lekarzy.A u mnie wystąpiła nie rozpacz czarna tylko lęk po postraszeniu rakiem bez badań w ciągu czterominutowej wizyty.
Proponuję wcielenie się w pacjenta, któremu jest sprzedana taka story.

I nie musiałam nic mówić komuś innemu, do kogo trafiłam ze skierowaniem. Czasami mina wystarczy.


Uważam, że powinno się na uczelniach medycznych wprowadzić eliminator. I tu się zgadzamy. To są tak ciężkie studia i ciężka po nich praca, że nie powinno się ciągnąć kogoś na siłę tam, gdzie się nie odnajduje. Lub gdzie szuka tylko kasy. Czasami lekarz powinien być bardziej świadomy tego,że człowiek do którego przychodzi nie dość, że się boi, to czuje. To nie jest obiekt z prosektorium.

Co do ortopedy-na dzieńdoberek poradziłam mu...ekhm popukanie gdzie indziej-> w sensie do innych drzwi.
Nie moja bajka, a potem okazało się, że bardzo nie moja.
To była akcja "wyrywanie na kitel".

Co do systemu-że tak się wyrażę, nie wypowiedziałam się ani jednym słówkiem. Napisałam o płaceniu składek.

Tak naprawdę...jestem skrajnie apolityczna (żyje mi się z tym zdrowiej), więc nie mam zamiaru się wypowiadać na ten temat (nie zatrybiłam czy tekst o petycjach i politykach był do mnie).
Jeżeli do mnie...to wybacz, ale nie trafia.

Generalnie chodzi o to,że jako pacjentka...nie mam ochoty na odczuwanie frustracji lekarskich (bo doktor mało zarabia, bo go ktoś przede mną poirytował, bo ciężki dyżur)na własnej skórze.
(Gdybym ja w pracy...tak "załatwiała petentów" to byłby mój koniec i to nie tylko finansowy.)

I nie mam zamiaru być wyrozumiała-mimo niekłamanego szacunku i sympatii do Ciebie.

Tu mówimy o dwóch stronach medalu- lekarzu, który może mieć po dekiel
(z zasadną argumentacją dlaczego tak jest) i pacjencie, który ma tak po dekiel,że do lekarza trafił.
I o momencie spotkania.

I o tym, że mam szacunek do lekarzy...(bo dla mnie to zawód misja), ale nie poczułam, że ktoś do kogo przychodzę szanuje mnie.
I jest cała masa ludzi, co nie czują tego szacunku.

Przepraszam za zbyt długi komentarz i zamykam swój udział w dyskusji.
Powiedziałam wszystko i nie mam do powiedzenia nic więcej.

abnegat.ltd pisze...

Emilka, ja dalej bede meczal swoje. Jak Cie bab wkurwia - to ja primo zmien a secundo zloz na nia skarge. Chyba ze mieszkasz w Bieszcadach i do najblizszego osrodka masz 60 kilometrow - to jest problem.

O systmie napisalas ze Cie nie interesuje ze jest be, nie interesuje Cie co lekarzyna mial, ma czy miec bedzie - masz problem i w zasadzie chcesz rozwiazania milo, grzecznie i natychmiast. Emilka, to wladnie jedt wypowiedzenie sie o systemie.

Dopoki Pan sie nie przejmie jak sie czuje sluga, doputy bedzie mial siki w kawie. To rozumie kazdy. Ale gdy przychodzi do sluxby zdrowia to juz nie.

Emilka, nie mysmy ten system stworzyli - i tezmnie nie obchodzi ze jest be - ze sobie pozwole zacutowac Ciebie. Za ta babe tez nie odpowiadam.

Czytasz mnie od poczatku - przypomnij sobie opowiesc o osrodkowy ktory prowadzil " reanimacje" walac piesciami zdroweho czlowieka w klatke. Albo ta Barbörka co probowala polamac zebra pijakowi - ten co nam dziekowsl zesmy mu zycie uratowsli. Albo "salatki wazywne" - nadcisnienie takue ze sie skala skonczyla bo kretynka odstawila pacjentce leki. Ja tego nie zmyslam - ja to widzidlem. Zreszta tej ostatniej ukrecilismy (pisze smy bom sie do tego troszke dolozyl po ww sprawie) leb.

Piszesz ze chcesz, teraz zaraz - ale na babe skarzyc nie bedzies bo nie masz na to zdrowia? No to jak sama tego nie zrobisz to kto to ma robic za Ciebie?

JesCze raz: urwij babie leb. Jak chcesz to poszukam Ci adresow odpowiednich urzedow.

Anonimowy pisze...

I rok ;)
I tak może trochę naiwnie myślę sobie, że to wszystko będzie chociaż trochę potrzebne, mi, pacjentowi się kiedyś (chociaż raz) przyda ;)

Michaś

abnegat.ltd pisze...

Michas, troche Ci zazdroszcze - troche wspolczuje ;) Trzymam kciuki, dawaj jakie znaki dymne jak idzie.
A pomalu sie przekonasz jak to jest uzywac empatii w celach leczniczych. Choc do klinicznych jeszcze chwila.
Trzymaj sie, imienniku ;)

Catta pisze...

Nie bardzo mam czas czytać wszystkie komentarze i śledzić dyskusje, więc napiszę może nie na temat: ludziska powinni przede wszystkim sami dbać o własne zdrowie- nie palić, nie obżerać się, nie naciskać gazu do dechy, stosować proste zasady zapobiegające chorobom. Ja mam od ponad 3 lat bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze słuzbą zdrowia z racji opieki nad moim staruszkiem (93)i powiem tak: w Polsce do każdego chorego niedołężnego staruszka musi być przyłączony przynajmniej jeden zdrowy, niepracujący i zdeterminowny do walki zdrowy członek rodziny. Oczywiście jesli chcemy staruszka utrzymać dłużej przy życiu lub doprowadzić do niebios bram w warunkach mozliwie komfortowych i bezbolesnych .

Anonimowy pisze...

Jeżeli ktoś do mnie mówi-załatw to w tydzień, bo będą jaja- to wiadomo, że mi się spieszy.

Jeżeli mówi to lekarka-spieszy mi się jak cholera.

Abnegat czyta mnie uważnie, jak Abnegatowi piszę, że dohory są różne-popaprane i normalne.
No!

Składam samokrytykę za uogólnianie i żółć.

BTW-olać to i tyle...ją "załatwi" ktoś inny (bo podpadła skrajnej furiatce), a ja naprawdę nie mam głowy do szarpania się z kitlami.

A be dla mnie było zachowanie pani i tyle.System ma niewiele wspólnego z nieodpowiedzialnymi zagraniami.

Zachowanie, które miało jedną stronę pozytywną-tak mnie przestraszyła, że szybciutko został znaleziony świetny lekarz.

Rozumiesz-żebym nie nurkowała we własnej wkurwielinie ;p.

Proponuję polubowne zamknięcie tematu: obiecuję, że jeżeli nastąpi powtórka z rozrywki-a będę miała z tą panią styczność i to nie raz z powodów różnych-narobię szumu.

Tymczasem oznajmiam, że wracam do normy.

Pozdrawiam ciepło

- e.

...a linię obrony Abnegata tłumaczę sobie tak: tyle się człowiek nareanimował, tyle się przy deklach różnych oskakał, zdrowie zjadł za grosze, a ta marudzi i truje myśląc, że każdy to z...b. :)))

No, nie każdy...
...w sumie ;)))
...chyba
raczej...
na pewno.

Nie grozi mi opcja pacjent frustrat ;)-> sorry za jazdę.

Zadora pisze...

No i wyszło naprawdę, że:
Przychodzi Green do dohtora, ...aaaaa dohtor też green, tyle że bardziej :)

Anonimowy pisze...

Abi, piszesz tak dobrze, klarownie i jasno, żeś chyba będąc w kołysce zjadł wszystkich Cyceronów i innych retorów. Łącznie z bizantyńskimi :-))))
Nagrodą dla mnie za moje ciepłe myśli o dochtorach jest Twój blog :-)))))
Trza Ci polać jakiego burbona ;-P
nika

Anonimowy pisze...

Greg-> jak Green poszła do takiego co nie jest green...to dostała -> skierowanie na wczasy finansowane przez NFZ...gdzieś na oddziale za czas jakiś...odległy- teraz mam się zaszczepić na zażółcenie. Z opcją "głupiego Jasia" w promocji zwiedzania sali operacyjnej :DDD.

(Moja rodzina chce mi podłożyć dyktafon na czas działania "Jasia", bo podobno jestem niezła bez "Jasia", a po "Jasiu" będzie odjazd.)

Wszyscy kochamy "szczęśliwe"
zakończenia ew. początki czegoś nowego.

Musiałam zawiesić bloga bo byłyby seryjne sprawozdania z cyrku...w którym główną małpą polarną jestem ja.

Anek pisze...

„I myślę że ci najlepsi tak właśnie zrobili” – dla pacjenta mniej zamożnego = niemożność skorzystania z usług tych najlepszych. Sam wspominaleś, że Twój wyjazd podyktowany był poniekąd zacharowywaniem się i walką o godność (chyba że źle Cię zrozumiałam). Mało realne jest, moim zdaniem, pogodzenie w tak pokręconym kraju wszystkich potrzeb pracownika, pracodawcy i petenta. Zawsze cierpi najslabszy = petent. Wspominasz o walce z niekompetentnym lekarzem- walka jednostkowa pacjent – lekarz-łachmyta nie na wiele się zda, pacjent (chory i słaby) nie ma sił i zacięcia, ma też obawy że jak zacznie podskakiwać to bardzo solidnie oberwie. Bardzo przykre ale prawdziwe. Ten przykład przerobiła moje teściowa- doprowadzona prawie do kwasicy przez nieumiejętne leczenie złożyła skargę- skutek – jest traktowana teraz jak trędowata w całej poradni. Poradnia w Pipidawie Dolnej – alternatyw brak. Chcieć i móc – moim zdaniem jest nie do pogodzenia. Niemniej jako pacjent życzyłabym sobie być traktowaną jak człowiek a nie tylko "przypadek medyczny z dolnej półki". Dlatego mam zawsze dużo wdzięczności właśnie dla tych Lekarzy, ktorzy pomimo przeciwności potrafią się zdobyć na "ludzki gest".
Pozdrowionka

Zadora pisze...

ZUS to największy w Polsce haraczownik. Większość cech charakterystycznych jest zbieżna:
wymuszanie opłat, pozorna ochrona, żerowanie na własnych żołnierzach od czarnej roboty, konsumpcja ponad miarę wpływów na własne cele wierchuszki gangu, działania pozorne uzasadniające i legalizujące byt gangu. Struktura mafijna wzorcowo pozyskująca wsparcie elit władzy. Widział ktoś limity usług w klinikach rządowych? A reszta, jak już wspomniano ma pozorną ochronę.

Zadora pisze...

ZUS z NFZ miało być

Zadora pisze...

Swoją drogą, to gdy kaczor ma katar (a miewa często jak wiemy) i nie pracuje, to czy też musi przedstawić zwolnienie lekarskie i czy ZUS przerzuca na "pracodawcę" praktycznie pierwszy miesiąc zwolnienia a później, gdyby katar się przedłużał, ogranicza wypłaty wg. własnych fikuśnie liczonych limitów.
I jak ma się to do np. kontraktów managerskich w firmach prywatnych, gdzie częstym zapisem jest paragraf o wygaśnięciu kontraktu w przypadach problemów zdrowotnych managera występujących przez okres dłuższy niż ...(często jest to zapis podający limit 3 mc absencji).

abnegat.ltd pisze...

Catta, to chyba wszedzie, nie tylko u nas. Ostatecznie podcierali nam dupki za mlodu, teraz nasza kolej.

Emilka- duza jestes (choc nadal mlodka;) - to i radzic wiecej nie bede. Wez pod uwage ze ona, jezeli sie przez przypadek zmieni, to na gorsze a nie na lepsze. I nastepnym razem jak Ci sie co trafi, przezyjesz dokladnie to samo. Z zaraza sie walczy prewencja a nie dzialaniami doraznymi. Przedalo by Ci sie choc troszeczke goralskich genow. Sam co prawda nie mam - alem nabyl paru cech w procesie dorastania ;)

Greg, my sobie tu wymieniamy poglady - nikt nie zzielenial ;)

Nika, bec :) Ale mnie nie wolno chwalic bo mi sie od tego we lbie przewraca.
:[|]

abnegat.ltd pisze...

Anek, wyjechalem zeby w domu pomieszkac ;)
odnosnie tesciowej - jak w osrodeczku sie bocza to sobie moga palec za przeproszeniem w d wsadzic i bolesnie zakrzywic. Maja robic to za co im placa. I tyle. A jak cos zepsuja - scigac do dnia sadu ostarecznego. Tak na marginesie - chyba sie nie spodziewaliscie sympatii...
Matolow trzeba zwalczac a o swoje sie bic. Inaczej w naszym kraju nad Wisla sie nie da.

Greg, dodal bym do tego ochrone przed jakakolwiek konkurencja. Toz mafia wybijala wszystkich do nogi.

Zadora pisze...

Albo ustalała strefy wpływów i "gałęzie przemysłu" w których partycypowała.

basia.acappella pisze...

Chcę tylko powiedzieć, ze bardzo uważnie czytam... :)

Anonimowy pisze...

Prawda jest taka ze wszędzie są ludzie i taborety. I wśród lekarzy, i wśród studentów, i wśród pacjentów. Aktualnie najlepiej orientuje się w studentach. Na moim 4 roku są tacy co się uczą żeby zdać egzamin jak najlepiej, tacy co się uczą potrzebnych rzeczy zeby wiedzieć co się dzieje na oddziale jak chodzą na wolontariat (u nich ze zdawaniem bywa różnie a najlepiej wiedzą jak pomóc) i są tacy co zlewają wszystko. A pacjenci swój rozum też mają i mogą zdecydować, do którego lekarza chcą chodzić.

Michaś trzymaj się!! Część tej wiedzy się przyda, część jest potrzebna tylko na zaliczenie. Do tej pierwszej wrócisz kiedy okaże się niezbędna, o drugiej zapomnisz jeszcze szybciej niż się nauczyłeś.

Ola

akemi pisze...

Abi, otworzyłeś puszkę Pandory i nie da się jej ot tak po prostu zamknąć;-)

Anek pisze...

Zadora - nie pamiętam gdzie to widziałam: "Enerycie -poprzyj ZUS czynem- umrzyj przed terminem..." tia...coś w tym jest ;-)
Abi - dołoże trochę wazelinki... ;-)badzo miłe jest u Ciebie to , że odpowiadasz "indywidualnie:-)))
i "spokojna Twoja rozczochrana" ;-)
nic Ci nie będzie ;-)))

Unknown pisze...

o rany! jutro. jutro poczytam. dziś za późno.

abnegat.ltd pisze...

Greg - do tego dołóżmy wpływ na najwyższych urzędników państwowych ;)

Basiu, ja też. Ale na poezkji się nie wyznaję wie czytam jeno :)

Ola, witaj :)
Z tym to naprawde jest dziwnie. Bo w rzeczywistości to co do pracy jest potrzebne to konstytuuje sie podczas stażu i pierwszych lat pracy na oddziale. Z drugiej strony wiedza z przedmiotów klinicznych jest basis ale farma czy patomorfa - bez tego nijak.
A z drugiej strony mamy na pierwszych latach jakieś biofizyki czy inne chemie - no na hak jasny są mi wiadomości z chemii nieorganicznej? Pomijam już fuckt istnienia filozofii czy ekonomii politycznej (pewnie już tego ścierwa nie ma). Brakowało jeszcze astrologii :[|]

Akemi, jak się darł Shtur: "Tylko nie puszka! Tylko nie puszka!!!"
:D

Anek, wazelina jest do życia potrzebna :D

Edyta, zapraszam :) Jutro jeszcze powinienem tu być.

Anonimowy pisze...

"Catta, to chyba wszedzie, nie tylko u nas. Ostatecznie podcierali nam dupki za mlodu, teraz nasza kolej."

Ale rozny jest stopien koniecznego zdeterminowania jednostki obslugujacej. Ja mam biezace porownanie niemieckiej i polskiej sluzby zdrowia, bo po jednej stronie Odry pani 89-letnia, po drugiej 87-letni pan. Jasne, ze starsza pani i jej bliscy narzekaja na sluzbe zdrowia strasznie. Im przeciez takie historie jak wypuszczenia pacjenta z ostrego dyzuru w ostatnia noc sylwestrowa z recepta na zastrzyki, ktore nalezy zaczac podawac jak najszybciej, ale bez skierowania na teze, bo skierowanie ma wypisac lekarz pierwszego kontaktu, ktory dostepny jest juz w poniedzialek czyli zaledwie cztery dni pozniej, jest zupelnie nie do wyobrazenia. I narzekaja, ze u lekarza rodzinnego trzeba czekac godzine na przyjecie. A ze tylko godzine, a w razie emergency lekarka przyjedzie do starszej pani takze w dzien wolny od pracy, to przeciez nie jest powod do bycia zadowolonym.



Turzyca

Anonimowy pisze...

Ładne, demagogiczne użycie statystyki.

Nie ma żadnego dowodu, że skrócenie życia lekarzy wynika z wielkich stresów i problemów w pracy (tzn. większych niż w innym stresującym zawodzie).

Można wyliczyć kilka zalet bycia lekarzem: łatwiejszy dostęp do opieki medycznej, większa znajomość profilaktyki, pewność pracy (w sensie: nawet jeśli cię wyrzucą z jakiegoś abstrakcyjnego powodu, to łatwiej znaleźć inną, w porównaniu do większości zawodów).

Ja byłbym bardziej skłonny przypisać to skrócenie średniego życia prostemu stykaniu się z chorobami na co dzień - chociaż tego oczywiście nie wiem, ani badań nie znam :)

Przy okazji, gratuluję bloga. Bardzo dobrze opisane historie, nadają się na książkę.

abnegat.ltd pisze...

Turzyca, to jest najlepszy dowód na to że człowiek zawsze znajdzie powód do narzekań ;)))
Badania (statystyczne, niestety) wskazują że ok 75% respondentów jest gremialnie zadowolonych z otrzymanych usług, nawet gdy te nieco odbiegaja od oczekiwanej normy. 20% zawsze znajdzie coś co mozna by poprawić. A 5% zawsze - niezależnie od tego jakie usługi otrzymają - skarży się z powodu niespełnienia oczekiwań.

Anonimie, demagogia jedynie w próbie zasugerowania korelacji stresu ze skróconym oczekiwanym czasem przeżycia ;)

Bo przyspieszona umieralność jest już faktem.

Odnośnie Twojej teorii: zabijają zawały i udary a te nie podlegają transferowi międzyosobniczemu. A raczej są wynikiem stresu. Co było by pośrednim argumentem raczej kontra niz pro temu co twierdzisz.

Dziękuję za miłe słowa :)
abnegat

Anonimowy pisze...

Doktorze, Olu - dziękuję, ot od razu jakoś tak milej się człowiekowi robi ;)

Będę się trzymał, choć chyba nie jest źle na razie... i mi się nawet podoba - nie wiem czy to nie jest objawem w pewnym stopniu niepokojącym... ;)

Michaś