niedziela, 13 grudnia 2009

Granica

Truizmem jest twierdzenie że wszyscy umrzemy. Dopóki gdybamy, jesteśmy racjonalni, jednak gdy do głosu dochodzą uczucia... Strata najbliższy dodaje do równania ból - jednak nic nie można porównać z bólem straty dziecka. Zazwyczaj uderzenie dekompensuje rodziców. Bo kolej rzeczy jest taka że to dzieci chowają rodziców, nie odwrotnie.

Przywiozłem to dziecko sam. Zatrzymanie krążenia po utopieniu. Długa reanimacja, bo nie tak łatwo odpuścić gdy się walczy o małego pacjenta. W dodatku wychłodzenie dawało szansę na uratowanie mózgu.

Po pierwszej dobie wydawało się nam że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Wrócił oddech, reakcja na bodźce. Potem z dnia na dzień zaczęło być coraz gorzej. Drgawki, prężenia, zanik odruchów, siadła cała homeostaza - kontrola oddychania, krążenia, temperatury. W końcu zrobiliśmy kontrolne CT mózgu i potwierdziło się to co było widać w obrazie klinicznym - mózg nie przeżył. Rozległe zaniki korowo-podkorowe. Wykonaliśmy w końcu procedurę stwierdzenia śmierci pnia mózgu - i uzyskaliśmy potwierdzenie tego co było wiadomo od jakiegoś czasu. Porażka.

Rodzice nie przyjęli informacji do wiadomości. Ich ból był tak potworny że w zasadzie daliśmy się sterroryzować ich żądaniom. Bo tak na prawdę w momencie wykonania - i potwierdzenia w odpowiednim składzie - procedury potwierdzającej śmierć pnia mózgu orzeka się o zgonie chorego. Od tego momentu to nie jest ktoś - tylko ciało.

Zaczął się cyrk na kółkach. Rodzina zaopatrzona w prawnika i bioenergoterapeutę zaczęła odczyniać cuda. Znaczy - bioenergoterapeuta czynił próby nieudolne cudów i całkiem udolne drenażu kieszeni. Przy wsparciu prawnika, który jako niby ten straszak zawsze był w pobliżu. Tak na marginesie, powiedzieliśmy mu żeby się nie kłopotał - nie wyłączymy maszynerii z przyczyn ludzko-humanitarnych. Toż doktor też człowiek.

Natury się nie da oszukać - jeżeli umarł pień mózgu, serce stanie. Prędzej czy później ale stanie. I nie ma na to siły.

Można się zastanawiać nad motywami cudotwórcy, można komentować postępowanie rodziców w świetle racjonalności czy uczuć - ale ten post nie o tym.

Bo tak na prawdę w życiu chodzi tylko o perspektywę...

5 komentarzy:

Zadora pisze...

jak trawa. Wykwitnie, wiatr dmuchnie i już jej nie ma. Za chwilę miejsce nawet nie pamięta, że tu była. A step szeroki i głęboki. Gdzie nie spojrzysz, same trawy.

Anonimowy pisze...

Echhh, na co dzień to mam. To znaczy, ilekroć sięgam do swoich starych pierników-klasyków zasuszonych w starych drukach.
Aż krzyczą, żeby o nich nie zapomnieć.
nika

Malutka... pisze...

Pamiętam, jak włosy plątały się Mu za uchem... Zawsze... I strasznie Go to doprowadzało do pasji.
A teraz... Cisza, pustka i dwa nagrobki z grawerowanymi tablicami...
Kiedy odchodzi syn - jego chory na serce ojciec - idzie za nim.
Zostaliśmy sami.

Teraz mam nowy świat, nowe życie... Ale starego będzie mi zawsze brakowało...

I tych momentów zatrzymania...

Anonimowy pisze...

...miłość - wbrew logice - ZAWSZE WALCZY DO KOŃCA.

abnegat.ltd pisze...

Smiac sie - jezeli tylko mozna. Wszystkie nasze problemy ostatecznie i tak zostana pogrzebane razem z nami.

A'propos milosci - wczoraj wyczytalem nastepujace motto: "Ludzie mowia ze nie mozna zyc bez milosci. Uwazam ze wazniejszy jest tlen."