środa, 15 lipca 2009

Anestezjologiczne zwierzę

Anestezjolog to dziwne zwierzę jest. W zasadzie wszędzie go pełno. Na chirurgię zaglądnie żeby chirurgów zbesztać za zły bilans płynów - a jak się nauczą jak to robić, popada w rozpacz że nie może wpadać i ich besztać. Z pogardą zresztą. Jak widać problem besztania nie został rozwiązany od czasów Pianosy.

W rzeczy samej jest on nierozwiązywalny - żeby besztać z pogardą, trzeba mieć za co. Ale jak się już kogoś zbeszta - to zbesztany zazwyczaj dokonuje adjustacji wzorca behawioralnego i besztać go nie ma za co. Trzeba znów wymyślić coś nowego i tak w kółko, ad mortem defecatam.

Albo pójdzie do internistów założyć dostęp centralny coby mogli sobie wsunąć drucik do stymulacji bezpośredniej. Lub pacjenta im uśpi do kardiowersji. I zbeszta za używanie niebieskich wenfloników u dorosłych pacjentów. Do urazowców też polezie - tam z kolei besztać będzie z pogardą rzeźników co to pojęcia o leczeniu bólu nie mają i z namaszczeniem wpisywać będzie leki w kartę zleceń, które i tak zostaną skreślone trzy minuty po jego wyjściu i zastąpione średniowieczną pyralginą. Do pediatrów wpadnie na kawę, na bloku zagrucha z pielęgniarkami... Ech, życie.

Rzecz jasna jest jeszcze intensywna - to prawdziwe królestwo anestezjologa jest. Tu się wzywa chirurgów coby rumienili się za wstrząs septyczny swoich pacjentów, neurologów, żeby powiedzieli czy wentylujemy kogoś czy raczej coś, kardiologów żeby powiedzieli czemu EKG nie wygląda tak jak powinno. Bo anestezjolog bardzo dobry jest w odczytywaniu EKG. Zawsze wie kiedy jest prawidłowe a kiedy nie i wtedy właśnie wzywa pomocy, żeby dowiedzieć się co właściwie nie jest w porządku. Pobiera się krew, wbija igły, wpycha cewniki w żyły i tętnice (nie mówiąc o innych rurach), kręci gałkami respiratora wpatrując się nabożnie w gazometrię i wykonuje tysiące innych Bardzo Ważnych Czynności.

Jednak istotą życia anestezjologa jest intubacja. Bo tak na prawdę wszystkie czynności i procedury lecznicze może sobie wykonywać kto inny. Ostatecznie nauczyć się jak się ustawia respirator czy wbija igły może każdy. Ale intubacja jest bardzo wysublimowanym problemem. Dlaczego?
Ano, w zasadzie można nauczyć małpę żeby zaintubowała pacjenta - choćby i nogami. Prostszej procedury w medycynie chyba nie ma. To dlaczego wszyscy się tego boją i nikt bez wielu lat szkolenia rur wkładać nie chce? Bo jeżeli się tego nie zrobi wtedy kiedy trzeba - pacjent zamienia się w doczesne szczątki, rodzina w żądną krwi hordę, prawnicy w myśliwych z licence to kill a niedoszły intubator w mielone z wraka psychicznego.

Wokół intubacji narosło sporo mitów.
Mit pierwszy został zaprezentowany powyżej - jeżeli nie zarurujemy pacjenta który tego wymaga to nieszczęsny umrze. Nic bardziej błędnego. Zabija brak wentylacji a nie niedokonana intubacja. Można sobie ponawiać próby intubacji do śmierci zdefekowanej* - byle by nieszczęsnego wentylować od czasu do czasu.
Mit drugi - tego już za ciężką cholerę nie rozumiem - dotyczy intubacji pacjenta z krótką i grubą szyją. O ile dobrze pamiętam, bzdura ta jest nawet powtórzona w podstawowym podręczniku do anestezjologi, u niejakiego Larsena. Panie, ratuj pacjentów naszych. Krótka i gruba szyja może i powoduje niejaki problem u malutkiej kobiecinki próbującej wsadzić rurke w 160 kilogramowego tucznika. Ale to nie jest problem z warunkami zastanymi w krztoniu tylko z niestosunkiem mas. Krótka i gruba szyja powoduje że przystępujemy z animuszem do intubacji, wpychamy ten pieroński laryngoskop ile wlezie - i - jesteśmy w przełyku. Poniżej wejścia do krtani. W tym przypadku nie pomoże żaden wyrafinowany sprzęt intubacyjny. Jakkolwiek będziemy tą jeb-rure wpychać, zawsze wyląduje ona - w przełyku właśnie. Jeżeli w dodatku anestezjolog jest z gatunku nerwowych panikarzy... A wystarczy troszeczkę podciągnąć laryngoskop do góry - i jest. Krtań w całej okazałości.
Kolejny mit to wszystkiego rodzaju przeszkadzajki zwane urządzeniami do trudnej intubacji. Jeżeli ktoś nie jest dobrze wyszkolony w ich użyciu i musi to zrobić w stresie i natentchmiastmituwłaź - jakoś nie bardzo wierze w skuteczność takich cudów. Bardziej działają one na zmniejszenie stresu u anestezjologa - no bo nie trzeba się denerwować jak mamy za plecami piętnaście cud-miód urządzonek co to zaintubują pacjenta praktycznie same, bez naszej pomocy. Lepiej wrócić do podstaw, przewentylować maską i ponowić intubację niż wyprawiać Bóg wie co.

Zdarzyło mi się kiedyś w zamierzchłych czasach być na KLINICE w ramach szkolenia. Z litości nie powiem gdzie. I na tej klinice pani docent zaczęła wpychać rurę w pacjenta. I tak - i śmak. Myślę sobie, że kobiecinie trza pomóc. Toż chłop wielki i ciężki a kobiełka nieduża - pary w ręku nie miała to i intubacja się jej utrudniła. Mówię więc grzecznie że może pomogę. A ta się odwróciła do mnie i z bezbrzeżnym zdumieniem - przysięgam, pierwszy raz widziałem kogoś kto potrafił mówić z otwartymi ustami, ona na prawdę miała opad szczęki - zapytała: „Paaaaan????” Po czym zawołała chirurga który używając bronchoskopu dokonał cudu stosowanego. I niech mi nikt nie mówi że to była jakowaś wyjątkowa sprawa bo rzeczona docent w czasie 4 tygodni mojego stażu miała 4 takie przypadki. To jest kalectwo - odnośnie techniki intubacji - i ostatnia upadłość - odnośnie używania chirurga do zaintubowania pacjenta. Zgroza. Pomijam fakt że miałem wtedy na koncie koło setki bronchoskopii i mogłem jej równie dobrze te rurę wsadzić po bronchoskopie.

Szanowna Pani Docent: za anestezjologiem nikt nie stoi żeby mu pomóc - to my jesteśmy ostatnią linią wsparcia. A wiejski anestezjolog nawet jak specjalizacji nie ma i nie wie jakie są gradienty ciśnień na zastawce trójdzielnej czy shunt przez sklemowane płuco - to i tak musi umieć zrobić wszystko. Bo w szpitalu jest sam jeden i jak daje dupy to mu pacjenci umierają. Kultury, kurwa mać. Kultury!!!

Zawsze kiedy się wypyszczę na temat kalekich anestezjologów, co to nie umieją intubować, dobry Pan Bóg natychmiast mnie za pychę karze i dostaje pacjenta na którym sobie łamię ręce. Mam taki specjalny typ, który budzi u mnie dreszcze. Chudziutki, szczuplutki. Małe, śliczne usteczka. Nie za bardzo wydatna żuchwa. Długa, śliczna szyja. Po bliższym poznaniu widać że krtań znajduje się praktycznie na granicy klatki piersiowej. Oglądając buzię widzimy piękne, gotycko wysklepione podniebienie. W tym momencie - jak zwykle nie straszę swoich pacjentów (nadmiernie) - zaczynam swoją opowieść o łamaniu zębów, uszkadzaniu tkanek miękkich i innych horrorach. Co prawda nigdy jeszcze tegom nie zrobił ale zawsze się zdarzyć może...

A czemu dzisiaj o tym piszę? Bo nic - NIC - nie pyszczyłem, a dostała mi się dzieweczka co to choćbym chciał - nie szło zarurować. I tak i śmak. W końcu z niejaką pomocą prowadniczki, na kompletnego niewidzianego czuja, z uczuciem wsadziłem jej tą cholerną rurkę - alem się spocił nieco. Więc skoro ukarany zostałem pomimo że nie pyskowałem - to sobie pyszczę teraz.

Jak by to powiedzieć - mam nadintubowane.

-----------------
*Mój kolega, wpadając dawno temu z pacjentem na IP, widząc starszyznę wokoło, zakrzyknał dziarsko: „Chory w pęcherzyku ma ekskrement” (a chciał zaszpanowć wyczytanym u Kopalińskiego trudnym choć prawidłowym słowem: „inkrement”) - co spowodowało drgawki połączone z czkawką i bezwiednym oddaniem stolca u naczelnego chirurga.

33 komentarze:

dotty pisze...

No cóż spocenie się w pracy każdemu się czasem zdarzy, a później trzeba odreagować, więc notka jak najbardziej na miejscu i "czarnej serii" raczej nie wywoła. ;)

abnegat.ltd pisze...

Docik, to taki stresiczek o poranku. Żeby życie miało smaczek ;)

Anonimowy pisze...

Żesz..... jakby dwa zabiegi nade mną wiszą , ale właśnie dlatego się nie odważę chyba...

kiciaf pisze...

Abi. No co ty? Fatum się odwraca, a ty tkwisz w starych schematach? ;)

Ulżyło chociaż? :)

abnegat.ltd pisze...

Anoimie, toż sie nic nie stało. Jakis tam odsetek pacjentów jest nieco trudniejszy do znieculenia niz reszta - ale to żadne czary są jeno zwykła codziennośc. A że mi sie dramtiche tekścik wymodził... Toz ja tu nie opisuje medycyny tylko sobie jaja robie... ;)

Kiciaf, mówisz że teraz trzeba pyszczyć żeby spooj był?? Hm. Zaraz coś wymyśle...

Zadora pisze...

pyszczyć to pryszcz ale jak Ci się uda znaleźć powód, żeby pyszczyć z pogardą? ;D

abnegat.ltd pisze...

No, to trudne jest. Ale anestezjolog to specjalista od trudnych spraw.

thalie pisze...

a czy to ta sama KLINIKA, do której jeździłeś w pewną noc wigilijną z pacjentem, który TYLKO TAM chciał być leczony? ;) bo jakoś tak schemat zachowań podobny :D

Catta pisze...

a czemu niebieskie wenfloniki u dorosłych nie ładnie jest stosować? Mój tata 92, kroplówki w domu, codziennie nowy wenflon, niebieściutki. Pielęgniarkę z tzw długoterminowej pomocy pielęgniarskiej mamy super wyścigową, pierwszy sort - i tak zdecydowała. No żyłki mojego taty mają 92 lata i że tak powiem sfatygowane mocno. Wkłucia w żyły na nogach.

Anonimowy pisze...

Jako osoba niegdys zarurowana mam dość okropne wspomnienia. Po wybudzeniu ból w przełyku, problemy z oddychaniem, charkot, kaszel, masakra... Po operacji musialam przez kilkanaście godzin leżeć plackiem (bez poduszki) i przez cały czas miałam okropne wrażenie, że się duszę. Coś czuję, że "mój" anestezjolog też próbował i tak i śmak.
Ayako

ub.g pisze...

Dlaczego te wenflony są takie ważne?
Pamiętam właśnie, jak przed operacją pielęgniarka tłumaczyła mi, że teraz będzie mnie boleć, bo musi jakiś specjalny założyć. Inaczej to anestezjolog będzie się awanturował.

abnegat.ltd pisze...

Thalie, inna. Ale Losrodek Akademicki ten sam. Taki wyjatkowy etos szacunku, kultury i zyczliwosci. Kocham to miasto.

Catta, jak sie inaczej nie da a zapotrzebowanie na przeplyw nieduzy to czemu nie? Ale zawsze mozna za to zbesztac. Bo niby czemu nie...

Ayako, takie problemy sa dosc czeste. Moga choc nie musza byc spowodowane trudna intubacja. Raczej stresogenne wspomnienia masz :/

Anonimowy pisze...

"Zawsze kiedy się wypyszczę na temat kalekich anestezjologów, co to nie umieją intubować, dobry Pan Bóg natychmiast mnie za pychę karze i dostaje pacjenta na którym sobie łamię ręce."

Bo KK powinien w końcu ogłosić Dogmat "O Z LEKKA (lub z ciężka)
IRONICZNYM POCZUCIU HUMORU PANA BOGA".

I dlatego trafiła Ci się cud dzieweczka antyintubacyjna (jakby to powiedzieć Abi, hmm...Stwórca potraktował Cię profilaktyką-pedagogiczną:DDD)

BTW-> pozdrawiam i życzę WSZYSTKIM UDANEGO DNIA -e.

abnegat.ltd pisze...

Witak Konfliktowa :) mam nadzieje ze wszystko ok.
Do zabiegu wbija sie zielony G18, chyba ze przewiduje sie problemy to wtedy grubszy.
A pielegniarka gadala jakowes bzdury - kazda igla boli tak samo.

abnegat.ltd pisze...

Emili, z tym poczuciem z lekka to swiete slowa...

Anonimowy pisze...

... za te święte słowa mało mnie ksiądz nie wyeksmitował z ćwiczeń (razem z drzwiami i futryną):DDD.

ps. Sam jest żywym potwierdzeniem tego, że ...Pan Bóg to ma poczucie humoru przewrotne i z lekka lub z ciężka ironiczne ;DDD.

Anonimowy pisze...

Ha, sam mi dałeś bat do ręki, żebym mogła Cię zbesztać ;-) Ad mortem (nie mortam) defecatam. Mors, mortis, to jest wprawdzie rodzaj żeński, ale III deklinacja, a nie pierwsza, więc końcówkę ma -"em" :-) To jak? Poprawisz się? ;-PP nika

Anonimowy pisze...

Ale przebudzenia z rurą, to nikomu nie życzę...
Co do niebieskich wenflonów - u mnie nie wchodzą... więc zawsze trzeba jednak fatygować anestezjologów, coby centralne założyli...
Lena

abnegat.ltd pisze...

Nika, w tym wlasnie problem - sie poprawie i z besztania nici ;) Dzieki.
A jak jest w liczbie mnogiej- do usranych smierci?

Lena, idzie nowe. Teraz taki trynd zeby wbijac wenflony uzywajac do tego USG. A zyly kazdy miec musi tylko u niektorych nie widac.

Anonimowy pisze...

W pluralis będzie ad mortes defecatas :-) nika

abnegat.ltd pisze...

Aaa... Dzieki. Co prawda uczyli kiedys laciny ale kiedy to bylo
:/

Lena, zapomnialo mi sie napisac: wszyscy co byli zarurowani, budza sie z rura. Tyle ze malo kto to pamieta...

Anonimowy pisze...

Żyły mają, czasem tylko cieńsze niż wenflon... :D
Abi, raz pamiętam (wybudzanie ze śpiączki farmakologicznej na OIT) i pytanie pani doktor "wyjąć Ci tę rurkę?". Ależ skąd, jest super :D
Lena

eee-live pisze...

Abi to Ty się lepiej pomódl żebyś mnie nie musiał intubować ;)bo wiesz ja jestem z tych chudych, drobnych z małą żuchwą i stosunkowo długą szyją. A wiesz ja zazwyczaj chcę się obudzić z stanem uzębienia takim samy, z jakim zasypiam. W innym przypadku mogłabym, sie stać odrobinkę nerwowa i nawet Relanium nie pomoże :D

eee-live pisze...

A co do wenflonów to to że mi zawsze zapodają różowy to znaczy ze we wszystkich 3 szpitalach się nade mną znęcali? Chociaż swoja drogą podziwiam tych co je zakładali, bo do pobrania krwi zawsze biorą najcieńszą z możliwych igieł ;)

abnegat.ltd pisze...

Lena, żyłki cieniutkie są te co je widać - a pod spodem musisz mieć większe bo jakoś ta nieszczęsna krew musi do serca wrócić ;) Natomiast pytanie czy rurka przeszkadza jest taki dość pospolitym i potwierdza niejako gotowość pacjenta do deruracji... Wiem że to ze strony pacjenta wygląda zupełnie inaczej, ale jak by to rzec - na pierwszym miejscu jest życie i zdrowie a na kolejnym dobre samopoczucie. Toż nikt dla zabawy Cie tam na respiratorze nie trzymał ;)

EL, jeżeli nie wybierasz się do Jukeja to szanse mamy raczej mizerne ;) A dźganie cienką igłą nie ma sensu - boli dokładnie tak samo jak gruba, a krew cieknie za przeproszeniem jak z nosa. I albo skrzepnie w igle i trzeba kłuć drugi raz, albo się ją aktywnie ciągnie strzykawką co powoduje pękanie erytrocytów i prośbę z labu - hemoliza - prosze powtórzyć...

Anonimowy pisze...

Spoko, Abi. Z łaciną jest tak, że zawsze można do niej wrócić :-) Zresztą pewnie miałeś łacinę pod medyków, a nie pod filologów, więc podwójne spoko :-)) nika

basia.acappella pisze...

Wie Pan co, Gospodarzu... szczęka opada - normalnie pisze Pan jak natchniony...

(Może się szczęki od tego naturalnie i trwale wydłużą całej populacji i polscy anAstAzjolodzy będą wiedzieć, komu to zawdzięczają... Nobel medyczno-literacki wisi w powietrzu, itede, itepe... ;D)))))

eee-live pisze...

Abi ale dziabanie cienką igłą nabiera sensu jak komuś się skutecznie żyły chowają a do tego jeszcze pękają jak już się uda w nie trafić. Tak mi gadali ale ja się nie znam ;P

Anonimowy pisze...

...zaiste Pismo Natchnione -> jak już żaba nic nie kuma to coś w tym musi być ;DDD

zosiasamosia pisze...

Ja tez uwielbiam szcuple, wiotkie panienki z dluga szyja, a jeszcze bardziej mlodziencow, bo ci zwykle jeszcze do tego wszystkiego, co opisales, maja dluga i zwisajaca naglosnie(umiejcowiona,ofkors, gdzies na poziomie zoladka), zaslaniajaca wejscie do krtani- no, sam mjut!
Mam taka teorie: Pan Bóg od czasu do czasu przypomina sobie o twoim istnieniu i mówi " no, co tam Abnegat/Zosiasamosia/XYZ- wstaw swoje imie/, dobre samopoczucie?, swietny/a jestes? No to masz, zebys sobie nie myslal!

abnegat.ltd pisze...

Zosiasamosia - dokładnie. Tak żeby człowiek się nie zapowietrzyl na amen ;)

abnegat.ltd pisze...

Ależ, Basiu, toz mnie się we głowie poprzewraca :0

basia.acappella pisze...

Ależ, Basiu, toz mnie się we głowie poprzewraca :0

Ależ spoko - jak się porządnie poprzewraca to i wróci na swoje miejsce... A pisze Pan Gospodarz bomba, prima i super. Gdybym się tak nie zachwycała - to bym chyba zaczęła zazdrościć ;/ :| ;\