sobota, 13 czerwca 2009

Wrrrrr

Piątek. Czegoż ten typ wybrał sobie na zarabianie pieniędzy właśnie piątek?? W środku tygodnia czasem się zdarzy wolny dzień – ot środa zaczęła się o dwunastej. Co prawda skończyła się o ósmej wieczorem, ale to całkiem inna historia. Albo czwartek – skoczyliśmy o drugiej. A plan był jeszcze lepszy, do dwunastej, ale coś się dupologom zebrało na przemyślenia.

Nie dość że zabukuje pełną listę - to jeszcze przylezie jak panisko na 9. Noż do k.nędzy. Wiem że się rano człowiekowi dupy ruszyć nie chce – bo sam też lubię jak mi żółtko dojdzie – ale znowu bez przesady. Pacjent przylazł na ósmą, zespół był pół godziny wcześniej – a ten jakoś nie załapał że zaczynamy z rana.

Zaczęliśmy z przytupem, zrobiłem błysk-zmianę, zoperował drugiego i poszedłem zobaczyć jak się trzeci miewa. Dzonk. Mimo drukowanych bukw coby mleka nie pić – wypił. Czytanie ze zrozumieniem jest jednak czynnością trudną i wcale nie tak pospolitą jak by się wydawać mogło. Kiedy mleczko w herbatce było? O siódmej. I co z tego że to najprawdopodobniej nie ma żadnego znaczenia. Chirurg nic mi nie musi udowadniać – sam to wiem. Ale jak się w czasie zabiegu pacjent nie daj Boże zachłyśnie – a takie rzeczy zdarzają się na tym najlepszym ze światów – to mnie potem nikt nie uratuje. Pacjent się przyznał? Przyznał. Miał być odczekany 6 godzin? Miał. Anestezjolog zaczął wcześniej? No to teraz będzie wisiał.

Niedoczekanie.

Przesunąłem gościa na pierwszą i usłyszałem jęk bólu – toż lanczyk święty jest! A – g.guzik z pętelką. Ja nie jem – to lanczyk jest odwołany. Łącznie ze Świętami Bożego Narodzenia. W między czasie przyspieszyliśmy prace nad czwartym z kolei i przerwa wykroiła się przed pierwszą. No i było jęczeć, ja się pytam? A potem dupa rośnie, opony, treadmile, w kolanie chrupie, zadyszka i ogólny wkurw pospolity. Ghrrrrr.

Wziąłem nieczytatego przed pierwszą, zakłułem i punkcik 13 ruszyliśmy do boju. Jako że szkole pielęgniarki żeby choć co umiały z anestezji – bo to jest normalnie ruja i poróbstwo; ty se człowieku ręce połam, a jedyny support od twojej anestezjologicznej polega na gruchaniu z pacjentem – więc indukcja trochę dłużej zajmuje bo każdego mają przewentylować na maskę, sprawdzić czy się do elemeja nadaje, po czym to pierońskie LMA wsadzić. Nieczytaty dzielnie eksperymenta zniósł, zapadł w sen anestetezjologiczny i dał się zoperować. I tak mu się to spodobało, że za cholere nie chciał się obudzić.

Z tym jest kolejna historia. Otóż wszyscy pacjenci Lorenza po przepuklinie wymagają Morfiny. Problem w tym że założenie bloku nie polega na wbijaniu tej cholernej igły na pałe we wszystko w okolicy a na wsunięciu igły pod powięź i znieczuleniu dwóch nerwiczków malutkich co tam sobie biegną. I jakoś wszyscy chirurdzy wiedzą – i widzą – gdzie te nerwy biegną, a ten jakby nie. Więc pacjent pierwsze co mówi, jeszcze zanim otworzy oczy, można by przetłumaczyć tak: „Dzizzzzazzzz k.wa ależ mnie nap.dala!” Koniec cytatu. Ponieważ bijemy się o złotą patelnię, każdy pacjent musi wyjechać z zakładu ze śpiewem na ustach – i rzecz jasna ma głosić wszem i wobec chwałę naszej kliniki. No to daję tą pierońską eMeFkę coby choć po zabiegu nie wyli za bardzo.
Wracając do nieczytatego – dostał daweczkę stosowną i zrezygnował ze wstawania. Ot, po prostu. Nie otworzę oczu – i co mi pan zrobi??? No, tu akurat nie szatnia, anestezjolog jak się wk.wi to zrobi, ale po co to od razu sprawę na ostrzu noża stawiać? Nie można po dobroci??

Nie dało rady. Wywiozłem w końcu nieczytatego do wybudzalnie z elemejem pomiędzy zębami żeby można było salę umyć po czym prośbą, groźbą oraz bodźcami nieprzyjemnymi spowodowaliśmy że zaczął kiwać głową. Na każde pytanie – kiwał głową. Dobry człowiek. Ale za cholerę nie chciał oddychać... Łomatko. W końcu doszedł do poziomu Blondie z Essex. Czyli na polecenie „wdech!” nabierał powietrza. Ale nie wypuszczał. To następowało dopiero po komendzie „wydech!”. Zostawiłem pielęgniarkę z instrukcją wykrzykiwania „wdech-wydech” 12 razy na minutę i polazłem zapuścić babcię. Prawdziwą – 82 lata, bardzo bogata, mieszka w Londynie. Mając na względzie otrutego nieczytatego zapuściłem ją łagodnie i pieronem przepiąłem wszystko na desfluran. Nie będzie Propofol pluł nam w twarz ni babci mi otruwał. I faktycznie – obudziła się rach-ciach i ćwierkająca pojechała do wybudzalni. Chyba przejdę na gazowanie pacjentów w piątki.

Sprawdziłem co u nieczytatego. Blady. Zielony nawet. Co prawda przytomny ale jakoś tak – bez przekonania. Sprawdziłem parametry. Ciśnienie niespecjalne, bradykardia... A bedzie tego. Zastosowałem wariant atropina/nalokson i wszystko wróciło do normy po czym pacjent spojrzał na mnie przytomnie choć z wyrzutem i stwierdził że go zaczyna boleć. Pocieszyłem go że nalokson dział tylko 15 minut więc jeszcze zdąży przed wyjściem zapaść w sen narkotyczny i polazłem znieczulać dziadka.

Też prawdziwy, choć nie z Lądynu. Pierwsze co mi zapodał to że jest dziwny – bo leki na niego nie działają. Taak? A jak że to, proszę łaskawego pana? Ano, znieczulali go w konkurencyjnym szpitalu nie tak dawno (ukłony dla NHTH) – i wszystko pamięta. Nic go nie bolało ale wie co się działo w czasie operacji. Ha. Mówisz – masz. Uśpiłem, zapytałem grzecznie czy nas słyszy – nie słyszy. Co, że nie dowód? Pewnie że nie dowód – ale ja świadka mam że nic na moje zagajenie nie odrzekł. A mógł. Ergo - sam sobie winien jest.

Dziadek wyjechał z bloku a ja poszedłem sprawdzić nieczytatego. O – znaczna poprawa. Zez z rozbieżnego zrobił mu się konwergencyjny a w dodatku zaczął odpowiadać na pytania. Jest szansa że przed północą wyjdę. Zapiszczałem gumami na posadzce i pognałem zapuścić ostatnią na liście. Żylaki. Cholera – nigdy nie wiadomo czy z tym pójdzie szybko czy wolno.

Okazało się że ani tak – ani tak. Poszło najdłużej jak mogło. Łączne prawie półtorej godziny. Dostanę przez tego typa alergii na piątek... Jeszcze trochę i osiągnę tu czasy znieczuleń potrzebne do przeszczepu wątroby.

Na szczęście dzisiaj mam w planie wolne. Żaden Lord Dżim nie będzie mi dzieci germanił. Zapuszczę sobie „Polowanie na Czerwony Październik” i drzemnę w spokoju na strychu przed telewizorem. Moja ulubiona adaptacja Clancy’ego. Przy żadnej innej nie śpi mi się tak dobrze.

24 komentarze:

basia.acappella pisze...

Kkkkurczę (kopirajt Abnegat.ltd) - mnóstwo stresu tu czaję moim ignoranckim umysłkiem...
...a tak się to fajnie czyta! :)

eee-live pisze...

Abi tak to opisałeś że gdyby nie sytuacja to można by pomyśleć że Ci to przyjemność sprawiało ;) To znaczy wiesz takie małe urozmaicenie w codziennej monotonii pracy ;P
Toż dzięki takim ludziom masz kolejny temat na notkę :D

abnegat.ltd pisze...

To jest troche dramatiche by abnegat.ltd. Tak naprawdę to nie była to żadna katastrofa tylko ciąg irytujących zdarzeń ;)

Anonimowy pisze...

Bardzo stresująca ta Twoja robota potrafi być. Nie mniej jednak świetnie się czyta te historie. Abi, a mnie przeraża jedno. Podobno pacjent potrafi się "obudzić" w czasie operacji. Tzn leki zwiotczające działają i nie może dać znać,że obudzon jest, ale czuje wszystko. Miałeś takie przypadki? Czy anest. jest w stanie zauważyć jakoś,że z pacjentem może się coś takiego dziać?.

Dokacpe

thalie pisze...

sporo nerwów to wszystko kosztować musi, a ty piszesz o tym tak lekko jak o pikniku (pod wiszącą skałą :P). podziwiam.

abnegat.ltd pisze...

Dokacpe, tak zwana intraoperative awerness jest szacowana 2/1000 zniec zyleń. I mało - i dużo. Trudno to obalić - trudno to potwierdzić.

Z jednej strony pacjent może pamiętać okres wybudzenia jako coś mgliste wspomnienie zabiegu. Z drugiej strony - jeżeli cos jest możliwe - to przy wystarczającej liczbe przypadków sie zdarzy.

Pacjent który się "spłyca" - czyli zbliża się do stanu zwanego świadomością - zglasza ten fakt wieloma objawami. Tętno przyspiesza, ciśnienie rośnie, poci się, łzawi. To jest proste do wyłapania, zwiększa się ilość środków anestetycznych i tyle.

Natomiast istnieje jeszcze problem modyfikacji odpowiedzi przez leki (np, kontrolujące ciśnienie i szybkość pracy serca), oraz postulowany stan "świadomości częściowej" lub "podprogowej" - nikt tego nie udowodnił choć też i nie obalił.

Natomiast opisywane stany że "czułem potworny ból w czasie zabiegu jak mi wkładali narzędzia do brzuch i grzebali we flakach" jest bzdurą kompletną - albo anestezjolog poszedł w czasie zabiegu na zakupy do pobliskiego MediaMarkt.

Basiu, EL, Thalie: kiedyś opiszę wam prawdziwe horrory z sali operacyjnej. Co prawda nie ma ich dużo, anestezja jest bezpieczna tetchniką, i wszystkie skończyły się dobrze - ale żył będę kilka lat krócej...

abnegat.ltd pisze...

A - 2/1000 to jest w przypadku planowych zabiegów. Emergency cesarean section jest obarczone ryzykiem 4/1000

eee-live pisze...

Taaa Abi opisz takie przypadki to od tego momentu już będę się pewnie zapierać wszystkimi kończynami przed jakąkolwiek operacją :)

abnegat.ltd pisze...

Przecież nie jest ważne że kilka tysięcy samolotów dzinnie dolatuje do wyznaczonych lotnisk - na nas działa ta "jedna-na-milion" katastrofa. Choć zgodnie z listą Jasper, juz trzy Airbusy miały problem. Brrr.

M pisze...

Abi nie wiem czy wiesz, ale masz wkład w dydaktykę polskich studentów med. Własnie uczę się do egzaminu z farmakologii i przerabiam temat "srodki znieczulenia ogólnego" i inne narkotyki. Moje odmóżdżenie sięgnęło już tego stopnia że 30sek po przeczytaniu tematu nic nie pamiętam i czytając Twoją notkę zastanwiam się "co to k... był ten nalokson", co zmusza mnie do sięgnięcia do źródeł i powtórzenia wiedzy. Mam wrażenie ze farmaceuci celowo wymyślają te wszystkie dziwne nazwy..

abnegat.ltd pisze...

Nalokson, zwany również narcan'em to b. silny antagonista receptorów opioidowych.

Z Polskiego na nasze - każdy pacjent po przedawkowaniu narkotyków wraca do przytomności, zaczyna oddychać. I niestety - zaczyna go boleć.

Nie ma nic za darmo...

Opiaty i zwiotczacze maja znany mechanizm działania - ale usypiacza... Najważniejsze w tym wszystkim jest zdanie: NIKT TAK NA PRAWDĘ NIE WIE JAKI JEST MECHANIZM DZIAŁANIA TEGO/TAMTEGO/OWEGO ŚRODKA ;DDD

Jedynie mechanizm działania gazów jest znany, powodują zmianę struktury błony komórkowej wpływając na kanały jonowe - i bęc. Cała reszta wiadomo że działa - ale wielcy świata tego maja kilka teorii na temat JAK to niby ma działać. Jądra podkorowe, istota czarna, twór siatkowaty - a może krasnoludki.

Taak. I kilka milionów procedur anestezjologicznych dziennie na całym świecie.

abnegat.ltd pisze...

Anestezjologia: sztuka odwracalnego otruwania ludzi.

Anonimowy pisze...

Żałuję, że miałam naciąganą dwóję z fizy, bo bym na bank poszła była na medycynę. Tyle ciekawych rzeczy się dzieje w szpitalu :-))) A, no i przyłączam się do próśb o horrory :-) Nika

Anonimowy pisze...

Ja tez prosze o horrory! A jak chcesz uniknac horroru wstretnej diety to przeczytaj moj komentarz do poprzedniego wpisu.
Marcin

Unknown pisze...

Ja też uczę się właśnie farmy na kolokwium z leków CSN i fajnie tak przeczytać, że desfluranu to faktycznie się używa, a nie tylko wkuwa tabelki z MAC'iem, stopniem metabolizmu itd:) A nalokson mi się mylił z naltreksonem, to już będę pamięctać, że jest krótko działający;)

abnegat.ltd pisze...

Horrory bedą - wszystko w swoim czasie ;)
Marcin, dzieki za diete. Juz mi lepiej.
Michał -pamiętaj prosze że ja tu sobie głównie jaja robie - a czasem głupoty wypisuje. To co o naloksonie napisałem to sie z grubsza zgadza ;D

Z gazów to tu jest sevo i des. Reszta znikła. Izoflurane ktos mi mwił że widział przy cesarce - i tyle. (to z racji najsłabszego relaksacyjnego wpływu na macice). A halotan to historia.

Unknown pisze...

Jeszcze enfluran mamy "w tabelce":P Pozdrawiam!

abnegat.ltd pisze...

Tego to chyba nawet w Polsce nie uświadczy. Izo było, jak wszedł sevofluran to pomału zniknał halotan. Ale enfluranem nie znieczulałem nigdy.

Powodzenia ;)

Zadora pisze...

trujesz nas tu i nam gazujesz ;D

abnegat.ltd pisze...

...bo anestezjolog to w zasadzie puszcza gazy ;)

Catta pisze...

A może, Abnegacie, napisałbyś alternatywny podręcznik anestezjologii dla studentów? Taki życiowy i Twoim stylem...czuję, że to byłby bestselerek. Na przykład mogłyby być rozdziały "pogotowiarskie" i "operacyjne".

abnegat.ltd pisze...

Catta, bój się Boga ;)
Bestselerek - a ja potem z ciupy nie wyjdę :DDD

Nomad_FH pisze...

Abi: co do tej adaptacji - jak dla mnie, jest to jedyna adaptacja powieści Clancego, którą da się oglądać bez reakcji "zapie..le tego scenarzystę i reżysera, a ich rodziny przeklnę do 5-tego pokolenia wstecz i w przód" ;)
Być może ja tak bardzo lubię jego powieści, a jak widzę - co w filmach z nimi robią to....

Co do samolotów (akurat w tym trochę hobbistycznie siedzę) i tych nieszczęsnych Airbusów. Obecnie ze względu na wypadek mocno dostają po dupie od mediów (ot znaleźli lokomotywę i teraz wagoniki będą się podpinać)... to taka ciekawostka - w tym samym czasie awaryjnie lądowała podobna ilość Boeingów. A media nie wychwyciły co najmniej kilkunastu awaryjnych lądowań Airbusów w tym czasie. Ale i na Boeingach wysiadały silniki (nie wszystkie), paliły się kabiny pilotów, paliły się tylnie części samolotów. Taka ciekawostka - około tygodnia temu w samolocie lecącym ze stanów (Boeing LOT-u) poszła jedna z przednich szyb na wysokości przelotowej. Zeszli na niższą wysokość i doturlali się na lotnisko docelowe.

Jeśli się poczyta na tematycznych listach dzienną ilość awarii to by można było kanał tv 24h/7dni w tygodniu tylko i wyłącznie o nich robić.
Lata tego złomu nad głowami bardzo dużo (idące w tysiące lotów dziennie), to i statystyczne awarie muszą występować. Szkoda, że ta jedna taka tragiczna.
A że niestety padło na Airbusa, no i teraz każda najmniejsza awaria tego samolotu (zabrakło papieru toaletowego w kiblu aaaaaaaaaa "ALARM!!!. AWARIA!!! DON'T PANIC") będzie wychwytywana, to już inna sprawa. A tu kilka przykładów z fora lotniczego:

w przeciagu tylko ostatnich dni temu w Kanadzie ladowal awaryjnie B763 american airlines z NY do Zurichu, powod: ogien w kabinie.
W Australii w Golden Coast 4 osoby zalogi pokladowej zatruly sie podczas podchodzenia do ladowania dymem ktory wydobywal sie z tylnej czesci samolotu. Samolot B737-700.
W MD11 cargo Saudi w Chartumie wybuchly obie opony w przednim zawieszeniu. straz pozarna ugasila szybko powstaly maly pozar.
B737-400 SASu ladowal awaryjnie w okolicach Bergen w drodze z Islandii do Oslo z powodu problemu z silnikiem
itd.itp

abnegat.ltd pisze...

Bój sie Boga. Dupsko się marszczy....