sobota, 6 czerwca 2009

Taken

Liam Neeson to dziwny aktor. Dobrze mu było w skórze Mistrza Jedi, całkiem sympatycznie stworzył postać samotnego ojczyma w "Love eventually", nie mówiąc o kreacjach rycerzy ("Kindgom of heaven") czy bohaterów Zwiazku Radzieckiego ("K19"). Taki - universal soldier (ale w nim nie grał...). Tym razem postanowił zmierzyć się z dość ponurym tematem przymusowej prostytucji.

Ma taki - nazwałbym to - oszczędny sposób wyrażania emocji. Żadnej egzaltacji w ruchach czy głosie.

Brian (Liam Neeson) jest emerytowanym pracownikiem wywiadu. Coś w jego gębie każe wierzyć w każdą kreację - tak jest i tym razem. Gdy oglądamy film, nie mamy wątpliwości. Oto idzie sobie kizior - może nie pierwszej świeżości - któremu należy zejść z drogi, albo utłuc na miejscu. Jak się da, rzecz jasna. W innym przypadku będziemy mogli sobie pooglądać rybki, ale krótko - bo nam za chwilę powietrza braknie.



Do Briana dzwoni córka, która urwała się na wycieczkę do Paryża. Dzwoni w ciężkim szoku spowodowanym widokiem uprowadzenia jej koleżanki przez kilku zamaskowanych ludzi. Za chwilę ona również zostanie wywleczona spod łóżka. Tata rusza z odsieczą. Nie trzeba dodawać że jest on jedyną nadzieją na znalezienie dzidzi żywej.

Film jest nakręcony pobożnie. Bo to są moje pobożne życzenia żeby każdego nikczemnika spotkał los surowy. W "Uprowadzonej" nadchodzi on w postaci Neesona który pali, strzela, bije i robi inne złe rzeczy złym ludziom.

Jako że prymitywna żądza zemsty zostaje zaspokojona, nie należy czepiać się kilku wpadek w postaci "nadludzkim wysiłkiem" i "przez szczęśliwy zbieg okoliczności". Gdyby policzyć prawdopodobieństwo wszystkich cudów nad Wisłą, wyszło by bite zero. No, ale nie wymagajmy Bóg wie czego. Nie jest to dablouseven który pracuje na prawdopodobieństwie ujemnym i dodatniej entropii.

W sam raz na paczkę czipsów i flachacha z wieczora.

12 komentarzy:

basia.acappella pisze...

"Film jest nakręcony pobożnie. Bo to są moje pobożne życzenia żeby każdego nikczemnika spotkał los surowy" :D)))

W ogóle - kapitalnych bon motów w tym tekście dostatek!... :)))))))

inessta pisze...

coraz bardziej podziwiam Twój gust filmowy (tak bardzo podobny do mojego).

Malutka... pisze...

A paczka chipsów i flacha to coś, co tygryskopodobni lubią najbardziej... :D I nie przeszkadza wcale, że cuda na ekranie niczym Niepokalane Poczęcie :) A Liam... - osobiście lubię, bardzo lubię!

abnegat.ltd pisze...

Basiu, to jest chyba właściwy sposób pokazania problemu. A jakie by to było miłe gdyby ten obraz był prawdziwy...
Dzięki za słowo dobre - właśnie przeczytałem i będą popraweczki drobniutkie bo styl troszke zgrzyta :DDD Tak to jest jak się piszę teksty z Hardysem.

Innesta, dziękować. Mam lepszy pasztet z którym chcę sie zmierzyć - to wspomniane "Love actually" - ale to bez Hardysa chyba ;) Pozostałe zamówienia się organizują - na Cafe Bagdad czekam juz pół roku - ale doczekam. Reszta też zamówiona.

Malutka, znaczy tygryskowate jak misiowate? No popatrz ;D

inessta pisze...

Bagdad Cafe powali Cię na kolana. Ja go widziałam raz ale do dziś pamiętam. Przeglądam tutejsze wydawnictwa ale nie dają tego filmu a szkoda. Na pocieszenie dodam, ze Janda (Krystyna) w swoim teatrze wystawi już wkrótce sztukę na podstawie Bagdad Cafe.

Anonimowy pisze...

A czy przypadkiem czytales "pamietniki na mankietach" Bulhakowa
Jak nie -to se poczytaj Sa analogie do twoich kawalkow....
pozdro i nara
obom
ps filmu n ie ogladalem i chyba juz nie obejze, tak poza tym hollywood mnie odpycha (scheisse)

kiciaf pisze...

Ja go pamiętam z listy schindlera. A tego filmu nie widziałam i chyba nie zobaczę. Nie jadam czipsów. :)

abnegat.ltd pisze...

Innesta, może doczekam. Ale straszliwie sie to wlecze...

Obom, nie znam - poszukam. Dzięki za namiar.
Hollywood'u tak całkiem bym nie potępiał. Durne - prawda. Plastikowe - też prawda. Prawda historyczna modo Holywood już niejednego zadziwiła. Ale co poniektóre pozycje dają się oglądać. Ja wiem że Piraci z Karaibów to chała zdobna w porównaniu z Jarmuchem - ale ja tam się przyznam bez bicia że wolę wygłupy Deppa od ultrainteligentnego bełkotu w Kawie i Papierosach. Która to produkcja - Bogiem a Prawdą - jest wg. mnie robieniem sobie z NAS zwykłych jaj. Bo pokazał rzadką kupę i wywołał tym egzaltacyjne pienia krytyków. Do tej pory można znaleźć w sieci opisy które u mnie wywołują pusty rechot - bo jeżeli ktoś potrafi dostać orgazmu intelektualnego przy tym gniocie to dla mnie nie ma mózgu. De gustibus non est disputandum ale przypomina to nieco sztukę wbicia petów w psią kupę i nazwanie całego projektu "Jerzyk".

abnegat.ltd pisze...

Kiciaf, nie ma się do czego palić. Ot - filmidło sprawnie dośc nakręcone + Liam jako rodzynek.

Anonimowy pisze...

Bagdad Cafe widziałam wieki temu.Uroczy film,z fajnym klimatem dla zabieganych i zagubionych.Piosenka, jako muzyczny leitmotiv filmu przykleja się do człowieka na zawsze.

randi6

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

Nareszcie ktoś jeszcze poza mną twierdzi, że "Kawa i papierosy" to chała okrutna...
Ale nie mogę powiedzieć, że jak komuś się podoba, to nie ma mózgu, bo mój osobisty małż bardzo lubi ten film :>

Tak samo nie rozumiem zachwytu nad "Boratem" (to tak z zupełnie innej bajki), nowym "Batmanem" (z którego to filmu tylko Joker mi się w miarę podobał) i polskim "Rezerwatem", który to sprawiał, że dostawałam ataków szału.

abnegat.ltd pisze...

Borat dla mnie i tak stoi 3 klasy wyzej - ale zarzekal sie nie bede bo wydzierzylem jakies 40 minut i wyrzucilem film.