poniedziałek, 29 czerwca 2009

Kongres

To jest jednakowoż bardzo miło posłuchać sobie wykładów w normalnym języku. Niby niewiele, a cieszy. I w mózgu potem nic nie piszczy. Kongres był very posh. Stany najwyższe zjechały sie gremialnie, stany średnie tłumnie, przedstawiciele firm różnych próbujący reklamować sprzęta dziwne, do tego przedstawiciele organizacji europejskich, minister, a nawet był jeden wykładowca używający lenguidża. Najwyraźniej idzie nowe.

Odnośnie referentów to mi się stworzyła czteropolowa klasyfikacja w zależności od stylu i jakości wykładu. Najwyżej stoją oczywiście ci którzy nie dość że mówią o ciekawych rzeczach, to jeszcze potrafią zrobić z wykładu mały szoł. Potem mamy stany różne i wreszcie na samym końcu są ludzie którzy nie dość że ględzą, to w dodatku o niczym. Niestety, tacy też byli. Można by się pokusić o drobniutkie uproszczenie - młodzi gniewni mieli wykłady naukowe, wąskotematyczne, byli szybcy, sprawni i dożarci. Profesorstwo było nieco bardziej ogólne, a wykłady miały tak zwany aspekt szerszy.

Po trzech dniach zarysował się jeszcze jeden trendzik. W wypowiedzi starszyzny cały czas powracał motyw chirurga - który niestety musi zrezygnować z pozycji głównodowodzącego, który niestety nie jest najważniejszy na sali operacyjnej, któremu niestety - dla niego niestety - nie możemy ulegać tylko robić swoje... Jak pragnę rodzić, myślałem że ten typ myślenia umarł dawno temu. No ale. Młodzież za to (post-czterdziestoletnia, ale jednak) traktuje chirurga jako partnera przy stole, a w takim przypadku nikt sobie dupy nie będzie zawracał prezentacji własnego ego. Zastanawiałem się skąd się to wzięło - i wymyśliło mi się takie cóś. Pierwsi anestezjolodzy, ci najsampierwsi wyewoluowali z chirurgów. Ktoś to robić musiał, więc na kogo wypadło - na tego bęc. I potem do końca życia taki anestezjolog ma zespół wydupczonego chirurga. Natomiast młódź z chirurgią kontaktu żadnego nie miała. Decydując się na tą specjalizację wiedzieli dokładnie co i gdzie będą robić. Może dlatego młodzi są dumni z tego co robią a starsi - dumni z tego kim są? A może mam jet lag’a.

W przerwie kawusia, cukiereczki wyżerane przedstawicielom, oglądanie przedziwnych maszyn i wynalazków, w tym na przykład pompy do TIVA z TCI (wystarczy podać takiemu urządzonkowi wagę, wzrost, wiek i płeć pacjenta oraz nastawić pożądane stężenie we krwi, a toto samo dostosuje prędkość infuzji do danego osobnika). I w dodatku cena którą podał mi miły pan zupełnie przyzwoita - za te pieniądze kilka lat temu kupiłem sobie pompę jednostrzykawkową. Zdecydowanie idzie nowe. I tańsze.

Wieczory spędzone na pętaniu się po Krakowie, podziwianiu Rynku, fluid neurotoxines uptake i graniu na gitarze pana co przyszedł sobie pozarobkować śpiewem. Wszyscy byli zadowoleni - ja wyłem głośniej niż zarobkowicz, a tenże z kolei mógł zająć się nieskrępowanym kasowaniem klientów. Ech, życie. Piwo na Kazimierzu też ma swój urok. Muszę przyznać że okolice Rynku ładne są, ale Kazimierz z tymi uliczkami wąskimi i poczuciem że można w ryj dostać - nie mówiąc o kiełbasce z grilla o pierwszej w nocy pod Halą - ma coś w sobie.

Kiedy tak siedziałem w piątkowy wieczór nad lampeczką i wsłuchiwałem sie we wszechobecny polski, zrozumiałem dlaczego ludzie mimo jakichkolwiek racjonalnych powodów wracają tutaj. Ilość endorfin produkowana z samego faktu bycia tu-i-teraz jest niesłychana i spowija wszystko różową mgiełką. I jeżeli ktoś sobie nie zdaje sprawy że właśnie ma Świerzop-Dzięcielina Syndrome, ŚDP to faktycznie spakować się gotów i gościnne progi Królowej porzucić. A potem zgrzytanie zębów i obgryzione paznokcie.

A - i ludzie na ulicy nie uśmiechają się do siebie. Dziwne.

15 komentarzy:

(KK) pisze...

O rrrany, no i teraz włączył mi się syndrom świerzop-dzięcielina, zaraz mnie tęsknota zeżre. I nawet na kiełbaskę pod Halę trafiłeś...! Szacun :)

superkoza pisze...

kiełbaska z nyski obowiązkowa, ale że doktor na Placu Nowym zapiekanki u Endziora nie zjadł jak na Kazimierzu był to wstyd!

abnegat.ltd pisze...

W Barcelonie przynajmniej zarcie lepsze. I slonce swieci ;) A tu baked beans i angielska pogoda.

A jaka oni tam kiszeczke robia...

abnegat.ltd pisze...

Anka, bo balowalem w okolicy Miodowej :D Poprawie sie nastepnym razem.

dotty pisze...

Nie no, tak blisko moich miejsc. ;P

abnegat.ltd pisze...

Siema Docik :) Wszystko oki jak podgladnalem?

dotty pisze...

Witam. Taa jest. Daję radę. ;)

kiciaf pisze...

Dobry. Ja tez już z powrotem. Nadrabiam braki we śnie i czytaniu :)

abnegat.ltd pisze...

Hej, Kiciaf :) Jak tam mureny? O slonce nie pytam :D

kiciaf pisze...

Mureny też były :) Przed słońcem starałam się chować dosyć starannie. A i tak opaliłam się głównie w piankę...

basia.acappella pisze...

Pięknie było w ostatni weekend w krk i pięknie jest w ogóle (a już latem!...)
Prawdziwa konkurencja dla dowolnego londyna, monachiuma, widnia czy curycha! :))))))

Aż dziw, żeśmy się nie zderzyli, bo w piątek miałam ze znajomymi całkiem efektowne tour de knajpken, w niedzielę zaś - rodzinno-okolicznościowy spacer po Kazimierzu z celem w "Studni" na Pl. Nowym...

A to ci Angole!!!... chleb polskim 'buskers' odbierają!... :| ;D

abnegat.ltd pisze...

Faktycznie - dziwne :D
Rynek byl w czwartek, Kazimierz w piatek. Sobota rodzinna a niedziela fiut... i samolot odlecial...

basia.acappella pisze...

A tak serio to postanawiam się obrazić... ;) Nie wiem, czy na siebie (że nie doczytałam - wydawało mi się, że chodzi o tydzień z bezwzględnym nastawieniem "rodzinnym"), czy na Gospodarza... Oczywiście wybieram, że na Gospodarza (ma się ten instynkt samozachowaczy! ;/) - w skalach średnich tym razem: pięć w Beauforta + cztery w Richtera... :|

abnegat.ltd pisze...

Jezisz- toz to trzesienie ziemi z gradobiciem (i koklusz...)
Wyjazd byl inkoguto i napiety okrutnie. Moze nastepnym razem ;)

abnegat.ltd pisze...

?