poniedziałek, 25 maja 2009

Wymiana kulinarna

Zaprosiliśmy sąsiadów na kolację. Jako że schabowe z ziemniaczkami zostały wcześnie przetestowane na tubylcach, postanowiliśmy że nie podejmiemy żadnego ryzyka. Zaczęło się niewinnie. Podlaliśmy schaboszczaka tatanką* i rozpoczęliśmy konwersację. Polityka, pogoda, sport, historia. Kkurcze, mózg się ścina. Przy serniczku zaproponowałem pojedynczy strzał pear brandy - czyli wyśmienitej księżycówki o mocy 70 volt. Sąsiadem nieco zatrzęsło, ale przeżył eksperyment bardzo dzielnie. A następnie zadziwił mnie niepomiernie - zagryzł kiszonym i stwierdził że to bardzo mniam jest. To może grzybka? Z pewną doza nieufności nabił rydza, nagryzł - i zaświeciły się mu oczy. A to ci dopiero...

W ramach wymiany zostałem poczęstowany jajkiem na twardo piklowanym w occie. No proszę - też mają swoje wynalazki.

Po zamordowaniu żubrówki przerzuciliśmy się na Bushmila, następnie sąsiad przyniósł Jacka Danielsa - który też nie wytrzymał zmasowanego ataku, więc trudy toczenia bitwy spoczęły na barkach - czy raczej szyjce - porto.

Nie będę się krygował, piję raczej rzadko - ale jak się trafi to za kołnierz nie wylewam. I zazwyczaj odnoszę swojego interlokutora do łóżeczka. Ale jeszcze nigdy nie trafił mi się Anglik z takim łbem.

A tak potwornego kaca nie miałem chyba nigdy.

---------------
Żubrówka z sokiem jabłkowym

18 komentarzy:

dotty pisze...

Wyjątek potwierdza regułę. ;)

eee-live pisze...

Abi no to ładnie porządziliście :) nie ma się co dziwić że kac gigant dopadł, dziwne by było jakby nie było kaca po takiej mieszance :)

A ja dziś jak nowo narodzona :) Ale drugi raz się już chyba z mężem nie będę zakładać ;)

kiciaf pisze...

W ramach mojej chińskiej wymiany kulinarnej wręczyliśmy pewnej wysoko postawionej chińskiej pani dyrektor dużą flachę żubrówki. Aż się jej oczy zaświeciły z radości. Kilka lat temu była w Białowieży i delektowała się już smakiem tego trunku.:) Trafiliśmy z prezentem w 10.

Kac u mojego węża objawia się zwykle telefonem: "Kup mi piwa, kobieto..."

abnegat.ltd pisze...

A ja dzisiaj jak ptaszek :D
Nic nie trwa wiecznie. Nawet kac :/

f-blox pisze...

No to fajnie! Promocja polskiej kultury. Ja mam takie doświadczenie, że z tych wszystkich specyfików jakie przyjęliście najniebezpieczniejsze jest Porto. Już kilka razy to przetestowałem, że przyjęcie tego specyfiku z Portugalii jako jeden z ostatnich akcentów spożycia koczy się poranną awarią rzeczywistości.

eee-live pisze...

F-blox dla mnie porto jest niegroźne :) Ale za to amaretto pomieszane z "chrzczonym" piwem to jest zabójstwo ;)

Catta pisze...

Porto poproszę :)
lub amaretto w mega dawce (uwielbiam).

Zadora pisze...

Przyznaj Abi, ten sąsiad nie do końca jest wyspiarzem albo czasowo opuszczał już miejsce zakwaterowania i nabrał dystansu i doświadczenia kulinarnego? Albo chociaż pracuje z inostrancami?
Gdy zaczynasz wymieniać kolejne testowane płyny to czuję się jak w grupie stoczniowców idących do pracy w poniedziałkowy ranek. Nie o gatunki chodzi ale o ilości. Na praktykach studenckich uderzył mnie fakt "nadmiernego" eksploatowania tematu płynów. To nie jest adresowane do Ciebie tylko taka refleksja stoczniowa mi wypełzła na "display". Może brak im było innych tematów do rozmów. Wokoło słychać było przechwałki, komentarze, naśmiewania na temat, kto, ile i jak szybko wchłonął. Co potem robił, jak się czuł i w ogóle to gierojstwo samo w tych stoczniach pracowało.

abnegat.ltd pisze...

No, trochę to faktycznie gierojowato zabrzmiało. Ale też i walka była ciężka... Sąsiad się przyznał do korzeni szkockich - nie wiem czy to się liczy.

Odnośnie Porto - jest to okrutnie ciężkie i dla nienawykłego organizmu zabójcze ;) Ale smak ma wyśmienity...

inessta pisze...

a mnie się dzisiaj trafił pacjent uczulony na alkohol. Ale jak twierdzi, dzielnie walczy z alergią w myśl zasady leczenia lekami homeopatycznymi: Małe dawki. Acha, dodam, że to student.

abnegat.ltd pisze...

Mam to samo. Jak wypije słuszną quasi-homeopatyczną daweczkę to zaczynam kichać. Czasem to i 25 razy... Nie ma siły - musi byc allergiczne draństwo.

Chciałem nawet taki grancik wysłać do KBN-u - ale chyba na to juz za późno. Jak by kto chciał, to opis jest pod którymś z postów u Formy Przetrwalnikowej.

inessta pisze...

Abi, gościowi puchnie miejsce posmarowane alkoholem. Sprawdziłam empirycznie na ręce. Co ciekawe, gardło mu nie puchnie. ale musi pić wolno i w małych ilościach.

abnegat.ltd pisze...

Nieprawdopodobne 80

Ale na jego miejscu nie ryzykował bym. Czopki bezpieczniejsze...

Zadora pisze...

albo iniekcja dożylnie :D małe dawki
no jest ponoć jeszcze jedno miejsce gdzie można wstrzykiwać bez nakłuwania - tak głosi legenda. ponoć to sposób zawodowych kierowców był/jest?

Zadora pisze...

znaczy zamiast czopków

Nomad_FH pisze...

O to tak w ramach wpisu :D pozdrawiam, siedzac przy barze obok basenu, pijac double gin&tonic i gadajac z barmanem. Tzn patrzac na moj poziom angielskiego (bierny) to raczej on gada, a ja staram sie cokolwiek sensownego sklecic co jakis czas. Ale okazalo sie, ze sluchamy podobnej muzyki wiec jest ok ;) wlasnie staram sie wprawic w odpowiedni nastroj, aby cos napisac - a jest co :D

Nomad_FH pisze...

Aaaa co do kichania - mam to samo. Ot pewnie bezpiecznik się włącza :D

abnegat.ltd pisze...

Nomad, to jakaś alergia ciężka jest - u mnie to jest point of no return ;DDD

A relacje ładne - tylko mi sie niestety nie udaje z roboty odpowiedzi wysłać...