czwartek, 28 maja 2009

To jest jakaś organizacja...

Nie ma to jak organizacja.

Zamarzyło się chirurgowi operować z samego rana. To taki eufemizm na 7.30. Na wszelki wypadek nikt mi nic do ostatniej chwili nie powiedział – taka drobna podgrywka. Że niby wszyscy już umówieni, i pacjent, i zespół – a ja co, nie przyjdę? Przylazłem.

Trzeba będzie raz na jutro rozwiązać problemik.

Siedzimy, a pacjenta nie ma. Dziwne – zapłacił z własnej kieszeni, potwierdził że przyjdzie – i nie przyszedł? W końcu ktoś sprawdził historię choroby w której stało jak byk: zabieg 8.30. Tłumaczyło by to w jakiś sposób brak nie tylko pacjenta ale i chirurga. Jako że poziom wkurwieliny w żyłach mam z rana niski więc poszedłem spokojnie po herbatkę i zacząłem przeglądać zaprzyjaźnione blogi.

Pacjent w końcu przylazł, chirurg też więc duszyłem rupkę żeby dokonać oficjalnej interrogacji. Dzonk.
- A czego pani łaskawa pije wodę?
- A nie wolno?
- Wolno. Ale operować po wypiciu nie wolno.
- ...a długo?? – zapytała z przerażeniem w oczach niewiasta.
- Dwie godzinki – uśmiechnąłem się szczerze, bo mnie radość wielka wzięła. Po to dupe człowiek z łóżka zwleka o poranku żeby takie obwarzanki potem podziwiać.

Pogadałem z chirurgiem, ręce załamał, ale co mógł? Nasz klient – nasz pan. Poinformowaliśmy panią że naprawimy jej powieki po pierwszym zabiegu i zaczęliśmy wyczekiwać na kolejną pacjentkę. Szczęściem mieszkała niedaleko, więc na nasze rozpaczliwe telefony zareagowała ze zrozumieniem. I przyszła wcześniej.

Powodem do operacji było skulkowanie cycuchów. Koniec świata. Za cholere nie mogłem się połapać, czym to się niby je. Implanty miała wstawione 17 lat temu, faktycznie, z daleka widać że to sztuczne bo okrutnie okrągłe, do piłki podobne bardziej niż gruczołu wiadomego. Taaa... Dopiero jak chirurg zrobił rachciach, wszystko się wyjaśniło. Dookoła implantu powstała torebka tkanki łącznej, która bardzo ściśle, twardą, napiętą warstwą otoczyła go i zamieniła w piłkę do ręcznej. Organizm tak się broni przed ciałami obcymi i do wiadomości przyjąć nie chce że kobieta akurat sztucznego cycka mieć chciała. Na szczęście chirurgia plastyczna zawsze pomóc jest gotowa więc stare się wytło a nowe wimplanciło – i wszyscy zadowoleni. Następnie zoperowaliśmy powieki dolne zamieniając twarz z worami pod oczami na twarz po wypadku komunikacyjnym. Z niepokojem popatrzyłem na zegarek. Matko jedyna, toż to po południu, a gdzie przepukliny? A fiuty?? Nie wyleze stąd do północy...

Przepuklinka lat 77 zrobiła się śpiewająco, trochę było problemów z ciśnieniem po indukcji ale w sumie dziadek znieczulił się jak weteran wojny stuletniej. Po zabiegu otwarł oczy, zdziwił się że to już, wyraził radość i podziękowania ogólne i pojechał sobie oddychać świeżym tlenem do wybudzalni. Uff. Osiemdziesięciolatki jednak trochę mnie stresują. Następnie żylaki bez żadnej historii i zrobiła się trzecia. A tu trzy piękności męskie czekają na naprawę. Podkręciłem śrubkę, podspidowałem chirurga i robiąc pięciominutowe zmiany wykonaliśmy plan do piątej. To się nazywa praca na akord. W dodatku przez cały dzień przewijał się problem pani z bóbsami, którą albo nap.alało niemożebnie albo jej się chciało rzygać po środkach przeciwbólowych. Nie ma nic za darmo. Z pewnym niepokojem, na jej własne usilne żądanie puściłem ją w końcu do domu, naszpikowaną antyemetykami jak duszoną kaczkę. Nastepnie zaczęły się przepychanki z jednym z naprawionych panów, bo mu zaczęło przeszkadzać że krwawi. A co ja mam do tego?? Poprosiłem grzecznie żeby sobie to chirurg skonsultował. I zrobił to. Telefonicznie. Baba z wozu...

W końcu wylazłem do domu. Po 12 godzinach spędzonych miło na truciu ludzi. Należy mi się dżym jaki. Abo chociaż miły film na dobranoc.

14 komentarzy:

basia.acappella pisze...

Wesołe jest życie lekarza w teamie...

A swoją drogą - znam te ichnie numery z "organizacyjnym" niby przechytrzaniem... Najczęściej miałam do czynienia z grupą mniej "wydajnych" 'przeciwko' jednej-dwóm osobom efektywnym i punktualnym powyżej średniej...

...nie wiem, na czym to polega?...

(Czasem było też wiele niedogadania się... bałaganu, itp.)

Anonimowy pisze...

"A gdzie fiuty?" No nie, płakałam po prostu, genialne.

eee-live pisze...

Ach czego to ludzie nie zrobią coby być pięknym i powabnym ;) Albo jeszcze za młoda jestem albo za głupia ale nie mogę zrozumieć jak można dać się kroić dla przyjemności.

Anonimowy pisze...

Popieram przedmówczynię. I stanowczo zapowiadam, że będę walczyć o swoje prawo do godnej starości ze zmarszczkami, worami i czym tam jeszcze. Tylko czy wytrwam? Czy się nie złamię?
A takie bóbsy to coś obrzydliwego, zarówno w kształcie jak i konsystencji, no i ta świadomość, że w ciele nosi się "obcego", brrr...
No a usta a la Joker z Batmana? Cos pięknego.
Abi, dzięki za wczorajszą odpowiedź w sprawie by-passow
Ayako

paniena pisze...

z ciekawosci: czy przerabianie fiutow to zabiegi stulejki?

jednym slowem 'udatny' dzien :-)

abnegat.ltd pisze...

Basiu, mnie sie widzi ze to takie lisie chytruskowanie jest. Troche smieszne :)

Anonimie, na zdrowie :)

EL, to jak z flaczkami na dworcu w Plaszowie. Co kto lubi...

Ayako, moze jaka tabletke kto w koncu wymysli? Viagre wymyslili to i inne rzeczy tez naprawia.

Paniena, tak jest. Coby ladoy byl i w ogole.

abnegat.ltd pisze...

Ładny miało być. Zaraza.

Anonimowy pisze...

Pozwolę sobie nawiązać do linka, którego zamieściłem we wczorajszym komentarzu:) Upierdliwość dziś we mnie kipi;) Bardzo byłem zaskoczony postawą pani, która powiedziała, że jest lekarzem ale nie bardzo ma pojęcie co robić i przy pierwszej okazji się ulotniła. Postawa tamtych dwóch Panów była ze wszech miar świetna. A tamta kobieta, hmmm... smutne to nieco.

abnegat.ltd pisze...

Anonimie (może jakiś nick temporalny?) - każdy zasadniczo powinien podstawy BLS - czyli czynności podstawowych podtrzymujących życie - znać. Czy to lekarz czy nie lekarz. A że się lekarka tak trafiła - zawsze się ktoś taki znajdzie. Co tu komentować...

Dziwi mnie artykuł Gazety - zamiast wyjechać na dwie szpalty o lekarzach nieudacznikach - ci nagle zaczynają nad gloryfikować.

Naprawde powiadam wam - koniec świata blisko...

Anonimowy pisze...

Nie chodzi o lekarzy Abi, a o bohaterow. Ci zawsze byli, sa i beda w cenie. Ludzie lubia czytac o bohaterach i dziennikarze dobrze o tym wiedza...
Tuki

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

Ludzie lubią także czytać o chamskich lekarzach i nieudacznikach - niestety takie życie, że lubimy ponarzekać, nawet jeśli to narzekanie jest w stylu "A przed wojną to dopiero byli lekarze!!" ;).
I na tym dziennikarze też w dużym stopniu żerują, tak samo jak na chorobach znanych i lubianych.

a tak bajdełejem - czyżbym odpowiadała drugiemu prawie bratu? ;)


Co do dzisiejszego wpisu - też nie rozumiem, jak sobie można coś sztucznego wszywać w różne części ciała, ani tego, jak niektóre panie dają sobie robić peeling chemiczny jakimiś kwasami - toż przecież by mnie musiało popieprzyć i to zdrowo.

abnegat.ltd pisze...

Tuki, fajnie się czyta tekst który chwali pliszki ogonek. Przez pliszkę znaczy się fajnie czyta ;) Takich aktów jest cała masa, ludzie - nie tylko z branży - podejmują reanimację gdy widzą że ktoś potrzebuje pomocy. My w większości jesteśmy dobrą, solidarną rasą, chętną do pomocy. Tylko że w tej masie zawsze się znajdzie jakiś sk.wysyn który ta dobroć wykorzysta. A człowiek wykorzystywany być nie lubi - więc przyjmuje postawę "nie moja sprawa - nie mieszam się". Szkoda że nie umiemy neutralizować zachowań takich osobników - na świecie żyło by się dużo lepiej.

Madziaro, a powiedz mi tak z innej mańki - czy kiedykolwiek słyszałaś żeby dziennikarz jechał po pijaku? kradł? przyjmował łapówki - czyli pisał nierzetelne artykuły za pieniądze? molestował żone? dzieci?
Nigdy..
Jakaś nieprawdopodobna banda świętych gotowa na kanonizacje w trybie pośpiesznym.
To co pisza gazety - to piszą gazety. Ale to w najmniejszym stopniu nie jest prawda ;D

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

Zdarza się, że jest coś napisane o dziennikarzu, ale to tak raz na sto lat, i musi to być dziennikarz, który:
- jest dobry w tym, co robi, udało mu się, i dorobił się tym samym wielu wrogów
- jest dziennikarzem tragicznym, którego chcą się wszyscy pozbyć...
jednak najczęściej to jednak ten pierwszy przypadek

To powiedziała madziarka, która już trochę przepracowała w prasie polskiej i polskiej na "wygnaniu", jako składacz, ale też jako szalona reporterka, na szczęście tylko imprezowo-koncertowa :)

abnegat.ltd pisze...

No, ale takie zdarzenie to mniej więcej jak spotkanie białego krokodyla. W trampkach Nike.