wtorek, 5 maja 2009

Craig. Daniel Craig.

Niby staram się nie czytać recenzji, ale czasem przypadkiem wpadnie coś w oko. I niestety trafiłem na krytyka co to pastwiąc sie okrutnie wyraził swe oburzenie przeciwko chale zdobnej zwanej „Quantum of Solace”*. Pomyślałem że skoro tak, sesję odłoży się na czas osiągnięcia przez agenta 007 poziomu kilku funtów. No i w końcu udało mi sie to dzieło dorwać.

W zasadzie film jest drugą częścia Cassino Royale. Bond ścigając morderców ślicznej Eva Green będzie zabijał, mordował, wyrywał członki wcześniej połamane, rozbijał łby i w ogóle wykonywał zawód agenta z przekonaniem i zaangażowaniem. Nieco irytująca staje się maniera reżysera który po raz kolejny każe Bondowi udowadniać swoją lojalność Koronie i Królowej. No, ale.

Muszę przyznać że nie bardzo mogłem zrozumiec jak można było zastąpić Pierce Brosnan’a, genialnego, błękitnookiego luzaka i dandysa na ponurego Craiga. Pierwsza częśc utwierdziła mnie w przekonaniu że to była pomyłka. Buzia w ciup, zero wyrafinowania – jakiś taki – może nie conanowaty, to juz by była przesada – ale bournowaty się zrobił. Tak na marginesie - nic do Bourna nie mam, przyjemnie się ten teledysk ogląda, ale Bond do Bond. James Bond.

Nie do uwierzenia jest że ten zwrot w filmie nie pada...

Po oglądnięciu Quantum of Solace już tej pewności nie mam. Craig przestał chodzić z zachmurzonymi szczękami co dawało obraz dośc komicznie nastroszonej pańci z wydętymi usteczkami, przestał się dawać lać po jajach, rusza się jak robot i dobrze mu z tym. Twardziel. Chyba mnie przekonał.

Co do fabuły – jeżeli ktokolwiek wymaga od filmu rzetelnej narracji i logicznego ciągu wydarzeń, powinien oglądnąć sobie Nad Niemnem. Bond rusza – chciało by się rzec „jak chart”, ale odpowiedniejszym słowem wydaje się być „buldożer” – za mordercami jego poprzedniej miłości. Jako że znowu musi udowodnić że niewinny jest jako ta lelija, prosi o pomoc Mathis’a (Giancarlo Gianini), któren to został aresztowany za zdradę w poprzednim odcinku. Tu spadła mi szczęka. Toż wiem że służby specjalne przemocą się brzydzą jak ostatnią zarazą a słowo „zabić” wymawiają z niejakim zażenowaniem, ale wskrzeszać zdrajcę? Bo wierzyć mi sie nie chce że MI6 wysłało sprzedajnego agenta na emeryturę. Chyba że jest to emerytura w Rowie Mariańskim. Dalsza część jest jeszcze śmieszniejsza – wygląda że scenarzysta sam się złapał za głowę i koniec końców Mathis’a ukatrupił w sposób tyle śmieszny co niesmaczny. Mianowicie Bond się nim zasłonił w trakcie strzelaniny... A potem do piersi przytulił – do serca przytul psaaaa – i Mathis szczezł. Nic nie rozumiem.

Druga rzecz co do której mam wątpliwości to tak zwane kobiełki Bonda. Wiadomo – piękne muszą być i dupy dać bezwarunkowo. Gdyż Bond zwierzęciem dzikim jest i basta. Tu kolejna zagwozdka. Jedną wydudkał mimochodem, a drugą (dzieki ci scenarzysto) – wcale. Jeżeli w duchu poprawności politycznej Bond w kolejnym filmie okaże się gejem to ja wrócę do „Życia Na Gorąco”. „Albo Siedemnastu Mgnień Wiosny”.

Craig mnie kupił. Przestał grać agenta, zaczął się ruszać jak Craig – i postaci wyszło to na dobre. Scenarzysta mimo kilku śmiesznostek zrezygnował ze sceny pt. „będąc w beznadziejnej sytuacji Bond nadludzkim wysiłkiem woli uwolnił się z więzów, rozbroił swoich strażników a następnie zrównał posesję z wodami gruntowymi”. Oglądało mi się tą częśc lepiej niż pierwszą. Z niejaką ekscytacja czekam na kolejnego Craiga. Daniela Craiga.

*Użył był nawet trawestacji „Quantum of Shitace”. No normalnie. Jak on się potem nie brzydził jesć ręką co takie świństwa pisze...

19 komentarzy:

Zadora pisze...

W "Monahium" też mu nieźle wyszło.

Anonimowy pisze...

Mnie też kupił, podoba mi się:)
maria

abnegat.ltd pisze...

Munich tak, chociaz Bana zdominowal ten film. A na marginesie - Miecz Gideona podobal mi sie chyba bardziej. Inne czasy. Natomiast jako Bilski byl po prostu genialny.

victorec pisze...

Zapewne to co zaraz powiem jest konsekwencją tego, że nie zgadzam się z Tobą (inną kwestią jest to, że jeżeli temat filmu mnie interesuje to trudno mnie nie zadowolić) ale wolę jak piszesz o sprawach dotyczących medycyny, albo wakacji :)
Oczywiście ważnym jest mieć własne zdanie :)
Właściwie i tak, cokolwiek nie napiszesz to fajnie zreflektować swoje opinie z opiniami innych ludzi :)
P, v

abnegat.ltd pisze...

Medycyna :/ brrr...
:D

Anonimowy pisze...

a ja z innej beczki;)
dotrzymujac slowa zapraszam na zdjatkowe pozdrowienia z beskidu..
http://picasaweb.google.pl/ivvena/BeskidNiski
I'vena

abnegat.ltd pisze...

LINEK DO ZDJEC I'VENY

Malutka... pisze...

A-bu(małpka Alladyna) drugi Craigbond wugląda lepiej, ale... wspomnienie poprzedniego sztywniaka Nazywam Się Blon, James Blond niezatarty ślad pozostawiło w mojej pamięci, psychice, świadomości:/ Ps. mam dołek: znów mnie pęcherz boli, toż to już piąty miesiąc mojej cichej wojny z nim - i bez trwałego efektu ;/ Pozdrawiam cieplutko :)

abnegat.ltd pisze...

I'vena, klimaty bardziej jesienne niz wiosenne. A o co chodzi z tym winem truskawkowym? Wędrowycz tam byl??

Malutka, czyli odczucia podobne :) A medycznie - moze warto zmienić dochtora. Bo jak 5 miesięcy leczy i nic - to chyba czas najwyższy znaleźć kogoś kto się na tym zna ;)

abnegat.ltd pisze...

A tak całkiem a'propos - siema Docik ;)

dotty pisze...

Hello. :)
Zobowiązany Kuba (zwany w skrócie Błędem) to nie moje klimaty. I nie! Nie zabiorę się za oglądnie choćby sam Abnegat polecał. :P
Miło, że strajk przerwany. :)

Malutka... pisze...

Ehhh.... Dochtor... Z lekarzami w moim wypadku to jest tak - czy są czy nie - jak chodzi o mój pęcherz, to przepraszam - jeden pies, znaczy kot (bo ja wolę psy zdecydowanie :) A boli straszliwie.
Ps.I na przekór Jamesowi Blondowi oglądam sobie dobre,stare, poczciwe klasyki z Bondem prawdziwym i wspaniałym - takim, jakiego ubóstwiam od maleńkości.

Anonimowy pisze...

mlecze w jesieni? i kaczence;)?
choc w sumie mimo ze slonce grzalo tak ze ciezko bylo ustawic swiatlo w aparacie to wymarzlismy mocno bo wialo ostro. tam ponoc zawsze zimniej..
trafilismy na praprapremiere wina truskawkowego - to czesc opowiesci galicyjskich tam krecona. byly jakies persony, ja zapamietalam tylko stasiuka. klimatycznie bylo - swoje krzeselka pod pacha no i te komentarze mieszkancow - projekcja nie do powtorzenia;)
I'vena

Zadora pisze...

Abi - no i przypominam się z transformacją wg. Józka Błęda Quantum od Indolence. Sylwestrowo!
Z jakiegoś powodu ta transformacja zaistniała.

Zadora pisze...

I'vena - stolik i ławeczki na felgach pięknie lakierowanych - przebój meblarstwa ogrodowego!

Anonimowy pisze...

Zadora - do kompletu byl jeszcze kwietnik z opony;)))
I'vena

Anonimowy pisze...

obejrzeniu, nie oglądnięciu...
by może to specjalny zabieg, ale bardzo razi

pozdrawiam

abnegat.ltd pisze...

Docik, dobry jest. Niekoniecznie trzeba oglądać co abnegaty różne oglądają - ale Craig się zrobił posępny :D

Malutka, nic nie mówie. Connery barz ładny jest. Ale muszę sie przyznać że Brosnan był bardzo mniam Bondowski. Taki - uroczy :DDD A dochtora zmień.

I'vena, climate change nest ce pas? To i kaczeńce w zimie niedziwne :D

Agregat, był to zdecydowanie najlepszy Błąd ;)

Anonimie - sie poprawię. Ale przecież na zdrowy rozsądek - Oglądam film - to potem, po oglądnięciu... ;D

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

oczywiście, że u nas, na południu jest "po oglądnięciu" ;)

a jeszcze ładniej "po oglądnięciu filmu poszłam na pole" heheh


A Brosnan jest najlepszym Bondem i basta... a później to jeszcze Connery i ostatecznie Moore i długo długo nic... no ale "Quantum" jeszcze nie widziałam. "Casino" mi się nie podobało, bo było takie mało Bondowe, bez wodotrysków w zegarku i tym podobnych cudów techniki, dla których się przecież zawsze Bonda oglądało.
No i jeszcze w dodatku tam Craig dawał się skopać, o jak bardzo dawał :/
W ogóle Craig to nie mój typ urody męskiej, stąd podchodzę do niego tak sobie. Za to Pierce :D