wtorek, 21 kwietnia 2009

Suplement

Stołówka.

Ja jestem z gatunku niedźwiedź - klasa zaczyna się od 100 kg żywca. W przełożeniu na kulinarny oznacza to że lubię dobrze i dużo. I straszliwie nie lubię alternatywy czy lepiej dużo czy dobrze - wpadam wtedy w konsternację depresyjną - czy też może w depresję konsternacyjną i z tej zgryzoty chudnę.

Na szczęście w tym przypadku na stole było wszystko co można sobie wyobrazić - nigdy nie myślałem że yuka to flora jadalna jest.



Niezależnie jednak od wszystkiego - najważniejszy jest facet w niebieskiej koszuli.

9 komentarzy:

basia.acappella pisze...

Eeeeee... tak krótko ;P

"Suplement" - humor-satyra ;D

inessta pisze...

no nie!!! A opisy? Popis kulinarnego słowotwórstwa i próba opisania piękna dań, potraw i innych smakołyków?

inessta pisze...

p.s. ja prosiłam o stołówkę, bo ciekawa jestem co się tam je? Czy dobre, smaczne i zjadliwe? Ja wiem ze niektóre turysty to lubią dużo i byle co( to nie do Ciebie ), ale czy lokalna kuchnia jest zjadliwa? A może są tam zjadliwe robale, morskie żyjątka albo motyle w ciastkach? Stąd ta moja prośba o stołówkę.

eee-live pisze...

Abi to mówisz że jak mi się yuka znudzi to można ją zjeść? ;) Bo wiesz mam w domu dwa okazy i na obiadek by pewnie wystarczyło ;)

abnegat.ltd pisze...

Appendix do suplementu ;)

Jedzonko jak wszędzie. Kuchnia dostosowana do gustu białego człowieka. W zasadzie wszytko jest - cruissanty których się Anglik nie chwyci leżą koło jaj na bekonie których porządny Francuz nie zaszczyci okiem. Hamburgery dla Amerykanów też są. Trochę wynalazków mających być kuchnią miejscową, od czasu do czasu owoce morza. Bardzo ciekawe mule zjadłem które były zielone 8O Znaczy muszle były zielone, bo w środku standard tylko dwa razy większy niż zazwyczaj.

W restauracjach a'la carte można się załapać na frutti di mare, kuchnię włoską i steki. Po pośpiesznym spacerze do stołówki który uzupełnił kolację frutti di mare jakoś straciliśmy napęd na dalsze kulinarne excesy.

W zasadzie - miłe, smaczne - i bez cudów.

Motyli nie było ;)

Anonimowy pisze...

Hamburgery to niestety nie tylko dla Amerykanów są ważne.
Dla moich uczniów też.
Podczas wizyty w gmachu Sejmu RP mieli kiedyś jedno pytanie: "Czy jest tu McDonald's?"
A do mojej ukochanej leśniczówki Pranie też jeździliby chętniej, gdyby w Rucianem był ten przybytek.
Podejrzewam, że do teatru i muzeum w Białymstoku też jeżdżą głównie ze względu na te hamburgery.
No, ale wolę łudzić się, że zaraziłam ich miłością do sztuki.

konfliktowa

abnegat.ltd pisze...

Czyli MacDonald mecenasem sztuki ;D

Anonimowy pisze...

Taaak, misja nie byle jaka ;)
Hamburger jest moim sprzymierzeńcem.
Pomaga mi zaspokoić głód... sztuki :)))

konfliktowa

inessta pisze...

Abi, zaspokoiłeś moją ciekawość. Dziękuję. Kłaniam się nisko (czyli tak umiarkowanie, bo kręgosłup boli).