wtorek, 3 marca 2009

Pride and Prejudice

Tnąc jak przecinak przez Tesco zauważyłem na polce pomiędzy pizza a keczupem Dumę i Uprzedzenie z Kiera Nightly. Ha. Przecena przeceny. Grzech nie kupić.

No to w Imię Boże...

Film jest romansidłem z gatunku klasycznych. Ot, historia rodzinki 2+5 zamieszkującej wiejskie M4. Mamuśka rządząca swoja trzódka, tatuś, zajeżdżony na śmierć przez małżonkę, podobny do wyliniałego basseta i 5 córek. Które od dziecka maja wbite w łeb ze ich powodem istnienia jest zamążpójście. Rzecz jasna nie jakieś tam zamążpójście, lecz takie które zapewni szczęście do życia końca. Szczęście pojmowane jest dość specyficznie choć raczej mało oryginalnie– wycenia się go mianowicie w funtach stirlingach dochodu rocznego przyszłego pana małżonka.





Nie przypomina to historii Tewje Mleczarza? Gdyby tak zmienić rekwizyty i - bardziej troszeczkę - pryncypia...

W filmie odmienimy słowo szczęście przez przypadki, osoby i sytuacje. Gdyż jak wiadomo, dobry romans ma kochanka, kochankę i nieszczęśliwa miłość co zakończyć się musi szczęśliwie. Tutaj od pierwszych sekund trwania filmu trudno będzie znaleźć głupiego który założy się z nami kto będzie szczęśliwym – ever after – małżonkiem pięknej Keiry. Wszystko jest uroczo przewidywalne. Tak na marginesie – Keirze, gdy stała w kolejce po piękna szyje, wszystkie żuchwy wybrali. Jak widać, nie można mieć wszystkiego.

Skąd wiec pomysł żeby pisać o takiej chale?
Bo pomimo przewidywalności, banału i durnowatego tematu film pozostawia mile uczucie. Ze jednak ludzie w środku są ładni i mili, a nie tylko Yippie Kay Ay Mother Wiadomoco. I nie rozwalają Audi A6 jeżdżąc bez ładu i składu po mieście, przy okazji mordując bezlitośnie zdrowy rozsadek i teorie prawdopodobieństwa.

Sympatyczna rola Donalda Sutherlanda jako tatusia całej czeredy. Judi Dench (tak, tak, nieśmiertelna M) w roli nadętej poza granice wytrzymałości materiału Księżnej Pani. Z pazurem odtworzona przez Mata Macfadyen’a rola głównego kochanka – taki mroczny, pewny siebie, szarpany bólem istnienia i wizją pauperyzacji swego stanu poprzez małżeństwo z parweniuszka. Z którą jednakowoż musi się ożenić bo w przypadku innym rozdziobią go kruki, wrony, a publiczność ukamienuje popcornem. I do tego śliczna Keira. Której mógłby ktoś w końcu powiedzieć ze jest ładniejsza gdy się nie uśmiecha.

21 komentarzy:

kiciaf pisze...

Porównanie do Tewje mleczarza jest boskie!

Anonimowy pisze...

Jest jeszcze jeden powód, dla którego należy oglądać kolejne (a potem znowu wcześniejsze ;)) ekranizacje Pride and Prejudice: powieść ta jest tak mocno zakorzeniona w mainstreamowej kulturze brytyjskiej (także poprzez pastisze, palimpsesty... - weźmy choćby schemat Briget Jones's Diary - że śledząc kolejne eksperymenty, przezwyciężenia (czasem też uwstecznienia) realizacyjne - trzymamy po prostu palec na pulsie tej kultury.

Anonimowy pisze...

Czyż nie jest piękna literatura, gdzie mimo kolejnych tarapatów, kłopotów i przeciwności wszystko się dobrze kończy i wraz z napisem koniec widz/czytelnik ma uczucie obcowania z dobrem? Abi, teraz poproszę o komentarz do Wichrowych Wzgórz. Tych z Ralphem Fiennesem.

Catta pisze...

A cała historia jest spowodowana idiotycznym angielskim prawem, które mówiło że majatek (cały co do łyżki) dziedziczył męski krewny. Więc choćby i 10 cudnych, madrych córek było, to po śmierci ojca pieniądze i nieruchomości wpadały w łapy najblizej spokrewnionego mężczyzny, nawet najbardziej niedorozwiniętego fizycznie, psychicznie i moralnie i najdalszego kuzyna.

Zadora pisze...

No czepił się tej szczęki jak w swoim czasie, nie przymierzając pół Polski do żuchwy i uśmiechu Braunkowej! ;) I co? Było minęło.
Chyba, że Abi chirurgią tej żuchwy chcesz zająć się u siebie w pracy ale wtedy pisz nam otwartym tekstem :D

Anonimowy pisze...

Czytam i czytam od dawien dawna, ale dzisiejszy wpis wywołuje mnie do odpowiedzi:) otóż w zeszłym tygodniu obejrzałam sobie tą, jakże mi odradzaną, wersję. I mówię jej stanowcze i głośne NIE. A jako argument zapraszam do obejrzenia miniserialu BBC z 1995 pod tytułem, tu zaskoczenie;), Duma i uprzedzenie.
Marta

Anonimowy pisze...

Abi jesteś uroczo złośliwy !!! Taki hmm professional cynic,którego heart's not in it (a to cytat z kawałka Blur "Country House":))) ) ("Keirze, gdy stała w kolejce po piękna szyje, wszystkie żuchwy wybrali".Kolejne brawa dla Blogoprowadzącego :))) ) A tak na marginesie-ojj żebyś wiedział ileż tego typu autoironicznych refleksji wywołuje moja codzienna poranna lustracja i malowanie urody (no bo przecież jakąś muszę mieć,co?)(Swoją drogą pod tym względem kobiety mają lepiej i już- można zamalować lub deficyty,ale hmm żuchwa to taki mało malowniczy kawałek :) facet by sobie zapuścił brodę ,ale Keira?)Pozdrawiam - emimli
ps. a film faktycznie taaaaaaki sooobie jest.

Anonimowy pisze...

...oczywiście emili po polsku mniej więcej (tak to jest jak się robi dwie rzeczy jednocześnie) (jużżżż mnie nie maaaaa byeee)

eee-live pisze...

Jak dla mnie to film z gatunku pościelówa ;) Ale i takie się ogląda, bo toż to klasyka romansu ;D

Anonimowy pisze...

A mi się film podobał i historia Eli Bennet i Pana Darcy też. Od czasu do czasu lubię poczytać i pooglądać takie książki i filmy :-)
Krysia

Anonimowy pisze...

Oj Abi

Toż to gniot straszny jest.

Luknij se na miniserial BBC z 1995 (wspomniany tu już).
Wierny książce, łacznie z zachowaniem humoru miss Austin. Aktorstwo - mjuuuut. Brytjskie po prostu...Ogląda się to jak świetny spektakl teatralny.

A ta wersja...ech - czysty Holiłód.
Żuchwa Keiry powiadasz jest nie halo?
Jakby Keira kiedy wpała do mojego trenera siatkówki toby usłyszała: "a ty co? Biustonosz nosisz? Nie rozśmieszaj nas. Tobie co najwyżej przyda się maść na wypryski".
Keira przez kolejkę po szyję straciła więcej:P

pozdro wszystkim

gaudia

ps. Polecam w ogóle seriale produkowane lub współprodukowane przez BBC. Na przykład "Rzym".

Anonimowy pisze...

Co do spogladania na panne K. Knighley to sie zgadzam co do joty, zuchwa mocna i dluga, jakies plecy takie okragle i taaka chuda, choc ostatnio nie. Czekam kiedy tylko ustka sobie napompuje, zeby podazyc za trendem.

No i od razu mni lepiej;-)Pozdrawiam.Jola

abnegat.ltd pisze...

Witajcie witajcie :DDD
Temat mi się wykluł przypadkowo - a do końca dotarłem niejako z lenistwa.

Milego wieczoru wszystkim, witam tych co pierwszy raz :) - i biore sie za notek na jutro. Zapasy sie skończyły...

Anonimowy pisze...

:| ;D

Anonimowy pisze...

faktycznie filik można zdefiniować jako przewidywalność i przesłodzenie ( dobre na randkę ).Ale ten grzeczny sarkazm, złośliwość wypowoiadana z wszelkimi zasadami savoir vivre'u :D istny film instruktażowy ;) wzorzec ;)

M

Anonimowy pisze...

Witam! ja trochę z innej beczki - czytam sobie powieścidło po angielsku i tam występuje coś o nazwie IV - domyślam się, że to jakaś aparatura medyczna - ekg może? niestety, w słownikach nie mogę tego znaleźć... wiesz może co to? będę wdzięczna za odpowiedź :D
pozdrawiam
Monika

abnegat.ltd pisze...

iv to skrot od intravenously - czyli dozylnie... Ale z duzych liter? Jakos nie kojarze :?

Jeszcze FOD dostarcza czegos takiego czyli ze to niby pompa ma byc. Ale sie z tym nie spotkalem. Pompa infuzyjna to infusion pump i tyle ;)

Anonimowy pisze...

She was on the couch like yesterday, with just
one tube still hooked into her, and an IV hanging behind the back of the sofa.
Generalnie by się zgadzało :D Dzięki

Anonimowy pisze...

skrót musi być w powszechnym użyciu, bo to typowe popularne powieścidło jest, w dodatku dla nastolatek - cofam się w rozwoju i tłumacze sobie, że to po angielsku więc język ćwiczę - mniejsze wyrzuty sumienia ;)
Swoją drogą dzięki również za link do niezłego słownika

abnegat.ltd pisze...

to w tym wypadku bedzie jako kroplowka (znaczy worek z plynem)

Catta pisze...

znalazłam na you tube coś na temat :)nie kroplówki tylko dumy of course:
http://www.youtube.com/watch?v=RsapbLKEijc