piątek, 30 stycznia 2009

Defibrylator

Po czasach mezozoiku nadeszlo sredniowiecze. Ziemia zostal zaludniona, technika wkroczyla pod strzechy. Pod nasza wkroczyla pod postacia defibrylatora. Co prawda jednego, wiec zespol R, jako szczesliwi posiadacze, spuchl nieco z dumy - ale jednak. Mozna zycie ludzkie ratowc. Poniewaz jednak zakup byl promocyjny wiec dostalismy egzemplarz pokazowy. Ktorego zapasowa bateria zdechla po pol roku. Po awanturach z dyrekcja zakupiono nowe baterie - zeby jednak utrzymac wszystko w ruchu, pozostawiono stare. Od tej pory dwie siedzialy w ladowarce, jedna w defi a ostatnia, czwarta jezdzila w R jako rezerwa.

- Tutaj, na gore, szybko!! - dobiegl nas krzyk z gory. Przyspieszylem na klatce do granicy zawalu i do mieszkania wpadlem pierwszy. Na podlodze lezy mezczyzna, w srednim wieku, kolo niego dwie osoby pracuja nad BLSem.
- Dziekujemy, przejmujemy reanimacje - podziekowalem za wlozony wysilek i wzialem sie do masazu. Pielegniarka zlapala za ambu a ratownik wlaczyl defi. -Przyloz do klatki - poprosilem. - Migotanie. Milo. - Daj 200.
Ratownik wlaczyl magiczna trojeczke i zaczelo sie Radosne Oczekiwanie na Piiiiiii. Dziesiec sekund, dwadziescia, trzydziesci, czterdziesci.... - Wlaczyles?
- Taaak... - jakos niepewnie powiedzial ratownik i nacisnal jeszcze raz. W dalszym ciagu cisza. W miedzyczasie zaintubowalismy pacjenta, podkluli, poszla pierwsza adrenalina.
- Chyba bateria zdechla - rzekl ratownik i wygrzebal zapas. Przelozyl. Nacisnal. Dziesiec sekund, dwadziesica, trzydziesci...
- KURWASZ MAC
- Ciszej doktor, ludzie sluchaja
- kurwaszmac - mamy trzecia czy sie laduja?
- Laduja.
- To dzwon, niech transportem podesla (...)

Nie mam zdrowia opisywac tego dalej.
Dziesiec minut pozniej transportowcy wpadli z rezerwami, zresuscytowanego pacjenta przewiezlismy do szpitala.

I wpadlem w drobny szal. Jako ze nie byl to pierwszy przypadek gdy dzieki awarii sprzetu zagrozilismy zyciu pacjenta. Baterie polecialy szerokim lukiem w krzaki, potem jeszcze sam w te krzaki wpadlem i na wszelki wypadek skopalem powtornie dziadostwo...
..rozmowy z dyrekcja i kierownictwem na temat przykrywania g.wna pozlotkiem...

Zakupiono nowy sprzet, stary poszedl do kosza.

Pacjent nie przezyl - zmarl na IT kilka dni pozniej.

Takie historie tez sie zdarzaly.

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wiesz może (pamiętasz może), jak się miała cena baterii do wartości całego sprzętu?...
Chcę sobie 'wyrobić pojęcie' o skali 'oszczędności' czyli stylu myślenia ludzi odpowiedzialnych za zakupy.

abnegat.ltd pisze...

To w ogole jest dziwne. Wystarczylo by zaprojektowac dodatkowa wtyczke - i kabelek. Toz w najgorszym przypadku mozna by z sieci prad wykorzystac. Ale nie - kazdy producent ma swoje baterie - kazda w innym ksztalcie i o innych parametrach. Wiec jak zmienisz typ defi to razem z osprzetem

Na dodatek beterie byly wymieniane co 24 godziny - te z defi szly do ladowarki a naladowane wracaly do pracy. Zywotnosc bateri traktowanych w ten sposob tez najdluzsza nie jest.

Cen nie pamietam, ale pogrzebalem po necie - renowacja, w sensie wymiany ogniw, to kilkaset zlotych, cena nowego ok.2000.

To byl taki czas kiedy na nic nie bylo pieniedzy - wkraczamy tutaj w rozwazania polityki panstwa w kwestiach zdrowotnych, pytanie mozna zadac dlacego pogotowie nie zostalo oodzielone calkowicie od szpitali i nie bylo finansowane centralnie.

Zeby jeszcze dolozyc do pieca - jakis czas potem wprasie oglosili wyrok - 2 lata pozbawienia prawa wykonywania zawodu plus 2 lata w zawiasach za nieumysle spowodowanie smierci (! - tak na marginesie - co to za wyrok???) dla lekarza ktory pojechal do pacjenta z niesprawnym defi.

Ja rozumiem, ze zadza krwi w sytuacji gdy ktos umarl jest w narodzie wielka - ale kto do cholery odpowiada za sprzet na pogotowiu? Lekarz? A jak by sie samochod zepsul to tez by lekarza posadzili?

Wrocilem z wyjazdu na sygnalach - pilny transport dziecka na klinike. 180 na godzine, sygnaly - lomatko.
Kierowca pojechal na baze i ZJEZDZAJAC Z WYSOKIEGO KRAWEZNIKA ZLAMAL SAMOCHOD NA POL.
Bez komentarza.

Anonimowy pisze...

ależ to musiało być okropne uczucie, gdy sprzęt nie działa nie można nic zrobić z nim a rodzina na to wszystko patrzy... ://

Anonimowy pisze...

W moim mieście pogotowie jest jednostką podlegającą pod urząd marszałkowski i stamtąd dostają kasę, np. na nowe karetki. Rozumiem, że Twoje rozważania dotyczą czasów dość odległych w czasie, bo u nas już od dawna pogotowie jest jednostką w pełni samodzielną. Notabene dobrze zarządzaną
Ayako

abnegat.ltd pisze...

Furioso, River, furioso.

Ayako, mimo ze wiekszosc PR jest osobnymi jednostkami, nadal pokutuje w kraju polaczenie Szpital - PR. Nasze takie bylo - i chyba nadal takie jest (?).

PR powinno byc zarzadzane jak Straz Pozarna czy Policja. To sa sluzby kryzysowe i nie moga byc zarzadzane na zasadzie handlowo-ekonomicznej. Sluzbe sie ma taka jakie sa pieniadze na nia lozone. Ot i cala filozofia.

Anonimowy pisze...

a Polska ciągle oszczędza na najważniejszych rzeczach: służbie zdrowia, edukacji... dobrze, że pomysł płatnych studiów dziennych pojawił się, gdy ja już jestem prawie na wylocie z jednego, i w połowie na drugim kierunku...

eh, najgorsza musi być bezsilność w takim momencie... mieć sprzęt i nie móc z niego skorzystać :(
metaksa

Anonimowy pisze...

Abi, nie wiem o jakim połączeniu mówisz. W Łodzi (a stąd piszę) jest kilkanaście szpitali (nie wspominając o miastach satelitarnych, gdzie jest ich jeszcze kilka) i PR jest naprawdę odrębnym bytem. Być może na prowincji (pardon, bez złych skojarzeń) mamy do czynienia z systemem naczyń połączonych, jednak tutaj nie. No i PR jest instytucją wojewódzką, więc jak miałoby „wisieć" przy szpitalu - ma stacje, podstacje, wojewódzkie centrum powiadamiania (zupełnie gdzie indziej niż bazę z karetkami) i szkołę ratownictwa... Wypasiona instytucja to jest ;)
Ayako

abnegat.ltd pisze...

Ayako - wiekszosc PR tak wlasnie dziala - i, powiedzmoy to szczerza- to dzialac powinna. Jednakowoz w malych miastach, z jednym szpitalem wciaz pokutuje to polaczenie o ktorym pisalem. Czyli PR ze szpitalem. A o prowincje sie nie ma co obrazac. Kiedys jechalem sobie do Krakowa i wsiadlem do przedzialu w ktorym bardzo mily Warszawiak stwierdzil ze w sotlicy juz jest straszny scisk w interesach wiec on jedzie na prowincje (myslac o Krakowie) zeby biznes rozkrecic.

Perspektywa jest wszystkim ;)

Anonimowy pisze...

Kiedyś kilka lat studiowałem na inżynierii biomedycznej by taki właśnie sprzęt robić i naprawiać. Gdybym ja był wtedy zatrudniony w tym pogotowiu, to ten defi na pewno by działał. Chociażby wykonałbym przejściówkę do awaryjnego pakietu bateryjek dostępnych w kiosku. Ale tak w Polsce była zarządzana służba zdrowia, że dla takich jak ja nigdy w niej miejsca nie było. Tylko że nie mów iż nie ma w tym winy lekarzy. Przecież ci wszyscy ordynatorzy, dyrektorzy, a nawet ministrowie jak najbardziej lekarzami są.

zmęczon

eee-live pisze...

Toż człowieka może szlag jasny trafić jak nie może pomóc człowiekowi tylko dlatego że sprzęt jest do d...!

Anonimowy pisze...

Źle mi się o tym czyta. Abnegat to ma jednak mocne nerwy, że dyrekcji nie nastukał.
BTW, to nie szpital się pozywa w przypadku takich zaniedbań?

abnegat.ltd pisze...

Zmeczon - no wlasnie - oni sa dyrektorami, ministrami. A nie lekarzami. Ordynatorzy rzadko maja wplyw na finanse szpitala.
Nasz naczelny akurat lekarzem nie byl - dostalismy go z fabryki dzemu. A poszedl chyba do PeKaEsu?

Poza tym - nie ma co mowic - oni. Za ta decyzja stal jeden czlowiek i to jest jego odpowiedzialnosc. A czy byl to doktor czy byly ministarnt - nie ma wiekszego znaczenia.

Pracowalem dla szpitala gdzie bylo zatrudnionych kilku informatykow. Pracowalem tez w takim gdzie pionem informatycznym zarzadzal Kazio Zlota Raczka Pociotek Dyra. Za decyzjami stoja ludzie - a nie caly lekarski stan.

abnegat.ltd pisze...

EL, wlasnie sprawdzilem - niedlugo w toikach sie pokaze kolejna taka opowiesc. Naprawde mozna bylo cholery dostac.

Dotty, tez mi sie wydawalo ze szpital powinien beknac - a wsadzili dochtora i pielegniarza. Za niedopelnienie obowiazkow. Sedzia byl kompletnie nie z tego ukladu planetarnego.
Pielegniarz twierdzil ze sprzet sprawdzil jak codzien - i testy zalecone przeszedl. Doktor stwierdzil, ze sanitariusza pytal. A jak dziadostwo padlo - to zamiast za.bac odpowiedzialnego za przeglady - to ukarali sluzbe.

abnegat.ltd pisze...

...nie w sloikach tylkow TOPIKACH ...

eee-live pisze...

Abi czyli niedługo znowu mnie szlag trafi?

eee-live pisze...

Abi zapraszam do mnie :)
http://eeelive.blox.pl/html
Żeby nie było że tak całkiem się kryję ;) Co niektórzy już mnie znaleźli :)

abnegat.ltd pisze...

BLOG EEE-LIVE

Juz zagladam ;)

Anonimowy pisze...

Bardzo Ci współczuję takich emocji. Moim zdaniem takimi jednostkami powinni zarządzać ludzie którzy mają o tym wyobrażenie.
Jeśli chodzi o producentów, to oni najchętniej utrzymywaliby się nie z produkcji, tylko z serwisu.
Ciekawe, jak teraz w Twojej pracy?
maria

abnegat.ltd pisze...

Mario, tu nie ma zlotych raczek tylko sa panowie od srubki w lewo i srubki w prawo. Jeden przykreca - drugi odkreca. Czasem jest to wpierniczajace, ale ogolnie dziala.

A dowcipow moge opowiedziec jak moj kolega chirurg, nie mogac zniesc widoku wywalanych staplerow do kosza po jednorazowym uzyciu - poprosil dziwczyny sprzatajace zeby mu to wyciagnely z kosza, coby do Polski przeslac. Sprawa sie oparla o nacelna i w koncy dali mu NOWE - bo woleli ukrasc niz narazic sie na zarzut o biohazard. In-cre-dib-le.

Pamietam jak weszly strzykawki jednorazowe - Materna z Mann'em sie smiali ze sa kompletnie do niczego bo rozpadaja sie juz po dwudziestej sterylizacji.

Maski oddechowe - tzw. jednorazowe - przeciera sie spirytusem i sluza do wprowadzenia nastepnego pacjenta.

Jednorazowe LMA myje sie i sterylizuje w gazie. Nie wiem jak teraz, ale 3 lata temu kosztowaly 60 zlotych. Ot, takie smiesznosci.

Anonimowy pisze...

Kurde powiedzieli by to bym sobie sama nowe kupiła, a nie się na biohazard narażała. :P