piątek, 9 stycznia 2009

Co komu pisane

Reanimacja. Znowu*? To juz pomalu zaczyna byc nudne. Tym razem daleko, prawdopodobienstwo ze nie jedziemy do stwierdzenia zgonu jest mizerne... Co prawda na miejscu osrodkowy prowadzi czynnosci reanimacyjne, ale po moich poprzednich doswiadczeniach dokladam ten fakt do czynnikow ryzyka.

Zima, koleiny, slisko. Do tego polscy kierowcy z imperatywem kategorycznym wdrukowanym w mozg. Slyszysz sygnaly - natychmiast hamuj! Nie zwazajac ze za toba zasuwa 2 tonowa eRka z predkoscia pociagu pospiesznego. Zaraza. To sie w koncu skonczy dzwonem.

Z daleka widac gdzie jedziemy - przy drodze ktos z rodziny macha, drzwi na podworko otwarte. Chwala Panu, nie trzeba bedzie sie targac z gratami. Pacjent lezy na podlodze, osrodkowy masuje pacjenta a pielgniarka wentyluje. Znaczy, wentylowala by gdyby maska nie byla do gory nogami i gdyby ktos mu laskawie udroznil drogi oddechowe. No nic. Zobaczmy co mamy. Na lyzkach* migotanie komor - a to ci niespodzianka. Czyli masaz osrodkowego skuteczny musial byc, bo po 25 minutach dojazdu zastalibysmy martwe zwloki. Wklucia niestety nie zalozyli, na szczescie skluli jedna reke, druga zostawiajac dla nas. Coraz bardziej zaczynam ich lubiec. Strzal. Masaz, intubacja, wklucie. Tetno? Jest. No prosze. Zeby to podpucha nie byla - straszliwie nie lubie nieboszczyka z karetki wypakowywac z powrotem do domu.

Cisnienie bylejakie, w sumie Adrenaliny nie dostal to trudno sie dziwic. Presory w strzykawki, pompy i wio...
...piii...
...prr.
Podpucha. Coz, bierzmy sie z powrotem do roboty. Zazwyczaj - i nie wiem skad sie to bierze - odpalic goscia po raz drugi jest trudniej. Albo po prostu podczas kontynuacji plecy bardziej bola i czas sie bardziej wlecze. O dziwo po kolejnych kilku cyklach zaskoczyl ponownie, na monitorze rytm zatokowy, cisnienie tym razem calkiem OK. Chyba drugiegi falstartu nie bedzie.

Nie bylo. Dowiezlismy go do szpitala bez wiekszych problemow, odzyskal przytomnosc na drugi dzien. Trzy tygodnie pozniej zostal wypisany do domu. Musiala ta wentylacja z maska do gory nogami byc czesciowo skuteczna, bo po takim czasie od zatrzymania, bez tlenu, w glowie mial by szarlotke.

Jakies dwa lata pozniej bylem w tym samym domu - nie pomne do czego. Chyba dzieci mieli chore. Zapytalem jak sie ma moj odreanimowany. Okazalo sie ze mial raka krtani, zmarl z tego powodu rok po reanimacji.

Dziwny jest swiat.

I czy mysmy mu na pewno przysluge zrobili.

* To byl w ogole dziwny rok - liczac od sierpnia do sierpnia wykonalem ze trzydziesci reanimacji z czego 5 wyszlo na wlasnych nogach ze szpitala cieszyc sie zyciem. Patrzac na efektywnosc podawana w publikacjach, calkiem niezly wynik.

Odnosnie lyzek - to te czesci defibrylatora przykladane do klatki pacjenta w trakcie reanimacji. Mozna z nich odczytac na monitorze co sie z sercem dzieje. W tym wypadku VF - ventricular fibrillation.

36 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Może ten czas był mu potrzebny do zadbania o przyszłość rodziny? (po takim zjeździe to chyba zadbał o coby nie zostali na ewentualnym lodzie). Z drugiej strony chyba wolałabym "odjechać" nagle i niespodziewanie niż męczyc się z czymś tam dłuższy czas.

annahh pisze...

Jakie swojskie klimaty,ciesze sie bardzo ze odnalazlam ten blog.
Pozdrawiam ,byla dyspozytorka z PR.

Anonimowy pisze...

chyba się uzależniam od tego blogu. Czy jest na to jakieś lekarstwo?

Mniejszy pisze...

Dotty, pytanie z gatunku dziwnych, wiem. Toz dostal rok zycia. Ale swiat jednak okrutny jest - i potem masz takie wrazenie ze to NZK, co sie mu przytrafilo, to moze laska boska byla? Mialem stan w stylu amusement ;/

Annahh - witaj :) Dyspozytor jeszcze sie na blogu nie ujawnil, wiec jestes pierwsza ;)

Innesta: - witaj rowniez:)
Obawiam sie ze to trudne bedzie - zimne kapiele, medytacje itepe.
Albo wezwanie karetki i trafienie na zblazowanego olewusa - od razu Ci sie pogotowie przestanie podobac ;)

Anonimowy pisze...

Odbywając seminaria o różnej trudnej tematyce i widząc straszne rzeczy na studiach doszedłem do wniosku, że mówić o lekarzach jako o jednorodnej grupie zawodowej to tak jakby mówić o nie wiem... inżynierach? Niezależnie od preferencji zawodowych uratowanie komuś życia daje satysfakcję której brakowało Rolling Stonesom :) Ale nie każdy dobrze do znosi, mówię o ratownikach a nie ratowanym. Na ten przykład stres bardzo źle znoszę ja, no i takie plany mi się zrodziły, żeby w dalszej karierze trzymać się możliwie daleko od Śmierci jako takiej. Projekcją ambicji jest poprawianie komfortu i jakości życia, niby nic, ale trudno się żyje z bolącym kręgiem słupnym czy kolanem.
Ale się rozpisałem, chyba bloga założę.
Pozdrawiam,
Hohonus

abnegat.ltd pisze...

Hohonus, ja sie z toba absolutnie zgadzam. Jeden z moich najlepszych przyjacil na studiach zostal radiologiem - potrafi o tym barwnie i ciekawie opowiadac, jest absolutnie spelnionym czlowiekiem czerpiacym satysfakcje z tego co robi.
Ja bym sie z nim nie zamienil - ale podejrzewam ze on ze mna tez nie ;)

eee-live pisze...

Abi wydaje mi się że zawsze warto ratować człowieka. Wole takiego lekarza niż takiego co odwróci si tyłkiem , bo on i tak ma raka.


Właśnie wróciłam z mamą od chirurga (mojego ulubionego od paznokcia). Mina chirurga jak mnie zobaczył bezcenna :D

Anonimowy pisze...

A może to jest raczej w człowieku - ta radość życia... a też i potrzeba i umiejętność czucia się/bycia potrzebnym, spełnionym.
Jedni są w stanie osiągnąć to w więcej, niż jednym zawodzie/specjalizacji (ale nie zawsze możemy to 'reprezentatywnie' sprawdzić, bo nie każdy ma adekwatne możliwości przekwalifikowania się), a inni będą chodzącą porażką nawet z kasą i możliwościami działania jakiegoś rokefelera (nomen-omen).

[Troszkę obok - raczej wariacja nt 'co komu pisane' ;D]

Zadora pisze...

Abi ten Mniejszy co tak wszystkich wita to jakieś Twoje drugie alter ego?
5-ciu na własnych nogach, rewelacja. Innych rzeczy od Ciebie niezależnych nie ma co do tego mieszać - rak czy koła autobusu na przejściu przez jezdnię po wyjściu ze szpitala to ...ciąg dalszy, który (jak pisał Wolski) tylko czekał, żeby nastąpić.

abnegat.ltd pisze...

Sprawdzalem poczte - i sie mi stary, jeszcze z przedblogowych czasow nick uruchomil. I sie sprawa rypla :)))

eee-live pisze...

Abi to Ty na dwa fronty działasz? ;DDD

abnegat.ltd pisze...

Eee-live - jest czas coby zyc - i czas coby odejsc. Zawsze trzeba wywazyc co dla czlowieka ktoremu pomagasz jest najlepsze.

Dam ci przyklad: wiesz ze pacjent ma nowotwor. Bez operacji pacjent zejdzie w ciagu kilku miesiecy. Operacja jest obarczona paskudnym okresem pooperacyjnym i nieiwelka szansa na ratunek. Teraz postaw sie w roli glownodowodzacego - masz zadecydowac czy
- zoperowac z szansa na przedluzenie zycia ale z duzym ryzykiem ze po operacji pacjent sobie zgnije w lozku z rozlazaca sie rana pooperacyjna;
- nie dac mu szansy, ale dac mu jeszcze miesiac zycia we wzglednym komforcie.
To jest wlasnie dylemat.
A - i nie masz szansy sprawdzic co jest lepsze - bo nigdy sie nie dowiesz co by bylo gdyby.

Basiu, ja sie z ta teoria zgadzam. Pozytywnie nastawiony do zycia extrawertyk zawsze znajdzie powod zeby sie cieszyc. Jakoz i powod do zmartwien znajdzie najbogatszy depresyjny introwertyk ;)

Agregat, tak zwany output jest sprawa zupelnie nieprzewidywalna. Jako ze teraz jestem w ciagu pisania o reanimacjach, jeszcze kilka tego typu opowiesci sie pokaze - jedna jest nieco nieprawdopodobna. Choc prawdziwa. Mysle ze jak sie to robi zawsze na 100% - to statystyki nie klamia; tyle i tyle uratowanych, tyle z uszkodzeniami, kilku zostanie zresuscytowanych choc nie zreanimowanych. Ot - zycie.

abnegat.ltd pisze...

Stary nick - i za cholere nie rozumiem czemu sie uaktywnil. Musial byc skojarzony z moim emilem...
Whatever - abnegat i mniejszy to jest zdecydowanie ten sam paskudny anestezjologiczny typ ;)

eee-live pisze...

Abi ja to rozumiem mój ojciec zmarł na raka, no przynajmniej oficjalnie, bo ja to obstawiam bunt wątroby i trzustki. Chodziło mi tylko o to że jeżeli zawozi się pacjenta do szpitala ze względu na konieczność ciągłego podawania leków przeciwbólowych w kroplówce i wiedzą że taki pacjent w stanie agonalnym przyjedzie to pomyśleć sobie mogą co chcą ale nie powinni mówić "co pani mi tu trupa przywozi".

eee-live pisze...

A i wcale nie uważam Cię za paskudnego anestezjologicznego typa :)

Anonimowy pisze...

...to może lepiej - anastazjologiczny ;?
(Kolega był na neurochirurgii krk - fenestracja dysku czy coś tej rangi ;/ - na przełomie 93-94, i zadowoleni pacjenci z mało poważnymi po-operacjami upieraqli się, by tak i tylko tak tytułować swych dobroczyńców. Czy ktoś jeszcze pamięta, co było ich inspiracją?...
:d

abnegat.ltd pisze...

EL, wrazliwosc miedzyludzka... Ale to nie zalezy od wyksztalcenia ani zawodu. Chama sie znajdzie wszedzie,niestety.

Basiu, jeden ze strajkujacych anestezjologow powiedzial do pana ministra tak:
"Jezeli jeszcze raz nazwie mnie Pan AnAstAzjologiem to zaczne sie do Pana zwracac 'Panie Dyrektorze DUpartamentu". To byl m/w ten czas ;)

Anonimowy pisze...

Tego o ministrze nie znałam... Porażka a nawet masakra...
;D

eee-live pisze...

Abi wiem że to nie zależy od wykształceni i cham pozostanie chamem choćby miał profesora.

A to o ministrze to fajne jest :)

Anonimowy pisze...

i jak tu się potem zwykły człowiek ma nie bać, żeby komuś krzywdy nie zrobić, próbując go ratować... zdecydowanie za mało wiemy o tym, jak ratować to ludzkie życie.
metaksa

Anonimowy pisze...

Odnośnie chamstwa i profesorstwa to przynajmniej w pewnym dużym mieście na W. w klinikach WUM (hehe) jest to stosunek 0,7:1. Zresztą jak napisała w Gazecie Lekarskiej jakaś felietonistka, wiedza i nieomylność nie są ściśle powiązane ze stanowiskiem. Smutne, ale prawdziwe.
ANASTAZJOLOG to jeszcze nic... zawsze może być analstazjolog (to nie mój dowcip zaznaczam)!!!
A co do tych procentów stasystycznych etc. Wczorajsza rozmowa z wujkiem (młodym facetem jakby nie patrzeć) zaowocowała strasznymi wnioskami, które i tak rodziły się już wcześniej: nawet jeśli stacje PR są gęsto i korków nie ma, to jeśli nikt nie pomoże wcześniej, choćby pół BLS, to i tak pacjent odjedzie na dobre... :/ już pomijając fakt używania AED i jakiejś strasznie skomplikowanej techniki ratowniczej. Wniosek? Jak dzieje się coś poważnego i złego, to prawdopodobnie się stanie...
Hohonus

Anonimowy pisze...

A wczoraj mijalo mnie pogotwie i nie hamowalam tylko ladnie zjechalam ;) okazalo sie ze pedzili do wypadku na najblizszym skrzyzowaniu - tak mi sie bardzo cieplo o nich myslalo...
pozdrawiam
'niemamjeszczenicka'

Anonimowy pisze...

a przypadkiem VF to nie ventricular fibrilation?
Hohonus, znowu :)

abnegat.ltd pisze...

Hohonus, pewnie ze tak. VT - ventricular tachycardia, VF - fibrillation. Zacmienie mozgu ;)
Dzieki.

Witaj, Niemamjeszczenicka ;)
Czyli - nie wszyscy jezdza bez glowy :)

Anonimowy pisze...

No nie (chociaż w Polsce narzekaczu :P).

abnegat.ltd pisze...

Az tak jecze? Kkurcze - sie musze poprawic :[]

Anonimowy pisze...

AA Team lubi używać sztandarów. ;) Wtrakcie jakże polskiej (ponoć) czynności - narzekania. :P

Zadora pisze...

No nieźle, nie ma to jak ponarzekać na narzekanie:)

Anonimowy pisze...

Ja się chociaż nie zarzekam, że nie narzekam. ;)

abnegat.ltd pisze...

Ze mi sie oberwlo to rozumiem, ale czemu Agregat zarobil przy okazji ??
;D

Anonimowy pisze...

Sza! Nie narzekać! Cieszyć się trzeba! Bałwana ulepić! Co by innym bałwanom raźniej było ^^
Na sanki z dziećmi!
Na spacer po tlen dla musków!
Albo coś ^^

Epi

Anonimowy pisze...

Może zabrzmiało to nieco ofensywnie. Miało być "Ale się chociaż nie zarzekam, że nie narzekam. ;)".

Anonimowy pisze...

On wie. Nie tak dawno też miał takiego blusa (o koszyki bodajże w sklepie chodziło :P).

Anonimowy pisze...

Abi, sorry, mnie się każdy medyk podoba, nawet olewający bo ja też jestem służba zdrowia.Wprawdzie prywatna ale mająca dużo wspólnego z NFZ. Uprzejmie informuję, że w ogóle nie zamierzam poddawać się jakiejkolwiek odtrutce na Twój blog (nawet siłą mnie nikt nie oderwie). Zimnych kąpieli nawet nie próbuję, bo po co? Karetki też nie mogę wezwać, bo mam zakaz od ichniego dyrektora ( mój ulubiony doktor z mojej przychodni). Kiedyś zdarzyło mi się wzywać pogotowie do babulki,która spadła ze schodów. I zamiast powiedzieć że ona spadła, to zaczęłam mówić do dyspozytorki, że babcia schodziła. Tyle dyspozytorce wystarczyło, po 10 minutach do przychodni wpadła ekipa z osprzętem do reanimacji. Dodam, że babcia w efekcie miała tylko guza na głowie. Miny ratowników były bezcenne. A ja mam zakaz dzwonienia do dziś. :))

abnegat.ltd pisze...

Dotty, czym bylby swiat, gdyby sobie nie mozna bylo ponarzekac od czasu do czasu.
Faktycznie, wpierniczony na te koszyczki byl okrutnie ;)

Inessta: sie krygowal nie bede - mjut na serce (znowu; Dotty juz sugerowala ze mi sie we lbie poprzewraca i chyba wlasnie zaczyna ;D)
A powaznie, nie ma nic milszego jak swiadomosc ze to co pisze nadaje sie do czytania - i nawet sie podoba.
Dyspozytorka musiala byc z gatunku napalonych zdrowo ze nie zdazyla dopytac ;D Co to znaczy kolizja oznaczen...

Anonimowy pisze...

Aż się człowiekowi serce raduje jak ten blog czyta! Lekkie i przyjemne:) Aby jak najdłużej! Od dziś napewno będę nawiedzać!

diablica_skc@o2.pl