niedziela, 7 grudnia 2008

Umiera, cz.2

Skuter zawyl potepienczo i ruszylismy. Kierowca na stojaco. Ja za nim. Za mna ratownik ze sprzetem. Zaczalem sie zastanawiac, co tacy pogranicznicy jedza, dajmy na to na sniadanie. Bo jak to byla fasolka po bretonsku.. albo brukselki..

Po kilkunastu metrach silnik wszedl na najwyzsze z mozliwych obroty i pognalismy do gory. Wszelkie dietetyczne rozwazania stracily jakikolwiek sens - zaczalem walczyc o utrzymanie sie na skuterze. Ratownik za mna zaczal sie zsuwac i ryknal, ze musi sie mnie zlapac.
- Stajemy! - wrzasnalem do Zbika. - Bo mi ratownik spadnie!
- Nie da rady! - odwrzasna Zbik. - Jak tu staniemy, kaplica! Nie rozpedze gada i bedziemy musieli wrocic na dol!
Jasna zaraza. Technika podrzucania czterech liter na wertepach probowalismy sie przesunac nieco do przodu. Po bokach migajace sciany plytkich wawozow, drzewa, my zsuwajacy sie do tylu. Masakra.
- Ostro w lewo! - zazadal Zbik. Poslusznie pochylilismy sie w lewo, wzielismy lewy zakret i wdrapali na skarpe. Skuter stracil obroty i zgasl. Zlezlismy, Zbik odpalil i pojechal na mniej strome miejsce.
- Siadajcie. Jak ruszy, to ruszy. Jak nie, to was po jednym wywioze. Ponad polowa drogi za nami.
Nie ruszyl. Zostalem sobie w lesie, a Zbik z ratownikiem i sprzetem pojechali w gore. Co robic. Dobrze ze nie pastowalem wczesniej butow.

Uszedlem moze z trzysta metrow, kiedy Zbik wrocil.
- Prosze siadac, to juz niedaleko.
We dwoch jechalo sie prawie komfortowo. Miejsca duzo, mozna kierowcy pomoc balansujac na siedzeniu. I co najwazniejsze, silnik bez problemu wytrzymuje obciazenie, wiec nie musielismy gnac na pelnych obrotach. Zza kolejnego zakretu wylonila sie chalupa. Ucieszylem sie. Zbik jednakowoz przejechal przez podworko, wzial ostry zakret pod stajnia i przez furtke w plocie z tylu pognal dalej. Oz w morde - to gdzie ci ludzie mieszkaja?

Ujechalismy jeszcze 500-700 metrow i stanelismy kolo spokojnie kurzacego ratownika.
- Dalej nie da rady. W zasadzie to koniec gory. Z przodu jest jeszcze jedno male podejscie, a potem kawalek pojdziecie w dol. Moge wziac wam sprzet, ale z wami sie zakopie. Snieg za gleboki. Pojade przodem, dojdziecie po sladzie.

Co bylo robic. Zbik pojechal, a my podziwiajac gorska panorame ruszylismy dalej piechota. Po ostatnim podejsciu przed naszymi oczami rozciagnal sie niesamowity widok. Gory w zimie wygladaja po prostu niesamowicie. Strajac sie wybierac co twardsze miejsca, szlismy sobie, grzeznac od czasu do czasu po kolana.

Po kolejnych 10 minutach doszlismy do Zbika.
- Mowilem, niedaleko. - usmiechnal sie - Dalej prosto, za ta gorka po prawej jest chalupa. Gora 100 metrow.
- A pan? Nie idzie pan z nami?
Zbik popatrzyl na panorame, na mnie, znowu na panorame.
- Doktorze, mysmy wczoraj w nocy razem z antyterrorystami wygarneli z chalupy jej syna. Jak sie tam pokaze teraz to sie skonczy awantura. Na was czekaja, nie powinno byc problemow. A jak z wami pojde... To co sie nasluchalem wczoraj to szkoda gadac... Jak bedziecie miec problemy, to przez radio krzyknijcie, pomoge.

Ustawilismy radio i poszli do chalupy. Typowa, po prawej od sieni tzw. Biala Izba o wymiarach 2x3, po lewej chyba obora byla, teraz puste miejsce. W pokoju siedzi sobie kilka osob. Na lozku malowniczo umiera pacjentka.
- Dzien dobry, pogotowie, co sie dzieje - zagailem standardowo.
- A te skur... - zaczal z grubej rury dziadek z krzesla
- Cichajcie, dziadku! - zapodal mlody czlowiek. - Babka chora, ona tu teraz najwazniejsza.
No prosze. Milo ze samemu nie trzeba mordy drzec. Korzystajac z ciszy, wyciagnalem sluchawki, cisnieniomierz i usiadlem kolo pacjentki.
- Co was boli?
- A jak kaszle, to mnie w piersiach kluje.
Od slowa do slowa dowiedzialem sie wszystkiego. I o chorobie, i o okolicznosciach towarzyszacych.

W nocy cala oblawa ruszyla na siekiernika. Tak nazwali syna staruszki, co to na rynku w pobliskim miescie w samo poludnie zatlukl ciosem siekiery w leb swojego oponenta. Chcieli go zatrzymac, ale co sie policjanci pokazywali na podejsciu pod chalupe, to rzeczony siekiernik odgryzal sie kamieniami a nastepnie wial w lesne ostepy. Poniewaz nie szlo go do sadu doprowadzic, sedzia zadecydowal ze go sila antyterrorysci wezma. Ci sie nie patyczkowali. Poszly granaty dymne, hukowe chyba tez i facet w kajdankach poszedl sobie grzecznie do ciupy. A przy okazji pacjentka nawdychala sie gazu. No i dzisiaj po poludniu zaczela umierac. Oczywiscie wszyscy byli w oklicy winni zaistnialej sytuacji tylko nie syn morderca. Ktoren, jak to w zyciu bywa, mial zlote serce.

Z medycznego punktu widzenia nic takiego sie nie dzialo, zeby sie mozna bylo czepic. Poniewaz jednak pacjentka dusznosc zglaszala, a ta, jak wiadomo, zadnym pomiarom sie nie poddaje jako odczucie subiektywne, zarzadzilem transport do szpitala celem obserwacji. Ostatecznie nie wiadomo czym tak naprawde kobieta dostala ani tez co z tego pozniej wyjdzie. Jak na jeden dyzur to wystarczy mi atrakcji. Widoki widzialem, druga wycieczka nie jest mi potrzebna.

Porzucilismy kobiete, co jak na umierajaca wygladal calkiem stabilnie i wyszli na swieze powietrze. Dziadek najwyrazniej nie mial zrozumienia wsrod sluchaczy w domu, albo ich znudzil, bo szukal nowych. Chyba chcial nam opowiedziec jakie to, panie dzieju, sukinsyny sa z tych anty, ale zle trafil. Zeby go odstraszyc poszlismy sobie za winkiel. Jak dziadek Zbika zobaczyl, zagulgotal i znikl jak by go piorun strzelil.

Goprowcy pojawili sie niedlugo potem. Zapakowali kobiete w swoje ustrojstwa i poszli ta sama trasa ktora my przyszlismy ze Zbikiem. My pozegnalismy sie grzecznie z kapitanem, podziekowali za pomoc i poszli sciezka kreta poprzez las. Na ktorej niedaleko chalupy spotkalismy napastowanego.
- Wracacie?
- No jak widac.
- A babke zostawiliscie na wykonczenie w domu???

Ludzie to jednak nienormalni sa. Stoi sam, w lesie, dookola nikogusienko, a ten morde drze na dwoch ponadstukilowych chlopow. Nie rozumiem ludzi. Pokazalismy mu ktoredy musi biec, zeby babke dogonic i polezlismy w dol. Dopiero za trzecim zakretem skojarzylem fakty. Zapomnialem mu powiedziec ze za gorka goprowcy mieli skuter i pewnie juz nim w dol jada. A, niech tam chlopisko ma troche radosci w zyciu. Ostatecznie buty mial wypastowane, to na dol szybciej zjedzie niz sluzby specjalne ze sprzetem szybkiego reagowania.

Zejscie do samochodu zajelo nam ponad godzine. Nie wiem skad napastowanemu wpadlo do lba ze sie na gore za godzine zajdzie, bo na moje oko to dwoch by braklo. Zeby sobie zycie umilic, bawilismy sie radiem gadajac o wdziekach Maryny z kierowca, az sie okazalo ze lapie nas stacja przekaznikowa na pobliskiej gorze i slychac nas w calym wojewodztwie. Ktos w koncu nie wytrzymal, otrzymalismy stosowne pater noster i szlag nam trafil jedyna dostepna rozrywke. Po dojsciu do samochodu zastalismy spakowanych goprowcow, ktorym podziekowalismy ladnie za pomoc, babke na noszach w karetce i kierowce ktoremu z nudow skonczyly sie papierosy. Niektorzy to maja w zyciu szczescie.

Pacjentka zostala przewieziona bez wiekszych przeszkod do szpitala, dowiedzialem sie pozniej ze po dwoch dniach obserwacji wypisali ja z powrotem do domu.

A moral na dzisiaj?
Wzywasz pogotowie - wypastuj buty.

Zanim zadzwonisz.

25 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nic tylko sobie kombinuję topograficzne szczegóły (historycznych za bardzo nie pamiętam bo w przedmiotowym czasie ;/częściej mnie nie było w kraju, niż byłam... coś-tam majaczy, ale też te obrachunki góralskie to dość typowa sprawa)...

Ale te dolinki, miasta z ryneczkami, góry (pobliskie) z przekaźnikami (schronisko jest na jednej takiej...) ;D

No, oczywiście, napisane super... lecz do tego się idzie przyzwyczaić... ;/

abnegat.ltd pisze...

Ha :) Jak pisac zeby napisac - i sie nie odslonic ;)
Troche mnie chroni fakt ze wspolpracowalem z kilkoma stacjami pogotowia, a moje opowiesci rozciagaja sie od Beskidu Niskiego po Beskid Zywiecki ;D

Anonimowy pisze...

Doskonale rozumiem o co chodzi i też piszę/komentuję tak, by nie dać wyszukiwarkom 'twardych danych'; zbyt wścibskim - zbyt łatwego żeru... o pułapkach formalnych nie wspominając... ;-)

Anonimowy pisze...

o Beskid Żywiecki :)
- fajnie się składa bo ja z Żywca jestem :P :)

pozdr.

abnegat.ltd pisze...

Zywiec z Zywca :D
TO JE ONO ;D

Anonimowy pisze...

kurde, Abnegat - nie piłem dziś ani jednego Żywca a nie czaje ocb :D

abnegat.ltd pisze...

@ Basia: jezeli ktos zna tereny o ktorych pisze, to moze skojarzyc. Chociaz z drugiej strony - wszedzie tam sa rynki i dolinki ;)

@River: jak nadmieniles Zywiec, jakos tak poczulem mily smak :) Nie jestem jakims straszliwym piwoszem, ale jak juz sie zdazylo - zawsze to byla buteleczka z krakowiakami (a moze to zywczanie sa??!?)

eee-live pisze...

Czyli jednak babcia przeżyła ;)

Trochę się spóźniłam ale cóż...
A i proszę dziś nie wspominać o alkoholu pod żadną postacią ;)

abnegat.ltd pisze...

Taki dowcip slyszalem.

Padlo zasadnicze pytanie - co jest lepsze na kaca. Aspiryna, czy polopiryna. Po serii testow okazalo sie ze o zwyciestwie zadecydowal ostatni. Zdecydowanie wygrala go polopiryna.
Ciszej sie rozpuszcza.

eee-live pisze...

Ha ha ha! My podzieliliśmy się kacem z mężem ;) jego boli głowa, a mnie suszy :(
Ale dla mnie to ani jedno ani drugie nie jest dobre, bo nie mogę pić tych wszystkich rozpuszczalnych medykamentów ;)

Zadora pisze...

telefony komórkowe rozumiem. Ale jak oni do takiej chałupy na codzień docierają zimą? Czy siedzą w chacie i ten tego e... czytają na przykład?

abnegat.ltd pisze...

LE, miestrzostwo swiata :) To tak jak w tej opowiesci o kotku co przejmowal kaca wlasciciela.

Agregat, to jest niesamowite. Maja nakupione zapasy maki, cukru, jaj i czego tam jeszcze - i moga siedziec miesiacami w takiej chalupie.
Cmok cmok
drozdzyk z cukrem
sie caluje
i zaraz potem fermentuje ;D
Do tego chow wsobny i permanentny niedobor jodu. Zgroza.

eee-live pisze...

Abnegat no bo wiesz jak my razem pijemy to razem cierpimy ;) Ale lepiej by było jakby kot przejął moje dolegliwości ;)))

Zadora pisze...

no a Ty się pytasz co można przez miesiąc w Gorcach robić? :)))

Anonimowy pisze...

AZ, to ty teraz bibmbrem się zajmiesz (i wdziękami Maryny)?

Abi, dużo wrażeń jak na jeden dzień. :D

eee-live pisze...

Dotty jesteś :) bo my już się martwiliśmy.

Anonimowy pisze...

No matko, nie uśmiercajcie mnie tak od razu. Wybrałam się komuś w czymś popomagać. Co prawda zdarzył się koment:
"Ty to chora jeszcze jesteś."
"Tak trochę..."
"Nie trochę tylko bardzo!"
"..."
Ale potem było z górki. :P

eee-live pisze...

Dotty my Cię nie uśmiercamy tylko się o Ciebie martwimy!!!!!!!!!!!!!
No bo wiesz że to do Ciebie nie podobne nie odzywać się cały dzień ;)

eee-live pisze...

A tak poza tym to moja wina :( Ja wszczęłam alarm :(((

Anonimowy pisze...

Staram sie starać o dofinansowanie w imieniu kumpla (który to poprosił mnie o pomoc - to do niego nie podobne). A nóż widelec coś z tego wyjdzie (a jak nie to może facet swoje plany jakoś będzi miał okazję poukładać). :P
Potwierdzam - niepodobne. Thanks EL.

abnegat.ltd pisze...

Wlasnie - caly dzien i nic :) Dobrze ze dobrze.

Anonimowy pisze...

Tzn. mnie się wydaje, że dobrze (człowiek się do wszystkiego przyzwyczai?), ale nie wszystkim. Tak czy inaczej nie tragicznie. :D

Anonimowy pisze...

Ubiłam temat? Przepraszam.

abnegat.ltd pisze...

A czemu? Dzisiaj jest leniwa niedziela - nikomu sie komencic za bardzo nie chce ;)

Jak to spiewal Daukszewicz - maja dzis obywatele leniwa niedziele.

Anonimowy pisze...

A ja chyba będę mieć też leniwy tydzień. Przymierzam się wyartykułować żem chora (chociaż nie do końca w to wierzę). :D

AZ to jak z tym bimbrem??