niedziela, 21 grudnia 2008

Jujitsu

Kolejna wycieczka. Do kolejnej pomrocznosci jasnej. Szlag by ten halny trafil. Lezac pod gore zastanawialem sie czy budowanie osady ludzkiej nie powinno byc obwarowane zapewnieniem dojazdu. Wezmy na ten przyklad gesi. Buduja gniazda? Buduja. Ale zawsze tak zeby doleciec. Nie widzialem jeszcze zeby gesi w kopalni jaja skladaly. Albo konie na drzewach. Rekiny w swierzopie. A ludzie kruca pysk musza se znalezc jakies pieronskie zadupie i tam wlasnie sie wybudowac. Jak oni do cholery jasnej wtargali tutaj budulec? Pojecia nie mam. W zasadzie nie przeszkadza mi ze ktos mieszka w ostepach lesnych - ale czy nie moglby byc w takim przypadku zdrowy? A jak juz jest chory to czemu laskawie nie zadzwonil wczoraj? Albo jutro??

Po dojsciu na miejsce zastalismy sympatyczna pare starszych panstwa rolnikow oraz ich syna. Ktoremu to sie gwozdzik obluzowal calkowicie i klepka wypadla. W zwiazku z czym w domu nielad, potluczone sprzety i nieco zasapani gospodarze, od ktorych dowiedzialem sie wszystkiego. Ze w szpitalu syn juz byl, ze leki przestal brac, ze od jakiegos czasu mu gorzej, az wreszcie dzisiaj calkiem mu odbilo. Tak. Malo dziwne nie jest - jak ktos tabletek nie je to mu legutko* palma odbic moze.

Poprosilem grzecznie zeby przestali sie nad wyrosnietym nad podziw mlodziencem wydzierac. Ostatecznie jak mi sie zdenerwuje 120 kilo samych miesni to tu bedziemy mieli powtorke z rozrywki. Siadlem sobie kolo niego na lozku i zastosowalem wariant marchewki. Obiecalem ze wszystko bedzie cacek, ze na oddziale zostanie tylko tyle zeby leki zaczely dzialac, ze zadnego wiazania nie bedzie - i nawet ze sobie bedzie mogl przed droga przy karetce papierocha wykurzyc. Pokiwal glowa, upewnil sie ze jechac musi i obiecal ze jak sie tylko spakuje, to z nami pojdzie. Dobry chlopak.

Sanitariusz zaczal dane spisywac, wiec poszedlem na swieze powietrze otruc sie smola, nikotyna i szescdziesiecioma innymi substancjami rakotworczymi. Cos sie w koncu czlowiekowi od zycia nalezy.
Stoje sobie, kurze, gwiazdy ogladam, przez okno do pokoju patrze, znowu na gw..-wroc. Patrze przez to okno, a tam przelatuje w poziomie moj sanitariusz. Nastepnie dziadek. Potem sanitariusz wraca. A zez by cie kaczka kopla w nabial... Przeciez prosilem zeby mi klienta nie stresowac.

Wpadlem do domu i wszedlem w zwarcie. Przynajmniej masa bylem mu rowny. Zwod, nozia pod kolano, na szczescie nie zorientowal sie co sie bedzie dzialo. Wyladowalismy na lozku. W przelocie zdazylem mu zalozyc na szyje klamerke z taka fajna dzwignia na grdyke - niewielu ludzi wie co z tym fantem zrobic. Sanitariusz jak lew, ryzykujac skopanie wlasnej glowy z ramion, zablokowal mu nogi, a dziadek przytrzymal prawa reke. W zamieszaniu umknal nam fakt ze czlowiek posiada dwie rece i ze akurat lewej nikt nie trzyma. By to kulawy bocian... W mroku zaswiecily gwiazdy. Bialy delfin Um..? N-nie.. Delfiny nie wyja przerazliwie i z zadeciem "Jesteeem kobietaaaaa" bo to jednak sensu nie ma. Znaczy sie - radio. Podciagnalem sie nieco i przycisnalem lewa reke kolanem. Sprawdzilem zakres zniszczen. Kurwadziad pieronski, ubil mi szostke. Grrr.

Na moje grrr pacjent odpowiedzial ghrrr i zrobil sie sinawy. Poluzowalem.
- Bede grzeczny ino pusccie - wyrzezil.
Ja ci zgrzecznieje zaraz. Zarzadzilem kaftan. Na dzien dobry poszly rece, potem trzeba bylo klocka odwrocic. Dowiazalem pasy. Zadnego puszczania nie bedzie. Zebow mam tyle co i inni, a nowe w tym wieku nie rosna. Korzystajac z niejakiej poprawy warunkow, zluzowalismu dziadka.
- Prosze isc do karetki i poprosic kierowce zeby przyszedl z deska. A potem zalatwic z 6 ludzi do niesienia na dol.
Dziadek zniknal. Przybyczony probowal mnie podejsc - niby to oslabl, ruszac sie przestal po czym nagle do walki ruszyl. Nie z nami te brunery, Numer. Kiwac to my ale nie nas.

Jakies pol godziny pozniej slicznie zabezpieczony pacjent byl gotowy do transportu, przywiazany do deski pasami modo baleron. Niestety, dziadek zalatwil tylko trzech sasiadow. Co robic. Dalem mu waliche do niesienia, a z reszta pomocnikow zlapalismy sie za deche i poszlismy pomalutku w dol.

Idziemy, slisko, szlag by trafil takie warunki. Do tego facet za mna, ktory od poczatku sapal, zaczal rzezic. Cholera jasna, jednego do transportu juz mam, za chwile bede mial zawalowca na stanie. Na wszelakij sluczaj zarzadzilem postoj. Trzy minuty pod gwiazdami przybyczonemu nie zaszkodza, a my sobie odpoczniemy. Wyciagam papierochy, a tu facet z tylu podaje mi ogien. Sam juz swojego zdazyl zapalic. Oz w morde. Zipi jak parowoz i pali?
- A nie szkodza panu te papierochy na dusznosc?
Swiszczacy przylozyl reke do szyi i zaciagajac sie gleboko pokiwal glowa ze nie. Ja wymiekam. Facet ma tracheo na stale zalozone... Pozostali z duma mi opowiedzieli jak to Franek sie na tego nowotwora krtani dusil, ale mial szczescie, bo na prawdziwego fachowca trafil. Ktoren to mu rurke w szyje wrazil i teraz po wsi se chodzi i znowu kurzyc moze. Co moglo to mi opadlo.

Reszta drogi przeszla bez wiekszych historii. Przybyczonego zawiozlem do IP gdzie jakis nawiedzony obronca praw ludzkich go rozwiazal. Nie czekajac na nic porwalismy deske, kaftan - tak tak, doktor naprawde byl odwazny i kaftanik tez zdjal- i dali noge. Jakies 5 minut pozniej zawolal nas dyspozytor i przekazal ze izba prosi o pomoc w pacyfikacji szalenca ktory wlasnie odkryl w sobie talent dekoratorski i zajal sie gruntownym przemeblowaniem wnetrza. Ja go rozumiem. Tez mnie denerwowalo kretynskie ulozenie biurka. Zglosilem dyspozytorowi ze ja mam biegunke, a zespol musi karetke do nastepnego wyjazdu przygotowac. Niech sobie nawiedzony zezre wlasnorecznie upitraszony bigos.

Bo na to nie ma rady
Bo na to nie ma rady


Plombe wstawilem za wlasne pieniadze. Nawet nieduzy ubytek byl.


*wymowa lokalna oryginalna. Kto go zna, wie gdzie historia sie dzieje.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Aż mi ciśnienie skoczyło (chyba ;/ bo nie mam usytrojstw do mierzenia).

Ale gdyby Pan Szanowny zechciał przemyśleć godzinę ujawniania światu nowego wpisu (szósta a nie dziewiąta ;D) to nie musiałabym nawet kawy pić. Nie tak wredna, jak fajki, ale na coś ponoć TEŻ szkodzi...
;)

Zadora pisze...

Historia tak legutko od Krakowa na południe. Duży rozrzut.

eee-live pisze...

NO widzę że coś ostatnio na psychiatrycznych Cię wzięło :)
Wymowę znam ale nie wiem skąd :) Mogę się tylko domyślać :)

abnegat.ltd pisze...

@Basia: Pamietnik Dramatycznych Zdarzen jako bezkofeinowy stymulator. Hm - nasz czytelnik - nasz Pan ;)

@Agregat: Legutko ;) Z wschodnim odbiciem.

@Eee-live: jakos mi sie same akcje psychiatryczne przypominaja. Zafiksowalem sie. Juz mam kilka nastepnych ;)

eee-live pisze...

Abi mi to nie przeszkadza ;) chociaż wiem że są jeszcze ludzie co mają bardziej nierówno pod sufitem ;D

Anonimowy pisze...

Osłabiasz mnie Abnegat
po każdym odcinku myslę, że to juz szczyt literackich uniesień blogowych
a tu proszę - mistrzostwo zwyżkuje:)

gratulacje, jesteś Master

wesołych gwiazdeczek i jemiół calusnych

gaudia

abnegat.ltd pisze...

No tak. Rumsztyk z cebulka znowu - czyli sie zas rumienie.

Za podjemiolne gwiazdeczki dziekuje slicznie, mam nadzieje ze sie jeszcze przeczytamy 24 z rana :)

Anonimowy pisze...

O rany,u Ciebie to się dzieje... .A wszystko opisane w lekkim, dowcipnym stylu :)Wiem,już cię chwalono za talent narracyjny, ale dobrego nigdy za wiele:)Mam nadzieję, że zgłosisz swój blog do konkursu Blog Roku 2008 :)
Wesołych Swiąt!

randi6

abnegat.ltd pisze...

Randi6 - dzieki :)

Wasze slowa uznania traktuje jako zachete do dalszego grafomanstwa - wiec strzezcie sie ;D

abnegat.ltd