czwartek, 20 listopada 2008

Roznice

Nic to. Staje dzielnie przy tablicy. Zawsze staralem sie w takich przypadkach robic dobre wrazenie, nawet gdy na horyzoncie majaczyla katastrofa. Teraz tez majaczy.

Ad rem.

Wyjezdzamy z Polski i zabieramy ze soba przeswiadczenie o uniwersalnosci naszej kultury, wzorcow zachowan, kuchni i czego tam jeszcze. Nic bardziej blednego. Nasza kultura jest co prawda w jakis sposob wpisana w kulture Europy wiec trudno popelnic duze faux pas przemieszczajc sie w jej obrebie. Przynajmniej dopoki nie sciagamy butow idac w gosci. Ogolnie jednak nasze bezstresowe wpasowanie sie w kulture brytyjska nalezy przypisac ciezkiej zaprawie gospodarzy, ktora przeszli na przestrzeni dziejow. Czym bowiem moze ich zadziwic Polak w porownaniu z mieszkancami Indii, Jamajki czy Pakistanu.

Mozna by duzo pisac o wychowywaniu dzieci, kulturze osobistej, przywiazaniu do kominkow i braku kiszonych ogorkow. Roznic jest multum a zyjac tutaj dochodzimy do wniosku, rownie falszywego co pierwszy, ze praktycznie wszystko nas rozni. Bez wywazania otwartych drzwi drzwi chcialbym wskazac na dwa problemy ktore moga w jakis sposob okreslic zarowno samych gospodarzy jak i nasze wzajemne relacje.

Problem pierwszy to ich uprzejmosc. Jestemy wrecz oszolomieni otaczajcym nas usmiechem, wszechobecnym "How are you" i "Are you happy". To drugie jest szczegolnie zwalajace z nog, dopoki nie zrozumiemy ze to pytanie o nasz komfort a nie stan ducha. Do tego bardzo rzadko ktokolwiek podnosi glos. Calosc sklada sie w obraz kultury i szczesliwosci. Nic bardziej mylnego.

W czasie mojej pracy mialem okazje spotkac sie z mniejszoscia Romow polskich. Odbieramy ich jako gwaltownych, wulgarnych, czesto chamskich. I tu dochodzimy do teorii nr jeden.

Uwazam ze mamy podobny zakres reakcji co Brytyjczycy czy Romowie, jednak jestesmy ustawieni na nieco innej wysokosci skali emocjonalnej. Niezaleznie czy sa oni mili czy nie - odbieramy ich opacznie, poniewaz jestesmy wyskalowani inaczej. Rom nawet gdy jest mily, w naszych uszach brzmi napastliwie. Niemily Brytyjczyk wyglada jak uosobienie Matki Teresy.

Potrafia byc rubaszni, cyniczni a czesto niegrzeczni - ale to dla polskiego ucha jest bardzo trudne do wychwycenia. Brzydza sie rasizmem czy przemoca? Ha.

Probka brytyjskiego dowcipu.
W knajpie siedzi Pakistanczyk, Polak i Brytyjczyk.
Polak wypil piwo, podrzucil kufel, wyciagnal bron i rozwalil ja w drobny mak. Popatrzyl beznamietnie i powiedzial: "Jestesmy tak bogaci ze stac na nowe kufle zeby kazde piwo pic z innego". Na to Pakistanczyk podrzucil swoj kufel, wyciagnal AK47 i rozwaliwszy go na drobne czesci, rzekl: "Nas tez stac na nowe kufle i kazde piwo mozemy pic z inego". Na to wszystko Brytyjczyk dopil swoje piwo, wyciagnal pump-gan'a i zastrzeliwszy obu przedmowcow, stwierdzil: "Jest was tu tyle ze kazde piwo mozemy pic z innym".

I kolejny. Co ma wspolnego Cygan (ale ten dowcip krazy tez w wersji o Polakach) z paczka papierosow? Zawsze jest ich 10 w grupie, smierdza i nie wpuszcza sie ich do cywilizowanych pubow w Irlandii.


Druga ciekawostka to dialekt. Wydaje sie nam ze istnieje cos takiego jak jezyk angielski. Kolejny mit. Tak sie dziwnie zlozylo ze zawadzilem o regiony w ktorych problem nalecialosci regionalnych jest najbardziej widoczny. I do krwi ostatniej bede bronil tezy ze kazdy z tych obszarow posluguje sie jezykiem angielskopodobnym.

Stajac przy barze bylem swiadkiem rozmowy przedstawicielki plci pieknej z Polnocnej Irlandii i przedstawiciela rodzaju drugiego z Kanady. Dla mnie oboje byli zrozumiali. Natomiast co drugie zdanie ich rozmowy brzmialo "Could you repeat, please?" Ludzie, dla ktorych j.angielski jest jezykiem natywnym, mieli problem komunikacyjny.

Nie trzeba tu straszyc cockney'em czy geordie - wystarczy sprobowac porozumiec sie z osobnikiem rodzaju County Fermanagh czy Tyrone. W obu tych miejscach do prawidlowej wymowy konieczne sa zupelnie inne miesnie twarzy. A odleglosc pomiedzy nimi to tylko 30 mil. Dolozmy regionalny zestaw idiomow - mala czesc jest uniwersalna, ale wiekszosc ma umocowania lokalne - i dochodzimy do paskudnego wniosku. Nigdy nie nauczymy sie jezyka angielskiego na poziomie kolokwialnym.

Tak na marginesie. Nie moglem sobie przypomniec jak sie pisze nazwe dialektu z Tyneside, poprosilem wiec tubylca o spelling. Zamiast geordie - co jest okresleniem zarowno mieszkanca jak i dialektu - przespelowal ti dablju ej ti. Swir. Robia sobie jaja ze wszystkiego i wszystkich.

Do tego dochodzi duma z flagi i Krolowej, totalna niechec do dokumentow, niemieckie przestrzeganie przepisow drogowych, koszenie trawniczka co piatek, dzien sztucznych ogni upamietniajacy akt terroztyzmu, 90% promocje w supermarketach, samoloty tansze od kolei, ruch lewostronny, czeki jako srodki platnicze, pakistanskie taksowki, zakaz picia alkoholu do 21 roku zycia, szkolnictwo wywrocone do gory nogami, baked beans i tak dalej i tak dalej...

40 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ej no, rozbrajające- o większości nie miałam pojęcia...dziwni ci ludzie..

annablack

Anonimowy pisze...

Bardzo fajnie i lapidarnie to ująłeś!

A najlepsze hece są, gdy człowiek, po 4 latach intensywnego studiowania odrębności kultury brytyjskiej, ląduje w Monachium myśląc, że teraz to Europę Zachodnią ma plus-minus w jednym paluszku. I zaczyna się:

"No tak, ty nie jesteś Polką, ty jesteś 'International' (sic!)... ale powiedz, jak ci się u nas podoba..."
"OK, wszystko tak samo, jak w Polsce: drzewa, ruch prawostronny, klimat, do domu blisko, ludzie cashem płacą, rzadko kartami czy czekami (1999), supermarkety małe i biednawo wyglądające,..."
Dla bogatych pań na przedmieściach - moich (przyszłych) studentek-konwersantek to perfidne ''wszystko jak w Polsce' było prawdziwym szokiem... :-D

abnegat.ltd pisze...

AB, ja mam wrazenie ze to nie tyle oni sa dziwni co nasze odczucia wynikajace z konfrontacji stereotypow vs. rzeczywistosc ;)

Basiu, jak moglas Europejce (chocby i z Niemiec) zasunac porownanie z pograniczem chrzescijanskiej europy :D Ja sie nie dziwie ze im klapki spadly...

Anonimowy pisze...

do języków i akcentów dodajmy jeszcze walijski i już w pełni mamy uroki życia w UK ;-) czytam Twój wpis i tęsknię za tym wszystkim, o czym piszesz... eh. 3 lata wakacji tam robią swoje, budują sentyment. Nawet jeśli pewne rzeczy na początku wydają się dziwne właśnie, to potem zaczyna się to wszystko rozumieć i tęsknić za tym...
metaksa

abnegat.ltd pisze...

Metaksa, walijski, kornawalia, east-end - a Szkocja? Z ich twardym R? North-east z u wymawianym po polsku? [button] i [buterflaj] zamiast [batton]?
A [bos]? Dopiero jak dodali station to zrozumialem ze chodzi o bus station.

I najwieksza zalamka. Dzieckiem w kolebce bedac mialem wbijane do lba ze HAW to jest na hali i tak mowia gorale, a anglik have wymawia HEW. Moze gdzies tak mowi. Bo tu gdzie teraz jestem mowia HAW. I jeszcze sie kloca ze tak jest po angielsku :D

Anonimowy pisze...

Wszystko prawda,co napisałeś.Jesteśmy inaczej wyskalowani- otóż to.Ale ja to właśnie w nich lubię, że niemiły Brytyjczyk wygląda jak uosobienie Matki Teresy.Bawi mnie natomiast to, jak postrzegani są Francuzi, nie tylko przez nas,ale i inne nacje;że subtelni,maniery itd.Powiem tak: Francuzi tak traktują resztę świata, jak paryżanie traktują resztę swoich rodaków.Oczywiście, nie zawsze otwarcie :)

randi6

Anonimowy pisze...

abnegat dzięki :))
Może później uda mi sie coś wysmazyć bo teraz mam niestety tzw ciurka*

kiciaf

*ciurek wziął się stąd że człowiek tak ciurkiem pracuje i pracuje...

abnegat.ltd pisze...

Randi, jest taka piekna scena w durnej skadinad komedi o Amerykanach w Paryzu z Chevy Chase'm - jak to kelner zorientowawszy sie ze nie rozumieja ani dudu, obraza ich na potege z usmiechem na ustach :D Masakra.

Kiciaf, ciurek moze byc jeszcze militarny ;)

Zadora pisze...

Z moich peregrynacji szwedzkich z anglikami nauczycielami (w tym sensie mówiącymi poprawnie). Była tam dziewczyna z północnej Angli. Puszczała filmy nagrane z aktorami z pł. Angli. Nie do zrozumienia. Sama mówiła, że tambylczy akcent jest straszny i niezrozumiały dla innych anglików. Uczyła kilka lat w Szwecji i jeździła raz w roku do domu. Za każdym razem zaskakiwały ją zmiany językowe tzn. nowe zwroty lub idiomy jak również zmiana znaczenia dotychczysowych. Twierdziła, że jak jeszcze parę lat posiedzi w Szwecji to chociaż uczy angielskiego to w domu się nie będzie mogła porozumieć.
Ta sama dziewczyna pod wpływem kontaktu z Polakami postanowiła pojechać do Polski pozwiedzać. (to wszysto lata 89-92 dla ścisłości). Kupiła sobie wydane w Angli i napisane przez Angoli rozmówki polskie. Jak poczytałem sobie wstęp dopiero mi się otworzyły oczy i pojąłem różnice językowe Polska vs. kraje europy. Bo tak jak piszesz jest nie tylko w GB ale i w Szwecji, Francji, u Niemców itd. Podobno do niedawna nie istniało coś takiego jak język włoski! Wszędzie są ogromne różnice regionalne i klasowe. Do rzeczy. W tym wstępie stało jak następuje. Najpierw podsumowali siebie czyli Anglików. Czyli przez wieki silne prądy odśrodkowe i tendencje do podkreślania regionalnej lub klasowej odmienności i tożsamości chodzby w warstwie językowej. Podpowiedzieli litościwie angolom, że jest tak nie tylko w Angli ale reszta europy nie lepsza. Skrytykowali siebie samych za to, że jak przyjeżdza ktoś z innego rejonu Angli to albo gada "po tutejszemu" albo go olewają i nie chcą pomóc się zrozumieć (tak było napisane - nie polemizuję). I tu przeszli do Polski zachęcając angoli do prób mówienia po polsku. Podkreślali, że w przeciwieństwie do ich kraju, Polacy będą zachwyceni, jeśli ktokolwiek spróbuje powiedzieć cokolwiek po polsku, będą pomagać, i zrobią wysiłek, żeby zrozumieć i się porozumieć. I bardzo logicznie to wytłumaczyli. Polski nie było jako państwa. Język stanowił nośnik tożsamości i jednoczył Polaków. Dlatego w miejsce odśrodkowych tendencji reszty europy Polacy mieli tendencje dośrodkowe i wykształcili ogólnopolską formę języka, którym większość się porozumiewa bez problemów i stanowi on o ich tożsamości nie tylko narodowej. Prawda, że logicznie?

abnegat.ltd pisze...

Popatrz. Nie patrzylem na to w ten sposob.

Niesamowita jest obserwacja na temat niecheci do zrozumienia angielskiego wymawianego w inny niz miejscowy sposob. Zzymalismy sie juz wielokrotnie ze potrafia sie kilka razy pytac i nie rozumiec tego co chcesz powiedziec.

Przykladem niech bedzie niesmiertelny stek.

Wchodzisz do knajpy i prosisz o teka.

Stejk
Stjek.
Stiek.
Stik.
(to sa rozne wymowy regionalne tego samego slowa).

A facet patrzy na ciebie i NIE ROZUMIE. Co do cholery moze chciec obcokrajowiec w knajpie na S? Sugar medium rare? ;)

eee-live pisze...

Abnegat to ja już teraz wiem dlaczego w jednej szkole nauczycielka angielskiego mówiła tak, a w drugiej inaczej i jak coś mówiłam tak jak nauczyła mnie ta pierwsza to ta druga nie wiedziała o co chodzi i prosiła żebym użyła innego słowa które może ją naprowadzić co chciałam powiedzieć ;) Dla mnie to było męczące bo moja znajomość angielskiego jest naprawę kiepska :( ale mimo szczerych chęci nie jestem w stanie opanować tego języka :(

abnegat.ltd pisze...

Eee-live, podstawowym pytaniem do nauczycielki powinno byc: A jakim dialektem sie pani posluguje?

Rozumiem, ze w USA z racji przestrzeni jest kilka dialektow (najbardziej podoba mi sie plaski znad Missouri- slyszalem ostatnio w filmie), ale UK? Wyspa nieduza - a kazde county - i kazda warstwa, jak to opisal Agregat - ma soj jezyk.

Makabra :)

eee-live pisze...

Abnegat no niby racja ale ja nie będę kaleczyć tego języka więc sobie odpuściłam, chociaż podejrzewam że jak skończę tą szkołę to odświeżę mój niemiecki, a później się zobaczy :) Może angielski, francuski albo włoski lub hiszpański :) Na dwóch ostatnich jakoś mi tak zależy :) Ale to jak będę miała więcej czasu :)

Zadora pisze...

Ja tam żadną omegą językową nie jestem, porozumiewam się jakoś i już. Ale myślałem, że pęknę ze śmiechu jak w bardzo szybkiej (2 dni) wizycie w Londynie udało się wykroić 2 godz. na zakupy przedświąteczne. Pańcia w sklepie pyta szalajrapat? Kilka razy prosiłem, żeby powtórzyła a ona niczym nie zrażona powtrarzała identycznie. Najmniejszej próby umożliwienia mi zrozumienia pytania, użycia innych słów, innej artykulacji. Z kamienną twarzą wciąż to samo szalajrapat. Ona sprzedaje, nastawiona ponoć na obsługę a zachowała się tak, że jakbym pieprznął tym zestawem mydełek co chciałem kupiś dopiero byłoby zdziwienie o co chodzi? Bardziej domyśliłem się z kontekstu sytuacji, że pyta czy ma przewiązać wstążką. Ciężka próba. Ale to nic w porównaiu z dwiema innymi sytuacjami.
Przez wieżę Eifla płynie nieprzerwana fala turystów. Ponoć 2 mln. już tam były. W kawiarni w pobliżu kelner na pytanie łamanym francuskim "parlewuzanglez" z martwą twarzą odpowiada "no" odwraca się i odchodzi! A my tylko kawę chcieliśmy! Ci mają dopiero do łbów "nasrane". Z kogo oni tam żyją? Z lokalnych kloszardów?
Włochy, stłuczka. Autoryzowany serwis z obsługą international assistance. Nikt nie mówi po angielsku, tylko najczarniejszy, umazany smarami mechanik z warsztatu. Pańcia wypisująca mi fakturę, pyta przez tegoż mechanika jak to możliwe, że przyjeżdzamy na wakacje do Włoch a po włosku nie umiemy!!!? Spytałem czy jak będzie jechała na wakacje do Chin to chińskiego się nauczy? I życzyłem jej na pożegnanie, żeby jadąc do Polski umiała powiedzieć po naszemu chociaż "dzień dobry, do widzenia, dziękuję", czyli to co każdy Polak za granicą zwykle umie w miejscowym języku (jeśli w ogóle takich słów używa).

abnegat.ltd pisze...

Eee-live, marzylo mi sie kiedys ze sie naucze niemieckiego. Ale jak patrze ile sie ucze angielskiego - i gdzie jestem to mysle ze sie za to wezme gdzies kolo osiemdziesiatki...

Agregat, z jednej strony nalezy wymagac od innostrancow zeby podjeli probe nauczenia sie dzien dobry i przepraszam bo to nie boli. Z drugiej strony, jezeli sie z nich zyje, to nalezalo by podjac probe zrozumienia ich jezyka.

W Egipcie turystyka jest jedna z czterech galezi utrzymujacych ekonomie panstwa (razem z tama assuanska, kanalem sueskim i ropa). Ale obsluga hotelu uczy sie wszystkich mozliwych jezykow, sprzedawcy na ulicy probuja zgadnac skad jestes i zagaduja Cie we wlasnym jazyku.

A taka zagrywka jak tego kelnera spod Wiezy Eiffla to sie do filmu nadaje :)

Zadora pisze...

Taka zagrywka to w Paryżu norma na ulicy i w knajpkach, które w większości znaczną część utargu mają z turystyki. Jeśli trafisz do naprawdę francuskiej knajpeczki z rodzinną obsługą, szybciej postarają się Ciebie obsłużyć. Ruch mają mniejszy i każdy klient na wagę złota. Tam gdzie turystów masa to turyści muszą się starać, kelner ma to w dupie. Za jakiś czas (może długo ale tak się pewnie nieuchronnie stanie), ludzie do Azji będą jeździć bo dostępność i koszty podruży będą porównywalne a Paryż stanie się zaściankiem z niewielką w porównaniu do Azji ofertą i wtedy zaczną się uczyć albo znowu będzie rewolucja i terror bo na chlebek zabraknie. Sami francuzi spoza Paryża klnął tą paryską wodę sodową i mentalność. Ale o tym chyba Kiciaf już pisała. Za to Luwr ma informatory za darmo w wielu językach. Polskiego niestety nie znalazłem.

Anonimowy pisze...

"Bus" pewnie jeszcze bym zrozumiała, ale zabiło mnie "cup" wymawiane właśnie przez "u" a nie "a"... :D
metaksa

Zadora pisze...

Sorry, poczytałem, to Randi wywołała francuzów do tablicy.
I sorry again za ortografy, u mnie zawsze na nie liczyć możecie :)

abnegat.ltd pisze...

Agregat, ja chcialem byc straszszszliwie miezdunarodnyj i zapalilem w paryskim metrze "Ten tickets bitte!" - ale bylem tak zdenerwowany i zestresowany (to bylo jakies 15?? lat temu) ze babka zrozumiala bez mrugniecia okiem... Moze jak ta kawe kupic chciales to byles za mily?

Metaksa, bus przez o brzmi tak jak boss - jeszcze przedluzaja troche s na koncu. Mnie z nog zwalilo. Cup wymawiaja [kop]. Doloz do tego mug, run i nieme h ( in aler to inhaler... trzy razy sie pacjenta pytalem in what?) I'm goin'om to ide do domu - mozna sie pociac tepym narzedziem. I to w momencie gdy mi sie wydawalo ze znam ten jezyk w stopniu komunikacyjnym...

eee-live pisze...

Abnegat ja mam to samo z angielskim co Ty z niemieckim :) Po niemiecku jakoś się porozumiewam a nawet nie chwaląc się zdałam z niego maturę :) tylko jak się nie używa języka prawie 4 lata to trochę się zapomina ;P
Chociaż szwagierka jak nieraz jest u nas ze swoim mężczyzną i chcą się pokłócić to zawsze po niemiecku bo tam mieszkają ale przy mnie nie mogą :) Więc chyba jednak jeszcze trochę pamiętam :) i przyczyniam się do zmniejszenia liczby sprzeczek pomiędzy nimi ;D

Anonimowy pisze...

o, a propos mug - liczba mnoga wymiana "mugz" też jest cudna :D to chyba z kolei yorkshire było...
metaksa

Anonimowy pisze...

Abnegat
Mówiąc have anglik używa tzw.szerokiego e-jest to coś pośredniego między "e" a "a" (następuje opad szczęki)My to często słyszymy jako a.Tak samo w słowie bad jest szerokie e-bez opadu szczęki wychodzi bed, czyli całkiem inne słowo.

randi6

Anonimowy pisze...

Agregat,
Tak, we Włoszech najszybciej dogadasz się po francusku (tak jak i we Francji :)))
Za to w Chorwacji, gdzie byś nie był, zawsze spotkasz kogoś z angielskim, i to często dobrym.Byłam tam nie raz, kiedyś były poważne kłopoty z samochodem,a był on nowy, jeszcze na gwarancji no i w związku z tym sporo formalności, bo części trzeba było sprowadzać, awaria nietypowa itd. ale wszystko poszło gładko.Zero problemu z komunikowaniem się :)

randi6

Anonimowy pisze...

Abnegat,
A cóż to za katastrofa majaczy na horyzoncie, o której wspominasz na końcu swojego posta?!

randi6

abnegat.ltd pisze...

Szlag mnie trafi. Zezarlo mi cala odpowiedz. Grrrrrr.....

abnegat.ltd pisze...

Ale tego bzdeta przepuscil. K.mac na kolkach.

Zasadniczo - w skrocie replay:

- Eee-live - zazdroszcze niemieckiego
- Randi - oni tu mowia polskie a. I polskie U.
- o Chorwacji jak najbardziej tak.
- katastrofa grafomanska majaczyla. ale poki co nikt mnie nie obsobaczyl to moze nie jest najgorzej :[]

Jak mi wkurw pusci to na spokojnie zmajstruje ta odpowiedz raz jeszcze bo poki co mam ochote kopnoc toto w pudlo, poprawic w monitor i zawinac kablami- chyba z pol godziny pisania....

GHRRRRRR....

eee-live pisze...

Abnegat nie denerwuj się:) złość piękności szkodzi :D

Anonimowy pisze...

Ot, blaski i cienie losu blogera ;/

Tu mała instrukcyjka rutynki, która może pomóc/zapobiec... :-)

Anonimowy pisze...

no więc tak.
Mam ciotke rodowitą francuzkę, paryżankę, prawdziwe burżua, ożenioną z Polakiem. Ja nie mówie po francusku (ale duzo już rozumiem), cioteczka nie włada polskim (z drobnym wyjątkiem o czym za chwilę). Sposób porozumiewania z nia wygląda nastepująco: cioteczka zaczyna długie zdanie po angielsku, potem następuje przerwa na "eeee" po czym bardzo gładko kończy je po francusku. Zwykle ponieważ poczatek jest zrozumiały, to końca można się domyśleć. :) No nie lubią oni tam obcych języków i z wzajemnością. Angielski w wydaniu francuzów jest w ogóle dosyć specyficznym językiem i trzeba sie z nim deko osłuchać.

Dwa wyjątki, gdy ciocia mówiła po polsku.
Jej kotka (bardzo rasowa) miała na imię "Kotka" z francuskim akcentem na ostatnią sylabę.
Pies jej teściowej, która pod koniec życia zamieszkała z nimi był polskim jamnikiem i prawie całe swoje życie doczesne spędził słysząc polską mowę i nijak nie chciał zrozumieć, co do niego mówią po francusku. No więc cała paryska część mojej rodziny została zmuszona do mówienia po polsku do psa. Pies był twardy i oporny, po francusku nauczył sie tylko jednego słowa "less" czyli smycz. Wszystkie inne typu "spacerek", "chodź tu pimpek" oraz "dobry piesek" rozumiał tylko po polsku.
Ubaw po pachy.

No i kto by pomyslał jaki patriotyczny pies. :)

kiciaf

Anonimowy pisze...

Kiciaf,
Tak,pieski są patriotyczne,własnego nie mam, ale widziałam nieraz :)
To, jak porozumiewasz się z ciotką przypomina mi wiele rozmów z Francuzami :D

randi6

Anonimowy pisze...

Abnegat,żeby nie zrobić mojemu komputerowi tego, co ty chciałeś swojemu, wyłączyłam się wczoraj wcześnie-też były kłopoty :I

randi6

Morfeusz pisze...

Na teologii angielskiego uczył nas ksiądz będący rodowitym Anglikiem z Londynu ale mającym szkockie korzenie. Na początku wydawało mi się, że gulgocze do mnie jak UFOK z filmu "Kapuśniaczek" (kto widział ten wie). Potem się jakoś tej jego wymowy nauczyłem. No a potem poleciałem do Ju Es Eja i przeżyłem szok w kontakcie z Pakistańczykami. Wszyscy mi mówili, że jestem taki brytyjski i londyński i ach, och.

Co ciekawe znajoma pani dr anglistka rodem z Anglii (ale rodowita z Londonu) twierdziła, że mam akcent jak dziwka ze szkockiego burdelu.

Anonimowy pisze...

Po przeczytaniu komentarzy wyszło mi że znałam nietypowych Anglików i Walijczyków, ponieważ starali się jak mogli żeby zrozumieć o co mi chodzi i jeszcze okazywali zachwyt że w takim stopniu opanowałam język (a uczyłam się wtedy zaledwie od 3 lat i dukałam potwornie) - bo z całej kilkunastoosobowej grupy jakikolwiek język obcy znała 1 (słownie jedna) osoba więc uważali to za wyczyn i dodatkowo dowód bycia z lepszej klasy... Za to z Francuzami faktycznie nieszczęście totalne, aroganccy, nieuprzejmi i nieużyci i oczywiście nie mówią po angielsku ani słowa. A wiedziałam na pewno że w tej firmie wszyscy znają angielski na poziomie min średnim :(
Pozdrawiam - Aya

abnegat.ltd pisze...

Eee-live: pamietam taki slub gdzie byli Francuzi i Polacy. I jeden Hiszpan. Gdyby nie to, ze jedna Polka robila za tlumacza, gadalibysmy na niby.

A potem trafila sie druga impreza gdzie przyjechali Niemcy. I tu opad szczeny. Z umiejacymi po niemiecku - wiadomo, szprechali. Ze mna po angielsku - nie bylo problemu. Nie jestem przkonany czy tam ktos nawet po francusku z nimi nie proboal konwersowac. Mam dla tej nacji szcunek niezalezny od naszych historycznych zaszlosci.

Metaksa, yorkshire to calkiem niedaleko. Nawetostatnio pacjenta mialem ze Scarborough. Kolejny dziwny dialekt :)

Randi, z ta wymowa tutaj to jest kopletne jajo. U i A wymawiaja w iekszosci po polsku chociaz speluja po angielsku. Niektorych slow trzeba sie od nowa uczyc. To nie jest to ich ae znane z Londynu.
We wloszech angielskim mozna sie dogadac chociaz czasem rece bola. Ale to na polnocy, nie wiem jak na dole.

Eee-live, mi to juz nic nie jest w satnie zaszkodzic ;)

Basiu, dziekuje za tipa, stosowac bede (jak tylko nie zapomne ctrl-c przed enter wcisnac...) :)

Kiciaf, wielki szacunek dla Pipmusia. Zadnych kompromisow :D

Randi, kopiac komputery wpisujemy sie w ogolnoamerykanski trend uzytkownikow. Ponoc wiekszosc z nich to robi. Nie wiem tylko czy to powod do dumy jest ;)))

Morfeusz, to gdzie ten ksiadz pracowal ktory Cie uczyl???!??? Zaprawde, ciezki kawalek chleba maja niektorzy pasterze... A pakistanski akcent doprowadza mnie do rozpadu funkcji - jak sie trafi na helpline to mieszanka polskoangielskiego z jednej i pakistanskoangielska z drugiej powoduje kompletny chaos komunikacyjny.

Aya, przeczytalem nasze komenty raz jeszcze i faktycznie mi wyszlo ze tak nieco jednostronnie ponarzekalismy sobie :) Chyba troszke przerysowal sie na problem - z jednej strony faktycznie maja rozne dialekty, czasem wystarczy nieco zdeformowac wymowe zeby za cholere nie szlo byc zrozumianym - ale z drugiej strony caly czas mi mowia jak to sobie swietnie radze i pomagaja jak moga. Szczegolnie w zakresie tutejszych idiomow ktorych w potocznym jezyku jest tak na biede 50% :)

Anonimowy pisze...

Ab ja bym jeszcze dodala dwa krany gdzie cudem jest umyc naczynia pod biezaca woda zeby sie nie poparzyc i okna otwierane na zewnatrz (sic!) do dzis nie mam pojecia jak myje sie taki wynalazek mieszkajac a n-tym pietrze

abnegat.ltd pisze...

Oz w dziub- o kranach mi sie zapomnialo :D Dzieki, Niecodzienna. Do tego jeszcze brak wiezy cisnien- bojler jest na strychu a woda sobie ciurczy o tyle o ile wysokie mamy poddasze...

Morfeusz pisze...

Abi ;) nie wiem jak jest teraz ale kilka lat temu w Londynie było 7 parafii prawosławnych: 2 antiocheńskie, 3 greckie, jedna rosyjska i jedna serbska.
W Chicago też parafii trochę było - chodziłem do greckiej ;)

abnegat.ltd pisze...

Morfeusz, nie mow mi ze on ten Szkocki akcent zlapal w diecezji greckiej ;)

Morfeusz pisze...

Pan był rodowitym Anglikiem ino go do takiej parafii przydzielili. Co ciekawe Liturgie odbywały się w 2 językach: w grece koine (dla starszych wiernych) i po angielsku dla młodszych. Co ciekawe ów angielski to angielski z czasów króla Jakuba.

Muzykę cerkiewną i kształcenie głosu miałem dla przykładu z Rosjaninem. Ten też mowił po angielsku ale miał akcent jak marynarz z trałowca.

Anonimowy pisze...

Hehe. Shall I wrap up?
Generalnie bardzo mi się te dialekty podobają. ;)
Najgorsze co pamiętam to klienta, który zamawiał w cocney'u. Zrozumiałam z tego tylko ate na końcu. :P