piątek, 24 października 2008

Bialy wielblad

"Przyjezdzajecie szybko! Dostal bialej goraczki!"

Dyspozytor po zebraniu wywiadu doszedl do wniosku ze wsparcie niebieskich jest konieczne. Zaprzyjazniona ekipa w nysce zwanej pieszczotliwie suka pognala za nami na bolusach.

Na poboczu drogi czekal podekscytowany wspoldomownik. "Panie k., zap.ala k. dokola chalupy k. z siekiera i rabie k. co popadnie!" wykrzyknal uradowany. Podrapalem sie po potylicy. Jutro grilek zaplanowany, a ja sobote spedze na neurotraumatologii czekajac az mi siekiere z mozgu wydlubia. Hm... "Prowadz Pan". W razie czego ja mu pomoge, a on mi raczej nie.

Zachodzimy zygzakiem pod chalupe, uwazajc zeby za plecami nie zostawic zaczajonego siekiernika. Cisza. Drzwi do domu otwarte. Stanelismy - i jakos tak wszyscy galki na mnie. Ze co, ze ja niby pierwszy? Niedoczekanie... "No, prowadz Pan".

Wchodzimy do srodka. Siekiernik grzecznie przy stole siedzi i prytozolem mozg chlodzi. "Darz Bog" zakrzyknalem radosnie, rece w pokojowym gescie rozkladajac. "Jak sie mamy z rana?". "A ty k. kto?" lypnal siekiernik. Ups, trza wyciagnac argumenta. "Ja czlowiek dobry, dochtor z pogotowia - bo tu sie na was skarza zescie chalupe chcieli na opal przerobic. Prawda to?". "A gdzie tam, Panie doktorze" zlagodnial siekiernik. "Banieczke?" zapytal wyciagajac reke z butelka. "Nie moge, sluzba" zelgalem, czujac zapach wielokrotnie destylowanego chalupnicza metoda wywaru z ziemniakow. Zasiadlem przy stole na przeciwko, sygnaly dyskretne dajc wsparciu zeby sie stlenili na chwile, bo mi trza doktorskie powinnosci pelnic.

Po wstepnym zagajeniu i rozpoznaniu terenu, przystapilem do rzeczy. Badanie psychiatryczne- czyli zaczynamy od pytan podstawowych. Imie i nazwisko- OK. Gdzie jestesmy? Popatrzyl sie wzrokiem teskniacym za siekiera, ale dzielnie rzekl "Noz k. w chalupie, nie?". Date pomylil o jakies dwa i pol miesiaca- uznalem ze egzamin wstepny zdal. Ostatecznie jak sie na zegarek nie popatrze to za cholere daty nie podam. Przystapilem do czesci glownej. "Glosy slyszycie jakie?" "E, niee..." " Z szafy do was nic nie gada? W radio nie obgaduja?" "Jo tam radia nie slucham, a w szafie spokoj". "Zwierzeta jakie widzicie? Myszy, pajaki, weze?" zapytalem, pomny historii straszliwych innych deliriantow. "A takie to nie, panie doktorze, tylko wielblad".
...???
"No tak - przychodzi taki caly bialy i na mnie te rozowe galy wytrzeszcza!!"

Zagryzlem wargi. "A lubicie go?" " Nie znosze sk.syna!!!" "To ja was moge zawiezc w takie miejsce gdzie go na zawsze przegonia." "Do psychiatryka?" "Do psychiatryka" "To jo ino szlugi wezme".

Najwazniejsze to miec odpowiednia perspektywe. Jezeli zobaczycie kiedys biale myszki, pomyslcie sobie ze to naprawde nic w porownaniu ze stadem bialych dromaderow.

15 komentarzy:

eee-live pisze...

O rzesz! O białych wielbłądach to ja jeszcze nie słyszałam :) Będę musiała się trochę porozglądać :)

Anonimowy pisze...

och piękne...

aż mu troszku pozazdrościłam

gaudia

ps. Jesteś bardzo odważnym Abnegatem

Anonimowy pisze...

O kurcze. Masz dar przekonywania. :D
Mimo, że facet miał najcieższy argument. ;)

Anonimowy pisze...

A dziś mi sie zdarzył taki omam dośc częsty. Wsiadłam sobie do innego autobusu niż potrzeba, bo mi się zwidziało, że ma numer tego na który czekałam (na usprawiedliwienie dodam, że różniły się jedną cyferką). ;D

Anonimowy pisze...

A gdzie facet co go było dwóch?? :))

Zadora pisze...

Nie dwóch facetów tylko garbów dwuch...u wielbłąda! :))
Co do panów w niebieskim radzę nie wzywać do pacjenta nagiego. Dać mu się najpierw ubrać. Niebiescy zwykle boją się pacjentów "psychicznych". Jak pracowałem (pisałem wcześniej)to radiowóz przywiózł takiego pacjenta w szale. Pokrwawiony, posiniaczony, nagi i skuty w kajdanki przez gliny. I te pacany na niebiesko, rozkuli go w drzwiach na oddział, zatrzasnęli drzwi i uciekli. Oddział pełen niestabilnych psychicznie pacjentów, którym wystarczy niewiele, żeby odjechać, dwie pielęgniarki i salowy (II zmiana) i szalejący nagi pacjent. Golasa nie ma jak złapać, za co przytrzymać. Osaczony wreszcie na końcu korytarza ostrzeliwał się doniczkami z kwietnika, aż zabrakło amunicji. Biedny człowiek. Kwiaty też biedne, poszły do wymiany. A odział wariował tego wieczora.

abnegat.ltd pisze...

@Eee-live: za duzo pracujesz- to trzeba pic straszliwe ilosci zeby wkroczyc na rowniny wielbladow-albinosow.
@Gaudia: chyba jednak nie ma czego. Ten wielblad wyzwalal u niego straszliwe napady leku (ale juz nie okreslal go wtedy wielbladem tylko mowil ze "Zly" do niego przychodzi).
@Dotty: On sie bardzo chcial dac przekonac. Ale z psychidznymi to nauczylem sie rozmawiac po dobrych kilu latach pracy. Bo na studiach uczyli mnie filozofii (moge teraz napisac Kirkegaard z bledem).
Ten co bylo go dwoch wymaga specjalnego opracowania. Nie wiem czy ja na tyle gramotny jestem. Ale sie postaram, obiecuje :)
@Agregat: zgadza sie. Do takiej pracy jest potrzeban ponadludzka empatia i swieta cierpliwosc. Wiekszoc ludzi sie po prostu nie nadaje. Szacunek.

eee-live pisze...

Abnegat to tylko tak teraz z tą pracą, aż nadrobimy zaległości. Teraz nie jest tak źle, w zeszłym roku chodziłam co 8 godzin i po tygodniu nie wiedziałam jaki jest dzień tygodnia. Teraz pracuję tylko 60 godzin w tygodniu ;)

A pić to ja tal nie potrafię ;) Także wielbłądy nie jest mi pisane zobaczyć ;)))

Anonimowy pisze...

>>>chyba jednak nie ma czego. Ten wielblad wyzwalal u niego straszliwe napady leku (ale juz nie okreslal go wtedy wielbladem tylko mowil ze "Zly" do niego przychodzi).<<<<

obawiam się, że to nie śliczny wielbłąd z różowymi gałkami te lęki wyzwalał, jeno gorzała.
a zazdroszczę tylko troszku, z przyczyn estetycznych:P

gaudia

ps. Wyrazy szczerego szacunku dla panów A i A za pracę z chorymi psychicznie i takie o niej pisanie.

Morfeusz pisze...

a mnie czeka staż na psychiatrii - aż 4 tygodnie.
Pamiętam za to pacjenta, który widział białe myszki. Na początku myśleliśmy, że to delirium do momentu gdy sami je zobaczyliśmy. Potem okazało się, że właściciel mieszkania trzyma 3 białe myszy w domu, które po prostu powyłaziły z klatek i rozbiegły sie po domu.

abnegat.ltd pisze...

:D Morfeusz, znajomy zdretwial jak w trakcie picia zobaczyl cos co jak sprezynka przeskakalo przez pokoj. Potem godpodarze mu wytlumaczyli ze maja myszoskoczka czy jakos tak...

Morfeusz pisze...

wiesz mi nie było do śmiechu wtedy:P
Dyspozytorka powiedziała, że albo delirium tremens albo choroba schizofrenia bo ma omamy. Wchodzimy, pacjent krzyczy, że białe myszki po nim chodzą. Ja nic nie widzę ale odwracam głowę a tu biała myszka sobie biegnie pod ścianą. Byłem święcie przekonany, że zamiast pacjenta to mnie zapakują w kaftan i powiozą do psychiatryka.

Ostatnie takie przerażenie to miałem na studiach jak w akademiku zażywałem kąpieli i spod tapety w łazience (tapeta nieco odstawała) wylazł karaluch i zaczął pedałować w moją stronę. Zastanawiałem się czy karaluchy gryzą i czy nie umrę na jakąś egzotyczną chorobę jak mnie ucapi.Potem jak karaluch zrobił rundkę i podreptał z powrotem pod tapetę to dostałem głupawki śmiejąc sie z własnej głupoty.

Anonimowy pisze...

Szczerze mówiąc, to łatwiej byłoby mi znieść widok tego wielbłąda niż
białych myszek.

A z datą to zdarza mi się mieć problemy. Trochę mnie zaniepokoiłeś ;), ale tłumaczę sobie, że szczęśliwi przecież czasu nie liczą:)))

A w ogóle to jesteś baaardzo dzielny!

konfliktowa

Zadora pisze...

Z datami chyba nikt mnie nie pobije.
Raz na 3 lata są w Duesseldorfie największe targi w branży. Miałem jechać i dołączyś do ekipy firmy Austriackiej z którą współpracowałem. Młyn miałem tej jesieni straszny. I tak ciężko kojarzę daty bieżące.
Zaplanowałem wyjazd, zadzwoniłem do przyjaciela w Bonn, umówiłem się, że ląduję u niego, wszystko gra. Trochę byłem zdziwiony, że Austriacy mało danych podali ale, ruszyłem w drogę. Kawałek jest do przejechania ale machnąłem za jednym zamachem. U Darka wieczorkiem był miły nastrój a rano wbiłem sią w garnitur i dzwonię do Micky (dziewczyna zajmująca sią organizacją w tej firmie) na którym stoisku mam ich szukać i gdzie odebrać wejściówkę bo już jestem gotów i za pół godziny będę na miejscu. Micky najpierw zgłupiała a później zaczęła się serdecznie śmiać...targi zaczynały się o tej godzinie i tego samego dnia ale...dokładnie za miesiąc!
Miałem wakacje, kopnąłem się do Holandii w stare znane miejsca, kupiłem synowi (wtedy był metalem) odlotowe skórzane spodnie a sobie dzbanek to parowania mleka do capucuno. Same korzyści i do tego jak śmiesznie. Nikt w kaftan mnie nie wpasował.

abnegat.ltd pisze...

@Morfeusz: to troche jak w dowcipie - pacjent sie drze ze myszki po nim chodza i strzasa wyimaginowane stworzonka z siebie a psychiatra na to "Nie na mnie nie na mnie" :D

@Konfliktowa: no tak. Kobiety myszek dziwnie nie lubia. A dzielny nie bylem- toz to ten wspollokator szedl przodem :DD

@Agregat: no, to jest dobre :D Kumpel kiedys organizowal narty w Austrii ale ze niemiecki zna mniej wiecej (wiecej nie zna a mniej zna :D) a w dodatku byl w stanie wysycenia, to zamiast 4 osob na 7 dni zamowil nocleg dla 70 osob na 4 tygodnie. A potem mu szczeka spadla jak mu emila z potwierdzeniam przyslali. Ale zeby sie o miesiac rozminac- to jest osiagniecie :D